Witam w recenzji z moich tegorocznych wakacji, ktore spedzilem tam gdzie chcialem, czyli w kabinie ciezarowki.
Wyjazd ten planowalismy z tata juz przed wakacjami. Czas zlecial bardzo szybko. Kiedy przyszedl dzien z data 4 sierpnia, od samego rana zaczelismy sie szykowac do wyjazdu.
Wieczorem wiekszosc rzeczy byla juz w Dafie. W domu zostaly tylko ciuchy i jedzenie. W pewnym momencie, mama zadala mi pytanie: Gdzie Twoj paszport? Odpowiedziałem: Powinien byc tam gdzie zawsze kladlismy. Odpowiedz uslyszalem negatywna: Nie ma go tam. Coz, zaczely sie poszukiwania, przewrocilismy caly dom do gory nogami, a paszportu jak nie bylo, tak nie ma.. Zalamany pomyslalem sobie, czy nie zostal przypadkiem na strychu w torbie, ktora mialem w trasie z Michalem, kiedy to jezdzil jeszcze w A.Mie. Torba sprawdzona, paszportu nie ma. Bylem doslownie zalamany, byl smutek, byly lzy. Zapadla decyzja, ze nie jade, bo jak trafi sie Anglia to poopa blada. Z nerwow nie przespalem pol nocy. Tata mial wyjezdzac o 5 rano, jednak zmienil zdanie i wyjazd przesunal na 8.
5 sierpień - 08r.
Obudzilem sie po 6 i juz nie moglem zasnac. Tata wstal zaraz po mnie. Pomoglem mu nosic jego rzeczy do Dafa. Kiedy tata mial juz wychodzic z domu, zapytal mnie: Napewno nie ma tego paszportu na strychu? Odparlem: Nie ma, Piotrek sprawdzal wczoraj ( siostry chlopak). Tata wlozyl buty i poszedl na strych jeszcze raz. Ja poszedlem za nim. Czekalem na niego na balkonie zaciskajac kciuki z nadzieja ze wkoncu sie znajdzie.
Tata zszedl ze strychu, idzie w moim kierunku i... Z tylnej kieszeni w spodniach wyciagnal moj paszport! Lzy szczescia same cisnely sie do oczy, a my poprostu rzucilismy sie sobie w ramiona. Szybka kapiel, spakowanie potrzebnych dupereli, mama doprasowala mi reszte ciuchow i bylem gotowy do drogi. Byl to chyba moj najszczesliwszy dzien w zyciu. Kilka minut po godzinie 9 pozegnalismy sie z rodzinka i zamykamy drzwi.
Ruszamy. Kierujemy sie na Radom, a granica na jaka zmierzamy to Zgorzelec. Bartek ( spedytor ) napisal smsa, ze dostaniemy inna naczepe niz powinnismy dostac, bo ta nasza nie jest jeszcze gotowa, dodal rowniez ze bedziemy ladowali sie do Hiszpanii. Czas lecial nam powoli, kiepskie drogi, powolny ruch a do tego dosc silny wiatr nie pozwalal na trzymanie stalej predkosci. Wreszcie wyjechalismy na dwupasmowa "osemke". Na niej zjechalismy do znanej nam knajpy, w ktorej zjedlismy pyszne jedzonko. Po 45 minutach przerwy, wrocilismy na szlak. W Piotrkowie Trybunalskim juz na normalna droge, a kierunek jaki obieramy to Wroclaw.
Jedziemy sobie i jedziemy, czas umilalo na zmiene Radio Zet lub Radio Eska. Wszystko bylo fajnie. Po drodze zajechalismy napelnic butle z gazem. Nadszedl czas, aby dojechac wkoncu do najlepszej drogi jak dotychczas, czyli autostrady A4. Sloneczko swiecilo prosto w oczy, ale to nic, zarzucilismy okularki, muzyczka grala zimny lokiec i te sprawy (w naszym wypadku cieply, bo szyby byly zamkniete) wiec wies sie bawi..
Z naprzeciwka zobaczylem Juniora, ktory jechal w kierunku Krakowa. Niestety zdjecia nie mam, bo nie zdarzylem wyciagnac aparatu. Przyszedl czas na 45 minut przerwy, ktora wykrecilismy na zwyklym parkingu. Czas zlecial na rozmowie przygladajac sie na jadace ciezarowki na autostradzie.
Wyjezdzamy z parkingu. Na calej autostradzie nie robilem zdjec. W pewnym momencie przed oczami smignal mi zolty Transporter z dyskoteka na dachu ( Pozdrawiam Marcina ). Krotka gadka na radiu, Marcin jechal do domciu.
Po zjezdzie z autostrady drogowskazdy pokazuja
Do Zgorzelca juz nie daleko. Ruch ciezarowek duzy w kierunku granicy jak i z niej.
W Bolesławcu zajechalismy jeszcze zatankowac. Dalej po drodze zajezdzamy na myjnie na Shella. Byla kolejka, wiec jedziemy na nastepna i dobrze zrobilismy, bo na tej bylismy jako pierwsi.
Dialog taty z jednym z Panow myjacych ( ktorych pozdrawiam ):
- Ładny kolorek, chyba nowka co?
Tata - Trzy letni
- Ładny ładny
Gdy tata wyjezdzal z myjni, nagralem film, ktory zobaczycie za jakis czas w klipie ktory mam zamiar zlozyc, bo filmikow mam naprawde sporo.
Dojechalismy do granicy. Ostatnio bylem tutaj 2 lata temu, wiec milo zobaczyc to miejsce po tak dlugim czasie. Przejazd przez granice uwiecznilem na filmie.
Wpadamy w Niemcy, postanowilismy ze dluga pauze zrobimy gdzies w okolicach Drezna (Dresden) i tak tez zrobilismy. Stanelismy na dzikusie, skorzystalismy z toaletki, zaslaniamy firaneczki i pierwszy dzien pracy zakonczony.
6 sierpień - 08r.
Wstalismy kolo 7 rano, zeby jak najszybciej byc w Norymberdze ( Nurnberg ). Ubralismy sie, umylismy, zrobilismy sniadanko po ktorym musialem pozmywac i ruszamy ku nowej przygodzie.
Tak wiec jedziemy dalej. Do Norymbergii troche ponad 300km. Mijamy Drezno a nasz aktualny kierunek to Chemitz ( Chemnitz ) - Lipsk ( Leipzig ).
Jazda autostrada, to duzo wieksza przyjemnosc niz jazda po naszych drogach, zreszta to chyba nie tylko moje zdanie, ale musimy byc w pelni nadziei, ze kiedys dorownamy naszym zachodnim sasiadom.
W Chemnitz, na 75 kilometrze zjezdzamy z A4 na A72 w kierunku Hof.
Drogi niestety nie umilalo nam juz nasze Polskie radio, ale rozmowa miedzy soba nam to zastapila. Mijalismy troche aut z Polskii. I dobrze, bo mozna bylo sie posmiac z rzeczy, o ktorych rozmawiali na CB.
Zblizamy sie do wczesniej wspomnianego miasta Hof. Kawalek za nim odbijamy z A72 na A9 w kierunku Bayreuthu ( Bayreuth ). Do Norymbergii zostalo jakies 130km, takze jeszcze troszke i bedziemy na miejscu. W miedzyczasie zajechalismy na Autohof zeby sie wykapac. Po powrocie do samochodu, zostawilismy rzeczy i poszlismy do Aldi'ego na male zakupy. Bartek ( spedytor ) napisal smsa Zakupy zrobione, w samochodzie poukladane, wiec wyskakujemy spowrotem na A9.
Osiagnelismy nasz dzisiejszy cel, jakim jest Norymergia. Wstukalismy w "Kaske" ulice, przy ktorej znajduje sie biuro naszej spedycji, czyli DBA. Kaska bez zadnych oporow szybko wyznaczyla nam trase wiec jedziemy.
Dotarlismy do biura bez zadnych problemow. Tata poszedl do biura dowiedziec sie co i jak. Tam dali mu dowod rejestracyjny naczepy i nazwe ulicy, przy ktorej znajduje sie nasza naczepa, a Kasia za zadanie miala doprowadzic nas do niej.
Plac na ktory musielismy pojechac, znajdowal sie ok. 13km od biura. Zwroccie uwage na zdjecia, ile tam stoi bezczynnie i marnuje sie sprzetu.
Kasia jak zwykle spisala sie bardzo dobrze. Dotarlismy na miejsce. Postawilismy Dafika na placu i poszlismy szukac naczepy.
Pochodzilismy troche po placu i znalezlismy. N JU 476.
Jednak musielismy poczekac, az gosc z biura przyjedzie i odstawi Dafa XF105, pod ktorego nasza naczepa byla podpieta. Po tej czynnosci, tata podjechal naszym Dafikiem i czekalismy chwile na dokladne informacje dotyczace zaladunku.
Bartek napisal smsa, zebysmy jechali do Heilbronn, gdzie bedziemy ladowali puszke do Hiszpanii. Ok, jak pokazywal M&G do celu mielismy 170km. Wyjezdzamy na autostrade A6, ktora prowadzi nas do samego Heilbronn. Na dworku jak widac po zdjeciach, bylo bardzo cieplo, wiec klima byla niezbedna. Po nie dlugim czasie stanelismy na dzikim ugotowac obiadek. Zrobilismy to w okolicach Aurachu.
Po obiadku, tata poczytal sobie gazetke, dopil kawke, a ja pozmywalem po obiedzie, chyba nigdy nie robilo mi to takiej przyjemnosci jak w te wakacje. Z parkingu na ktorym stalismy, do celu pozostalo nam 100km z groszami.
Jechalo sie bardzo przyjemnie, powspominalismy sobie troche z tata wakacje z ubieglych lat. Katarzyna zaczela sie wtracac i kazala nam zjezdzac z autostrady, a to oznaczalo ze zblizamy sie do Heilbronn. Bez problemowo dojechalismy do firmy, bo tata juz kiedys sie na niej ladowal.
Na firmie powiedzieli nam, ze dzisiaj nici z zaladunku, dopiero nastepnego dnia o 7 rano. Koles dobil jeszcze tekstem, ze nie mozna stac na firmie.
Coz innego pozostalu nam do roboty, jak szukac jakiegos spokojnego miejsca na noc. Wyjechalismy z firmy, postawilismy Dafa w zatoczce i poszlismy sie przejsc po okolicy. W jednej z uliczek, przy malych firmach, ktore juz byly pozamykane, zobaczylismy miejsca wyznaczone do parkowania, po jednej stronie krotkie, po drugiej dluzsze, co oznaczalo ze moze stac tutaj LKW. Wrocilismy szybko po nasze malenstwo i pojechalismy ustawic sie na tej uliczce.
Dafik zaparkowany, zasluzyl na odpoczynek, tata rowniez. Wyciagnelismy TV, zamontowalismy satelitke na lusterko i ogladalismy co tam w PL sie dzieje. Przekasilismy co nie co i kolo 22 poszlismy spac.
Pierwsze dwa dni mojej trasy zakonczone. Postanowilem, ze bede opisywal po dwa dni, bo do opisania mam 3 tygodnie naszego turne. Pozdrawiam i mam nadzieje, ze w jakims stopniu Wam sie to podoba.