przyszedlem dopiero z pracy, mysle ze kolo 21 pojawi sie czwarta i ostatnia czesc
Nie nie mialem 6 z jezyka polskiego bo nigdy nikt mi nie wierzyl ze pisalem prace samodzielnie
poza tym z uwagi na bledy ortograficzne nigdy na nia nie zaslugiwalem
Czesc czwarta, mam nadzieje ze ostatnia
-czesc, masz ochote? -pani stojaca na parkingu zagadnela mnie z dosc mocnym ukrainskim akcentem
-na co?
-laska 40, sex 50, co?
-a za ile pojedziesz za mnie do Sasnitz zeby zdazyc na nocny prom?
Sms od szefa brzmial tak: "okna musza byc na jutro, dasz rade na ten prom o 3"
Byla godzina 16, w trasie jestem od godziny 3:30 czyli juz 12 godzin... i ja mam jechac na prom na trzecia? a pozniej smigac przez cala Szwecje i do Oslo? Oszalal, przeciez to nie jest mozliwe tym bardziej ze musze zatrzymac sie 15 km przed Swiebodzinem w wiosce Myszecin zeby odebrac 100 kompletow roboczych rzeczy, nie mam juz pieniedzy a ostatnie tankowanie mam wlasnie w Myszecinie i tam mam dostac pieniadze na prom i na paliwo w Szwecji. 900 km do Sasnitz a pozniej 600 km z Trelleborga szalone i niebezpieczne...
"Zobacze co da sie zrobic" tak brzmial sms wysalny do szefa, dlaczego napisalem tak, a nie ze sie nie zgadzam? po pierwsze nie zalezy mi az tak na wlasnym zyciu, po drugie jestem szalony, po trzecie chcialem udowodnic mu ze tego nie da sie zrobic.
Odpalilem ducata, wrzucilem jedynke, z modlitwa na ustach bym nie zrobil nikomu krzywdy, najwyzej sobie ruszylem w strone zachodzacego slonca.
Droga do A2 to jeden wielki korek, znowu porypane roboty na krajowej 2, z jednego pasa zrobione dwa, w miejscu gdzie asfalt sie konczy pol metrowy spadek, ciezarowka ledwo miesci sie obok drugiej, dalej korek w strykowie no i nareszcie autostrada, tutaj moglem rozwinac skrzydla. Ducat z cala paka zaladowana ledwo co sie rozpedzal, a w perspektywie jeszcze jeden zaladunek... Osiagnecie 130 km/h trwalo troszke, ryk silnika dalo jakos sie zniesc, paliwa mialem na styk balem sie ze mi zabraknie, pieniedzy w portfelu tez jakos malo, starczylo tylko na papierosy na pierwszej stacji, radio ledwo co przekrzykuje ryk silnika, ale czylem sie szczesliwy, nie wiem czemu przepelniala mnie radosc, moze to pusta droga (nie taka pusta, ale lubie marzyc;p) widok zblizajacego sie ku zachodowi slonca nie wiem... moze jeszcze kiedys spotka mnie to uczucie wtedy moze sie dowiem o co tak na rpawde chodzilo. Wracajac do drogi, nie bylo tloku co kilometr polykalem kolejna ciezarowke, czasem jakis debil ktorego w lusterku bylo widac jaka malutka plamke za dwie sekundy juz Cie wyprzedzal. Ogolnie jak to na autostradzie cisza spokoj...
-Co za debil! -wrzesczalem
Jakis idiota w ciezarowce doslownie kilometr przed bramkami bierze sie za wyprzedzanie i przez to musze zwolnic, a wiec moje mozolnie wypracowane 130 km/h poszlo w piz... za 200 metrow moglby go spokojnie wyprzedzic na bramkach, zaklnalem pod nosem i uderzylem z calej sily w kierownice, samochod zaczal zwalniac wiec szybko przycisnalem pedal gazu... ale cos sie zlego dzieje, samochod nie jedzie, w ogole nie reaguje na moje ruchy prawa stopa zredykowalem bieg, obroty skoczyly do gory a wiec silnik dziala, pieknie jak mi linka pekla doslownie cudownie!
-Ku*** jeszcze tego mi brakowalo
dobrze ze sa bramki, zatrzymam sie i wezwe pomoc, aha pieknie, poprostu cudownie nie mam pieniedzy, karty bankomatowej nic poza pelna paka okien i rozwalonym dukatem, ze zlosci kolejny raz w kierownice, wkurzony dalem gaz do dechy i cud, auto jechalo! Kolejny stan przedzawalowy, to auto doprowadzi mnie do szalenstwa. Widac ze ma dusze, nie lubie jak sie je bije, ale juz nie bede obiecuje tylko dowiez mnie szczesliwie do Oslo...
Koniec autostrady, krajowa 2, auta jada jeden za drugim, z przeciwka pelno ciezarowek nie ma szans zeby wyprzedzic. Cieagne sie tak za ciezarowka 80 km/h od samej autostrady az do miejscowosci Trzciel i nagle jest luka lewy kierunek, szybki manewr prawy kierunek, katem oka widze kota przebiegajacego z lewej strony, trzy gluche puknieca w podwozie i juz wiem ze pozbawilem zycia niewinna istote, no coz auto cale to jade dalej, droga chwilowo pusta wiec troszke naginam przepisy, 21:30 dojezdzam do myszecina, do Sasnitz zostalo okolo 500 km, teoretycznie powinienem zdazyc... Laduje auto 100 kompletami rzeczy roboczych, kuzyn slyszac to ze mam dojechac na 3 na prom zwija sie ze smiechu, zegnam sie z rodzina ktora zaprasza mnie na kolacje... niestety nie moge... w zoladku pusto gdyz zjadlem tego dnia tylko 2 hot dogi o 8 rano i to wszystko, ale nie mam na to czasu, mam zapas redbulla i kawal drogi przed soba, godzina 22:00 wyjezdzam, na pozegnanie szlysze od wujka: "tylko nikogo nie zabij, siebie w szczegolnosci"
-postaram sie, powiedzialem pod nosem
Do granicy tlok, jade 80 km/h, pelen bak paliwa powinno starczyc, czasu... coraz mniej sil rowniez, kolejny pstryk otwieranego redbulla dodaje mi skrzydel... nie to zbyt piekne ;p dodaje mi sil.
Granica a raczej jej pzoostalosci, smigam obok zielonego polizaja i na Berlin powtarzajac za Jankiem Klosem ze slynnego czolgu, pozniej na Szczecin i dalej prawdopodobnie na Haburg
nie wiem bo jechalem ta trasa pierwszy raz jako kierowca... okolo 200 km do Sasnitz, pusto na autostradzie, usypiam, kolejny redbull mnie budzi lecz pomaga tylko na chwile, specjalnie nie zatrzymuje sie na toalete zeby nie zasnac, jak zcuje ucisk w pecherzu mam z tym problem
pogoda okropna, leje deszcz, na szczescie wycieraczki pracuja normalnie...
-Ku*** jego mac co jest
wycieraczki przestaly dzialac, lewa za bardzo sie rozpedzila i zachaczyla o karoserie i tak pozostalo, jade bez wycieraczek 10 km ledwo co widze az udaje mi sie odszukac parking, poprawic wycieraczke ktore pozniej dzialala normalnie.
godzina 2:00 jade ledwo co, jestem na przedmiesciach Sasnitz, powieki same sie zamykaja, nagle czerwony blysk, spojrzenie na licznik 67 km/h teren zabudowany... Jeb*** fotoradar no nic moj blad. 2:30 dojezdzam na prom, zmeczony, na szczescie nie ma duzo ludzi bilet kupuje bez problemu, wjezdzam na terminal a tam Zolle trzepia Polakow, troche sie przestraszylem, ale Slowak stojacy obok powiedzial ze nikogo poza nimi nie przeszukiwali wiec moze nam sie uda. Troche sie uspokoilem, obok podjechal autobus z firmy "Almabus", wysiadlo z niego kilku pijanych Polakow... juz przeczuwalem ze sie nie wyspie na promie.
Wjechalem na prom punktualnie o 3:00, prom do trellebroga plynie 3 godziny i 45 minut, a wiec mialem 45 minut na zjedzenie czegos i 3 godziny na sen... szkoda ze nie ma kajut, no co fotele lotnicze tez nie sa zle, nie wazne gdzie wazne zeby spac. zjadlem drugi posilem od 24 godzin, dwie parowki i dwie bulki, wiecej wcisnac nie moglem, ide na fotele bo sie juz slaniam. Zajmuje miejsce w rogu, troche buja ale jakos mi to w tamtej chwili nie przeszkadzalo...
-Wladziu polej
-No leje!!
-A pamietasz...
Spokojnie Rafal jestes zmeczony nie zwracaj uwagi zaraz zasniesz... nie moge spac wrzeszcza jak by ichj ze skory obdzierali ale tylko pija vodke... jedyne miejsce gdzie mozna sie wysapc w maire wygodnie przed wejsciem napis po Polsku "prosze zachowac cisze" Caly prom pusty tylko w tym pokoiku sa ludzie ktorzy chca sie przespac i akurat oni tam usiedli no nie moge, wstane i im cos powiem
-Zamknac te mordy bo chce mi sie spac, a jak nie to zaraz wszystkich na raz wyp***** do morza!!
-Mlody zamknij ryj!
Teraz powiedzialem slowa ktory powtorzyc nie moge, ba nawet ich nie pamietam, ale widocznie podzialalo i 4 nie dzentelmenow opuscila ten pokoik i moglem sobie pospac... godzina 4:30, super 2 godzinki snu...
Glos w glosniku zbuzdil mnie ze snu, nic sie nie wyspalem czuje sie jeszcze gorzej niz sie czulem, na dole w aucie jest redbull... moze sie uda...
Wyjechalem z promu kolo 7 pierwsza stacja, czteropak redbulla pelen bak i 600 km przedemna. Lubie jechac we wschodzacym sloncu, szczegolnie ze to sobota i wszyscy spia smacznie w domach, na autostradzie pusto jade sobie polo 100 km/h bo teraz juz nic mnie nie goni, moge podziwiac piekne krajobrazy, dlugie ciezarowki ktore czasem mozna spotkac, nawet w Geteborgu nie bylo korkow. jakies 50 km przed granica Szwedzka rozmawiam sobiez bardzo mila kobietak tora siedzi na prawym fotelu, dokladnie nie pamietam o czym ale bylo to mila rozmowa, moze trwala 10 minut po czym obracam sie w prawo a tam nikogo nie ma... Kolejny redbull...
Szczescie... juz granica Szwecko-Norweska do domu jakies 150 km moze troche wiecej, juz myslalem ze sie uda ale jest kontrola celna, oczywiscie wybieram aps dla tych co nie maja nic do zadeklarowania
Widzac busa na Polskich blachac celnik od razu zatrzymuje mnie na boku...
-Norweski, Angielski?
-Angielski - odpowiedzialem
-Dzien Dorby, czy ma pan jakies towary do oclenia?
-Nic zupelnie nic
-Papierosy, wódka?
-Tylko jedna paczka - odpowiadam zogdnie z prawda
-Prosze dokumenty auta
-Prosze bardzo
Otwieram oslone rpzeciw sloneczna szukam i jest... ale tylko karta pojazdu... gdzie jest dowod? dobra zeby nie bylo zadnych podejrzen daje mu karte pojazdu wraz ze swoim paszportem
-Do kogo nalezy auto?
-Do mojego kolegi
-Ktory pan raz jest w Norwegii?
-drugi moze trzeci
-Jedzie pan do pracy?
-Nie, jestem studentem i akurat mam wolne a kuzyn poprosil mnei zeby mu przywiozl pare rzeczy z Polski
-Prosze otworzyc pake
-Oczywiscie
-Co to jest tam w dali?
-To sa okna, dokladnie 6, tutaj sa drzwi balkonowe, lustra oraz blaty oraz zlewy ( bo mialem takze 6 zlewow, o czym nie napisalem wczesniej)
-dobrze, a po co panu te okna?
-Kuzyn robi remont w domu u siebie w norwegii i potrzebuje ich
-a na co mu az 6 zlewow?
-Bo bardzo lubi gotowac i do zawsze marzyl o duzej kuchni
w tym momecie celnik zaczal sie smiec, dobrze wiedzial ze to co mowie nie jest prawda ale nic nie skomentowal
-a prosze mi powiedziec po co panu az tyle stroi roboczych?
-A bo prosze pana, moj kuzyn ma doslownie uczulenie na brod i zawsze zaklada do pracy nowe
Usmiech celnika zdradzal wszystko
-Oto Twoje dokumenty, milego pobytu w Norwegii
Nie wiem czemu tak mowilem, bylem juz zmeczony i wkurzony na to wszystko co mi sie przytrafilo, jakby chcial i tak by mogl mi cos zrobic nie wazne co bym powiedzial a tak mam co opowiadac...
Ostatnie klometry pokonalem juz spokojnie, nawet nie zmeczony az tak bardzo, dotarlem do Oslo dokladnie o godzinie 15, jechalem bez przerwy okolo 35 godzin w tym na promie przespalem sie 2 godzinki. Gdy wszedlem do domu polozylem sie na lozko i spalem dokladnie 24 godziny...
Koniec
Co do dowodu rejestracyjnego, nigdy go nie mialem ze soba, poprostu Pawel zapomnial mi o tym powiedziec, mialem tylko OC i karte pojazdu.
Kilka dni temu czekajac az dowioza towar do sklepu i zaladuja mi paletke betonu z nudow przegladalem sobie dokumenty, wpadlo mi w rece OC wazne do 22 marca 2008 roku...
Cala historia zdazyla sie naprawde, zmeinilem tlyko kilka malo istotnych rzeczy oraz imiona bohaterow poza swoim...