Witam.
Czytając prawie codziennie opisy tras użytkowników naszego forum, czekałem na ten Wtorek
[01.07.2008] kiedy to
tatko miał wrócić do kraju na przegląd auta. Przyjechał we Wtorek i od razu poinformował mnie, że w Środę
[02.07.2008]rano ruszamy do Anglii.Spakowany już byłem dawno bo myślałem, że przyjedzie wcześniej bo tak też wstępnie planował i że jeszcze na wieczór ruszymy...no ale nic trzeba było jeszcze noc poczekać.Tatko zapomniał mi powiedzieć, że nie od razu z marszu lecimy na GB i tak oto później pokazał mi papiery od dyspozytora w których widniały jeszcze dwie miejscowości w Polsce..ale o tym za chwilę. Tego dnia gdy już wszystko przyszykowałem, dokumenty itd...do późna przeglądałem forum
[www.WagaCiężka.com] trochę mi zeszło ale po godzinie 5 rano już byłem na nogach, ubrany i wyszykowany, więc poszedłem do garażu wyprowadzić naszą osobówkę, do której wywaliłem wszystkie nasze toboły z zamiarem przetransportowania ich na pobliski CPN gdzie czekało nasze wozidło.Zapakowałem wszystko, wyprowadziłem auto, wróciłem do chaty wypiliśmy po kawie i nim się obróciłem a była już 07:30 co oznaczało, że czas dopić kawę i palić kapcie na parking.
Zawiozła nas matula bo ktoś musi wrócić osobówką do domu.Na parkingu przepakowaliśmy się do ciężarówki...ostatnie pożegnanie i matula odjechała z parkingu my jeszcze chwile mieliśmy żeby ruszyć zgodnie z tachem.
Tak dla przejrzystości...parę drobnych informacji :
Auto : Renault Premium II 450DXi Low Deck
Firma: Norbert Dentressangle "ND Polska"
Trasa : DOM - Wałbrzych[PL] - Karpicko [PL] - Banbury[UK] - Karpicko[PL] - DOM
Ładunki: Do Wałbrzycha puste opakowania [Faurecia] zrzutka i załadunek zagłówków, w Karpicku doładowujemy części wyposażenia samochodowego [Inter Groclin Auto Sp.Z.o.o.] i z tym do Banbury [Faurecia] w Banbury zrzutka i załadunek pustych opakowań do Karpicka [Inter Groclin Sp.Z.o.o.]
I tu już trasa :
Środa [02.07.2008] godz. 07:55.
Odpalamy i pompujemy powietrze w naszym kamionie oczekując momentu kiedy wybije godzina 08:00, po chwili nadchodzi ten moment i powoli wytaczamy się z parkingu, kierując się w stronę autostrady naszej kochanej A4, ryzykując przejazd pod dwoma mostami 3,7 wysokie, pod którymi rzekomo przechodzi 4,20, od ziemi mamy równe 4,10 więc z niepokojem wypatrujemy w górę przez szyby dlatego też nie zrobiłem ani jednej foty. No, ale jak to mówią "Do odważnych świat należy" i udaje nam się przejechać powoli pod mostami...po tej można powiedzieć udanej akcji droga szła jak ze snu do póki nie wylecieliśmy z miasta i natknęliśmy się na taki oto "czasowstrzymywacz" :
Trochę się za nim żeśmy wlekli ale po jakimś czasie było pusto więc tylko kierunek w lewo i PKS'a nie ma.
Jeszcze parę kilometrów i mamy super wjazd na naszą super autostradę jaką jest kochana A4, i lecimy w stronę Legnicy.
Kilka kilometrów po czwórce i spotykamy konwój gabaryciaków firmy Panas lecących w przeciwnym kierunku.
Dróżka czysta można było lecieć ale nie na długo bo znów po paru kilometrach trzeba było odjąć gazu...ktoś sobie prawdopodobnie przysnął w busiku bo auto stało w polu a obok policja i rozmawiali...oczywiście stworzył się z tej okazji piękny koreczek... ahh ta nasza Polska
No, ale kiedyś się to musi skończyć i tak też się dzieje po kilku minutach jechania z prędkością 10km/h, na budzik wskakuje pełne 90 i lecimy dalej, dróżka czysta [brak CB ale jak widać na obrazku czysto, czysto]
Na wysokości Legnicy zjeżdzamy z czwórki na DK3 na Jawor, w Jaworze odbijamy na "374" prowadzącą na Strzegom i od Strzegomia dalej tą "pipidówką" na Świebodzice, w sumie droga nie była zła...widywało się gorsze ale była dość wąska i kręta miejscami... w Świebodzicach wpadamy na DK34 ale tylko na chwilę bo zaraz wbijamy się na DK35 i nią do samego Wałbrzycha w miarę spokojnie dolatujemy.
Tutaj jeszcze kawałek przed Wałbrzychem, bodajże w Świebodzicach stoimy na światłach.
Cel nasz znajdował się od tej strony od której wjechaliśmy do Wałbrzycha czyli nie było rodea przez miasto, pięknie i bezproblemowo dotarliśmy do celu.Zajeżdzamy pod wrota firmy i ustawiamy się za "Europegazem".
Tatko poszedł się zapytać co mają zamiar robić z tym co żeśmy przytargali... a ja korzystając z okazji, że nic się nie dzieje zrobiłem fotę "europegazowi" i szyldowi na budynkach firmy "Faurecia". W sumie o 10:30 byliśmy już na miejscu.[pod bramą]
Za jakieś 10-15 min. przyszedł tatko...oczywiście nikt nic nie wie...tak jest zawsze, ojciec nie przyzwyczajony do takich rzeczy [praktycznie cały czas ćwiczy zachód a tam co innego] zaczyna się powoli wkurzać, poszedł drugi raz bo kazali zaraz przyjść, wraca po chwili jeszcze bardziej wkurzony niż wcześniej bo dalej nic nie wiadomo, jeden nic nie wie, drugi każe pytać u jeszcze innego itd...ojciec się wnerwił ostro i poszedł do nich...heh nie wiem co im powiedział ale musiał ich porządnie zrypać bo za chwilę przyszedł i jak się okazało to nie ta brama i trzeba zawrocić w poprzednią...Wjechaliśmy na teren zakładu, nie robiłem zdjęć żeby się czasem nie przyczepili a przepisy mieli dość surowe bo osoba towarzysząca [w tym przypadku ja] nie ma prawa opuścić kabiny ciężarówki, ojciec też nie mógł wyjść bez zielonej kamizelki oblaskowej i butów roboczych...Więc odział się w co trzeba było i poszedł się rozpinać.Ja w tym czasie wydobyłem kanapki przygotowane przez mamuśkę i tak sobie "dziobałem" i obserwowałem niezwykły zapał wózkowego który 10 razy ustawiał się żeby zdjąć parę pustych opakowań, ojciec skakał co chwilę do kabiny po kanapkę i wracał pilnować "mistrza" na wózku.W końcu udało mu się rozładować ten ciężki ładunek i ojciec spiął do kupy z grubsza bo zaraz załadunek miał być. Poszedł się zapytać gdzie dokładnie, za chwilę wrócił i mówi, że powiedzieli mu że jak wyjedziemy na główną ulicę to przed torami w prawo...No to OK, lecimy tam, ale dojeżdżamy do torów a tu nic nie widać tylko jakąś polną dróżkę, wąską jak nie wiem co, w dodatku po jakiejś powodzi bo wyżłobione dziury jak cholera, zaryzykowaliśmy i ojciec wywinął rogala w tą dróżkę, Renia na małych kółeczkach ledwo dawała radę po tych wertepach...jak się okazało wybór drogi był słuszny bo za chwilę ukazała nam się brama wjazdowa.Paranoja...prawdziwy polski dojazd do firmy...ojciec łapał się za głowę. Wjechaliśmy i kazali cofnąć pod rampę, sytuacja wyglądała nieciekawie, wąsko i w dodatku rampa ustawiona na przeciwko budynku.Kilka minut dobrego wywijania kierownicą i w końcu udało się jakoś cofnąć.Załadunek trwał długo, niby tylko zagłówki ale trochę tego jest ale wózkowy się nie palił do roboty...my przy okazji pauzę 45 min zrobiliśmy, no i po jakimś czasie załadowali, ojciec to wszystko spiął pasami, pozapinał plandekę, zamknął tylne drzwi i ogień do Karpicka.
Tutaj jeszcze na załadunku, koło nas kolega z mniejszego mobila i zakaz do którego się nikt nie stosuje
oczywiście w naszym aucie..hehe...
No i żeśmy ruszyli z powrotem w stronę Legnicy.
Droga szła spokojnie i w miarę szybko żeśmy sobie lecieli...a tutaj już w Legnicy ruszamy ze świateł.
Jadąc tak płynnie oczywiście zawsze musi coś się stać żebyśmy stracili cenny czas...w tym przypadku pęcherz nie wytrzymuje i błaga o choć kawałek zielonego pobocza żeby oddać co trzeba, niestety nie znajdujemy pobocza tylko naszym oczom ukazuje się piękny zajazd o dziwo z klopem na zapleczu i to całkowicie za free...hehe no, ale żeby nie było, że zatrzymaliśmy się tylko odlać i już uciekamy to bierzemy sobie po lodzie...no i z tej okazji walnąłem fotę tym razem dla odmiany w sepii...
Ruszyliśmy i droga szła spokojnie tak jak wcześniej do momentu objazdu Wschowy dla ciężarówek...Oczywiście byłem przygotowany psychicznie na to co się zaraz miało stać bo zdaję sobie sprawę co znaczy w polsce słowo "objazd".Za parę kilometrów ojcec zaczął kierować się w jakieś dziwne uliczki przed wlotem do Wschowy...no i zaczęło się...nagle ni z gruchy ni z pietruchy pojawiliśmy się w centrum pierdzielonego "niczego", czyli krótko mówiąc objazdu, zamiast asfaltu - ziemia, miejscami trochę kostki, jechaliśmy praktycznie między polami wzdłuż torów kolejowych z zamknętą stacją...objazd miał może ze 2 km, pierwsze zabudowania zaczęły pojawiać się już przy końcu, jeszcze postawili znak z ograniczeniem do 20km/h, kiedy my ledwo 10 żeśmy jechali.Renia niziutka więc łatwo coś zerwać okazjonalnie na takim objeździe...
Oto i objazd...Mijamy Skakankę z wanienką...kierowca też wyglądał na zaskoczonego...hehe
Wyjeżdzamy z objazdu i lecimy dalej dróżką "305" na Wolsztyn...
Kawałek przed Wolsztynem jedzie pociąg z daleka więc trzeba było deptać na hamulec i odstać swoje...
Pociąg pojechał i my także bo Karpicko czeka...wpadamy do Wolsztyna i dróżką "305" walimy na Nowy Tomyśl...zaraz za Wolsztynem mamy tabliczkę Karpicko....
Ojciec coś zwątpił bo patrzymy a tutaj las, jezioro więc gdzie tu firma może być...hehe no i dla pewności zajeżdzamy na Shella spytać się czy ta firma jest gdzieś w pobliżu...ojciec poszedł a ja wyskoczyłem i cyknąłem fotę...nie jedną... nie dwie.
Przyszedł tatko, kupił po lodzie...hehe i mówi że pan z CPN'u powiedział : "No to je zara tu ło"... więc wskakujemy do auta i jedziemy "tam ło"...zajeżdzamy...ciasno w ciul, nic nas nie rusza już jesteśmy uodpornieni na wszelkie niedogodności, tatko wysiadł zaglądnął w zakręt, wrócił i mówi że nazwa się zgadza..no ale im dalej tym ciaśniej, no nic kolejny raz ryzykujemy...hehe władowujemy się pod bramę i ojciec wychodzi do portiera, który ledwie kontaktuje, po dłuższej rozmowie [ciężkim boju] udaje się ojcu dowiedzieć, że to nie tu bo magazyny mają "zara w lewo i za sklepem w prawo i bedo znaki", pomocnik portiera cały czas patrzał na nasze auto jakby pierwszy raz zobaczył zestaw
hehe a sam portier był tak dobroduszny, że otworzył nam bramę i pozwolił nawrócić na placu.Wywijamy się na placyku i jedziemy z powrotem zgodnie ze wskazówkami portiera, odbijamy w lewo i za sklepem w prawo, żadnych znaków nie ma ale potraktowaliśmy to jako kawał ze strony portiera...droga prosto to jakaś jednokierunkowa więc odpada i kręcimy w lewo, jedziemy prosto i dopiero teraz ukazuje nam się tabliczka z nazwą firmy...że trzeba jeszcze w prawo odbić...Kręcimy w prawo i stajemy koło budki następnego portiera.
Z marszu dostał od nas ksywę "Mike Skaczące Oko", bo tak mu latało oko że szok... hehe
Taka oto rozmowa:
Ojciec: "Dzień Dobry"
Portier: "Dobry...rozładunek, załadunek?"
O: "Załadunek"
P: "Francja, Anglia?"
O: "Anglia"
P: "Dobra...pan poda imie i nazwisko, numery rejestracyjne..musze w przepustkę wpisać"
Tu ojciec podał wszystkie dane...
P: "Dobra stanie se pan tam dalej gdzie te namioty i oni tam bedo wiedzieć co dalej"
Robimy co każe, mało miejsca do manewrów, jeszcze kolega Dafem się zrzuca...podjeżdzamy pod namioty nikt nic nie wie...w końcu ktoś nas woła:
"Panie staniesz se pan za tym tyrem"
Ustawiamy się za kolegą i załączamy tacho żeby rysowało pauzę.Ja w tym czasie cykam fotę.Sześciu ich stało i patrzało się jak jeden rozładowuje Dafa...
Ogólnie luzacka firma...nikt się nie przejmował tym co się dzieje jedynie wózkowy jeździł cały czas...Kolega z Dafa przyszedł do nas, pogadaliśmy trochę o robocie, mówił że przywiózł ładunek tutaj z Ukrainy, zrobiliśmy sobie coś do jedzenia na ciepło i w pewnym momencie poczułem szturchnięcie zestawu co oznczało, że wózkowy już tam działa z tyłu, kolega się zebrał...pospinał i pojechał, nas ładowali.Zjedliśmy i akurat skończył, ojciec pospinał wszystko, pozamykał i poszliśmy się wykąpać, już nie będę opisywał jakie jaja były zanim portier znalazł prysznic bo oczywiście nie wiedział nawet, że coś takiego istnieje na zakładzie...ale dobra wykąpaliśmy się i odświeżeni ruszyliśmy w kierunku Świecka. Najpierw jednak na Świebodzin bo do Świecka jeszcze trochę....
W Świebodzinie wpadamy na "dwójkę"... przypomniało mi się, że mam aparat
hehe
Droga przebiega spokojnie...kilometry szybko uciekają, mijamy kolejne panie czekające na okazję przy drodze
hehe i mijamy także zajazd NEVADA CENTER...mieliśmy tu spać ale postanowiliśmy deptać do samego Świecka bo czasu jeszcze mieliśmy więc z deka się nie opłacało.
Po drodze zajechaliśmy na Shella z zamiarem zatankowania ADblue, lecz gdy stanęliśmy okazało się, że trzech ruskich zatankowało się do pełna a ich karty były nie ważne, ludzie ze stacji rwali włosy, ruskie nie rozumieją jak to mogło się stać...to wszystko zmusiło nas do opuszczenia stacji...jednak wcześniej cyknąłem fotkę ruskim i Skakanki...
No i dalej w drogę...przed samym Świeckiem [przejściem] zjechaliśmy w kierunku tak jak na terminal...zajechaliśmy na Shella i kupiliśmy bańkę ADblue, ja przemyłem szyby i mieliśmy już szukać miejsca żeby stanąć na noc ale za bardzo nie było gdzie...więc wyjechaliśmy z Shella i kawałek dalej jest super zajazd...super barek "Lisia Kita", jak w mordę strzelił na wprost "cyrku"... praktycznie same ruskie tam stali... śmieliśmy się, że na Ruskiej Nevadzie stoimy... nie robiłem zdjęć bo już się ściemniało a jeszcze po widnemu chcieliśmy wlać te Adblue a później poszliśmy do baru coś zjeść. Bardzo miła i ładna pani zapisała sobie na kartce co sobie życzymy i za jakieś 15 min miałem pełen talerz jedzenia.Spotkaliśmy kolegę z firmy, który już nie pracuje w ND i tak przy piwie, kolacji i rozmowie zeszło nam do 23:00... Wróciliśmy z baru i od razu uderzyłem w kimono, ojciec zresztą też.I tak się skończył pierwszy dzień mojej trasy.
------------------------------
Mówcie czy pisać dalej czy dać sobie spokój...
Bo jak mam pisac to będę dodawał opis częściami, dokładniej to jeden opis = jeden dzień trasy, do Wtorku musiałbym się wyrobić bo wyjeżdzam, będę się starał zdążyć ale nie wiem jak to pójdzie, najwyżej dokończę jak wrócę ale jeszcze do Venla na bank opiszę a jak dalej to się zobaczy czy zdażę przed wyjazdem.
Zdjęcia z "Ruskiej Nevady" w następnym opisie bo to już rano zrobiłem...