Cisza w nocy to była tylko cisza przed burzą...Rano Piątek[05.06.2009] po 7:00 budzi mnie wyk silników... co się później okazało to były Kamazy jeżdżące na budowę obok której staliśmy... ojciec już pił kawę...to ja też.
Wypiłem i było jeszcze trochę czasu to postanowiłem pójść do kibelka na zakładzie. Wychodzę z kabiny patrzę kolejka za nami tak gdzieś 5-6 aut, jeden niemiec Stralisem za nami tak stanął, że nie było możliwości wyjazdu. Obok była brama do tejże budowy na którą czekali na wjazd a my staliśmy jako pierwsi pod bramą... przynajmniej tak to wyglądało, jak byśmy mieli się zrzucać na budowie i byliśmy pierwsi w kolejce.
No ale nic... idę do wspomnianego wcześniej kibelka.
Idę sobie idę...mijam portiernię, dochodzę do drzwi, aż tu nagle czuję kobiecą dłoń na ramieniu...okazało się, że to pani cieciowa. Ja zaspany patrzę się na nią o co jej biega [nie powiem była niczego sobie ] a ona do mnie z tekstem... "Przepraszam...pan tutaj z jakimś transportem jest?" Puściłem w końcu klamkę od drzwi i mówię... "Tak, tam stoję tą czerwoną Premiumką" i pokazałem palcem na nasze auto.
Pani portierowa skierowała wzrok w stronę, którą jej wskazałem i nie namyślając się długo rzekła..."Acha...to przepraszam" i poszła.
W kibelku zrobiłem co trza, umyłem się itd... i wróciłem do auta.
Dochodziła 8:00 a więc czas odjazdu, poukładałem wszystko w kabinie jak należy i ojciec odpalił maszynę. Kierowcy z aut za nami kręcili nam się przed kabiną co chwila pytając przechodzących roboli z budowy kiedy mogą wjeżdżać...gdy ojciec odpalił auto to nie wytrzymali i podeszli pod okna wtedy ojcec otworzył szybe a jeden z nich spytał ze śląskim akcentem... "Chopie...a ty już wjeżdżosz?"... Ojciec poinformował go, że kręciliśmy tu pauzę i właśnie uciekamy...
Ucieszył się facet jak nie wiem...chyba był drugi w kolejce na budowę co oznaczało, że wjedzie pierwszy... Powietrze dobiło więc trzeba było gebelsa przegonić z tyłu żeby można było wycofać.
Ten nie stwarzał problemów i odsunął swój zestaw tak, że jeszcze trzema zestawami by można było manewrować więc cofnęliśmy i but do autostrady.
10 ton na pace nie zrobiło na Renówce wrażenia także na górkach dalej szliśmy ogieniem.
Zapomniałem dodać, że wyjeżdżając wieczorem przed zakład mieliśmy jeszcze 2 godziny jazdy ale nie chciało nam się jechać... co się okazało na nasze nieszczęście ale o tym później.
Drogą 964 dobijamy do Wieliczki, a tam spory ruch, po Wieliczce czas na czwórkę więc but przed siebie.
A teraz coś... co mnie zszokowało a jednocześnie rozbawiło i to bardzo.
Dużo już zjeździłem krajów ale to czego byłem świadkiem w Polsce to chyba był HIT
Gdzieś na płatnym odcinku, stojąc w sztale do zwężek jechała przed nami Setra z jakąś wycieczką z Krakowa no i przy kolejnym podjeździe stanęliśmy blisko niej. Firanki z tyłu były zasłonięte ale po chwili patrzę firanka się rusza i odpina po chwili ujżałem machającą rękę - myślę se normalka...zawsze jakieś dzieci z podstawówek w autokarach machają do innych w kolejce...no.. i dużo się nie pomyliłem bo na moje oko to było gimnazjum...i to chyba jakieś początkujące....co ciekawe na tyle siedziały same dziewczyny...czemu początkujące gimnazjum? po czym to poznałem zapytacie...a no po maksymalnie małych zderzakach na przedzie No i ten...machają, machają już mnie to zaczyna wkurzać...cały czas stoimy bo przewężenie do jednego pasa. Ojciec trabnął...chwila spokoju.. dalej machają. I w pewnym momencie coś napisały na kartce i przystawiły do szyby...ojciec podjechał bliżej a tam napisane było tak:
"KTÓRA FOCZKA NAJŁADNIEJSZA?" i numery od 1 do 5.
Myślałem, że wypadnę przez zamknięte drzwi.
Później podjechał z boku Daf to pokazywały to do niego...a za chwilę przybiegł jakiś koleś i gestem proszącym o trąbnięcie prosił kierowcę Dafa żeby trąbnął...jednak ten nie trąbnął.
Co to się w tym kraju dzieje to nie wiem...
Później szło spokojnie i tak jadąc i gadając o godzine około 12:00 zjeżdżamy na 180 kilometrze na cztery pięć.
Parking to nie MOP tylko zwykły parking z TOI TOI'ami i daszkami z ławeczkami...
Gasimy żelastwo i wymyślamy co będziemy jeść jednak nagle poczułem, że muszę skorzystać z tych TOI TOI'ów więc poszliśmy razem.
Akurat przyjechał koleś co czyści je i wypompowuje kał...
Wybieram 2 od lewej i wchodzę... i gdy skierowałem wzrok w zawartość tego TOJCA to poczułem jak słoiczek który zjadłem na kolację w Niepołomicach nieubłaganie cofa się do wyjścia przewodem pokarmowym.
Zrobiłem szybko co trzeba, wychodzę i mówię do tego ziomka...
"Panie wypompuj pan ten sracz bo tam sie oddychać nie da"
A on na to:
"Zara panie, pan myślisz że ja mam tylko te cztery do obrobienia"
Uhh...niewdzięczna robota. Pewnie po takiej rundce to w domu na kibel nie może patrzeć.
Wróciliśmy do kabiny i zrobiliśmy żarło.
Dla uspokojenia sraczkowatych myśli obserwowałem rodzinkę w osobowym i w tym momencie przyszedł do nas Bednarski i chciał pożyczyć trochu mleka. A, że nie mieliśmy to mu nie pożyczyliśmy więc poszedł szukać u innych.
Później przyszedł ktoś po podnośnik do Forda i usłyszał tylko od nas.
"Panie... tu wszystko serwis..."
No i tak pod koniec pauzy dzwoni telefon z informacją, że mamy doładunek w Wałbrzychu. No to pozamiatane...ojciec chciał jeszcze dojechać do domu, wykąpać się, zjeść i podjechać choć do Magdeburga. Ale z drugiej strony to dobrze bo nocka w domu będzie.
Tylko znów ładunek na poniedziałek w Laval i tak to wszystko się srało.
Gdybyśmy wtedy w nocy podjechali kawałek to o tej godzinie bylibyśmy już za daleko żeby brać cokolwiek i musieli by szukać kogoś innego a tak straciliśmy tylko czas...
Później okazało się, że tą paletę [bo taki miał to być doładunek]
przywiezie podwykonawca z Tych więc dostaliśmy do niego numer i ugadaliśmy, że jak załaduje to ma przyjechać do nas na parking przeładować.
Okazało się jeszcze później, że jedzie on z Łomianek i dojeżdża dopiero do Tych, więc zanim załaduje i przyjedzie to minie kupa czasu.
I tą jedną fotę udało mi się zrobić gdy odpaliłem aparat i próbowałem z niego wycisnąć trochę mocy....
Posprzątaliśmy w kabinie i poszliśmy w kimono.
Było jakoś po 17:00 jak się obudziłem, poszedłem jeszcze raz do wspomnianych wcześniej TOI TOI no i wtedy a teraz to niebo a ziemia.
Zapachy jak w drogerii, czysta deska, NEW papier
Wróciłem a kierowcy jeszcze nie było...posiedzieliśmy jeszcze do 18:00 i patrzymy wtacza się na parking stare biało-niebieskie FH12 z naczepą od ND.
Styknęliśmy się naczepami przy otwartych drzwiach, jak na złosć nie było żadnego Rabena z paleciakiem więc musieliśmy to w dwóch... bo ojciec cofnął żeby była mniejsza luka między naczepami i później już nie mógł wejść...skubana pół tony ważyła.Ale jakoś żeśmy ją przetargali.
Wzielim papiery, pozamykalim pakę i bucior przed siebie.
Było koło godziny 18:00 jak wyjechaliśmy z parkingu.
I tak szło spokojnie aż na 165 kilometrze był wypadek przed zjazdem na Strzelin.
Babka otarła się o dostawczaka, oczywiście ształ jak nic.
Ale jakoś poszło. Wrocek przeszedł spokojnie a w Legnicy zjechaliśmy na Shell'a zatankować wozidło. Oczywiście kolejka nieziemska bo pięciu od Bogusza Romana się tankowało.
W końcu nasza kolej, tankujemy i jedziemy dalej.
Autostrada robi się z każdym kilometrem coraz gorsza, później zmienia sie w DK18 i jest już całkiem hardkorowo.
Na wysokości Iłowej zjeżdżamy i drogą 296 na której co 2 kilometry są wahadła docieramy do domu.
Około godziny 21:00 stawiamy maszynę na pompie, wciskamy pauzę i jedziemy z matulą do domu.
Tato pojechał w sobotę rano dalej a ja niestety zostałem w domu, a szkoda bo trasa fajna. Ale muszę wymienić ładowarkę na nową bo przy następnej trasie muszą być zdjęcia po całości obowiązkowo.
I KONIEC.
Podsumowanie:
Kilometry: ok.960km
Czas: 04.06.2009r - 05.06.2009r.
|