Polska -> Grecja -> Polska
8 luty 2008 - piątek
Zestaw stał już załadowany pod domen, tak więc po wczesnym obiedzie przepakowaliśmy manatki do MAN-a i można było już ruszać w trasę. Na zegarze była ok. 12.30 jak wyjechaliśmy z Cegłowa. Droga mijała spokojnie, ruch nie był zbyt duży także jechało się dosyć przyjemnie. Od czasu do czasu popadał tylko lekki deszczyk. Pierwszym większym miastem do pokonania był Lublin, przez, który dosyć szybko przemknęliśmy ze względu na umiarkowany ruch. Na 4,5h dojechaliśmy do Niska, zrobiliśmy krótką pauzę i ruszyliśmy dalej. Kolejnym celem był Rzeszów, który podobnie jak i Lublin przejechaliśmy w niedługim czasie. Czas jazdy był liczony od momentu załadunku tak więc nie udało nam się wjechać na Słowację. Długą pauzę kręciliśmy kilkanaście kilometrów przed Barwinkiem.
9 luty 2008 - sobota
Pobudka rano o 6, pijemy po kawie i herbacie i ruszamy w dalszą drogę. Po kilkunastu minutach jazdy jesteśmy na Barwinku, po stronie słowackiej kupujemy winietę i kontynuujemy jazdę. Droga przez Słowację mija spokojnie, po godzinie 9 jesteśmy już na przejściu słowacko-węgierskim i robimy 15min pauzy po czym kupujemy winietę i ruszamy dalej. Drugą, 30-minutową pauzę robimy w okolicach Debrencen. Pogoda na Węgrzech sprzyjała i jechało się przyjemnie. Było całkiem ciepło, przez jakiś temperatura była powyżej 10 stopni Celsjusza. Na Rumunii jesteśmy po godzinie 13, tradycyjnie już na granicy wykupujemy winietę i ruszamy dalej w drogę. We znaki dają nam się nie najlepsze rumuńskie drogi, ale co poradzić, trzeba mieć nadzieję, że za kilka lat będzie lepiej. Czas pozwolił nam na dojechanie w okolice Vingi. Długą pauzę kręciliśmy na "lusterkach".
10 luty 2008 - niedziela
Budzik dzwoni o 1 w nocy. Przed dalszą drogą tradycyjnie pijemy po kawie i herbacie. Droga do Timosoary minęła spokojnie, ale później było już coraz gorzej. Zaczął padać śnieg, droga w kilkanaście minut zrobiła się biała, a przed nami był ciężki, kilkunastu kilometrowy odcinek górski. W tym przypadku trzeba pochwalić rumuńskich drogowców, nie zdążyło jeszcze dobrze popadać, a po drogach jeździły już odśnieżarki i piaskarki. Całe szczęście, że najcięższe podjazdy były już odśnieżone i posypane piachem i solą. Łącznie ładunek ważył niecałe 10t, na śliskim przydałoby się tych kilka ton więcej. Podjazdy na szczęście nie sprawiły nam żadnych problemów. Dalej droga była już równiejsza, jednak miejscami bardziej zasypana niż w górach. Krótką pauzę robiliśmy w Orsovej co wykorzystaliśmy na małą drzemkę. Im bliżej była Bułgaria, tym mniej było śniegu. Na "łajbę" wjechaliśmy praktycznie z marszu. W Oryahovie, po stronie bułgarskiej byliśmy mniej więcej o 9.30, białego puchu praktycznie już nie było. Na granicy rumuńsko-bułgarskiej byliśmy zmuszeni wykręcić "dobówkę" ze względu na wyczerpanie godzin jazdy. Reszta część dnia zleciała głównie na oglądaniu filmów.
11 luty 2008 - poniedziałek
Ruszamy o równej 10. Droga przez Bułgarię mijała spokojnie, ruch był niewielki tak więc jechało się dobrze. Po drodze mieliśmy kontrolę tamtejszej inspekcji. Wszystko się zgadzało i po 15min mogliśmy już ruszać dalej. Przy okazji wyrysowała się krótka pauza. Dalsza droga obyła się już bez niespodzianek. Kolejną 30-minutową pauzę robiliśmy w okolicach Blagoevgradu. Na granicy bułgarsko-greckiej byliśmy ok. 16.30, kolejki praktycznie w ogóle nie było. W Grecji dotankowaliśmy jeszcze trochę paliwa i ruszyliśmy dalej. Dzisiejszego dnia jechaliśmy na "dychę" tak więc konieczna była druga, 45-minutowa pauza. Czas skończył się nam o 20, długą pauzę kręciliśmy na ok. 400km autostrady A1.
12 luty 2008 - wtorek
Dzisiejszego dnia ruszamy o 6 nad ranem. Droga mija bez żadnych niespodzianek, od czasu do czasu popadał tylko mały deszcz. Krótką pauzę robimy na A1. Rozładunek był w Mandrze, planowany na 12 czasu greckiego. Z punktualnością wyrobiliśmy się niemalże równiutko jednak i tak musieliśmy czekać 5 godzin na rozładunek. Wyglądało na to, że mają pełne magazyny, kazali zjechać na parking i czekać. Zależało nam bardzo, żeby szybko zdjęli, bo załadunek powrotny był jeszcze planowany na dziś. Z Mandry wyjechaliśmy ok. 17 czasu polskiego, niespełna godzinę nam zajęło aby dojechać do Piresua na załadunek, gdyby nie korek, byłoby szybciej. Tata poszedł zanieść papiery i kazano nam czekać. Po kilku minutach przychodzi gość i mówi, że załadunek jutro ok. 7 czasu greckiego (nasza 6). Nie pozostało nic innego jak obejrzeć jakiś film i pójść spać.
13 luty 2008 - środa
Załadunek zaczął się jeszcze szybciej niż planowano, pod rampą byliśmy o 6.30 czasu greckiego. Sam załadunek trwał jakieś 30min, ale trzeba było jeszcze ok. godzinę czekać na papiery, bo komputery się w biurze pozawieszały. Z pod firmy wyjechaliśmy ok. 7 czasu polskiego. W sumie dzisiejszy załadunek nie zabrał nam sporo czasu, gdybyśmy jeszcze wczoraj wieczorem załadowali to i tak trzeba by było zrobić długą pauzę i różnica w godzinach byłaby niewielka. Przy wyjeździe z Pireusa nie obyło się bez korka. Dalsza droga mijała już spokojnie, ruch nie był aż tak duży, a pogoda sprzyjała, praktycznie cały czas świeciło słońce. Pauzę robiliśmy na A1 i ruszyliśmy dalej w kierunku Salonik. Przed Salonikami odbiliśmy na Kilkis, stamtąd do granicy jest ok. 150km. Przed granicą dotankowaliśmy jeszcze paliwa i zrobiliśmy drugą krótką pauzę. Dziś także jechaliśmy na "dychę". Na granicy byliśmy ok. 17. Kolejka była niewielka, Grek nawet paszportów nie sprawdzał tylko machał ręką żeby jechać dalej, ale za to Bułgar jak zwykle musiał sobie wszystko odnotować w swojej "księdze". Kupiliśmy winietę i ruszyliśmy dalej. Czas pozwolił nam dojechać w okolice Dupnicy i tam kręciliśmy długą pauzę.
14 luty 2008 - czwartek
Wstajemy przed 6, tradycyjnie pijemy po kawie i herbacie i ruszamy dalej. Przez Bułgarię jechało się spokojnie. Przed Sofią byliśmy zmuszeni zrobić godzinną pauzę ze względu na zakaz jaki obowiązuje w określonych godzinach w stolicy Bułgarii. Przejazd przez samą Sofię trwał trochę czasu, niestety był korek. Dalej jechało już się lepiej. Po drodze minęliśmy się z konwojem krów, asekurowanych po obu stronach przez policję. Co śmieszne, ruch szedł wahadłowo. Wyglądało na to, że bułgarscy rolnicy wzięli się za strajkowanie. Dalej już obyło się bez podobnych, śmiesznych sytuacji. Na granicy bułgarsko-rumuńskiej byliśmy ok. 11.30. Kolejki dużej nie było, ale pływała tylko jedna "łajba" - duży "rumek". Po stronie rumuńskiej byliśmy ok. 15, kupiliśmy winietę i ruszyliśmy dalej. Długą pauzę robiliśmy w okolicach Drobety.
15 luty 2008 - piątek
Dziś ruszamy bardzo wcześnie, bo o 3 nad ranem. Na stacji zatrzymujemy się, aby kupić winietę na dzień dzisiejszy i ruszamy dalej. Tym razem na szczęście śnieg nie padał i przejazd przez góry był bezproblemowy. Dalsza droga również mijała spokojnie. Krótką pauzę robiliśmy za Timosoarą po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Śnieg znów nas zaskoczył, droga momentalnie zrobiła się biała. Dosyć mocno padało przez ok. godzinę, później warunki były coraz lepsze. Na granicy rumuńsko-węgierskiej byliśmy ok. 11. Kupiliśmy winietę, podjeżdżamy do kontroli paszportowej i kazano nam zjechać na rentgen. Straciliśmy na tym jakieś 45min. Na Węgrzech pogoda była już lepsza, śnieg nie podał i pokazało się słońce. Naszym celem było wjechanie na Słowację, jednak śnieg na Rumunii i rentgen na granicy pokrzyżowały plany. Czasu starczyło na dojechanie do Tokaju, na tamtejszym Shellu robiliśmy długą pauzę.
16 luty 2008 - sobota
Pobudka przed północą, pijemy kawę i herbatę, na stacji kupujemy winietę i ruszamy w drogę. Przez Węgry jechało się spokojnie, ruch był praktycznie zerowy. Po około godzinie jazdy byliśmy już na Słowacji, na granicy kupiliśmy winietę i ruszyliśmy dalej. Im było bliżej Polski tym śnieg bardziej padał, a co za tym idzie było całkiem ślisko. Teraz też nie mieliśmy zbyt ciężkiego towaru, bo "tylko" ok. 15t. Po drodze wysłuchaliśmy audycji Radio Truck. W Polsce było jeszcze gorzej niż u naszych południowych sąsiadów. Śnieg padał non-stop, ale droga była jeszcze czarna. Przed Rzeszowem zrobiliśmy krótką pauzę i ruszyliśmy dalej. Warunki niestety się pogarszały, śnieg cały czas padał, a droga robiła się biała. Na dobre przestało padać dopiero przed Kraśnikiem, słońce wyszło zza chmur i warunki zaczęły się powoli poprawiać. Całkiem dobrze było już na DK 17 po wyjeździe z Lublina. Śnieg na drodze zalegał już tylko miejscami, głównie na pasie awaryjnym. Im bliżej było domu, tym śniegu było coraz mniej, a warunki były co raz lepsze. Skutkiem opadów były co najmniej 2 wypadki na DK 17, które mijaliśmy. Zestawem zajechaliśmy pod dom i wypakowaliśmy manatki, poczym auto zostało zaprowadzone na plac.
Rozładunek jest w tym tygodniu w Warszawie.