Cytuj:
Ja to się zastanawiam czemu nikt nie pisze Coca Coli HBC (w Markach chyba...) Moim zdaniem PORAŻKA. Na tak poważną firmę parking (o ile to można nazwać parkingiem) w gorszym stanie niż w oczekiwaniu na granicy ze Wschodem. Chore przepisy i chorzy ludzie. (...)
Pisałem, o Radzyminie, nie Markach.
Cytuj:
Chyba Ci kolego chodzi o Benckisera w Nowym Dworze (...) Godzina szukania po zakładzie, a ochrona sama nie wie co się dzieje.
Potwierdzam, byłem tam z tymi paletami CHEP, od tego kierowniczka ze Świętochłowic... Jeszcze mnie dreszczyk przechodzi
Cytuj:
Trc masz racje z ta "sluzba Ochrony". Bez urazy ale w wiekszosci sa to ludzie niedouczeni, emerytowani milicjanci czy policjanci, ktorzy sa nastawieni tylko na odbior, natomiast z "nadawaniem" to juz maja ciezki problem. Typowo: odporni na wiedze i trudi do zaj....a.(...)
Jest to patologia w polskich firmach. Zatrudnia się emerytowanych mundurowych, bo tak taniej. Niewielu menedżerów pomyśli, że wizytówka firmy zaczyna się właśnie na bramie.
Niedawno (nie wiem, czy o tym nie pisałem), na bramie towarowej w Centrze w Poznaniu (do której, notabene,
żaden znak nie wskazuje drogi), traumę przeżywał węgierski kierowca z Waberer's. Po tym, jak pomogłem mu dogadać się z dwoma, niepierwszej młodości i raczej pośledniej ogłady, strażnikami, prowadząc go później po zakładzie i dyskutując w jego imieniu z magazynierami, chciał mi stawiać flaszki
Strażnicy stwierdzili, że ich jurysdykcja kończy się na szlabanie i 5 kroków za żywopłot, by machnąć ręką sygnalizując możliwość wjazdu, do ich obowiązków już nie należy. Kierowcy sami muszą chodzić i pytać, czy nadejszła ta wiekopomna chwila. O ile umieją pytać po polsku. Tragedia, zresztą - nie tylko tam.
Cytuj:
nie do końca, kiedyś w centrum Autoliv w Braunschweig na magazynie pracował Polak i jak zobaczył auto na polskich numerach przychodził do kierowcy proponując rozładunek bez kolejki za piwo (...)
Wywiózł odrobinę polskiej mentalności na Zachód. To nawet nie wyjątek od reguły
Właśnie sobie przypomniałem: w jednej z sieci dystrybucyjnych, w Kiejdanach na Litwie, której nazwa akurat wyleciała mi z pamięci (może to Rivona), dostajesz sobie paleciak i sam musisz rozładować naczepę. O ile to idzie w miarę sprawnie, to towar policzą i przyjmą wtedy, kiedy im się zechce. Czasem bardzo długo im się chce zechcieć.