Nie ukrywam, że miłe jest to co piszecie ale z drugiej strony widzę to podobnie jak poniżej.
Cytuj:
Przecież tak naprawdę gros ludzi z tego forum robi niemalże tą samą robotę - ładuje się, jedzie, zrzuca, czasem coś zje, przeklnie, kopnie koło, coś zepsuje/naprawi itp a nie opisuje tego w formie bloga.
Robiłem to bo jakaś tam satysfakcja z tego była, może też i potrzeba podsycana Waszym pozytywnym odzewem ale jak sami widzieliście ciężko było zachować regularność bo w trasie nie zawsze był czas pisać a w domu szkoda było na to czasu.
Ostatni rok, bo tyle minęło od ostatniego wpisu, robiłem w sumie podobną robotę cały czas - głównie Szwecja-Niemcy lub Norwegia jak nie z papierem toaletowym to z paletami czy szczególnie ostatnio z najgorszym (jak dla mnie) ładunkiem czyli mięsem.
W zeszłym roku, jakoś w lipcu, szwedzka spedycja pod którą jeździliśmy otworzyła swój oddział w pewnym kaszubskim mieście i od tej pory robota się popsuła. Dla mnie układ z bezpośrednim kontaktem ze szwedzkimi spedytorami był dużoooooooo lepszy niż kontaktowanie się z polskimi przekaźniczkami bez doświadczenia czy po prostu zdrowego rozsądku. Na początku było jeszcze jako tako ale później było co raz gorzej i zaczęły się walki czy wręcz wojny o byle g****. Najgorsze jednak, że robota się popsuła również - spadła drastycznie liczba kilometrów, choć niby mógłbym mieć to w poważaniu ale jeździłem u dobrego kolegi i bolało mnie to co się dzieje.
Dalej doszły problemy ze zjazdami do Polski czy podmianami (a do domu to już było awykonalne). Piotrek (mój szef) robił wszystko, żebyśmy zjeżdżali zawsze wtedy kiedy było to umówione ale zaczęło to generować naprawdę duże koszta (długie dojazdy czy promy do Polski na pusto) a wręcz zaczęło być niemożliwe jak w ostatniej mojej trasie gdy byłem zmuszony przedłużyć wyjazd o dwa tygodnie (sic!). Do tego jeszcze ciągłe przepinki naczep.
Decyzja o odejściu z firmy kolegi była naprawdę ciężka bo współpraca między nami układała się bardzo dobrze, ale nie mogłem już zdzierżyć tego jak układała się współpraca z tą polską pseudospedycją.
Rozstaliśmy się w zgodzie choć z pewną dozą żalu co zrozumiałe gdy ludzie się znają od lat i rozumieją wzajemnie.
O pracę nie musiałem się martwić bo jest jej wszędzie pełno a i osobiście miałem co najmniej trzy opcje z czego jedna za granicą którą nagrywał mi mój przyjaciel Jeszkin. Perspektywa była całkiem przyjemna ale nie byłem jakoś do niej przekonany i pewnie dlatego ostatecznie i tak nie wypaliła.
Zdecydowałem się na pracę w firmie kolejnego kolegi który prowadzi ją z ojcem. Obserwuję ich od kilku lat i z zewnątrz wygląda to całkiem porządnie bo się spokojnie i konsekwentnie rozwijają. Jakiś rok temu padła pierwsza propozycja z ich strony ale grzecznie podziękowałem bo u Piotra było mi dobrze a i w Ecotransie nie było jeszcze tak źle. Teraz jednak było im łatwiej mnie przekonać ze względu na zaistniałą sytuację. Muszę także przyznać, że przekonali mnie podejściem do wielu spraw jak i również finansowo. Póki co jestem dobrej myśli a jak będzie to czas pokaże.
Przesiadam się z milionowego Dafa na stupięćdziesięciotysięczne Volvo i chłodnię zamieniam na plandekę.
Z tego co dziś wstępnie ustaliliśmy nie jest to jednak moja docelowa jednostka ale jak będzie faktycznie okaże się za kilka tygodni.
Trasy pozostają mniej więcej te same z tym, że zjazdy do Polski będą regularne i póki co Norwegia niestety odpada.