wagaciezka.com - Forum transportu drogowego
http://harnas.wagaciezka.com/

Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa
http://harnas.wagaciezka.com/viewtopic.php?t=24283
Strona 19 z 40

Autor:  filippo [ 14 mar 2012, 15:20 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Cytuj:
Przynajmniej wszystkie nowe :D Chociaż tej srebrnej to pozazdrościć tylko... :D

W automacie je masz?
Nie ma czego. Auto oddałem wczoraj z przebiegiem 91000km. Ogrzewanie w czasie jazdy działa tylko w obiegu wewnętrznym - normalnie nawet na "HI" jest w aucie zimno. Webasto wyświetla co jakiś czas "błąd grzejnika" (odpalenie na maksa pomaga ale na kilka dni). Po przekroczeniu magicznych 86km/h autem zaczyna telepać, przy 90km/h trochę mnie ale dalej telepie. Komputer co chwila wyświetla komunikat o usterce silnika, zbyt wysokiej emisji i o ograniczeniu mocy z tym związanej. Średnie spalanie na odcinku 5500km wyszło 35,15l/100km - tymi dwiema co poprzednio jeździłem nie przekroczyłem 28,5l/100km. Fajny ten automat szczególnie jeżdżąc po Polsce ale co jakiś czas sprzęgło potrafiło przyśmierdzieć.
Po miesiącu się z tą firmą pożegnałem bo taka jazda to nie dla mnie.
Sprawy w ogóle przybrały ciekawy obrót o czym za kilka dni :)

Autor:  nikos9 [ 15 mar 2012, 16:45 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Cytuj:
Cytuj:
Sprawy w ogóle przybrały ciekawy obrót o czym za kilka dni :)
Czyżby powrót do ANDARO :roll:

Autor:  filippo [ 15 mar 2012, 19:00 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Cytuj:
Cytuj:
Cytuj:
Sprawy w ogóle przybrały ciekawy obrót o czym za kilka dni :)
Czyżby powrót do ANDARO :roll:
Na pewno nie. Pisałem przecież, że szef tej firmy zachował się ostatnio poniżej krytyki więc do tej firmy nie wrócę nigdy.

Autor:  filippo [ 26 mar 2012, 17:01 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Mała aktualizacja.

Pożegnałem się z firmą od Scanii - jazda w niej jest dla wariatów a nie normalnych ludzi. Zadzwonił do mnie szef firmy której auto wylądowało w styczniu w rowie w Norwegii. Poinformował mnie, że auto jest już prawie gotowe i jeśli chcę to mogę do nich wrócić. Nie ukrywam, że byłem mocno tym faktem zaskoczony ale widocznie poza tym, że moje auta lubią rowy zrobiłem dobre wrażenie więc się zgodziłem. Tak się jednak złożyło, że kolega któremu załatwiłem tam pracę, właśnie z niej zrezygnował a "moje" Volvo potrzebowało jeszcze jakiejś kosmetyki więc pojechałem w ostatni piątek jego zestawem na Skandynawię. Jestem w tej chwili w Jarna pod Sztokholmem, jutro ładuję do Alesundu w Norwegii. Jak zjadę z trasy to opiszę tradycyjnie tę trasę i ten wariacki miesiąc w Scaniach.

Oto kogo spotkałem wczoraj tuż przed Sodertalje:)

Obrazek

Auto już od jakiegoś czasu jest zrobione, dobiło do miliona, wyzerowało się i ma w tej chwili około 25000km na liczniku. Obecny kierowca, Darek, jest z niego bardzo zadowolony. Łezka się w oku kręci :)

Autor:  andy the driver [ 27 mar 2012, 14:18 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

To same dobre newsy, coś tak "czułem w kościach" że wróisz do tej firmy, powodzenia życzę, żeby rowy się z dala trzymały i oczywiście czekam z niecierpliwością na kolejny opis :D

Autor:  JURAS [ 27 mar 2012, 18:21 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Cześć

Widziałem jak zjechałeś z promu w sobotę wieczorem , i jeszcze jeden od was z firmy volvem ,
a tym co ty teraz jeździsz jeździł prędzej taki młody chłopak?

Autor:  filippo [ 27 mar 2012, 18:35 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Cytuj:
Cześć

Widziałem jak zjechałeś z promu w sobotę wieczorem , i jeszcze jeden od was z firmy volvem ,
a tym co ty teraz jeździsz jeździł prędzej taki młody chłopak?
Tak jest, zjechaliśmy z Kazikiem i ruszaliśmy następnego dnia o 6 rano a "młody" (Piotrek) się zwolnił kilka dni temu więc pojechałem jego zestawem bo mój koń jeszcze nie gotowy.

Autor:  Pawel89lbn [ 29 mar 2012, 22:59 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Tak czytam twoj temat i mogę ci powiedzieć że mogę ci pozazdrościć tej skandynawi bo na Lubelszczyznie i okolicach cieżko jest o firmę co lata na Snadynawie, A co do firm z tymi Scaniami to powiem że i tak zle nie trafiłeś są gorsze i trzeba z nimi walczyć!

Pozdrawiam i czekam na kolejny opis

Autor:  Edler [ 04 kwie 2012, 14:51 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Możliwe żeby widział Cię wczoraj (wtorek) koło 12 jak wyjeżdżałeś z Polskie na Wiśniewskiego w Gdyni? Miałem ćwiczenia na Akademi Morskiej i jak zwykle zamiast uważać patrzyłem na ciężarówki w tamtej okolicy :)

Autor:  filippo [ 05 kwie 2012, 8:35 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Cytuj:
Możliwe żeby widział Cię wczoraj (wtorek) koło 12 jak wyjeżdżałeś z Polskie na Wiśniewskiego w Gdyni? Miałem ćwiczenia na Akademi Morskiej i jak zwykle zamiast uważać patrzyłem na ciężarówki w tamtej okolicy :)
Niemożliwe bo jestem w Norwegii od dwóch tygodni, ale już zjeżdżam do domu. Być może ciągnik mój już wreszcie wyjechał z serwisu i szef był go zatankować lub gdzieś indziej się przemieszczał.

PS: Jaki kierunek? Pytam bo moja żonka na AM studiuje magisterskie uzupełniające?

Autor:  Edler [ 05 kwie 2012, 23:21 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

No z daleka szczegółów nie widziałem ale był to napewno pusher z chłodnią :)
Studiuję Logistykę Handel morskie, na wydziale przedsiębiorczości i towaroznastwa 2 rok :)

Autor:  filippo [ 06 kwie 2012, 2:01 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Cytuj:
No z daleka szczegółów nie widziałem ale był to napewno pusher z chłodnią :)
Studiuję Logistykę Handel morskie, na wydziale przedsiębiorczości i towaroznastwa 2 rok :)
Chłodnia mojego pushera jest w stanie rozkładu po wypadku więc to na pewno nie był nawet mój koń.

Moja żonka dokładnie to samo tyle, że zaocznie i są to magisterskie uzupełniające bo licencjat gdzie indziej robiła i w ogóle z czego innego ale się jej zachciało AM to sobie studiuje :)

Autor:  filippo [ 15 kwie 2012, 19:25 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa [15.08.2010]

Ciąg dalszy wariackiej jazdy Scaniami i trasy po powrocie do Auto-Stuby

Po zaledwie jednym dniu spędzonym w domu wyruszyłem dalej. Kolejna zmiana auta - tym razem srebrna R440 w automacie - auto serwisowe czyli niczyje więc jak to zwykle bywa zaniedbane i brudne.

Na początku okazało się, że nie działa ogrzewanie postojowe. Przyczyna była jakaś prozaiczna bo wystarczyło włączyć je na chwilę na najwyższe obroty i zaczęło działać normalnie. W trakcie jazdy wyszło, że ogrzewanie kabiny jest jakieś mało wydajne i po to by nie marznąć trzeba było je ustawić na obieg wewnętrzny kabiny i maksymalny poziom. Dodatkowo również przy prędkości 86km/h auto dostawało dziwnych wibracji - nie wiem czym spowodowanych.

Był piątek a ja około 13 zameldowałem się w Chojnicach na załadunku. Towar miał jechać w okolice Modeny (Castelnuovo) do Włoch. Załadunek zajął prawie 4 godziny bo w międzyczasie wypadła zmiana zmian :) a i ładowany towar musiał być na bieżąco ważony. Po załadunku ruszyłem w stronę granicy. W Kołbaskowie zameldowałem się o 21:20, wykupiłem autostradę, wykręciłem 45 minutową pauzę i ruszyłem dalej. Ujechałem od granicy może z 70km i poczułem ogromną senność - jako, że rozładunek dopiero w poniedziałek, towar mogący jechać w zakazy więc zjazd na parking i długa pauza.

Następnego dnia po dobrym śniadaniu ruszyłem około godziny 11:30 w kolejny etap trasy. Dojechałem w okolice Monachium i tam stanąłem na jednym z parkingów przy stacji benzynowej. W niedzielę ruszyłem już o 7:30, na granicy Niemców z Austrią załatwiłem formalności związane z GoBox'em, wykąpałem się i ruszyłem już bezpośrednio do celu. W Castelnuovo byłem tuż przed 19, ustawiłem się na malutkim parkingu przed bramą firmy i zająłem swoimi sprawami.

W poniedziałek rano okazało się, że do rozładunku czeka spora grupa aut z towarem z całej niemalże Europy - Polski, Węgier, Czech, Danii, Szwecji itd i każdy musi na swoją kolejkę poczekać. W ciągu dnia rozpadał się deszcz i walił dość konkretnie. Moja kolej przyszła dopiero około godziny 16 a z rozładunku wyjechałem około 18. W międzyczasie dostałem informacje o kolejnym załadunku który miałem mieć w Veronie następnego dnia o 5 rano na giełdzie towarowej. Znam to miejsce gdyż w Andaro dość często woziliśmy tam łososia do jednej z firm. Jako, że zaznaczono mi iż załadunek mam mieć z czystym kontem podjechałem tam zaraz po umyciu naczepy po rozładunku.

Następnego dnia rano wjechałem na teren giełdy i zacząłem poszukiwania mojego zleceniodawcy którym okazał się pewien gość z Wrocławia który dwa razy w tygodniu przyjeżdża do Verony kupować warzywa i owoce by je później odsprzedawać na wrocławskim Targu "Piast". Dwa razy w tygodniu przysyła tu swój zestaw i solówkę oraz zamawia jeszcze jeden zestaw gdy tego potrzebuje. Na początku okazało się, iż ów jegomość spodziewał się podwójnej obsady, gdyż towar który ma mi załadować chce mieć jeszcze tej samej nocy u siebie we Wrocławiu. Nie ukrywał wcale swojego zdziwienia czy wręcz irytacji faktem, iż jestem sam. Gdy zadzwoniłem do swojego spedytora, ten wcale nie był zdziwiony i powiedział, że tak miało być od początku - nie ukrywam, że tym faktem już i ja się zirytowałem. Powiedziałem, że dojadę robiąc to świadomie nielegalnie ale jest to moja ostatnia trasa w tej firmie (tego już mu wprawdzie nie powiedziałem a i tak się okazało, że jeszcze nie raz na minę zostanę władowany z premedytacją).
Zleceniodawca szybko przegrupował swój towar i poprzestawiał jego części ze swoich aut i dla mnie przygotował taki który mógł dotrzeć do Wrocławia trochę później.

Z Verony wyruszyłem o godzinie 9:40 a na miejscu we Wrocławiu byłem równiutko o 4 rano - nie pytajcie jak bo i tak nie powiem. Co najdziwniejsze okazało się, że ów towar wcale nie musiał dotrzeć do Wrocławia tego dnia i nic by się nie stało jakby dojechał następnego, naczepę moją potraktowano jako chłodnię składową gdyż rozładunek trwał do godziny 15 a na miejsce dotarłem godzinę po zestawie który jechał w podwójnej zestawie, natomiast solówka również w podwójnej nie dotarła wcale bo się gdzieś po drodze rozkraczyła.

Po wyjeździe z giełdy zatankowałem auto i stanąłem na dalszą pauzę. Następnego dnia przed południem dostałem informację o załadunku w Gądkach pod Poznaniem co z racji faktu przebywania we Wrocławiu uznałem za dość dziwne. Nic to, Pan każe, sługa musi.
W Gądkach załadunek miałem w Fresh Logistics towarem do Łomży, co znów mnie zdziwiło gdyż miałem jechać już do Gdańska bo był to mój trzeci tydzień jazdy. Na miejscu byłem o 14:15 a załadowano mnie dopiero o 21. Rozładunek miał być do godziny 6 rano w Łomży - jeśli ktoś choć trochę umie liczyć wie, że coś takiego się legalnie udać nie może tym bardziej, że od razu po rozładunku miałem jechać na kolejny załadunek do miejscowości Kostry-Śmiejki. Nie udało się i prawie miesiąc później musiałem się z tego gęsto tłumaczyć w Norwegii - o tym jednak trochę później.

Rozładunek miał miejsce o 4 rano, do Kostry-Śmiejki dotarłem o 6:20. Załadowano mnie tam już po pauzie i o 17:20 ruszyłem do... nie, nie do Gdańska ale w odwrotną stronę bo do Nowego Sącza (sic!) a dokładnie do miejscowości Łabowa, przysłowiowy rzut beretem od granicy ze Słowacją.
Na miejscu byłem o godzinie 2:40 jadąc takimi drogami, że w życiu nie myślałem, że będzie mi dane nimi jechać. Ilość kilometrów pokonywanych w Polsce w ciągu 4,5 godzinnej "szychty" ma się nijak do tych pokonywanych na zachodzie:) Po raz kolejny szacun dla jeżdżących tylko po kraju.

Po rozładunku musiałem poszukać miejsca gdzie mógłbym umyć naczepę oraz jakiegoś przytulnego kąta gdzie mógłbym spędzić sobotę i niedzielę gdyż nie spodziewałem się żadnego załadunku tego dnia. Po drodze przystanąłem na mycie w Tęgoborzy. Jako, że w myjni nie akceptowali płatności kartą to musiałem poszukać bankomatu więc pozwiedzałem trochę tę miejscowość, zakupiłem sobie świeżutkie pieczywo i wróciłem z gotówką. Auto było bardzo brudne więc wynegocjowałem od spedytora mycie całego zestawu. Po nim znalazłem dość dogodne miejsce na postój z dostępem do pryszniców, niestety nie było tam zasięgu dla mojego modemu internetowego więc pojechałem dalej i... wyłapałem mandat za przekroczenie prędkości - 200zł i 6pkt karnych. Nikt nie mrugał, nikt nic na CB nie mówił a faktycznie trochę za szybko jechałem. Poddałem w wątpliwość pokazaną mi przez policjanta prędkość (88km/h na ograniczeniu do 50km/h zmierzone w sznurku jadących w obu kierunkach aut), ale każdy z was wie kto w takiej dyskusji jest zawsze górą. Przyjąłem bo co było robić innego. Koniec końców wylądowałem aż w Brzesku na przytulnej stacji benzynowej "no name" przy hotelu "Jaga" i restauracji gdzie zasięg Play był doskonały. Pierwsze co zrobiłem to poszedłem się wykąpać. Weekend upłynął na surfowaniu w necie, pogawędkach z obsługą stacji i baru, obserwowaniu "życia" owej stacji itp. W niedzielę tuż przed południem zauważyłem, że trasa Kraków-Przemyśl stanęła a chwilę później nad hotelem zatoczył koło śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego by wylądować zaledwie kilkaset metrów od hotelu. Okazało się, że nieopodal miał miejsce tragiczny w skutkach wypadek w którym czołowo zderzyły się Seicento w którym zginęło starsze małżeństwo, oraz Volksvagen Passat którego kierowca miał jedynie złamaną nogę a pasażerka wyszła bez szwanku a jedynie w lekkim szoku. Podobno kierowca Seicento zasłabł i zjechał na przeciwległy pas wprost pod Passata. Przykre. Miałem ze sobą aparat fotograficzny ale jak usłyszałem, że są ofiary śmiertelne, odechciało mi się robić jakiekolwiek zdjęcia.
Link do informacji o tym wypadku: http://ospjadowniki.pl/index.php/compon ... zesku.html

Jako, że napisałem na forum gdzie jestem odwiedzili mnie w sobotni wieczór Cukierr a w poniedziałkowy ranek tuż przed odjazdem na rowerze przybył ciężko zsapany foto-leniuch Igor. Zrobił dwie fotki mojego zestawu, chwilę pogadaliśmy i musiałem już jechać. Igor ustawił się też na kładce nad drogą gdzie zrobił kolejne dwie fotki.

Załadunek miałem jakieś 70km od Brzeska ale okazało się, że w samym Brzesku jest pewien wiadukt którego mój TT nie miał przez co zmarnowałem trochę kilometrów i czasu. Miejscem owego załadunku była malutka podkrakowska miejscowość Karwin w której załadowałem 33 palety kapusty pekińskiej z przeznaczeniem do Belska pod Grójcem. Po drodze na rozładunek, mój świeżo umyty zestaw zabrudził się chyba jeszcze bardziej niż przed myciem, głównie przez deszcz padający w miejscach gdzie poruszały się pojazdy pracujące przy budowach polskich autostrad.
Na miejscu byłem około godziny 18:15. Szybko mnie rozładowano i polecono jechać do podwarszawskich Święcic. Poprzednim razem ładowałem tam towar który następnego dnia rano miał być w Gdańsku więc poinformowałem spedycję, że nie ma szans bym legalnie dojechał tam na czas. Ale przecież to jest mało ważne - mam być i już a w dodatku nie w Gdańsku a w Koszalinie. Naprawdę ręce i tatuaże opadają.
Załadowałem się produktami mlecznymi i około 22 ruszyłem na północ by zdążyć do Koszalina na 6:00 bo taką godzinę awizacji miałem w centrum dystrybucyjnym Biedronki. Po drodze spotkałem kolegę z mojej pierwszej firmy który akurat kręcił krótką pauzę a, że nie było mi to za bardzo na rękę by stawać to zamieniliśmy tylko kilka słów na CB.
W CD Biedronka Koszalin byłem o 6:15 i na wstępie wdałem się ostrą kłótnię z ochroną tego obiektu, gdyż nie chciano mnie nań wpuścić ze względu na to iż nie miałem na sobie kamizelki odblaskowej. Nie ważne, że towar awizowany, kamizelka ma być i już. Po ostrej wymianie zdań z pewną przemądrą Panią która mi obiecała, że jestem tu ostatni raz (i bardzo dobrze), cofnąłem się na najbliższą stację benzynową by zakupić kamizelkę bo nie tylko nie miałem jej na sobie a wcale. Po powrocie wjechałem już bez przeszkód. Rozładunek rządzi się wszędzie swoimi prawami więc swoje musiałem odstać ale gdy już przyszła moja kolej zdjęto jogurty szybko i sprawnie. Jeszcze tylko zwrot palet i jazda na drugie miejsce rozładunku (a jakże, jak jechać po bandzie to na maksa) w Kołobrzegu. Ale nie tak szybko, na bramie nastąpiła zmiana warty i okazało się, że przy wyjeździe sprawdzane są obie paleciary - owszem gdy wjeżdżałem zadano mi pytanie o ilość palet ale podałem wtedy tylko te co miałem na pace bo myślałem, że o nie chodzi. Ile ich mam paleciarach, nawet nie wiedziałem bo miałem tam jakieś śmieci, haki do mięsa, tyczki, bańki i kilka sztuk palet przemysłowych jak i euro. Okazało się, że te z paleciar też się liczą i jako, że ich nie zadeklarowałem przy wjeździe teraz nie wyjadę. Przyznam szczerze, że z jednej strony to rozumiem ale z drugiej jak widać, że na paletach stoją skrzynki z hakami gdzie każda waży kilkadziesiąt kilo to raczej nie są to palety które ukradłem Biedronce przed chwilą. Praca w ochronie przyciąga chyba ludzi którzy pewne braki chcą rekompensować sobie byciem "w mundurze na służbie" czytaj posiadaniem pseudo władzy a jak wiadomo władza inteligentna być nie musi. Generalizuję ale spotykam się z tym naprawdę często.
Zablokowałem więc bramę wyjazdową i powiedziałem, że się nie ruszę póki nie otworzą szlabanu. Lekki popłoch zasiałem swoim postępowaniem ale się dziewczyny ogarnęły i poprosiły żebym wrócił jedynie na rampę gdzie wymienia się palety po to by zapisano mi na dokumencie, że żadnych palet ponad te co mi się należały nie dostałem. Facet który to pisał sam się z tego śmiał. Pokazałem ten świstek i pojechałem dalej. W Kołobrzegu było trochę gimnastyki z wjechaniem na firmę ale mimo tego dość szybko poszło z pomocą jej kierownika i chwilę później byłem rozładowany.

Po wszystkim stanąłem na pauzę. Ale po co mam odpoczywać po całej nocy nielegalnej jazdy jak mogę jechać dalej. Adres załadunku i ogień na tłoki - pojechałem bo już marzyłem żeby się ten kiepski serial skończył. Załadunek ziemniaków sadzeniaków pod Koszalinem, zrzutka w Kobylnicy koło Słupska i na bazę. Odstawiłem auto, następnego dnia się ze wszystkiego rozliczyłem, podziękowałem za współpracę i Adios kretinos.

W tzw. międzyczasie zadzwonił do mnie z ofertą powrotu, Pan Tadeusz z firmy Auto-Stuba w której niefortunnie położyłem zestaw do rowu 8go stycznia tego roku. Wiedząc już jak wygląda praca u niego i jak wygląda praca w opisywanej wyżej firmie, przystałem na jego propozycję praktycznie bez wahania a jedynie po krótkiej konsultacji z szanowną małżonką.
Kilka dni po powrocie spotkałem się z szefową firmy by uzgodnić szczegóły ponownej współpracy. Okazało się przy tym, że kolega któremu załatwiłem u nich pracę ma jakieś problemy z dogadaniem się z szefostwem oraz ze spaleniem swojego auta i chyba się nimi pożegna.

Tydzień spędziłem w domu po czym faktycznie mój kolega Piotrek się zwolnił więc pojechałem w trasę jego autem w trasę. Mój ciągnik wciąż jeszcze przebywa w serwisie bo walka z ubezpieczalnią trwa i ciągle dochodzą nowe epizody.

W trasę wyjechałem w czwartkową noc do miejscowości Łęczyca by załadować tam soki z przeznaczeniem w okolice Sztokholmu. Wyruszyłem tuż po północy. Najpierw tankowanie i jazda w kierunku Łodzi. Po drodze pauza tak zaplanowana by na miejscu być w sam raz jak firma zaczyna pracę. Trochę mi się za długo przysnęło więc na załadunku byłem o 8:40 a o 9 załoga miała przerwę śniadaniową. Więc ja też wykorzystałem ten czas na śniadanie i krótką kolejną drzemkę. Załadunek zakończył się o 11:15 i od razu ruszyłem z powrotem do Gdyni bo stamtąd miałem płynąć do Karlskrony w Szwecji. W Gdyni przy tankowaniu spotkałem kolegę Kazika z firmy więc miałem na promie towarzystwo.

Z Karlskrony ruszyliśmy razem następnego dnia rano czyli w niedzielę bo nie było sensu od razu jechać na noc. Wyruszyliśmy więc dopiero w niedzielę rano i razem dotoczyliśmy się do Norkoping. Kazik tam został na swój rozładunek a ja pojechałem dalej do Jordbro. PO drodze na jednym z parkingów zauważyłem znajome auto i nie mogłem się nie zatrzymać. Był to mój ukochany Actros którym jeździłem w Andaro. Uciąłem sobie pogawędkę z jeżdżącym nim teraz Darkiem, zrobiłem dwie fotki i pojechałem dalej. Na miejscu byłem około 17:00 - jako, że byłem tam po raz pierwszy to stanąłem nie pod tą bramą co trzeba bo firma miała w tej dzielnicy dwa magazyny. Sprawa wyjaśniła się rano ale na szczęście nie było to żadnym problemem. Rozładunek samodzielny ale wózkiem elektrycznym więc bez większych problemów. Po rozładunku stanąłem sobie na pustym placu za tą niewłaściwą bramą i czekałem na rozwój sytuacji. Dyspozycje przyszły dopiero około 15:00 - kilkadziesiąt kilometrów dojazdu do miejscowości Jarna gdzie miałem załadować jakieś elementy instalacji wentylacyjnych. Dojechałem tam w ciągu godziny ale okazało się, że na załadunek jest już za późno i zmuszony byłem czekać do następnego dnia.

Rankiem gdy pojawiłem się ponownie w biurze powiedziano mi, że niestety ale towar nie jest jeszcze gotowy i muszę dalej czekać - szkoda tylko, że czas pracy już rozpocząłem. Na szczęście nie zmarnowałem całego dnia na to czekanie i już około 11 wyjechałem z firmy na drugi załadunek do miejscowości Jarfalla. Tam załadowałem osiem palet majonezu, frytury i oleju z przeznaczeniem do Andalsnes w Norwegii, rury wentylacyjne miały zaś jechać do Alesund'u.

Granicę szwedzko-norweską w Eda przekraczałem około godziny 20 wcześniej zaliczając tankowanie auta - podobno od stycznia tego roku nie można odliczać sobie vatu od paliwa zakupionego w Norwegi dlatego też koniecznie musiałem tankować jeszcze w Szwecji.
Pauza wypadła mi w Hamnar za Oslo.

W Andalsnes byłem równiutko w południe następnego dnia. Trochę zajęło mi znalezienie firmy gdyż okazało się, że jest to zlokalizowana w samym jego centrum pizzeria. Jako, że dojazd od zaplecza był dość problemowy, poprosiłem by pomógł mi w manewrowaniu jeden z kucharzy. Jego pomoc okazała się na tyle beznadziejną, że zderzakiem naczepy zawadziłem o zaparkowanego tuż przy drzwiach zaplecza pizzerii Forda Focusa. Nie ukrywam, że byłem tym faktem mega wqurwiony bo irytacją tego na pewno nie nazwę. Poprosiłem o pomoc gamonia a nie pomocnika. Rozładunek też szedł ślamazarnie i długo gdyż pizzeria nie dysponowała sztaplarką by zdjąć sobie z mojej naczepy palety przez co jej pracownicy ściągali sobie butle i wiaderka ręcznie i pojedynczo. Po rozładunku spędziłem jeszcze ponad godzinę na wypełnianiu formalności dotyczących uszkodzenia owego Focusa z jego właścicielem. Przez to wszystko gdy dotarłem na drugi rozładunek w Alesundzie okazało się, że nikogo w firmie już nie ma i muszę czekać do następnego dnia. Jako, że okolica była całkiem przyjemna, poszedłem sobie na spacer by się odstresować kolejnym pechowym zdarzeniem które mnie spotkało.

Rano następnego dnia dość szybko mnie rozładowano bo okazało się, że pracuje w miej spora ekipa Polaków. Po rozładunku chłopaki udostępnili mi swój służbowy prysznic, poczęstowali kawą i zagadywali. Gdy skończyli przerwę akurat dostałem informację o załadunku który miałem mieć następnego dnia na wyspie Hitra w miejscowości Kjerringvag. Po drodze krótki prom z Vestenes do Molde i na miejscu zameldowałem się około 19:15.

Załadunek zakończył się następnego dnia około 15:00. Jako, że pogoda zaczęła się tamtym rejonie pogarszać chciałem jak najszybciej się stamtąd ewakuować. Jak wiadomo pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu much więc z tego rozpędu w pewnym momencie pomyliłem drogi i pojechałem nie tam gdzie powinienem. Zorientowałem się wprawdzie od razu ale miejsce do zawrócenia znalazłem dopiero 15 kilometrów od miejsca pomyłki. Gdy już udało mi się zawrócić wydarzył się kolejny epizod z serii "pechowych zdarzeń filipa". Jadąc pod górkę, na zakręcie mijałem się z białym osobowym Volvo V70 prowadzonym przez młodego człowieka. Gdy mnie mijał kątem oka zauważyłem, że prowadzi on auto jedną ręką gdyż w drugiej trzyma przy uchu telefon. Gdy mnie minął nie spojrzałem nawet w lusterko gdyż jechałem swoim prawidłowym torem jazdy i nikomu nie zagrażałem. Okazało się jednak, że ów młodzieniec jechał trochę za blisko środka jezdni i ze sporą siłą wjechał w moją naczepę. Gdy już się zatrzymałem okazało się, że "kombiak" wjechał w moją paleciarę z takim impetem, że wyrwała mu ona lewy błotnik i całe lewe koło z elementami zawieszenia (wahaczem i amortyzatorem). Kierowca kombiaka zatrzymał się kilkanaście metrów za mną. Z auta wysiadł o własnych siłach ale leciała mu z nosa krew, najprawdopodobniej od wystrzału poduszki powietrznej. Świadkowie natychmiast wezwali policję, karetkę i strażaków. Pierwsza była policja która jedynie spisała dane i zeznania, natomiast karetka zabrała kierowcę V70'ki do szpitala. Po przyjeździe strażaków poprosiłem policjantów o to by zagęszczali ruchy bo temperatura spadła poniżej zera i zaczął padać śnieg a ja stałem pod dość stromą górką z 30 tonami ładunku na naczepie. Strażacy podoginali uszkodzoną paleciarę na tyle bym mógł kontynuować jazdę i utorowali mi przejazd. Nie było to przy panujących warunkach wcale łatwe bo nie mogłem podjechać pod górę normalnie czyli prawym pasem gdyż było na nim za ślisko, natomiast na lewym stały wcześniej auta czekające na przejazd które sobą i swoją ciepłotą uchroniły jezdnię od padającego śniegu i zamarzania nawierzchni. Podjazd około kilometra zajął mi dobre 15 minut. Policja poleciła mi zaczekać na siebie zaraz za wzniesieniem. Przyszło mi jednak na nich czekać ponad godzinę, gdyż tyle trwało sprzątanie drogi oraz jak się okazało pomoc we wjechaniu na wzgórze innej ciężarówce. Gdy już do mnie dojechali okazało się, że nie mają dla mnie żadnego protokołu a jedynie imię i nazwisko tamtego kierowcy gdyż z racji tego, że zabrano go do szpitala nie było możliwości uzyskania innych informacji o nim. Trudno, czas goni a ładunek na rano ma być na lotnisku w Oslo Gardermoen bo przeznaczony jest do Chin.

Trasa na początku wymagała sporej ostrożności gdyż padał śnieg i było ślisko. Po zjechaniu z płaskowyżu na E3 było już sucho i bez opadów więc udało się nadrobić na tyle, że na pierwszym rozładunku byłem spóźniony jedynie 15 minut - jednakże przez ten wypadek przekroczyłem czas pracy. Po rozładunku i rozpoczęciu pauzy zrobiłem jednak dość szczegółowy opis który za kilka dni był mi bardzo przydatny.

Jako, że była to już sobota i dodatkowo musiałem zrobić pauzę, nie spodziewałem się żadnego załadunku tego dnia. Znalazłem sobie dobre miejsce na parkingu przy stacji benzynowej i hotelu i zacząłem pauzę. Na stacji był sklep, toaleta i prysznic więc zasadniczo wszystko czego potrzeba, no może jeszcze przydałby się Internet, ale nie można mieć wszystkiego. Łapałem wprawdzie sieć z hotelu, ale niestety była zabezpieczona a hasło udostępniano tylko gościom hotelowym. Spodziewałem się załadunku w poniedziałek rano, jednak mój spedytor niczego nie znalazł na ten dzień. Tego dnia też odwiedzili mnie na chwilę dwaj koledzy z firmy którzy przejeżdżali tamtędy w drodze do Trondheim.

Gdy we wtorek telefon wciąż milczał, zacząłem się trochę martwić, gdyż w Norwegii przed Wielkanocą sporo firm nie pracuje już od środy po południu co mogłoby spowodować, iż zostałbym na święta w Norwegii bez ładunku. Gdy zasugerowałem spedytorowi by poszukał czegoś w okolice Berlina skoro nic na Trójmiasto nie ma, okazało się, że w ogóle nie byłem przewidziany do zjazdu na święta. Nie ukrywam, że byłem dość zaskoczony, bo nikt mnie o tym nie poinformował w momencie kiedy wyjeżdżałem w trasę, i nie byłem na to w ogóle przygotowany o czym dość dobitnie dałem znać po otrzymaniu tej informacji.
Na szczęście udało się znaleźć ładunek do kraju. Musiałem jednak jechać ponad 500km na pusto by go podjąć, w miejscowości Floro z przeznaczeniem do Bielska Podlaskiego.

Z Gardermoen wyjechałem o godzinie 16:00 i na miejscu w Floro byłem o 2:45. Po drodze zostałem zatrzymany do rutynowej kontroli przez norweski odpowiednik naszego ITD zwany tu "Statens Vegvesen". Ładunku nie miałem więc od razu kontrola skupiła się na wskazaniach tachografu. Najpierw skontrolowano dokumenty auta i licencję firmy, potem sczytano informacje z tachografu a na koniec moją kartę kierowcy. Wtedy też musiałem się gęsto tłumaczyć z wszystkich nieprawidłowości zapisanych na karcie. Inspektor znalazł pewien dzień w którym zbyt późno rozpocząłem odpoczynek dobowy i nie zmieściłem się z pauzą w cyklu 24-godzinnym. Było to wtedy kiedy jeździłem ów miesiąc w tej firmie dla wariatów. Poinformowano mnie, iż jest to bardzo poważne wykroczenie i zmuszeni są wezwać na miejsce policję która zdecyduje co ze mną zrobić. Jednakże po moich tłumaczeniach o tym, że to była bardzo dziwna firma, że uciekłem z niej zaledwie po trzech tygodniach, że był to incydent, inspektor skonsultował się ze swoim szefem i zdecydowali oni by dać mi za to wykroczenie jedynie upomnienie/ostrzeżenie. Poinformowali mnie jednak, że gdybym tę pauzę w cyklu dobowym miał krótszą od zaledwie 1,5 godziny to na 100% wezwaliby policję, która zabrałaby mi prawo jazdy. Odetchnąłem z ulgą i mam nauczkę by nigdy w życiu się nie zgadzać na żadne przeginanie z czasem pracy kierowcy. Kolejną sprawą z której musiałem się wytłumaczyć była uszkodzona paleciara i przekroczony czas pracy w dobie w której zdarzył mi się z nią związany wypadek. Miałem wszystkie dane dotyczące wypadku i opisany wydruk z tachografu więc ta sprawa poszła gładko. Na koniec polecono mi usunąć z kokpitu półkę oraz poinformowano iż muszę wymienić w aucie przednią szybę gdyż była ona pęknięta. Wszystkie te informacje są podobno wprowadzane w ich bazę danych więc przy następnej kontroli będą dokładnie wiedzieć na co zwrócić uwagę jeśli chodzi o mnie ale i o auto.

Na miejscu kontrolnym spotkałem też pewnego Polaka którego zatrzymano ze względu na przeciążenie osi ciągnącej. Prosił on mnie o pomoc w wyciągnięciu jego naczepy stamtąd by mógł kontynuować jazdę, jednakże inspektorzy szybko wyczuli sprawę i kategorycznie tego zabronili. Kolega został ukarany mandatem w wysokości 750 NOK i polecono mu przeładunek. W drodze powrotnej już go tam nie było a mój spedytor powiedział mi, że po zapłaceniu mandatu oddali mu wszystkie dokumenty a on po tym jak SV zakończyło pracę odjechał stamtąd bez przeładowywania :)

We Floro musiałem czekać prawie cały dzień na załadunek gdyż dopiero około 16 polecono mi podjechać pod bramę. Załadować musiałem sam. Z Floro wyjechałem około 18. Znów jazda nocą ale na szczęście przy dobrej pogodzie i bez problemów. Pauza wypadła mi idealnie, bo na granicy w Svinesundzie. Po tym jak się wyspałem, odprawiłem dokumenty ruszyłem dalej w stronę Karlskrony. Pośpiechu specjalnie nie było, gdyż prom miałem zarezerwowany dopiero na piątkowy wieczór. Na promowisku zameldowałem się około 1 w nocy. Piątek upłynął na ogarnianiu auta, surfowaniu po necie i odpoczywaniu. Na prom wjechałem dość szybko, kolacja, film na komputerze bo przypadła mi kajuta bez telewizora i internetu, spanie. Na promie spotkałem znajomego z mojej pierwszej firmy transportowej. Pogadaliśmy przy śniadaniu i w oczekiwaniu na dobicie do brzegu. W Gdyni czekała na mnie już żona i syn gdyż zaraz po odstawieniu auta ruszaliśmy do mojego rodzinnego Łobza na święta do moich rodziców. Szef przywiózł mi trochę paliwa bo przyjechałem na oparach. Wsadziłem synka do auta bo już bardzo to lubi i pojechaliśmy na bazę. Na bazie naczepę podłączyłem pod prąd, zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy z auta i w drogę do Łobza.

Po świętach na bazę przyjechałem we wtorek około 14, wyczepiłem się naczepy i pojechałem na wymianę szyby, później zatankować auto i wróciłem po naczepę by ruszyć do miejsca przeznaczenia towaru czyli Bielska Podlaskiego. Pauza 45-minutowa wypadła mi w Przasnyszu a kilkadziesiąt kilometrów dalej w Ostrów Mazowiecka spotkałem się forowiczem Jackiem. Pogadaliśmy jedynie chwilę bo było już trochę późno a ja potrzebowałem tak rozplanować czas by po rozładunku móc jechać po kolejny załadunek. Nie udało się to zbytnio ale załadunek miałem dopiero wieczorem następnego dnia więc wszystko poszło zgodnie z ustawą AETR :)

Załadunek miałem w Piasecznie w przeznaczeniem w okolice Sztokholmu. Na firmie stawiłem się około 20:30 a wyjechałem z niej tuż przed 22. Do Gdyni dojechałem o 8:30. Swoją drogą znaleźć miejsce na pauzę w nocy na trasie Warszawa-Gdańsk to naprawdę sztuka, a stację benzynową na której można kupić rolki do tachografu cyfrowego to sztuka wybitna.
W Gdyni zalałem zbiornik pod same korki i pojechałem na prom. Samochodów była cała masa więc ustawiano nas "na żyletki".
Na promie żadnych znajomych, więc spokojne śniadanie i wylegiwanie się w kajucie, tym razem z netem i TV. Wieczorem kolacja i oczekiwanie gdyż musiałem poczekać aż większość aut wyjedzie z mojego pokładu by móc do niego wsiąść i również wyjechać.
Na CB radiu jeden z kolegów wołał w Karlskronie o ładowarkę do telefonu - jako, że mam taką jak potrzebował to zaoferowałem pomoc. Kolega jednak chciał zostawać a ja musiałem jechać od razu. Jako, że nikt inny się nie znalazł kolega zdecydował się jechać ze mną. Więc do Norkoping miałem towarzystwo. Tam wykręciłem pauzę i pojechałem jeszcze godzinę na pierwszy rozładunek do miejscowości Flyn - do centrum logistycznego koncernu Statoil. Nie znalazłem fo za pierwszym podejściem w strefie przemysłowej bo w dokumentach zapisano bardzo dziwnie adres i odbiorcę. Na tyle dziwnie, że pytani przeze mnie ludzie nie wiedzieli o jaką firmę chodzi. Jako, że po drodze kolejność rozładunków została zmieniona musiałem najpierw się rozładować niemalże z całości by dostać się do tego co było do Flyn. Jakoś nie specjalnie wprawnie mi to szło więc pochłonęło trochę czasu. Po wszystkim ruszyłem do drugiego miejsca rozładunku którym była jak dane mi było się później przekonać naprawdę malownicza wyspa Lidingo niedaleko Sztokholmu.

Rozładunek poszedł sprawnie i szybko bo już nie przeze mnie. Po wszystkim musiałem się rozejrzeć za dogodnym miejscem do parkowania gdyż skończył mi się czas pracy. Na terenie firmy nie mogłem zostać, więc wybrałem zatoczkę przy głównej drodze, w pobliżu przystanku tramwajowego i małego ronda. Trudno, czasem i takie miejsca muszą wystarczyć. Miałem wprawdzie zaplanowane dwa załadunki ale niestety przez zmianę kolejności rozładunków musiał je zabrać kto inny bo ja nie miałem już na to ani czasu jazdy, ani czasu pracy. Dlatego też spędzam we wspomnianej zatoczce cały weekend. W sobotę obudziły mnie jakieś dziwne szmery na kabinie auta. Okazało się, że w nocy spadło tu sporo śniegu i to on zsuwał się z dachu i po szybach budząc mnie. Dziś jest niedziela i po śniegu nie ma już praktycznie śladu gdyż była ona wyjątkowo słoneczna i ciepła. Przed chwilą wróciłem ze spaceru po przeładnej okolicy. Spotkałem po drodze bardzo miłe małżeństwo polsko-szwedzkie z którym spacerowałem i gawędziłem prawie dwie godziny oraz zostałem zaproszony nawet na herbatę do kawiarni. Nie ukrywam, że było to miłe tym bardziej, że ludzie Ci byli naprawdę fajni.
Czekam do poniedziałku.
Ciąg dalszy nastąpi.

Zdjęcia: http://s124220te.picturepush.com/album/ ... arzec.html

Autor:  szmitz [ 15 kwie 2012, 20:46 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa

Kolego opis fantastyczny.
Przyjemna lektura na Niedzielę.
Szerokości

Autor:  Kwiatula [ 15 kwie 2012, 20:55 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa

Najfajniejszy moim zdaniem wpis jak dotąd. :)
Do zobaczenia, gdzieś na drodze chociaż Skandynawia jest mi zupełnie obca.
No i ciekawe czy faktycznie w tej Norwegii zabierają prawko za coś takiego?

Autor:  Edler [ 15 kwie 2012, 21:41 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa

Ty to masz przygody chłopie, ale szacun bo zawsze wychodzisz z nich obronną ręką :)
A gdzie trzymacie auta z Auto-Stuba? Bo biuro mają chyba na Chwarznie w Gdyni, przy zjeździe z obwodnicy :)? Swoją drogą mam koleżankę o takim nazwisku, ciekawe czy ma coś wspólnego z tą firmą :)

Autor:  andy the driver [ 15 kwie 2012, 23:40 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa

Opis jak zwykle ciekawy, niestety, ale i takie przykre przygody się zdarzają, a najważniejsze to się nie dać :wink: jeszcze jedno, rozumiem że można się przyczepić gdy ktoś ma pół szyby zasłonięte przez breloczki i inne duperele, ale czepiania się o półki nie rozumiem :]

Autor:  Edler [ 16 kwie 2012, 0:09 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa

Również uważam że czepianie się o półki jest dziwne ale z drugiej strony to przy jakimś mocniejszym zderzeniu takie półki są sporym zagrożeniem, dla życia kierowcy oraz innych uczestników ruchu.

Autor:  dies_nefastus [ 16 kwie 2012, 6:34 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa

Cytuj:
ale z drugiej strony to przy jakimś mocniejszym zderzeniu takie półki są sporym zagrożeniem, dla życia kierowcy oraz innych uczestników ruchu.
Tu bardziej chodzi o ograniczenie widoczności...

Autor:  filippo [ 16 kwie 2012, 9:43 ]
Tytuł:  Re: Opisy Tras - Jan Sawa

Cytuj:
Cytuj:
ale z drugiej strony to przy jakimś mocniejszym zderzeniu takie półki są sporym zagrożeniem, dla życia kierowcy oraz innych uczestników ruchu.
Tu bardziej chodzi o ograniczenie widoczności...
Nie znam powodów ale są zakazane i tyle, a swoją drogą ograniczają widoczność. Kiedyś pojechałem autem kolegi który miał podświetlaną tabliczkę imienną - SV kazało ściągnąć bo powiedzieli, że podświetlane są zakazane w Norwegii i tyle. Była ona zamontowana u góry szyby więc widoczności nie ograniczała na pewno. Ja mam zwykłą na dole i nie przeszkadza im mimo, że coś tam zasłania.

Strona 19 z 40 Strefa czasowa UTC+02:00
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Limited
https://www.phpbb.com/