Zjechałem na chwilę do domu więc kilka słów o tym co się wydarzyło.
W czwartek wieczorem 16 lutego, odebrałem załadowany zestaw (tę białą Scanię G420 ze zdjęć wyżej) i przyprowadziłem go sobie do Lęborka gdyż towar przeznaczony do Holandii (Roosendall) rozładować miałem dopiero w poniedziałek.
W trasę wyjechałem w sobotę tuż przed południem. Pierwsza "szychta" wystarczyła idealnie by dojechać do granicy w Kołbaskowie. Tam pauza i jazda dalej. Jako, że nie było absolutnie żadnego pośpiechu więc stanąłem już na parkingu (Borde) przy A2 kilkanaście kilometrów za Magdeburgiem. Niedziela upłynęła leniwie na oglądaniu filmów, czytaniu gazet i przyzwyczajaniu do auta. Wniosek jeden - kabina G nie nadaje się na długie trasy.
Do celu ruszyłem chyba około północy z niedzieli na poniedziałek, po drodze śpiąca dwugodzinna pauza i na rozładunku byłem w sam raz. Po rozładunku kolejne dwie godzinki snu, śniadanie i zlecenie po załadunek w Zevenaar tuż przy holendersko-niemieckiej granicy. Na miejscu byłem około 15. Pod firmą czekał już na załadunek jeden rodak ale spał więc nie budziłem. Później dojechał drugi, bardzo towarzyski i rozgadany góral z okolic Nowego Targu. Posiedzieliśmy razem do wieczora, pogadaliśmy, obejrzeliśmy film, wypiliśmy po piwku i poszliśmy spać. Następnego dnia miałem się ładować od razu rano. Niestety rano zmieniło się w popołudnie i musiałem się sporo nagimnastykować, żeby zdążyć na rozładunek który zaplanowano następnego dnia o 6 rano w pewnej wiosce koło Śremu w Wielkopolsce. Nie lubię.
Po rozładunku udało się na odpoczynek ale po jakiejś godzinie zmuszony byłem wrócić do firmy w której się zrzuciłem gdyż rzekomo uszkodziłem coś podjeżdżając pod rampę. Okazało się, że potrąciłem drzwiami naczepy jakąś drabinę wisząca na ścianie i owa drabina uszkodziła niby jakieś żebrowanie metalowych drzwi od jakiejś agregatorni - co pokazano mi nawet z kilku ujęć kamer zainstalowanych w całym zakładzie - wielki brat patrzy. Spisałem oświadczenie i pojechałem stamtąd w cholerę.
Wożę teraz niestety takie towary, które wymagają mycia naczepy po każdym rozładunku niemalże, więc musiałem znaleźć myjnię. W Śremie jest pewna firma transportowa która zwie się "Eurax" (opiszę może w odpowiednim dziale w wolnej chwili) i ma bardzo ładną siedzibę w której jest stacja benzynowa, warsztat i myjnia właśnie. Po umyciu zamówiłem sobie pizzę na telefon - polecam pizzerię Bel Paese w Śremie
Po jedzeniu spanie.
Jak już się wyspałem było ciemno i przyszło kolejne zlecenie - Koziegłowy k. Poznania. Trochę się zamotałem bo Poznań poblokowany dla dużych a i w samych Koziegłowach zły adres dostałem ale koniec języka za przewodnika i w końcu trafiłem. Wieczorem kolejny film i spać.
Następnego dnia rano poinformowano mnie, że załadunek będzie dopiero po południu. Poszedłem więc sobie na zakupy do miasta, zrobiłem mega wypasione śniadanko i czekałem na rozwój sytuacji. W południe polecono mi wjeżdżać na teren firmy. Na rampie dowiedziałem się, że jadę w okolicę Oldenburga do Niemiec a ładuję jedynie 5 palet. Po błyskawicznym załadunku, wizyta w biurze i jazda do celu. Po drodze mój spedytor poinformował mnie, że rozładunek dopiero następnego dnia o 18 więc pełen luz. Po wjechaniu do Niemiec okazało się, że skoro mam czas do 18 następnego dnia to pojadę do miejscowości Hovelhof k. Bielefeld żeby zabrać do polski Scanię którą moja obecna firma użycza pewnej niemieckiej firmie. Ciągnik ów musiał do serwisu gdyż mimo, że nowy (88000 na liczniku) miał już dwukrotnie wymieniane sprzęgło. Pojechałem więc tam.
Rankiem około godziny 9:00 zadzwonił mój służbowy telefon w którym pewna przemiła pani której nie znam wykrzyczała "gdzie pan jest do cholery?". Nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć. Okazało się, że mój spedytor coś przeoczył i rozładunek był zaplanowany jednak na 8:30 a nie 18:00. Zanim się przepakowałem do żółtej R420, zanim dojechałem na miejsce to była godzina 14:50 czyli tuż przed zamknięciem firmy odbierającej. Wjechałem na bramę jednak o 14:50 nie o 15:00 więc musieli mnie rozładować. Zanim dojechałem odbierałem co 15 minut telefony od przemiłej Pani spedytorki z jednym pytaniem "gdzie Pan jest, za ile Pan będzie na rozładunku?" Po rozładunku zeszło z niej ciśnienie i dostałem od niej zlecenie z Holandii do Ostrołęki. Tyle, że dopiero na poniedziałek, a było piątkowe popołudnie. Dojechałem więc sobie do firmy i cały weekend spędziłem pod firmą w absolutnej samotności.
W poniedziałek rano załadunek i jazda do Polski. Po załadunku okazało się, że chłodnia nie chce odpalić i wyświetla jakieś kody alarmowe. Po drodze szukałem kogoś kto ma kable ale nie mając CB-radia było to trochę utrudnione. Na jednym z parkingów użyczył mi ich pewien Słowak z białej Premiumki (pozdro Paździu). Chłodnia odpaliła więc jazda. Dalsza trasa znów napięta. Polska przywitała mnie ostrym deszczem ze śniegiem który z racji spadającej temperatury zamarzł mi na aucie. Dziwne to bo w Holandio świeciło słońce i było 10 stopni na plusie za to w okolicach Pułtuska nawet -9. Rozładunek w Ostrołęce trwał na tyle długo, że skróconą pauzę dobową wykręciłem.
Wieczorem tego samego dnia załadowałem się w Święcicach pod Warszawą produktami Danone z przeznaczeniem dla trzech odbiorców w Gdańsku (Real, Selgros, Tradis). Do Gdańska jechałem przez Sochaczew, Płock, Włocławek, Toruń i do celu A1. Na miejscu byłem o 6 rano i ku mojemu wkurzeniu rozładowywałem trzy miejsca aż do godziny 16. Po wszystkim odprowadziłem Scanię do serwisu na ponowną wymianę sprzęgła, przyjechała po mnie żona i pojechaliśmy do domu. Po drodze wpadliśmy do firmy rozliczyć się z trasy. Okazało się, że w domu będę zaledwie jeden dzień bo już jutro ładuję w Chojnicach do Modeny we Włoszech (rozładunek w poniedziałek). Dostanę trzecią już z kolei Scanię w ciągu dwóch ostatnich tygodni bo Daf musiał już jechać
Zdjęć tylko kilka.
Pani ładna.
Holandia.
W126 SEL i jakiś amerykaniec.
Wiosna
Podobno tuningują ją w gdańskim serwisie Scania.