To może i ja się wypowiem.
U "Owada" pracowałem lekko ponad półtora miesiąca i zdążyłem sobie wyrobić opinię, utwierdzając ją u obecnego pracodawcy.
Ale ściślej.
Praca na "zestawach" ma swoje zalety w porównaniu z solówkami. Naczepę załadowaną zapina się pod rampą i jazda w drogę. Solówką - wiadomo podstawić się trzeba. Tak, jak mój przedmówca (przedpisca
) mam to samo zdanie o rozładunkach, a dokładniej o podjazdach pod rozładunki. Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że zdecydowana większość sklepów (może przesadziłem, ostatnio budują od podstaw) jest z okresu GS-ów i PHS-ów jak wiadomo które zaopatrywane były najczęściej przez Stary, Żuki i Nysy i to pod nie "projektowane"
były dojazdy. W chwili obecnej cofnąć (nie zawsze ale zdarzały się takie punkty) pod rampę graniczyło niemal z cudem, a jeszcze jak do miejsca rozładunku przejeżdżało się przez parking dla klientów to już była porażka i cud jednocześnie (np. Plac Evry w Nowym Targu). O wjeździe pod 3,5t nie wspominam bo to jest normą.
Powroty były łatwiejsze, ale i tak każdy musiał odstać w kolejce na zwrotach bo żeby się rozpiąć naczepę trzeba na zwroty podstawić żeby zrzucili palety itp. A jak nie to albo kierowcę obciążali (podobno 100 PLN za numer: wypięcie naczepy ze zwrotami na placu naczep) albo zawieszony na tydzień w jeździe. To samo tyczyło się sprawy, kiedy stwierdzono brak ładowania akumulatorów od windy w naczepie a zasilanie miało iść z alternatora z ciągnika.
Kolejną sprawą są same rozładunki. Zasuwanie Toyotą (albo paleciakiem jak nie ma się uprawnień na elektryka) przesuwanie wszystkiego z naczepy w sezonie letnim - na naczepie +4 a na zewnątrz +30 jest równoznaczne z nie natychmiastowym aczkolwiek 100% przeziębieniem. Inną sprawą są już odpowiedzialności za uszkodzenia, które najczęściej powstają podczas załadunku a po 4 literach na rozładunku dostaje kierowca. Fakt, faktem, jak kierownictwo danej Pierdronki jest w porządku to i rozładunek nie jest problemem a i też uszkodzenia nie są aż tak widoczne
Inną sprawą jest, do jakiego podwykonawcy się przyjmie. Bo ja miałem to szczęście, że i pauzy ludzkie wychodziły i w miarę przestrzegali przepisów o czasie pracy. Może też na ten fakt złożyło się to, iż miałem kartę i jeździłem na cyfrówce.
Kolejny temat to faktycznie chora logistyka i idiotyczny system planowania. Praktycznie nie istniało coś takiego jak zaplanowanie dnia kolejnego bo w ciągu godziny potrafiło zmienić się zlecenie na dzień następny 4, 5 krotnie.
A tak na marginesie:
thebone chyba u Ciebie nie byłem