Ja co prawda ujeżdżam póki co tylko auta do 3,5 tony, ale mam różne doświadczenia w tym temacie.
Łącznie pracowałem w 4 firmach, gdzie auta były różne zarówno pod względem wieki, stanu technicznego itd.
Pierwsza firma był to Opel Movano I generacji, w pierwszej trasie miałem cyrk, pod Jarosławem auto gasło, nie paliło, myślałem że to rozrusznik. Oprócz tego 100 innych fanaberii, zajechałem na warsztat, gdzie spędziłem 2 dni bo mechanicy nie mogli znaleźć przyczyny. Szefowa przelała mi kasę na konto, wszystko załatwiła, zero problemu.
W drugiej robocie jazda po kraju, auto Sprinter 413 2002 rok z przebiegiem ponad 800k km. Naprawy robione w miarę na bieżąco, był jeden starszy kierowca, który dbał o auta- kolega szefa.
Trzecia praca była hitem, jazda w koło komina dla hurtowni wody, auto [wycenzurowano] w 3 dupy, o nic się nie można doprosić, przy zgłoszeniu usterki zawsze zdanie "jeszcze ten tydzień pojeździ" i takim sposobem jadąc w Warszawie wyjechał mi z zatoczki autobus, ja w hamulec a tu "hruuup" i pedał w podłodze- hamulca brak.
Dosłownie centymetry brakowały do wjechania w autobus, ale poszedłem bokiem. Ale to nie koniec, dzwonie do szefa, że jestem na drugim końcu miasta i nie mam hamulców, a ten co mnie "to jak wrócisz to pomyślimy".
Powiedziałem mu, że zostawiam tego złoma i wracam autobusem, ale ostatecznie wróciłem jakoś jadąc z prędkością pieszego i hamując biegami.
W obecnej firmie auta zadbane, gdy tylko coś się psuje szef umawia do mechanika i auto jest od ręki naprawiane. Poza tym codziennie szef pyta czy nic się nie psuje i ogólnie jest bardzo pozytywnie nastawiony.
Z perspektywy dużego auta mogę powiedzieć jeszcze jak to wygląda w firmie ojca. Szef miał kilka aut, ale sprzedał został jeden zestaw, jeździ tylko mój ojciec. Auto jeździ w relacjach polska-węgry-litwa-polska. Generalnie o naprawy ciężko, a jazda aż się nie zatrzyma. Do tego oszczędzanie na wszystkim, łącznie z winietą.
Pozdrawiam i życzę lepszych pracodawców