Cytuj:
Także dzisiaj było tak:
Wyjechałem sobie o 10.30 z Rudy do Krapkowic. Spokojnie doleciałem sobie na Kilińskiego, i tu znowu zonk. Miało byc 400kg, a tu mi wciskają 1400kg. I to co nie lubiałem nigdy: "czekaj ja to wyjaśnie". Po kilkunastu minutach wszystko było dobrze (pewnie firma w której się ładowałem podsypała trochę grosza), szybki załadunek (5epal i 1 giterbox trochę duży bo 2,40x1,20) i wracam.
Ujechałem może jakieś 20km (tyle co minąłem Św. Annę) znowu telefon od szefa:"Bo zapomnieli Ci dac jakieś klucze do giterboxa. Stań na jakims parkingu, bo oni Cię gonią".
No to co, że niby ktoś jechał za mną z tymi kluczami to na MOP Chechło zrobiłem sobie pauzę. Ale po jakiś 20 min. dzwonię do szefa i się pytam, czy oni mnie przypadkiem nie gonią rowerem. Znowu dzwonienie, po chwili info sms: " jedż na bazę, oni klucze dowiozą do biura".
Koło 12 byłem spowrotem. A pózniej piwko, bo dziś początek weekendu. Niestety w moim wypadku trochę skróconego, bo w niedziełe o 13 w drogę.
W niedzielę o 13 spotkanie na bazie, jak się okazało, jedziemy na 2 auta. Ja do Appenweier, kolega do Heiligenhaus.
Znaczy się mieliśmy jechac we dwóch, niestety jak zjechałem na tankowanie na Shell w Gliwicach, okazało się że kolega nie czekał i poleciał sam. Nic trudno. Wróciłem na A4, i leciałem w stronę granicy. Pogoda jak na podróż autem bez klimy była wspaniała.
Mijałem kolejne zjazdy, CB nie działało (uwalił mi się kabel z gruchy), także było nudno i monotonnie.
Tankowanie w Bolesławcu, i jak się okazało, kolega jest za mną. Ciekawe co on robił przez ten czas. Szybka kawka, i polecieliśmy już we dwóch, w stronę granicy.
Niedługo dojechaliśmy do mojego ulubionego tunelu. Jeszcze wtedy był to mój ulubiony tunel ,ale o tym za chwilę.
Kawałek dalej, myślałem że spotkałem UFO (tak z daleka wyglądało), jednak po zbliżeniu, okazało się że to zwykły balon
Kolega niedługo poleciał na A14, ja niewiele pózniej w Chemnitz, na A72.
Jako, że nie lubię jeżdzic A6 ( nie wiem dlaczego), odbiłem na A70, póżniej na A3, także ominąłem Norymbergę. Na A6 wróciłem koło Heilbronn, pózniej Karlsruhe i... I już miałem jakieś 70km na miejsce, ale wybiła północ i poszedłem spac.
Rano o 7 pobudka, i reszta drogi, na luzie o 8.30 byłem na miejscu. Rozładunek (wiozłem plastikowe obudowy kabin do sprzętu budowlanego), i niestety nie ma ładunków na powrót. Pospałem sobie do 12.
Miałem w planach jechac do Strasburga na zwiedzanie, niestety znałazł się załadunek. Tuttlingen, 3 palety do Wałbrzycha. Droga mi się dłużyła bo w większości landówkami.
Do tego kolega, którego widac na 2 zdjęciu wlekł się 60km/h. Normalnie szok.
No i w ten dzień mnie już nie załadowali, czyli postój do rana. Trochę pozwiedzałem, 2 piwka wypiłem, i poszedłem spac.
Rano o 7.30 załadunek.
Okazało się że zamiast 3 palet są 2, i zamiast 500kg, jest 300.
Kolejny załadunek, w okolicach Stutgartu, dobrze że dojazd już głównie po autostradach.
5 palet waga 1100 do Sulęcina, Tarnowa Podgórnego i Opola. Także wracam do kraju.
Z 1,4t mój LT szedł jak przecinak. A81, póżniej prawie nowa A71.
No i tu mój ulubiony tunel stracił prawo pierwszeństwa na rzecz 4 tuneli (jeden po drugim, w tym prawie 8km tunel).
Póżniej już rutyna, BerlinerRing, A12 i Polska.
W Sulęcinie byłem koło 21, i załapałem się jeszcze na rozładunek. Niestety w Tarnowie Podgórnym już nie. Czyli nocka mnie czekała.
Miałem wstac o 6, wstałem o 8, rozładunek, poleciałem do Wałbrzycha. Niestety tu ukazała się polska, szara rzeczywistośc. Te 230km zajęło mi prawie 4 godziny. Także około 12, po rozładunku, jechałem do kolejnego punktu, do Opola. Auto szło, wir w baku. Na pace zostało mi 63kg.
Oczywiście zaliczyłem szukanie firmy. Nawigacja pokazywała że jestem na ul. Kremsera, a okazało się że jestem na ul. Powstańców. Koniec języka za przewodnika, po 15 minutach byłem na miejscu.
Już myślami byłem w domu, a tu, niestety, jedziesz jeszcze do Jastrzębia, na załadunek. Kilka gorzkich słów w stronę szefa, ale co zrobic. Pojechałem. I znów, 100km zajęło mi jakieś 2,5 godziny, jeszcze ten objazd 924 przez Rybnik.
Szybko pózniej, auto na bazę, do domu i zimne piwko.
Jutro jadę rozładowac towar z Jastrzębia (jakieś bańki 5 litrowe) pod Koziegłowy, do tego kolega wraca z Włoch i ma paletkę do Częstochowy, którą też zabiorę (bo po drodze), a na koniec dnia Zgierz, załadunek w Elster na Szczawińskiej, i znowu cały dzień do tyłu.