Witam. W końcu zebrałem się by "reaktywować" moją serię opisów z tras. Poprzednio jako prawofotelowca, jeżdżącego z tatą a teraz już sam jako kierowca. Opisy myślę, że będą pojawiać się w okresach co dwutygodniowych, ze względu na to, że będzie więcej do poczytania a zarazem i ja będę miał czas by ten cały temat ogarnąć na spokojnie. Wybaczcie na chwilę obecną za małą ilość zdjęć nie zawsze jest możliwość i czas by zrobić zdjęcie a jeszcze po ostatnim wypadzie do Austrii, padła mi karta pamięci i w obecnym momencie mogę maksymalnie zrobić 8 zdjęć na wewnętrznej pamięci aparatu, jednakże jeśli będę mógł postaram się dorzucić jakieś zdjęcie do opisu. Mam nadzieję że wszystko jasne więc można zaczynać.
Wieruszów (PL) - Dingolfing (D) - Niederaibach (D) - Plattling (D) - Ciechanów (PL) - Natolin (PL) - Wola Bykowska (PL) - Nowa Wieś Książęca (PL) - Wieruszów (PL)
Na przełomie lipca i sierpnia partner firmowy, którego obsługujemy rozpoczął 2 tygodniowy okres wakacyjny, więc co za tym idzie i u nas szykowała się przerwa. Cała firma otrzymała 2 tygodniowy urlop, jednak wobec mnie były inne plany. Na okres września potrzebuję tydzień urlopu, ze względu na obronę mojego licencjatu, zatem gdybym teraz wykorzystał urlop nie miałbym go na potrzebny mi okres. Szef znalazł mi ładunek z pobliskiej ocynkowni do BMW w Dingolfing. Załadunek miał odbyć się w Czwartek o godzinie sprecyzowanej w odpowiednim czasie. Nadszedł Czwartek i dostałem telefon, że na godzinę 13 mam być na miejscu załadunku, jednak wyjechałem trochę wcześniej, bo po drodze miałem kilka innych spraw do załatwienia. Wjechałem na zakład po przebrnięciu przez całą procedurę rejestracyjną składającą się z podania wszelakich danych osobowych na pierwszej bramie, po czym te same dane przedkładałem 10 metrów dalej na wadze... Zawsze śmieszyły mnie te dziwaczne procedury, ale nigdy nie miałem o to pretensji do ochrony tylko do nieznanej osoby, która ten "twór" wymyśliła. Ale nie odbiegając od tematu... znalazłem się wewnątrz zakładu i jak wiadro zimnej wody nadeszła informacja, że towar jest w obecnej chwili na produkcji i przewidują, że w godzinach nocnych odbędzie się załadunek. Jako, że jestem człowiek cierpliwy spokojnie przyjąłem wiadomość, poinformowałem szefa i czekałem. W międzyczasie wypiąłem konia pojechałem do pizzerii wziąłem pizzę i wróciłem na załadunek. Po godzinie 23 wjechałem na halę wyjeżdżając z niej o północy, do domu wróciłem pół godziny przed pierwszą.
Kolejnego dnia w Piątek ruszyłem o 14 i pojechałem do serwisu volva w Długołęce na założenie tollcollecta. Przede mną były 2 auta w kolejce więc musiałem poczekać. W międzyczasie założyłem dostarczone pokrowce na fotele i dywaniki. Przyszła kolej na mnie urządzenie założone, odbyłem jazdę próbną, odebrałem dokumenty i mogłem ruszać. W godzinach wieczornych dojechałem na Kudowę stanąłem na BP, gdzie zamierzałem wykręcić weekendówkę. W Sobotę poszedłem na granicę zlikwidować Premida z poprzedniego pojazdu a wyrobić nowego na obecny, resztę dnia spędziłem na rozmowie z kierowcą a wieczorem postanowiliśmy co nieco wciągnąć. Około północy w dobrych humorach poszliśmy spać. W niedzielę wracałem do życia po nocnych wyczynach, a po południu poszedłem do Biedronki zrobić zakupy na wyjazd. Przed wieczorem odwiedził mnie jeszcze kolega z prośbą o przegranie filmów. Kiedy zrzucałem filmy z laptopa na jego dysk przenośny skoczyłem wziąć prysznic. Poszedłem wcześniej spać bo planowałem wystartować o 3 w nocy.
Ruszyłem o ustalonej godzinie kierując się w stronę Pilzna. Przed zjazdem na Domazlice zrobiłem przerwę i ruszyłem dalej. Przekroczyłem granicę czesko-niemiecką w Folmavie i landówką B20 dotarłem do autobany w stronę Monachium. Do samego zakładu trafiłem bez problemu, jednak przez blisko 2 godziny błądziłem, którą bramą mam wjechać na teren, w którym miał odbyć się mój rozładunek. Po kilku telefonach i rozmowie z portierami sprawa się wyjaśniła i wjechałem na teren zakładu znajdując odpowiednią halę, gdzie czekałem na rozładunek. Po rozładunku, wyjechałem z zakładu i stanąłem na parkingu czekając na dalsze informacje. Przed 16 szef powiadomił mnie, że dzisiaj nic nie będzie i mogę spokojnie otworzyć piwo. Niedaleko mnie stał inny kierowca od Cichonia, który także miał tutaj rozładunek tego samego towaru co ja, jednak był wcześniej załadowany i przybył tu kilka godzin przede mną. Pan Ernest był dużo starszy ode mnie, jednak pomimo dużej różnicy wieku bardzo przyjemnie się z nim rozmawiało. Cieszę się, że są kierowcy, którzy będąc dużo starsi od takich młodych chłopaków jak ja potrafią traktować mnie jak równego sobie a nie jak szczeniaka. Rozmawialiśmy do godziny 21 po czym Pan Ernest ruszył na załadunek po 9 godzinnej pauzie.
Kolejnego dnia otrzymałem 2 adresy załadunku. Pierwszy z nich był w okolicach Landshutu drugi w Plattling. Po załadunku filtrów w Niederaibach wróciłem do Plattling i tam załadowałem na papierni 3 rolki do Ciechanowa. Na Kudowę zaleciałem w nocy znalazłem jako taką stojankę na BP i już miałem kończyć tacho, kiedy któryś z chłopaków wyjeżdżał więc pyk odpaliłem i się ustawiłem w jeszcze ciepłą stojankę.
Rano skoczyłem do restauracji na jajecznicę, odświeżyłem się i ruszyłem dalej. Po drodze wstąpiłem do domu, wykręciłem krótką pauzę i ruszyłem dalej. Do Wielunia towarzyszył mi tata, który jechał się ładować do ocynkowni tym samym ładunkiem do BMW. Ja pojechałem dalej w kierunku Warszawy. W Mszczonowie tradycyjnie w 50tke na Sochaczew, a dalej na Wyszogród i Płońsk skąd dalej 7ką doleciałem do Glinojecka, po czym skręciłem w 60tkę i dotarłem do Ciechanowa. Na zakład mnie nie wpuścili, bo awizacja była na jutro rano. Zrobiłem rogala i wróciłem na Orlena, gdzie miałem zamiar spędzić noc.
Rano rozładowałem papier na drukarni w Ciechanowie i poleciałem powrotną drogą do Wiskitek, aby wjechać na A2 w kierunku Warszawy. Zjazdem na Grodzisk dotarłem do Natolina, gdzie rozładowałem filtry, a w międzyczasie przyszedł adres o załadunku w okolicach Skierniewic. Po zrzutce szybki dojazd na załadunek i informacja, że muszę czekać na kierowcę, który przywiezie mój ładunek i będzie bezpośrednio przeładowywany na mnie. Jako że czas pracy mi się już kończył, stanąłem na placu tak aby już się nie ruszać i zakończyłem tacho. O 17 przyjechał transport i przeładunek z naczepy na naczepę. Przedzwoniłem jeszcze do inwestora powiadomić go o której mogę najwcześniej być a o której najlepiej mu pasuje. Omówiliśmy się wstępnie na 9 godzinę w razie jakiegoś poślizgu miałem go powiadomić.
Rano po godzinie 5 ruszyłem do Skierniewic, dalej na Rawę i S8 w stronę Wrocławia. Po drodze zatankowałem kociołki w Wieluniu i poleciałem dalej. Do Walichnów starą ósemką a dalej w niedawno oddany odcinek S8. Na wysokości Bralina zjechałem z dwupasmówki i dalej bokami dojechałem do Nowej Wsi Książęcej. Rozładunek trwał ponad godzinę, trochę pomęczyliśmy się z ręcznym rozładunkiem jednej z piętrowanych palet, która pod ciężarem pękła i poleciała do tyłu. Po rozładunku na pusto do bazy i podstawiłem naczepę pod kolejny załadunek. Wypiąłem konia i na weekend pojechałem do domu.
Wieruszów (PL) - Mlada Boleslav (CZ) - Teplice (CZ) - Pilzno (CZ) - Deggendorf (D) - Aleksandrów Łódzki (PL)
Zanim w Piątek udałem się do domu na odpoczynek weekendowy, umówiłem się, że w poniedziałek przyjadę na godzinę 9 po naczepę. Ostatecznie z pod rampy odjechałem o 11, podjechałem do biura po urlopówkę i pojechałem w trasę. Miałem 3 miejsca rozładunku w Czechach: Mlade Boleslav, Teplice oraz Pilzno. Na Kudowie godzinna pauza, doładowałem kokota i pocisnąłem dalej. Po godzinie 18 byłem w Mladzie i stanąłem przy magazynie. Poszedłem się zapytać, czy mogę tutaj stać to rana bo nie wszędzie były znaki z zakazem postoju. Podkusiło mnie zabrać ze sobą dokumenty i jakie było moje zdziwienie, kiedy to Czech kazał mi jechać pod rampę. Rozładowałem się, zrobiłem rundkę wokół sklepu i stanąłem z powrotem w stojankę w której stałem na początku. Miałem jeszcze czas by jechać dalej ale odpuściłem, bo wiem, że u Czecha ciężko z parkingiem a jak już tutaj mam dobre miejsce na nocleg, to postanowiłem tu przenocować i jutro z rana ruszyć dalej.
Pobudkę miałem przed 7, szybka toaleta sprawdzenie wozu i ruszyłem. Przyznam, że w Czechach stan dróg jest dużo lepszy niż u nas w kraju, jednak jak już trafi się na jakiś kiepski odcinek to jest on fest kiepski, że z kabiny chce wyrzucić. Droga do Teplic przyjemna, ale ciągle górka-dół i tak w koło. Po godzinie 9 byłem na miejscu zdałem papiery i czekałem w aucie, aż zawołają. W międzyczasie zjadłem śniadanie i z ciekawości wypiłem MONSTER energy drink. Nie wiem jak na innych działa ale po 15 minutach wręcz nosiło mnie w kabinie. Po 2 godzinach zawołali pod rampę, zrzuciłem z połowę auta i z resztą ładunku poleciałem do Pilzna. Po rozładunku stanąłem na pobliskim parkingu i czekałem na dalszy bieg wydarzeń. Początkowo miał być przerzut na Niemcy, Austrię czy Szwajcarię ale totalnie nic nie było. Zatem wychodziło, że czekam do dnia kolejnego.
Rano dostałem adres załadunku w Deggendorfie do Aleksandrowa Łódzkiego. Zjadłem śniadanie i poleciałem na Folmave. Stąd do Cham-u i B20 do A3 i kierunek Passau. W firmie ładowałem się już wcześniej więc bez trudu trafiłem na miejsce. Zaleciałem akurat na pauzę więc godzinę przesiedziałem w aucie. Po 13 zameldowałem się i kolejną godzinę czekałem, aż ktoś mnie zawoła. Podstawiłem się pod rampę, załadowali mi 21 palet na 1 przęśle i kazali jechać na drugi magazyn w celu załadunku dalszej części towaru. Drugi magazyn mieścił się po drugiej stronie ulicy więc chwila moment i byłem na miejscu. Przede mną ładował się Polak, potem była kolej Niemca i wreszcie mogłem się podstawić. Jakiś starszy Niemiec mnie ładował i za cholerę mu to nie szło. Punkt kulminacyjny przyszedł kiedy to wygiął mi masztem od wózka blachę, gdzie zakładałem aluminiową deskę. Poszedł po młotek, powiedziałem żeby zaczekał bo chciałem przynieść drugi żeby nie wgiął mi tej blachy do środka. Nie zdążyłem dojść do samochodu, kiedy usłyszałem jak wali tym młotkiem, kiedy byłem z powrotem na magazynie ręce mi opadły. Czubkiem młotka zagiął mi blachę, że zeszła się z drugą i za cholerę teraz nie wyciągnę deski. Powiedziałem, że dalszego załadunku nie będzie mi wykonywał i zrobiłem zdjęcie. Poszedłem do biura i inny wózkowy dokończył załadunek. W międzyczasie padł system magazynowy i nie mogli wbić w rejestr wywożonych palet. Męczyli się chłopaki 2 godziny w końcu powiedziałem, żeby zrestartowali router i problem zniknął. Niektórym myślenie naprawdę musi sprawiać dużo bólu. Po godzinie 17 zostałem załadowany odebrałem papiery, jeszcze krótki opis bo oni doliczyli się 60 palet a ja 57. Jak się okazało na rozładunku, racja była po mojej stronie, a CMRki były opisane zatem byłem kryty. Z Deggendorfu doleciałem przed Pragę, zrobiłem krótką pauzę i poleciałem dalej. Na Kudowie byłem po północy i przeciągnąłem czas pracy o 2 minuty. Na granicy wszystkie miejsca były zajęte więc pojechałem na BP. Znalazł się dla mnie kąt, zrobiłem wydruki poszedłem pod prysznic i spać.
Rano jak co rano, normalne obrządki: śniadanie, toaleta i w drogę. Na plecach ciężko nie było bo raptem 16 ton to w miarę sprawnie wślizgnąłem się na podjazd w Kudowie, czego nie mogę powiedzieć o Kłodzku, gdzie jakiś delikatnie mówiąc idiota wjechał przede mnie i wyhamował mnie do 0. Byłem zmuszony dymać jak smok z 1 biegu na dolnej skrzyni. Temperatura wody w samochodzie się podniosła ale we mnie to już wrzało na całego, po tym całym incydencie. Gdyby to było zima to zapewne czekałbym do wiosny aż śnieg puści z pod kół. Doleciałem do domu obrobiłem obiad i poleciałem dalej. Na miejscu spotkałem chłopaka, co razem ze mną ładował się w Niemczech. Zanim wózkowy go rozładował, trochę porozmawialiśmy i on poleciał do domu a ja podstawiłem się pod rampę. Po 19 byłem już pusty papiery podbite mogę więc jechać do domu. Teoretycznie powinienem stać na miejscu od godziny 18 obowiązywał już zakaz ale szczerze to niewiele mnie to obchodziło. Nie zamierzałem stać 90km od domu i wracać po nocy. Po drodze zahaczyłem o Wieluń napełniłem baki i musiałem odstać pół godziny w Wieluniu bo na wylocie stało ITD a nie chciałem kusić losu. Minęła 22 i ruszyłem dalej a pół godziny potem byłem już w domu. Na kolejny tydzień szykuje się Szwajcaria, ale dokładne info otrzymam w poniedziałek. Póki co na chwilę obecną w poniedziałek rano jadę na wyeliminowanie luzy na siodle i wymianę opon w ciągniku na przedniej osi. Reszta pojawi się w kolejnym opisie.
PS. Wybaczcie za skromną ilość zdjęć ale jak wspominałem, nie zawsze był czas by zrobić zdjęcie a i aparat odmówił posłuszeństwa. Pozdrawiam i do kolejnego. Cześć.
A na koniec zdjęcie z rozładunku w Alpach Austriackich na wysokości +/- 1700 m.n.p.m.