Dziś jestem niemiło zaskoczony. Jeździ człowiek po tych Lyonach, Niemcach, Antwerpiach... Ale, że w Polsce będą chcieć mnie okraść, to bym nie podejrzewał.
Zaparkowałem sobie na małej strefie w Kolbuszowej, ciche, jak dotąd myślałem, spokojne miejsce. Leżę sobie, szyberdach otwarty, nagle słychać, jak ktoś otwiera mi drzwi od naczepy... Odsuwam firankę, patrzę, drzwi otwarte.
Jak teraz pomyślę, zrobiłem to bardzo pochopnie, ale nie myślałem wtedy o tym, tylko ubrałem się, brecha od podnoszenia kabiny w rękę i idę sprawdzić. Idę do tyłu, a tu jakby nigdy nic, stoi sobie gość i gapi się na towar... Powiedziałem parę niecenzuralnych słów i czego tu szuka, on na to "tak sobie patrzę".
Po paru wyzwiskach, poszedł na chodnik i poszedł kawałek dalej, ja zamknąłem drzwi i usiadłem w aucie. Siedzę, a ten zaczął chodzić po chodniku w te i nazat. Odsuwam szybę i pytam się, czego się jeszcze idiota kręci, a ten, że jest na chodniku, sobie spaceruje i mu wolno i nikt mu tego nie zabroni.
W sumie miał rację, bo już do zestawu się nie zbliżał, przynajmniej kiedy patrzyłem. Jednak jakoś nie uśmiechało mi się pilnować auta całą noc, bo bałem się, że jeszcze potnie mi plandekę lub zrobi coś gorszego. Zapaliłem i odjechałem na inny parking, wydruk opisałem, najgorsze, że czas przegięty teraz o półtora godziny... Ale lepsze to niż potem mieć problemy.