Za kilkanaście lat mojej kariery, za blisko dwie banie kilometrów, przejechane w znacznej części po lokalnych wojewódzkich i krajówkach na robocie która wręcz wybitnie zabija opony (ruch lokalny, budowy, kopalnie, zawrotki na kamieniach, krawężnikach itp), nie ukrywam że w czasach młodości, głupoty i braku Itd, kilka razy niechcący zamykałem wagę 60t, a ładunki rzędu 35t plus były codziennością (no sory, tak poprostu kiedyś było
), złapałem 2 wystrzały.
Jeden to naczepa po zakupie, po pół roku jedna odeszła z hukiem, drugi to Dunlop sp344 z 5 lat temu na obwodnicy Lublina w +34 stopnie, wtedy jeszcze woziliśmy zapasy.
Oczywiście przez lata było kilkanaście kapci, dziur, śrub, 6 x nowych Pirelli z nowej Zasław wymagało nagłej wymiany. Jednak wystrzały, lub sytuację wymagające zmiany koła na drodze to serio, tylko dwa.
Z moich obserwacji, opony nie walą same (poza Pirelli). Zawsze wcześniej jest uszkodzenie mechaniczne. Śruba w kole, kamień czy cokolwiek innego, nie zauważony ubytek powietrza, +30, 100 kilometrów dalej jest huk.
Przy czym nie szukał bym tu winy kierowcy. Czasem jest tak, że jedno koło przejedzie, postawi kamień ostrym końcem do góry, następna oś to najedzie, 100km dalej bum.
Jeśli już to wina kierowcy to nie dopilnowanie, nie zauważenie ubytku powietrza. To z kolei, to wina stanu technicznego. Jeśli układ pneumatyczny jest szczelny, to łazisz obok naczepy, I słysząc powietrze wiesz że to opona. Jeśli I tak zewsząd wieje, nie masz możliwości wychwycić kapcia.