Jakies 100 lat nie odwiedziałem forum, w kazdym badz razie udało sie w tym czasie zaliczyc traske. Co prawda nie ciezarowka, a po ciezarowke
Zdjec za duzo nie mam, ponieważ nie zawsze mailem aparat pod reka...
W kazdym badz razie zrobiliśmy taki mały objazd Niemiec
Szczegolowo trasy i dróg nie bede wypisywał, po porstu nie pamietam juz miejscowosci, bylo to z dobre dwa miesiace temu. W kazdym badz razie plan byl taki, zeby pojechac po starego mana-vw z kiprem i z hdsem. LE 2000 pojda na handel, troche za dobre i za nowe sa te ciezarowki do jezdzenia z weglem po okolicy.
Opowiesc bedzie miala forme bardziej gawedy, niz bardzo szczegolowo opisanej czasowo trasy
Tak wiec plan byl jak napisałem wczesniej przywiezienia takiego mana, ew TGA dla znajomego. Poszukalismy trupów na mobile.de, jeden sie spodobał, wszystko miało być na tip top, zapasowo wzielismy namiar na dwa many tga i jeszcze jednego man-vw. Oczywsicie wszystko wczesniej obdzwonione, ustalone itd. i ruszylismy w trase. Braciak podjechał po mnie koło 2 w nocy volvem s80, pojechalismy zapakowac klucze, nie klucze, srubokrety, nawet kolo zapasowe do mana - slowem caly zestaw naprawczy na wypadek trzesienia ziemi.Potem skok po drugiego z braci i w droge.
W kazdym badz razie wyjechalismy kolo 3 i po polskich drozkach do Zgorzelca. Potem szybkie tankowanie na granicy i dojechalismy w okolicach 10 na miejsce (okolice Erfurtu o ile dobrze pamietam). Sama podroz bardzo elegancko, u nas ruch zaden (jechalismy noca) a nie naiemieckich autostradach jechalismy z samego rana wiec na dobra sprawe ruchu nie bylo... Ja bylem pierwszy raz w niemczech i bylem naprawde mocno zaskoczony drogami, kultura jazdy i wygladem chociazby samych parkingow przy autostradach. W kazdym badz razie dojechalismy i poszlismy "kupować"
I potem mielismy wracac...
Niestety na miejscu okazalo sie, ze gosc sobie ostro poleciał w kulki. Owszem, samochod byl czysciusienki, wylizany ale co z tego - ledwo zapalil, kopcil tak ze moglby robic za zaslone dymna w armii, z silnika lało sie jak z kranu... Owszem,w tytule było napisane "kran" ale spodziewalismy sie raczje czegos innego
Jeszcze podczas sprawdzania hdsu braciak zaparl go o ziemie zeby luzy posprawdzac to cholerny niemiec zaczal drzec jape na nas... Coz, podziekowalismy i pojechalismy.
Nastepny cel to byl „lekko” wydawalo sie rozbity man (ciagnik) z warsztatu prowadzonego przez Polaka. Dojechalismy tam w okolicach pierwszej, podczas remontu autostrady wybralismy zly pas i udalo sie minąć zjazd. Wczesniej jeszcze godzinka w korku, jakis pacjent rozwalil swoje bmw i zablokowal dwa pasy. Na miejscu po krotkich ogledzinach okazalo sie, ze kabina owszem jest uszkodzona w stopniu „do wyklepania”, ale praktycznie wyrwana z zawiasu, po rozmowie z pracownikami okzalo sie ze man ten jezdzil po jakims wysypisku i zsunal się z gory, dlatego tak dziwnie tylko gora była kabina bita, silnik rowniez byl strasznie zmeczony zyciem... W kazdym badz razie tu rozniez okazalo sie pudło.
Po drodze byl jeszcze jeden Man, ale zaklad byl zamkniety, goscia nie bylo, telfonu nie odbieral, no to coz, pojechalismy.
Tak wiec byla godzina 16, bylismy w okolicach Dortmundu, po 4 pudlach, zmeczeni i generalnie w podlych nastrojach. W wsadzilismy tylek do samochodu i ruszylismy w kierunku domu. Przejechalismy 100 km i postanowilismy dac losowi jeszcze jedna szanse. Kupilismy na stacji gazete i zaczelismy szukac... Co prawda pod telefonem nikt nie odbierał, ale zaryzykowalismy, pojechalismy. Wrocilismy 100 km i pojechalismy jeszcze kawalek na zachód… Znalezienie miejscowosci i sprzedajacego mimo gpsu zabralo nam dobra godzine. Przywitał nas starszy niemiec, po angielsku nie gadal wiec generalnie opornie szło. Obejrzelismy samochod (zrobil calkiem dobre wrazenie), poszukalismy hotelu i w kime
Nastepnego dnia pojechalismy do goscia, okazalo się ze pracowal u niego Polak wiec nie było problemu żeby się dogadac. Auto troche zmeczone zyciem, ale za psie pieniadze wiec zostało zakupione i kolo 16 wyjechalismy do domu.
Sama podróz… cóz 1040 km, ja ta droge przejechałem volvem, a braciaki się co jakis czas zmieniali za kolkiem mana, z ewentualnym spaniem w volvie. Troche problemów po drodze było, trzeba było naprawiac termostat, ale się udało i jechalismy dalej… Droga jak to niemieckie autobany przyjemna, poza godzinnym czołganiem się w jakims cholernym korku. W kazdym bądź razie około 2 minelismy Cottbus i za chwile byliśmy w Polsce. A u nas już schaboszczak i potem z 1,5 godzinki się przespac i polecielismy dalej. Jeszcze potem atrakcje na autostradzie, jakis kolo duzym mobilem przelecial na nasza strone autostrady i dosc skutecznie ja zablokowal. Tak wiec cb i objazdy, objazdy i jeszcze raz objazdy. Ja zaraz za autostrada, czyli kolo 4-5 przesiadlem się na prawy fotel volva bo już opor byłem zmeczony i myslalem glownie o tym żeby się przespac. Jak się obudziałem byliśmy na trasie, która jechalismy pol roku temu, przy kupnie bialego L2000 Evo. Atrakcji o których wartoby wspomniec nie było, remont jest dalej w tym miesjcu w którym był i kolo 9.00 byliśmy w domu.
W sumie około 2500 – 2800 km, bez wiekszych atrakcji drogowych, za to ze sporym szokiem dla mnie… w Niemczech do tej pory nie byłem i tylko się utwierdzilem w przekonaniu, ze pod względem drog i kultury jazdy to jestesmy daaaaaaaleko
Jutro – pojutrze wrzuce pare fotek, postarm się również w najblizszym czasie pokazac nabytek – w tej chwili po lekkim remoncie tylnego zawieszenia i odnowionym podwoziem, kiprem i pomalowana kabina
Troche się rozpisalem ale jakos tak dobrze mi się pisalo, mam nadzieje, ze nzajdzie się choc jedna osoba która dotrwala do konca tych wypocin
Jak dobrze się ułozy to pod koniec wrzesnia będzie jeszcze jeden wypad, tym razem po Iveco Stralisa dla nas, niestety ale to szare Iveco w kazdej chwili może mieć wieksza awarie, a obłozenie jest spore i codziennie musi latac.