"Duński sen..."
Ferie trwały w najlepsze, a pierwszy ich tydzień spędziłem siedząc w domu, przed komputerem i czytając opisy znajomych, którzy przemierzali kilometry w ciężarówkach z ojcami, znajomymi czy sami. Też szykowałem się do wyjazdu, dokładnie do Norwegii, zaplanowałem wszystko, powrzucałem na płytki jakieś potrzebne do rozrywki filmy czy muzykę, jednakże z wyjazdu nici. Zrezygnowany stwierdziłem, że ferie poszły się… Zacząłem planować nawet jakieś zajęcia tutaj, na miejscu.
Wszystko zmieniło się w
PONIEDZIAŁEK 08.02.2010 roku. Śpiąc, jak to w ferie – do późna, obudziła mnie wibracja telefonu, poderwałem się dość energicznie i odebrałem, dzwonił Marcin, kolega pracujący w ITS Koszalin – dzięki niemu mieliśmy okazje tu na forum zobaczyć pierwsze w Polsce nowe FH. Zrozumiałem tyle, że mam się spakować, załatwić aparat (tutaj podziękowania dla mojego kolegi Michała, bo mój aparat uległ trwałemu uszkodzeniu) i około 15-16 stawić się na tzw. „[wycenzurowano]” czyli skrzyżowaniu dróg 10 i 3 z „szóstką”. Wstałem więc, wziąłem kąpiel, pozbierałem rzeczy do torby i wyszedłem z domu. Po drodze po aparat zrobiłem zakupy i udałem się na miejsce spotkania. Zawitałem tam 20 minut po godzinie 16, i do momentu ujrzenia Volva z dumnym napisem ITS nad szybą minęło ich jeszcze 25, w których zrobiłem jakieś zdjęcia przejeżdżających ciężarówek. Wsiadłem, szybko „rozgościłem” się w aucie, i tak zaczęła się przygoda. Podróż do Danii, Hasselager, a następnie na samą północ duńskiego lądu, do Aalbaek, pod Skagen.
Stan licznika: 359210
Szybko przekroczyliśmy granicę, bo miejsce, z którego zabrał mnie Marcin do Kołbaskowa dzieli jedynie 10 minut. Jesteśmy po niemieckiej stronie, A11, pędzimy na ile pozwala ogranicznik, więc licznik pokazuje 90 km/h. Jazda bez większych niespodzianek, na drodze spokój, chwile potem odbijamy na A20, aż o 18:45 czas na pierwszą przerwę – stajemy na parkingu o nazwie Penetal, by coś zjeść. Po posiłku ruszamy w stronę autostrady A7, dzisiaj już jej nie osiągniemy, więc bez pośpiechu poruszamy załadowany 12 tonami ryby skład złożony z 480-konnego Volva FH oraz naczepy-chłodni Schmitz S.KO. 22:10 to czas na dłuższą tym razem przerwę, więc zajmujemy miejsce na parkingu i idziemy spać.
Stan licznika: 359608
Nastał
WTOREK. Wstajemy około 7, przywracamy się do stanu używalności po śnie i trzy kwadranse później FH znowu nabija kilometry, niecałą godzinę później, o 8:40 zatrzymujemy się w celu zakupienia winiety na Danie, która to przydała się nam o 9:20, gdy przekroczyliśmy granicę D-DK. Co prawda im bliżej granicy byliśmy, tym ładniejsze ciężarówki nas mijały, ale to, co zaczęło się przed dziesiątą przeszło wszelkie moje oczekiwania, gustowne auta często ze świetnym oświetleniem jeździły jak gdyby nigdy nic, dla mnie, miłośnika ciężarówek, Dania, na pierwszy rzut oka (zresztą, potem też mi się bardzo podobała) ukazała mi się jako raj… Stwierdzenie to jak się okazuje było dość prawdziwe, co potwierdziły dwa Volva jadące w stronę granicy z Niemcami równo o godzinie 10, Volvo z firmy MoDo pomalowane w „Nemo”, a zaraz za nim 3 osiowy ciągnik, pomalowany w motywy z filmu „Piraci z Karaibów” należący do Guldagera. Zresztą, w tym kraju co drugi samochód robił na mnie większe wrażenie niż 75% aut odwiedzających zloty w Polsce. Bardzo podoba mi się szacunek dla starszych aut, Scanie 3 serii są dość popularnym (i jakże głośnym) pojazdem w Danii. Do miejsca rozładunku zobaczyłem jeszcze setki ciekawych ciężarówek, niektóre z nich uwieczniłem na zdjęciach, dość słabych, ale robionych zza szyby w czasie jazdy, a do tego typu zdjęć nie przywykłem. Rozładunek, był w dość małym zakładzie w Hasselager, 5 minut od autostrady. Dotarliśmy tam o 11:25.
Stan licznika: 359909
Ruszyliśmy w kierunku Aalbaek o 12:40 i nasza podróż na północ, znowu w towarzystwie pięknych ciężarówek zakończyła się po 2 godzinach i 50 minutach jazdy, znaleźliśmy Internet, więc ustawiliśmy się w dogodnym dla nas (niestety nie dla firmy) miejscu i skorzystaliśmy z „okna na świat”, przestawiliśmy się później na parking za zakładem, by nikomu nie przeszkadzać i oddaliśmy się grze w Colin McRae Rally 2 w ramach rozrywki. Załadunek jutro.
Stan licznika: 360133
ŚRODA, 10 lutego, gdy już uporaliśmy się z odpaleniem Volva za pomocą kabli i polskiego kierowcy (bo jak widać auto przepalaliśmy na wieczór zbyt krótko)… przyniosła nam dwie informacje. Mamy na naczepie 18 ton śledzi w słoikach, które załadować musieliśmy sami paleciakiem, a dokumenty trzeba odebrać w Padborgu. Co to dla nas, o 11 startujemy w stronę Niemiec, rozładunek mamy w Gross Ippener pod Bremą, więc Padborg jest po drodze. Podróż umilają jak zwykle nieziemsko piękne ciężarówki oraz duńskie radio, które gra dość przyjemną dla ucha muzykę. O 12:10 wjeżdżamy na E45, o 14:35 kręcimy godzinną przerwę i jedziemy dalej po papiery. Stolica najpiękniejszych ciężarówek w Europie zbliża się wielkimi krokami, pojawiamy się tam 25 minut po czwartej. Na samym początku wita nas ślicznym Dafem i zaparkowaną na stacji „OK” czerwoną, standardowo już, 3 osiową Scanią serii R. Firma HPT, czyli ta, z której odbieramy dokumenty przewozowe jest „na wierzchu”, więc nie było problemów z jej odnalezieniem. Po odebraniu dokumentów jeszcze chwilka na parkingu z aparatem, sam na sam z dwoma Szwedkami, „dziobatą” trójką oraz nową Rką z Portugalii, która idealnie się wpisała w klimat duńskich aut i gdy Anglicy zaczynali pić swoją tradycyjną herbatę, my opuszczamy to jakże urokliwe miasto i czas po raz kolejny zaznajomić się z Niemcami. Byłoby to na pewno łatwiejsze, gdyby nie to, że na samym ich początku, kolega po fachu, na domiar złego z Polski miał przygodę z wystrzałem na prawym przednim kole i stał w asyście niemieckiej Polizei, a potem pogoda nie rozpieszczała, padający śnieg i temperatura na minusie dawały w kość. Mieliśmy dość ciężko, więc jakoś to szło, przy czym widok połamanego zestawu na A7 za piętnaście „siódma” podziałał na wyobraźnie i trzeba było odpuścić gazu. Jakoś o 19:10 doszliśmy Hamburg, miasto w którym mieszkają głównie… kontenery. Potem tylko na A261 i do A1, na której to znaleźliśmy schronienie na noc chwilę po dwudziestej.
CZWARTEK, zaczął się szybko, bo kilka minut po szóstej, wpół do siódmej auto znowu się toczyło po jedynce w stronę Bremy, do rozładunku daleko nie mieliśmy, toteż pod firmą zjawiamy się godzinę potem, o 7:35.
Stan licznika: 360807
Podczas rozładunku zmontowałem jakieś papu i 9:05 wystartowaliśmy do znanego już zarówno kierowcy jak i mi Heiligengrabe, to około 300 km na pusto. Droga jak to w Niemczech, już raczej nudna, bez porównania do tej z Danii. Jedynką dochodzimy A24, nią dalej w stronę A10 (czyli „Ringu”), na który jednak nie dojeżdżamy, bo przed skrzyżowaniem A24/A20 odbijamy na załadunek. O 12:55 mijamy bramę firmy Kerry, zajmującej się produkcją składników spożywczych. Ładujemy tutaj 15 ton panierki, którą Marcin zrzuci w Koszalinie, w przetwórni rybnej. Załadowano nas 40 minut później, w międzyczasie obmyliśmy po raz setny lusterka, które brudziły się co nie miara, zaraz za zakładem wykręciliśmy przerwę, zrobiliśmy jakiś obiad, i o 14:25 wystartowaliśmy już w stronę Szczecina, A10, potem A11, na którą wjechaliśmy za pięć 16. Marcin zdecydował, że nie będziemy ciągnąć do granicy, bo warunki na drodze były niekorzystne, więc półgodziny potem stanęliśmy na popularnym wśród uczęszczających na Kołbaskowo kierowców rasthofie „Buckowsee” na długą przerwę, chwila na Colina, obejrzeliśmy film i lulu.
PIĄTEK, na moje nieszczęście zaczął się jeszcze szybciej aniżeli jego poprzednik, bo budzik zadzwonił o 4:20, o dziwo wstałem bez większych problemów, spięliśmy naczepę, którą na wszelki wypadek (można odpalić auto od agregatu) i gdy tacho dumnie wyświetlało godzinę 4:40 wyturlaliśmy FHcza na A11, 5:15 – mijamy A20 i 20 minut później jesteśmy już po polskiej stronie. Na Orlenie jakieś papu, pozbierałem się i już niedługo dom…
Stan licznika: 361342
6:20, Volvo znowu wystukały rytm 6 cylindrów, a opony zagrały na asfalcie naszej rodzimej autostrady A6, bo „pięknie jest, każdy powie na granicy w Kołbaskowie…”. Moja przygoda kończy się dokładnie tam, gdzie się zaczęła, na „[wycenzurowano]”, o godzinie 6:40, gdy wstawało słońce…
Stan licznika: 361363
Co tu dużo mówić, jestem pod niemalejącym wrażeniem. Jeszcze nie ocknąłem się z tego snu, pięknego, duńskiego snu z niezliczoną ilością pięknych ciężarówek i widoków. Chętnie tam wrócę, gdy nadarzy się okazja. Znowu 4 dni, 2153 kilometry i tysiące nowych wrażeń…
Tak jak napisałem, przepraszam was za jakość zdjęć, wrzucam je takie, jakie były na karcie, tylko zmniejszając, co ciekawsze auta w innych ujęciach za jakiś czas w ładnej jakości będzie można obejrzeć w mojej fotogalerii, zachęcam do lektury.