Po prawie dwóch tygodniach spędzonych szczęśliwie i aktywnie na łonie rodziny nastąpił czas następnego wyjazdu.
Początkowe plany były takie, że wyjazd nastąpi we wtorek wieczorem a zmiana w środę rano w Kiel gdyż właśnie wtedy moje auto będzie wracało z Norwegii. Niestety ładunek do Norwegii musiał być dostarczony w poniedziałkowy ranek a mój zmiennik, w ten akurat weekend nie mógł skrócić odpoczynku tygodniowego do 24h to do auta musiałem wrócić wcześniej.
Wyjazd z Lęborka przed ósmą rano, po drodze dość nieprzyjemny incydent w Koszalinie (200zł i 6pkt) ale na szczęście nie na moje konto. W Kiel a właściwie 40 km przed, w Bad Segeberg bo tam czekał na parkingu mój zmiennik byliśmy o godzinie 15:30. Po przepakowaniu się od razu ruszyłem do Kiel celem odebrania biletu na prom do Goteborga. Czas oczekiwania na wjazd na prom wykorzystałem na to by się dokładnie rozpakować w aucie.
Następnego dnia dojechałem bez przeszkód do Sarpsborga, na bazę naszej spedycji i czekałem do następnego dnia na dyspozycje rozładunku.
Po wizycie w biurze w poniedziałkowy ranek okazało się, że muszę pojechać najpierw do Oslo celem zdania dokumentów celnych w firmie zlecającej ładunek a następnie udać się na rozładunki. Pierwszy z nich to miejscowość Hagan oddalona od Oslo o około 15km. Kilka dni wcześniej panowały tu prawdziwie zimowe warunki a obecna odwilż nie zdążyła jeszcze rozpuścić sporej warstwy śniegu i lodu zalegającego wszędzie. Firma do której jechałem położona jest na dość sporym wzgórzu a sam wjazd do wprawdzie krótka ale stromizna około 20%. Przez to wszystko próbowałem wjechać aż pięć razy zanim udało mi się wdrapać (całość ładunku to zaledwie 5,5t). Co ciekawe i znamienne, próbom tym przyglądało się dwóch pracowników owej firmy. Gdy już wjechałem i ustawiłem się możliwie najlepiej do rozładunku pracownicy Ci wsiedli do swego służbowego auta i odjechali. Nie ukrywam, że dość mocno się zirytowałem gdy w biurze poinformowano mnie, że pojechali sobie na przerwę i muszę na nich zaczekać około godziny - ich czas pracy jest święty ale mój mieli głęboko w dupie.
Następny rozładunek to Toll Post Globe w Oslo gdzie poszło nadzwyczaj szybko i sprawnie.
Z Oslo udałem się od razu do Sarpsborga gdyż tam miałem mieć załadunek w kombinacie chemicznym Boregard. Na miejscu stawiłem się dokładnie o godzinie 14:07 i okazało się, że załadunki odbywają tam tylko i wyłącznie do godziny 14:00 ale towar na mnie czeka i mogę go załadować w dniu jutrzejszym (gdyby nie tych dwóch z Hagan to na pewno załadowałbym jeszcze dziś). Zjechałem więc na pobliską bazę naszej spedycji i tam spędziłem resztę dnia i noc.
Rankiem po załadunku 24 ton bliżej nie określonego środka chemicznego zwanego Ufoxanem z przeznaczeniem do Niemiec, odebrałem dokumenty w biurze spedycji i udałem się do Goteborga.
Ufoxan po zabezpieczeniu.
Po zjeździe z promu kierunek Ludwigshaven. Jazda szła dość dobrze i spokojnie. Udało się dotrzeć tego dnia do Frankfurtu, gdzie spędziłem noc. Teoretycznie mogłem jeszcze jechać kawałek dalej ale wiedziałem już dokładnie kiedy będę ładował z powrotem na Norwegię więc wiedziałem, że nie muszę się wcale spieszyć.
Następnego dnia już o 7:30 stawiłem się pod bramą ogromnego kombinatu firmy BASF w Ludwigshafen . Co ciekawe mój spedytor prowadzący jako adres podał mi główny biurowiec firmy choć brama wjazdowa dla rozładunków była zupełnie gdzie indziej.
Najpierw musiałem ustawić się na parkingu dla oczekujących na wjazd, potem odstać 40minut w kolejce do zameldowania się u ochrony obiektu celem otrzymania przepustki i dopiero mogłem wjeżdżać. Dobrze, że mój ładunek to nie ADR bo dla nich procedura była dwa razy dłuższa. Po wjeździe pierwsze co uderzało to ogrom (mają tam nawet wewnętrzną komunikację autobusową a każda z dróg swoją nazwę np. Amoniak Strasse) i bliżej nieokreślone i dość nieprzyjemne chemiczne zapachy zewsząd. Po podjechaniu pod właściwy wydział okazało się, że akurat jest czas przerwy śniadaniowej który to wykorzystałem na przygotowanie naczepy do rozładunku (rozplandeczenie i ściągnięcie desek i pasów) oraz na zjedzenie śniadania.
Rozładunek dość dziwny bo gdy ustawiłem się we wskazanym miejscu zablokowałem całkowicie przejazd ową ulicą. Rozładowano mnie dość szybko i mogłem uciekać od wszechobecnego chemicznego swądu.
Załadunek miałem mieć dopiero następnego dnia, w oddalonej od Ludwigshafen o jakieś 30km miejscowości Eppelheim ale na polecenie spedytora, który lojalnie uprzedził mnie, że owa firma jest dość dziwna, udałem się by sprawdzić czy nie udałoby się załadować jeszcze tego dnia. Na miejscu okazało się, że absolutnie nie ma takiej możliwości i co więcej oczekiwanie na załadunek na dość obszernym parkingu jest również surowo zabronione a dlaczego, to już nikt nie zamierzał wyjaśniać.
Wróciłem więc na pobliską autostradę celem znalezienia jakiegoś miejsca do przeczekania.
Następnego dnia tuż po godzinie 7:00 stawiłem się w owej firmie ponownie. Godzina załadunku była wyznaczona na 8:00. W tej kwestii już nie byli tacy drobiazgowi i wpuszczono mnie dopiero około 9:15. Załadowano prawie 25 ton soczków Capri-Sonne.
Po załadunku i odebraniu wszystkich dokumentów ruszyłem na północ. Pauza weekendowa (skrócona) wypadła mi w okolicach Osnabrucku i w sobotę wieczorem dojechałem do Travemunde celem przepłynięcia do Szwecji.
W niedzielne popołudnie dotarłem do Sarpsborga i tam czekałem do poniedziałku.
W poniedziałek po porannej wizycie w biurze udałem się do Skedsmokorset, gdyż tam miałem owe soczki rozładować. Spedytor prowadzący uprzedził mnie, że najprawdopodobniej będę musiał odstać pewien czas bo zdarza się to w Bring'u bardzo często. Ku mojemu zdziwieniu zaraz po przyjechaniu i zgłoszeniu się w biurze od razu wskazano mi odpowiednią rampę i rozpoczęto rozładunek. Po wszystkim od razu zgłosiłem swoją gotowość do kolejnego załadunku. Spedytor poinformował mnie o tym, że nastąpi on następnego dnia. Wracając więc do Sarpsborga postanowiłem spotkać się z forumowym Vikingiem
Jeszkinem. Niestety plan ten się nie udał bo w międzyczasie otrzymałem informację o tym, że mogę się załadować jeszcze dziś. Znów w Boregardzie. Tym razem 44 big-bag'i z bliżej nie określonym proszkiem bez nazwy.
Przeznaczenie ładunku to Bremen więc krótki strzał. Prom jeszcze tego samego dnia a następnego rozładunek w Bremen. Po drodze mega tragiczny korek w Hamburgu (rozpoczęto remont jednego z wiaduktów na A7 i przez zwężkę i zakaz wyprzedzania dla ciężarówek korek ma każdego dnia kilka ładnych kilometrów).
Po rozładunku okazało się, że planowany dla mnie załadunek ma nastąpić dopiero w piątek rano (a był wtorek) ale spedytor poinformował, że można często ładować w czwartki ale on się postara żeby się udało już w środę. Nie udało się. Czas wolny wykorzystałem na spacery po okolicy i wizytę w pobliskim centrum handlowym (darmowy internet).
Widok po wyjściu z niego:
Dokarmiałem dzikusy:
Załadowałem w czwartek z rana. 20 ton oleju kokosowego w puszkach. Po załadunku od razu udałem się do Kiel. Na miejscu byłem już po 13:00 i jako, że czasu było jeszcze sporo do wjazdu na prom to poszedłem sobie do miasta. Oczywiście po to by zaliczyć libańską knajpkę i zjeść falafle
Po zjechaniu z promu w Goteborgu kierunek Moss. Po drodze spedytor poinformował o zmianie adresu rozładunku, gdyż odbiorca wyjechał na ferie:) Rozładowałem więc w porcie w Moss, gdyż tam odbiorca wyznaczył magazyn. Po wszystkim miałem mieć dograny kolejny załadunek ale okazało się, że jest już za późno i muszę poczekać do poniedziałku. Na granicy miałem szczegółową kontrolę celną włącznie z prześwietlaniem auta przez co zmarnowałem sporo czasu. Zjechałem więc na bazę.
W poniedziałek rano odwiedziłem biuro w celu uzyskania wytycznych do załadunku. Najpierw polecono mi jechać do pobliskiego Fredrikstadt celem załadowania 7ton dwutlenku tytanu a dalej do Skiptvet gdzie załadowałem wyremontowane silnik i skrzynię biegów marki Deutz. Kolejny załadunek to Skedsmokorset i dwa bębny do kruszarek które z kolei wiozłem do remontu.
Ostatni załadunek to Larvik i dwie duże palety foli ogrodniczej. Z Larviku udałem się do Sarpsborga gdzie następnego dnia rano miałem otrzymać dokumenty celne do wszystkich ładunków.
Następnego dnia rano poszedłem do biura by załatwić wszelkie formalności. Po uzyskaniu wszystkich niezbędnych dokumentów udałem się do Goteborga skąd o 18:45 odpłynąłem do Kiel.
Następnego dnia w Kiel po zjechaniu z promu musiałem odwiedzić agencję celną Nortrail i niemieckich celników.
Pierwszy rozładunek to oddalona o około 30km od Kiel wioska Ruhwinkel. Dojazd wąski i niewiele miejsca do zawrócenia ale bez przeszkód.
Kolejny rozładunek to Wildeshausen gdzie zrzuciłem ów silnik i skrzynię biegów po remoncie - odbiorcą była duża firma handlująca sprzętem rolniczym (traktory, kombajny).
W tym miejscu pozdrawiam forowiczkę
Guciek bo właśnie wtedy miałem przyjemność z nią porozmawiać.
Trzeci rozładunek to miejscowość Bergneustadt gdzie dotarłem około godziny 19:00 więc jak nie trudno zgadnąć nie było już szans na rozładunek.
Następnego dnia o 7:30 rano rozładowano bębny do kruszarek i mogłem jechać na ostatni rozładunek do Wuppertalu.
Na miejscu okazało się, że odbiorca znajduje się w dość wąskiej uliczce i w dodatku ma przerwę śniadaniową. Po zaparkowaniu przed bramą złożyłem lewe lusterko i czekałem na koniec przerwy.
Po przerwie dosyć szybko i sprawnie mnie rozładowano i mogłem jechać na pierwszy załadunek powrotny.
W Huckenswagen załadowałem cztery skrzynie jakiegoś bliżej nie określonego sprzętu z przeznaczeniem dla Rolls-Royce Marine Norway.
Huckenswagen
Drugi załadunek to miejscowość Neuss gdzie podjąłem kilka zestawów stalowych rur.
Po ich dokładnym zamocowaniu ruszyłem do miejscowości Ratingen gdzie miałem załadować cztery płaty grubej stalowej blachy. Na miejscu okazało się, że blacha nie mieści się na szerokość z załadowanymi wcześniej rurami. Potrzeba było zastosować kilka kombinacji by wszystko zmieścić i móc dokładnie zabezpieczyć (wyjąć, poprzestawiać, ułożyć jedno na drugim). Co mało przyjemne w czasie tych operacji dość mocno się rozpadało więc po skończeniu spinania naczepy byłem cały mokry.
Kolejny załadunek to miejscowość
Stanąłem tam na pierwszym lepszym parkingu gdyż nie miałem jeszcze dokładnego adresu firmy a załadunek miał nastąpić następnego dnia rankiem.
Po około trzech godzinach postoju ktoś zapukał w drzwi kabiny - okazało się że ów parking jest bezpłatny tylko w określonych godzinach a za noc trzeba płacić. Suma była wprawdzie niewielka bo 5,90E ale na pewno nie warta owego parkingu gdyż miał on słabo zaopatrzony sklep, brakowało gastronomii i jakichkolwiek sanitariatów. Dlatego też odjechałem stamtąd w miejsce następnego załadunku którego adres otrzymałem kilka minut wcześniej a wynikało z niego, że jestem zaledwie 3km od niego. Nie było wprawdzie pod nim jakiegoś specjalnie atrakcyjnego miejsca do zaparkowania ale nockę spędziłem spokojnie i bezpiecznie.
Rankiem załadowałem kolejnych kilka rur i ruszyłem do Dortmundu gdzie załadowałem z kolei stalowe pręty.
Na sam koniec udałem się do miejscowości Wertle do fabryki naczep Krone gdzie załadowałem kilka zderzaków i kompletne drzwi do chłodni. W Wertle musiałem poczekać prawie dwie godziny na załadunek więc wykorzystałem ten czas na zrobienie zakupów w pobliskim sklepie i zjedzenie obiadu a także na pogawędce ze sztaplarkowym który mimo tego, że był rodowitym Niemcem mówił całkiem dobrze po Polsku.
Po załadunku ruszyłem do Travemunde gdyż nie miałem już szans na prom z Kiel.
Na miejscu byłem tuż przed 20:00. Odebrałem bilet i wjechałem w kolejkę na prom do Trelleborga. Na promie spotkałem dwóch kolegów z firmy która również jeździ dla tej samej spedycji.
Następnego dnia rano po zjechaniu z promu ruszyliśmy od razu w trzy zestawy w kierunku Norwegii.
W Sarpsborgu stawiliśmy się równiutko o 15:00. Była sobota więc można było rozpocząć czas odpoczynku. Pogoda była dość kiepska bo padał deszcz, wiało i było zimno więc prawie wszyscy siedzieli w kabinach. W niedzielę na chwilę się przejaśniło więc postanowiliśmy wybrać się w kilku na przechadzkę po okolicy celem rozruszania mięśni.
Po powrocie znów się rozpadało więc znów pochowaliśmy się w autach.
W poniedziałkowy ranek odebrałem dyspozycje rozładunków i pojechałem je zrealizować. Pierwsze było Torp (części zamienne Krone), drugie Borgenhausen (stalowe pręty), trzecie Oslo (wszystkie trzy ładunki z rurami) i na koniec Jessheim gdzie rozładowałem części dla RR. Po ostatnim wyładunku polecono mi zjechać z powrotem do Sarpsborga gdzie miałem poczekać do następnego dnia na załadunek celulozy.
Rano podjechałem na załadunek gdzie wrzucono mi trochę sporo celulozy.
Po załadunku, już w biurze spedycji załatwiłem wszystkie formalności, odczekałem na dokumenty celne i ruszyłem do Trelleborga, gdyż okazało się, że tego dnia prom z Goteborga do Kiel jest odwołany. Na miejscu byłem o 20:00. Płynąć miałem do Rostocku gdyż musiałem płynąć liniami Stena a ładunek przeznaczony był do Bielefeld. Okazało się, że prom jest tego dnia w pełni zajęty przez co dość sporo czasu trwało załadowanie go autami - jedzenie na promie tragiczne (nieobrane ziemniaki, beznadziejne sałatki i jakieś papy niewiadomoczego), kajuty dwuosobowe i rejs krótki.
Po zjechaniu z promu udałem się na tzw. Betonkę gdzie po spakowaniu się oczekiwałem na mojego nowego zmiennika. Dość długo nań czekałem bo się okazało, że nie tylko ja tego dnia wracam do domu.
Kolega który też kończył swoją "szychtę" był trochę od Rostocku oddalony przez co dojazd do niego musiał potrwać. Koniec końców i tak byłem w domu dość szybko bo około godziny 17:00. Przede mną prawie dwa tygodnie wolnego i kilka ciekawych atrakcji.
Statystyka na koniec - mało kilometrów i duże spalanie bo ładunki ciężkie.
Reszta zdjęć:
-
https://picasaweb.google.com/1015063239 ... d237ujpsAE
-
https://picasaweb.google.com/1015063239 ... ydTklNamag