Offline
Użytkownik
Rejestracja: 11 lis 2005, 12:42
Posty: 471
Lokalizacja: KACZOGRÓD
Panowie! Poszukuję zdjęcia Mana F 90 w barwach PEKAES, może ktoś z Was ma to bym był wdzięczny za okazanie.
Znalazłem w necie takie wspomnienia kierowcy z Pekaesu (teraz jest chyba w USA brak polskich liter tekście):
"Jezdzilem do Moskwy wiele razy (jako truck driver, kiedys PEKAES'u,
pozniej Auto Transport SA - teraz, jakby autocracy, wlasnie jade do
Seattle akurat przez ND) pusto tu jak za komuny w miesnym w keleckim)
z jeszcze jednym kolezkom. Tankowalismy paliwo gdzies pod Smolenskiem.
Podjechala "Wolga" tez zatankowac. Wyladowali sie z niej jakies
oficery "Krasnej Armii" obstawili nasze naczepy i leja po kolach -
wymieniajac uwagi na temat naszych gruznych maszyn. Jeden - otrzepujac
- podchodzi do nas i pyta sie kolesia: "Kakaja u was familja?" Koles
mowi: Poplawski. Uch bladzina! - taz u was byl takij gienieral.
Tam bylo wesolo jak nigdzie, a zaczynalo sie od Brzescia.
"Barysznia" (oficer pogranicznikow) dajaca "wize" w Briest (malenki
skrawek papieru ze stemplem) zawsze mowila ze jak zgubie ten kwit, to
broda urosnie mi do pasa zanim opuszcze "sajuz". Chowalem ten kwit
skwapliwie, z pietyzmem jak relikwie z krzyza - na ktorym, znajomego
nam Polakom - Zyda powiesili ziomale.
Hotele bywaly rozne, ale te w miasteczkach w jakich sie przyszlo
nieraz zatrzymac, "Kamnaty" w nich skladaly sie z zeleznego lozka, jak
w wojsku, malego stolika i krzesla (toze zeleznego) na ktorym stala
miednica + pogiete cynkowe wiadro w ktorym byla woda do mycia
dopelnialo reszty. Ale, na stoliku staly latem zawsze swieze polne
kwiatki w sloiku po agorcach. Te kwiatki robily mila atmosfere.
Bywala tam tez mala restauracyjka w takim hotelu, a niej zelazne menu:
"Rasolnik z kuricy" i "Rozbef",. Liche to bylo zarcie, ale zawsze cos
cieplego. I staly element restauracyjny, w kacie gramofon ktory non-
stop zaiwanial "Czastuszki".
Wokol Mnska bylo "kalco" (obwodnica). Zawsze jezdzilem prosto, przez
miasto. Byl znak zakazu; konski leb przekreslony po przekatnej (zakaz
wjazdu dla "Gruznych Maszyn"). Jechalo sie do czasu zatrzymania przez
milicjoniera ktory pytal: ty nie widial znaka? Widial, widial mu
mowie, ale taki jak ty skazal mienia nada priamo wadzic maszynu. Tak i
jedu.
Stal na stopniu auta i oczkami zerkal po kabinie. Zauwazyl dlugopis,
dalem mu ten dlugopis (byl z gola baba jak nim sie pokrecilo), oglada
i pyta kto takij zdzielal? Mowie ze kitajce. Rzucil mi go
spowrotem, zeskoczyl ze stopnia, machnal ujezdzaj w piz**...
Wstepowalem do "Bieriozki", tak nazywaja sie przydrozne lokale
gastronomiczne, a w nich; winco i smietana, makaron i ocet. Smietana
byla dobra - choc bierz i nozem rznij.
Na polach wokol pustki, krzaki i dziki lubin - kwitnacy niebiesko.
Ugory. Na szosie od czasu do czasu kobiety, lepiace dziury na drodze.
Mijajac miasta wsie i posiolki w kazdym stal Lenin przy wjezdzie i
przy wyjezdzie. W charakterystycznej pozie. Albo siedzacy i dumajacy
"Szto stwieril". Albo stojacy i wskazujacy gdzie dobrobyt (reka
skierowana na zachod).
1074 km. za mna. Dojechalem do Moskwy. Sokolniki znajduja sie we wsch.
czesci sedna stolicy wsiech stran mira, trzeba bylo przejechac cala
Moskwe - "szagom". Milicji zatrzesienie. Na blokach mieszkalnych
hasla. Na Sokolnikach, bo tam mialem dostarczyc ladunek, spotkalem
kolegow z firmy. Byl to piatek, powiedziano nam ze "Tamoznia" nie
rabotajet, trzeba czekac do poniedzialku. Siedmiu chlopakow - bedzie
wesolo pomyslalem. Idziemy w Miasto. Siedlismy w Metro - jedziemy.
Ludzie Radzieccy byli bardzo komunikatywni. Juz w Metrze wzbudzalsmy
ciekawosc. Uchodzilismy za lotczykow, ze wzgledu na "gapy" na lewej
piersi (emblemat firmy).
Wyladowalismy na placu Feliksa (Dzierzynskiego). Pomnik "Gieroja" na 7
pieter, Felek byl odlany ze spizu. Przy placu Hotel "Maskwa" w hotelu
restoran na ostatnim pietrze. Urwalem sie z kolega. Wracalismy do
swoich aut. W sokolnickim parku stalo mnostwo kioskow z pamiatkami;
statuetki Lenina, ksiazki i sliczne predawczyce w nich. Zatrzymalismy
sie przy jednym. W srodku prikrasna dziewoczka. Zaczelismy rozmawiac.
Od slowa do slowa, zaprosila nas do srodka, ciasno tam bylo, ale b.
przyjemnie. Zawolala z sasiedniego kiosku kolezanke. Rozmowa potoczyla
sie wartko. Nawet znalazla sie butelka bimbru, co ciekawe, z nalepka
po "Wyborowej". Inne "bukwy" to i lepiej im ten bimber smakowal?
Zaproslismy dziewczyny do restauracji na kolacje. Zgodzily sie chetnie
byc naszymi przewodnikami po Moskwie. W restauracji po zjedzeniu
kolacji, zaczely sie tance. Gdy zabawa zaczynala sie dopiero
rozkrecac, kelnerki zaczely sprzatac ze stolow i powiedzialy nam ze o
23-ciej zamykaja (zawtra, na robotu nuzna padimajet sia). Jedna z
przewodniczek zaproponowala przenesienie sie do jej mieszkania.
Zrobilismy zapasy, w taxi i jedziemy. Po malej godzinie jestesmy na
miejscu. Wielkie blokowisko. Wjechalismy na ktores tam pietro. W
mieszkaniu czysto, podlogi gole, dywany na scianach. Trzy pokoje z
kuchnia, lazienka i balkonem. Nina - bo takie imie miala nasza
gospodyni - wlaczyla sprzet grajacy i zabraly sie z kolezanka za
przyrzadzanie zakasek. A my, ze szklem w rece, spogladamy na siebie z
usmieszkiem zadowolenia z zaistnalej sytuacji.
Bylo juz po polnocy. Radio gralo jakies gruzinskie dumki. Dziewczeta w
kuchni, przy robieniu zakasek glosno sie smialy, nie wiedzielismy czy
z nas? Wszedlem do kuchni i mowie, mowcie glosno to i my sie
posmiejemy. A szto ty takij ciekawy - odparla Tamara. Zapytalem czy
mamy im pomoc? Wygonily mnie. Kolezka byl "zabojczo" przystoinym
mezczyzna (przed przyjsciem do firmy jezdzil "Wesolym Autobusem".
Pamietacie "Kierdziolka"?- czytalem wczoraj ze umarl). Juz szybciej
adorowal Tamare. Widzialem ze Tamara jest w siodmym niebie,
szczebiotala jak "pticzka", trafila na swoj dzien. Bogus pewny siebie
siedzial rozparty w fotelu saczac "Ararata". Nina, byla spokojna
dziewczyna, dobrze sie rozumielismy. Zakaski zostaly podane. Nina
zaprosila do stolu, na stole kawior, ryba, jakies wedliny, salatka
tomatna, agorce. Toze czaj dopelnial menu.
Toasty spelnialismy "Araratem" i "Sowieckim Szampanem". Panowal
swietny nastroj, humory dopisywaly. Nina i Tamara pracowaly normalnie
w "Uniwermagu", (najwiekszy dom towarowy w sajuzie) przy "Krasnych
Plaszciach" (Plac Czerwony). W tych kioskach, pracowaly w czynie ku
chwale. Nina pracowala w stoisku "Zolotnym", Tamara w "AGD".
Nina nastawila jakas muzyczke do tanca, zachowywalismy sie cicho,
mieszkanie w bloku. Pociagnalem Nine do tanca, Tamara Bogdana.
Atmosfera zaczela - gestniec. Szum w glowach, zapach cial i
"Diekalonu" robil swoje. Muzyka byla coraz bardziej wolna i cichla.
Widzialem zamglone oczy Tamary. Na Nine tez wplywal nastroj. . ."
Ostatnio zmieniony 02 gru 2007, 23:44 przez kubamich1, łącznie zmieniany 1 raz.