Witam!
Maniek stał 3 dni, po trzech dniach kiedy w nocy było -26*C a w dzień -18*C Man zdechł...
Ale od początku
Idziemy rano do Mana, na dzień dobry grzejemy palnikiem miskę olejowa, i podładowywujemy akumulatory, no i kręcimy. Kręci, kręci, kręci, kręci nic... Bierzemy palnik i grzejemy dalej, cała miskę, cały kolektor dolotowy, psiuknęliśmy mu w dolot plaka, i na tym plaku łapał.
Hmm... paliwo zamarzło? Odkręcamy przewód paliwowy z wtryskiwacza, no i widać, że paliwo podaje...
Wkurzeni nie traciliśmy czasu tylko poszliśmy jeździć 2 samochodem...
2 DZIEN.
Rano znów grzejemy dokładnie miskę olejowa, cały dolot, powietrze z drugiego samochodu, lina i wleczemy go... Pomału, pomału na trójeczce, wleczemy go już kilometr i nic! Nawet dymka nie puścił, nic, zero! Wkur...ni wleczemy go dalej
Ciągniemy go jeszcze z 500m i juz na jeden gar zaczyna łapać, później na dwa. Z tyłu chmura dymu, nic nie widać, w końcu jest! Klekot zapalił! Uradowani zawracamy, i but na bazę, ojciec dojechał do skrzyżowania, i musiał sie zatrzymać, KU..A ZGASŁ!
Kręci, kręci, kręci, kręci nic! Lina znów i wleczemy go, pociągnęliśmy go z 50 metrów i chodzi...
Później normalnie gasił, zapalał, jak się rozgrzał było już w pożo. Co mu może być? W lato regenerowana była pompa paliwa, + 2 wtryski (wiem, ze kaszana odwalona ze nie wszystkie 4...) Oczywiście, filtry zmieniane z tysiąc km temu, w baku mieszanka była 10l benzyny i 90ropy, ale była z połowa zbiornika już...
Jakieś propozycje co go boli?
Aha... Kilka dni wcześniej -15*C w nocy, a ten rano obrócił z 4-5 razy i ładnie chodził...