TRASA I - c.d.
W nocy wyjeżdżamy z domu. Leje jak z cebra. Burza. Przestaje padać koło Namysłowa. Kierujemy się lokalnymi dróżkami w kierunku krajowej 8, którą dojeżdżamy do Piotrkowa.
Z samego rana meldujemy się na magazynach w Kopytowie pod Warszawą. Stało sporo naszych aut. Od razu zła wiadomość - rozładują dziś tylko 10 aut - my jesteśmy 11.
Telefon do firmy - kazali wypiąć ciągnik i jechać na przegląd do STN'u. Uzupełnili czynnik chłodzący klimatyzacji oraz wymienili drążek poprzeczny, który wybił się na naszych "równych jak stół" drogach. Oczywiście korzystając z okazji umyliśmy auto.
Jako, że kończyła się rejestracja wykonaliśmy przegląd rejestracyjny.
W środę z samego rana stoimy pod rampą. O 10:00 jest po wszystkim, więc zjeżdżamy na bazę do Błonia.
Na firmie oczywiście rozliczenia, obiad i... Nowe zlecenie!
TRASA II - PL - GB - PL... cdn. (UA)
Po 13 dostajemy zlecenie od dyspozytora. W czwartek rano mamy ładować soki w Zduńskiej Woli do Londynu. Po obiedzie ruszamy w kierunku Łodzi, w której meldujemy się o 16:00. Na Strykowskiej czeka Kaczor z aparatem (efekty spotkania widać powyżej
). Oczywiście autora zdjęcia serdecznie pozdrawiam! Droga ucieka w mocno przeciętnym tempie - wszędzie remonty - lepiej późno niż wcale...
W piątek rano stoimy już pod załadunkiem. Kawa i "coś na słodko" obowiązkowym punktem poranka.
Jedziemy w kierunku Słubic. Oczywiście dobijamy się do A2.
Utajeni panowie w mundurach mają przepisy głęboko gdzieś
W Polsce nie brak humorystycznych akcentów. Drugie foto z dedykacją dla kolegów Kaczora i Duck'a.
W końcu wpadamy na A2. Ruch niewielki - płatne autostrady robią swoje - Niemcy powinni też o tym pomyśleć!
Po drodze zjazd do Poznania. Mamy tam swój "zaprzyjaźniony" serwis i jednocześnie koncesjonera Iveco - Servipol. Musimy tam usunąć usterkę ABS naczepy. Przy okazji dokładnie obejrzałem (także wewnątrz) Stralisa Cube.
Servipol
Kiedy mechanicy skończyli pracę przy naszej Wieltonce obieramy znowu kierunek na autostradę. Jedziemy nią "do końca", nastepnie kierujemy się do przejścia w Świecku.
Przydrożny handel kwitnie - owoce lasu najchętniej kupują sąsiedzi zza zachodniej granicy, podobnie jak wyroby drewniane czy gipsowe do ogródków.
Atego na boku
Wpadamy też na małe zakupy do Mostek.
Przed samym Świeckiem kontrola ITD. Żółte Magnum jednak ich zupełnie nie interesuje.
Oczywiście nie dojeżdżamy dziś do granicy. Zjeżdżamy na zajezdnię do Słubic. Musimy tam zrobić "dobówkę", pobrać pieniądze, rozliczyć się, itd.
Członek ekpiy notorycznie rozwalającej zawartość kubłów na śmieci.
Autobusy Orbisu i ciężarówki Pekaesu - łączy je ze sobą to, ze za czasów PRL'u były niemal jedynymi Polskimi pojazdami spotykanymi poza granicami żelaznej kurtyny.
W sobotę rano meldujemy się na Świecku, kolejski zero. Wiadomo - poczatek weekendu. O dziwo, kolejka na wjazd do kraju też niewielka.
Kilka fotek z ringu i dalej z A2. Pisał nie będę nic - po co się powtarzać?
"Obst und Gemuse" - zawsze podobały mi się ich wozy - tutaj MPII 1850.
Elektownie wiatrowe.
Dawna granica. Po stronie NRD - Helmstedt, po stronie RFN - Marienborn.
Dawna siedziba wojsk amerykańskich w Braunschweigu.
Pauza wypada na "dzikusie" za Hannoverem.
Po 45 minutach znowu na szlaku. Za Hannoverem jest trochę gór, my mamy znowu cięzko - 25 ton.
W naszą stronę Porta Westfallica bez korka - z drugiej już nie jest tak wesoło.
Holender z ogranicznikiem ustawionym chyba na 95km/h - norma
Za Bielefeldem wpadamy na "stau" - a miało być tak pięknie...
Przyczyna - Panowie w dzień malują pasy - wszyscy zostali zmuszeni do jazdy pasem awaryjnym.
Na Resser Mark standardowo kupujemy winietę na Beneluks z jutrzejszą (niedzielną) datą. Na parkingu dostrzegamy kolegę z firmy. Chwila rozmowy i musimy ruszać dalej.
Zagłębie Ruhry.
Na nocleg dojeżdżamy na granicę Niemiecko - Holenderską w Venlo.
Rano oczywiście zostajemy skutecznie zablokowani - nie obeszło się bez budzenia kierowców, którzy nas "zastawili". Musimy jechać dalej, w niedzielę niestety.
Przjeazd przez Holandię to tylko kilkadziesiąt kilometrów. Niemal zero ruchu.
Wpadamy do Belgii. Obowiązkowe tankowanie na Texaco w Vosselar.
Przejazd przez Antwepię jest bardzo przyjemny, kiedy na drogach nie ma ruchu. Inaczej, potrafią się tu robić potworne korki.
"Kennedy Tunnel" - ADRy muszą go objeżdżać.
Balony to dość popularny widok w krajach Beneluksu.
Francja wita nas... mgłą, która z kilometra na kilometr robi się coraz gęstsza. Kierunek - Calais.
Przed 10 jesteśmy w porcie. Kontrola paszportów, wypisanie biletu, itd.
Włosi wjeżdżąją do "stodoły" w celu skontrolowania czy czegoś nie przemycają - czy to ludzi, czy też papierosów.
Na bilecie widnieje godzina 11:15, jednak prom wcześniejszy ma wolne miejsca i wjeżdżamy z marszu - jako ostatni wóz. ("Teraz to ja jestem ostatnim, który widzi ekran" - Marcin Daniec)
Zdjęcia z promu.
Po 2 godzinach w okienku w głównym holu ukazuje się taki widok - dobijamy do portu w Dover.
Zjazd z promu i port po brytyjskiej stronie.
Wyjazd z miasteczka, pięknego miasteczka jakim jest niewątpliwie Dover.
"Slow lorries for 3 miles" - za Dover jest kilka naprawdę przykrych podjazdów.
Ostatnie spojrzenie na morze - zaraz zniknie za pagórkami.
Jedziemy w kierunku Londynu z myslą o tym, że resztę niedzieli spędzimy na płatnym truckstopie w Ashford. Na miejscu okazuje się, ze stoi tam jeszcze 6 naszych aut, w tym 2 do tego samego miejsca rozładunku oraz... tato Mateza!
W poniedziałek przed świtem ruszamy dalej - tym razem już ekipą.
Jedziemy prawą stroną "orbitalu" - płatny most w Dartford.
Dojazd do miejsca rozładunku w dzielnicy Edmonton.
Rozładunek jest na magazynach spożywczych. Nie ma gdzie stać, obok stacja inspekcji VOSA (angielskie ITD) i zajezdnia autobusowa. Na miejscu okazuje się, ze stoi tam już jeszcze jedno nasze auto.
To musiało się tak skończyć - inspektorzy transportowi zdenerwowali się, ze zastawiliśmy im wjazd - kolega na kontroli spędził chyba 3 godziny, na szczęście wszystko w porządku.
Kiedy staliśmy pod rozładunekiem dostaliśmy zlecenie powrotne. We wtorek o 15:30 mamy ładować w Corby tytoń na Ukrainę - Prilucky, ok. 200 km za Kijowem.
Kiedy opróżniono czeluści naszej naczepy, niezwłocznie ruszamy do miejsca załadunku. Przejazd przez Londyn.
Piękny stary Mustang cabrio na przedmieściach stolicy Wielkiej Brytanii.
W Corby stajemy w uliczce na strefie przemysłowej - musimy czekać do ustalonego terminu załadunku - nie dało się nic przyspieszyć. Koło nas zaparkował także Szkot swoim Fh w typowo wyspiarskim stylu.
Załadunek był terminowy i trwał 20 minut. Załadowaliśmy 6,5 tony tytoniu w kartonach. Powrót w stronę Dover. Na "orbitalu" (tym razem jego lewej stronie) spotykamy charakterystyczną londyńskoą taksówkę, z dachem na tyle wysokim, aby dżentelmeni nie musieli ściagać cylindra.
Lotnisko Heathrow - ogromy ruch samolotów nad autostradą.
Pod wieczór docieramy do portu. Musimy zajechać na odprawę do Western Dock - Ukraina nie należy do UE.
Zabiera nas prom o 23:15 - wjeżdżamy na górny pokład.
Zjazd w Calais.
Pod osłoną nocy spokojnie doceiramy do Venlo. Musimy spać w dzień. Po południu ruszamy, aby przedrzeć się przez Niemcy do Słubic. Poczatkowo nie ma problemów i spotykamy naszych jadących w stronę kraju.
Zagłębie Ruhry to Thyssen Krupp, tory kolejowe, autostrady, kominy, Ren i cysterny.
Wyprzedzanie gabarytów późnym wieczorem. Na moście pilot zajechał nam drogę i nie pozwolił na wyprzedzenie ponadnormatywnego konwoju, za wiaduktem ustąpił i pomknęliśmy dalej. Konwój wiózł jakieś instalacje dla MAN'a. Wszystko ciągnęły oczywiście ciężarówki M...ercedesa.
Otrzymujemy złą wiadomość - ring zablokowany. Na cięzarówce przewożącej chemikalia w beczkach rozszczelnił się jeden ze zbiorników - konieczny objazd. Kierujemy się w dziewiątkę i 3 zjazdem na 246 do 101 i dalej na ring.
Rano docieramy do Słubic, musimy zrobić przerwę i odwiedzić "cyrk" czyli terminal w Świecku, aby otworzyć karnet. Skąd ta nazwa - charakterystyczne barwy i kopuła.
W piątek z rana ruszamy do domu na 45 godzinną pauzę. Jedziemy na 2 samochody. Droga mija szybko i bezproblemowo.
Wrocław.
To nie koniec tej trasy, gdyż rozładunek towaru jest na Ukrainie. CDN - czekajcie cierpliwie!