Na firmie mamy rure z połączonych 2 prętów od siłownika podnoszenia kabiny ze Scani, wraz z odpowiednią przelotką calową do niego i nie ma siusiaka, żeby jakaś śruba nie odpuściła.
Z sukcesów to w poniedziałek wróciłem do pracy po skręceniu kostki, niby miesiąc laby, a raczej 3 tyg leżenia, reszta to jakieś poruszanie się. Chodzić chodze normalnie, żadnego bólu.
Szef chciał sprawdzić czy się nadaje do pracy i kazał wejść na silos po drabince, a tu lipa... kłucie w kostce się pojawiło. Rozwiązanie = podwójna obsada
ale przynajmniej po beczce nie musze skakać
1 dzień jazdy: "kurka rurka, co ja tutaj robie, wszystkie drogi wąskie, śnieg, zamiecie, wiatr, mróz. Turbo jakieś głośne, silnik warczy, kabina sie buja. Coś jest nie tak. "
2 dzień jazdy: "Super, zajegiście, tęskniłem za fajerą. Ogień na tłoki i do przodu!!!"
4 tyg L4 jakoś zryły mi beret na jeden dzień
3 dzień: "Przyjdż, poodśnieżamy" Czyli jakieś 0,5hektara szuflą na kopki i wywrotke, ostrówek wyzionął ducha i olej
"
Czwartek i piątek "kierowca zawodowy to jednak fajny zawód, dobrze że robie to co lubie"
Na moje szczęście luty będzie pierwszym lutym od kilku lat kiedy kasa na końcie nie stopnieje