Strona 26 z 40 [ Posty: 798 ] Przejdź na stronę Poprzednia 124 25 26 27 2840 Następna
Autor
Wiadomość
Post Wysłano: 02 cze 2013, 20:56
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Cytuj:
Kurde, jakby mi tak wiatr wiał w oczy jak Tobie Filip, to bym rzucił tą robotę chyba po 2 tygodniach. Znam Twój temat od samego początku, czytam każdy wpis, łącznie z ostatnim i no kurde masz jaja, co chwila coś, a Ty dalej do przodu. Szacunek! :mrgreen: :]
Ps. Jak długo bywałeś/bywasz w trasie? Żona to znosi? Bo z tego co kojarzę to jakiegoś szkraba w domu masz?
Bez przesady ale opinię pechowca już mam :)
3/1 lub 4/2. Względnie dobrze. Mam wspaniałą żonę która rozumie, docenia i szanuje moją pracę. Szkraby już mamy dwa - 5latek i 4miesięczna kobietka - tu ze zrozumieniem zdecydowanie inaczej ale jak na razie dajemy radę.

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 02 cze 2013, 21:23
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 12 lis 2006, 21:41
Posty: 1886
Samochód: Renault Premium / Range T
Lokalizacja: PL-UE

Cytuj:
i 4miesięczna kobietka
No proszę! Gratulacje! :U
Cytuj:
tu ze zrozumieniem zdecydowanie inaczej
No tak..., życzę, żebyś jak najczęściej mógł się z rodzinką widywać.

Szerokości!

_________________
B O B i

Tiry na tory, pociągi na drogi, tory na traktory, traktory do obory.


Post Wysłano: 02 cze 2013, 21:46
Awatar użytkownika

Moderator

Offline

Offline

Moderator

Awatar użytkownika


Rejestracja: 22 lut 2009, 18:30
Posty: 1755
GG: 1
Lokalizacja: Częstochowa SC

Ale z tymi paletami za które musiałeś płacić to przegięcie.Fajnie źe opisałeś przygody w "starej" firmie do końca.Nic, teraz tylko czekać aź napiszesz o aktualnej pracy.Jak oceniasz firmę w której teraz pracujesz ?


Post Wysłano: 02 cze 2013, 22:11

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 17 sty 2008, 15:40
Posty: 5991

Miałem co innego robić, ale przeczytałem :D Dawno nie komentowałem, ale czytam na bieżąco i fajnie, że znowu coś wrzuciłeś ;) Czekam na ciąg dalszy.

Sprawa w starej firmie była aż tak poważna, że zdecydowałeś się odejść? Nie uważasz - z perspektywy czasu, że zrezygnowałeś pod wpływem emocji?


Post Wysłano: 02 cze 2013, 23:30
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 04 mar 2008, 23:29
Posty: 94
Samochód: W124
Lokalizacja: Grudziądz

Cytuj:
Sprawa w starej firmie była aż tak poważna, że zdecydowałeś się odejść? Nie uważasz - z perspektywy czasu, że zrezygnowałeś pod wpływem emocji?
Cytuj:
Koniec końców nie doszliśmy do porozumienia a "propozycja" szefa była nie do przyjęcia, więc poprosiłem o kartkę i długopis.

Z mojej perspektywy nie nazwał bym tego 'wpływem emocji' gdyż wyraźnie napisał o co się rozchodziło - wyżej jest napisane , i wytłuszczone tłustym drukiem :)


Pozdrawiam ;)

_________________
Zresztą też latasz to wiesz o co chodzi...
http://www.michalskitowski.pamietajmy.com.pl/ [*]


Post Wysłano: 03 cze 2013, 0:12
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 21 lut 2008, 20:19
Posty: 879
Samochód: Toyota Corolla
Lokalizacja: Balbriggan, IRL

Szczerze to poniekad stracilem nadzieje ze ten temat sie podniesie, ale nie mam absolutnie zadnych pretensji ze tak dlugo byla cisza, w zyciu w koncu sa duzo wazniejsze rzeczy niz internet :wink: opis jak zwykle pierwsza klasa, ale gdy czytam o tym jak traktowany jest przewoznik przez spedycje tym bardzie utwierdzam sie w przekonaniu ze transport to jednak wielkie bagno, nie mowiac o tym ze nie do konca rozumiem jak mozna przystac na takie warunki ze strony spedycji, ale coz konkurencja nie spi...
Powodzenia w pracy, czekam na nastepny opis i zycze jak najwiekszej ilosci czasu spedzonego z rodzinka :)

_________________
VOLVO FAN!!!


Post Wysłano: 03 cze 2013, 0:13

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze :)


Post Wysłano: 03 cze 2013, 7:42
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 28 wrz 2010, 11:55
Posty: 3317
Lokalizacja: eu

Cytuj:
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze :)
"Srali muchi, będzie wiosna..."

Dlaczego od razu zakładasz, że wszędzie musi iść o kasę?
W naszym zawodzie kluczową kwestią jest też szeroko rozumiane "zdrowie psychiczne".
Ja na ten przykład mogę zarabiać dobrze, ale jeżeli na linii szef-kierowca będzie dochodzić do częstych spięć, jeżeli szef będzie mnie męczył psychicznie i stresował to poszukam innej firmy.
Z żadnym przedsiębiorcą ślubu nie brałem i nie muszę załatwiać rozwodu.
Pieniądze to nie wszystko. To tylko składowa rzecz, która się składa do całokształtu.
Pisałem to z własnej perspektywy, ale sądzę że Filip myśli tak samo.


Post Wysłano: 03 cze 2013, 9:29
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Osobiście to mam wrażenie, że pod wpływem emocji to był mój szef gdy doszło do naszej finalnej rozmowy. Jak już kilka razy wspomniałem - nie byłem bez winy ale konsekwencje jakie miałem ponieść były moim zdaniem zbyt duże a i kilka zarzutów było bez sensu. Współpraca do momentu zwolnienia układała się dobrze i nie przewidywałem, że do tego dojdzie. Temat jest dla mnie zamknięty.

W kwestii kasy to podzielam zdanie Karola a obecnie zarabiam dokładnie tyle samo choć jest perspektywa na wyższą stawkę.

Jeśli chodzi o spedycję to, moim zdaniem, jak słusznie ktoś zauważył konkurencja jest duża i spedycja dobrze o tym wie i to wykorzystuje. Nie znam umów, układów ustaleń ale miałem wrażenie, że wiele rzeczy się przemilczało, żeby się im nie narażać. Praca była dość dobrze ułożona, nie jakoś przesadnie stresująca jeśli chodzi o terminy czy pilnowanie kierowców i zapewne nieźle płatna przez co trzeba było taką postawę przyjąć. Chwilę po moim zwolnieniu jednej z polskich firm która miała pod nią chyba 4 auta, wypowiedziano umowę i zwinęła interes całkowicie (sprzedała auta).
Dla nas nie ma miodu nigdzie i myślę, że dla przewoźników jest podobnie jeśli chodzi o spedycję - znaleźć tę idealną bywa nieosiągalne.

Obecną firmę opiszę w swoim czasie a teraz napiszę jedynie, że relacje z szefostwem są bardzo dobre a spedycja ma swoje plusy i minusy :)

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 04 cze 2013, 19:53

Cytuj:
Cytuj:
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze :)
"Srali muchi, będzie wiosna..."

Dlaczego od razu zakładasz, że wszędzie musi iść o kasę?
W naszym zawodzie kluczową kwestią jest też szeroko rozumiane "zdrowie psychiczne".
Ja na ten przykład mogę zarabiać dobrze, ale jeżeli na linii szef-kierowca będzie dochodzić do częstych spięć, jeżeli szef będzie mnie męczył psychicznie i stresował to poszukam innej firmy.
Z żadnym przedsiębiorcą ślubu nie brałem i nie muszę załatwiać rozwodu.
Pieniądze to nie wszystko. To tylko składowa rzecz, która się składa do całokształtu.
Pisałem to z własnej perspektywy, ale sądzę że Filip myśli tak samo.
Ok, powiem to tak, autor tematu sam nie napisał o co dokładnie poszło i jak nie chce pisać to jego sprawa, jak dla mnie to sytuacja była dosyć prosta i poszło po prostu o pieniądze.

Żeby nie było, znam całą historię, znam też pana T. P.

Nic mi do tego i nie mam zamiaru ciągnąć tego tematu, bo nie widzę sensu. Za swoje błędy trzeba czasami zapłacić po prostu, tyle.


Post Wysłano: 04 cze 2013, 21:09
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Cytuj:
Cytuj:
Cytuj:
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze :)
"Srali muchi, będzie wiosna..."

Dlaczego od razu zakładasz, że wszędzie musi iść o kasę?
W naszym zawodzie kluczową kwestią jest też szeroko rozumiane "zdrowie psychiczne".
Ja na ten przykład mogę zarabiać dobrze, ale jeżeli na linii szef-kierowca będzie dochodzić do częstych spięć, jeżeli szef będzie mnie męczył psychicznie i stresował to poszukam innej firmy.
Z żadnym przedsiębiorcą ślubu nie brałem i nie muszę załatwiać rozwodu.
Pieniądze to nie wszystko. To tylko składowa rzecz, która się składa do całokształtu.
Pisałem to z własnej perspektywy, ale sądzę że Filip myśli tak samo.
Ok, powiem to tak, autor tematu sam nie napisał o co dokładnie poszło i jak nie chce pisać to jego sprawa, jak dla mnie to sytuacja była dosyć prosta i poszło po prostu o pieniądze.

Żeby nie było, znam całą historię, znam też pana T. P.

Nic mi do tego i nie mam zamiaru ciągnąć tego tematu, bo nie widzę sensu. Za swoje błędy trzeba czasami zapłacić po prostu, tyle.
Jak znasz historię to pociągnij temat dalej - może i ja się czegoś ciekawego dowiem bo wychodzi mi, że jednak o czymś nie wiem.

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 29 wrz 2013, 14:27

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 20 wrz 2012, 17:25
Posty: 14

Kolego kiedy będzie opis trasy ? Czekamy z niecierpliwością !!!


Post Wysłano: 30 wrz 2013, 0:46
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Koniec ciszy. Przerwa to wynik mojej opieszałości jak i problemów ze znalezieniem jakiegoś dobrego miejsca na zdjęcia po likwidacji "darmowości" na picturepush'u. Wrzuciłem na "fejsa" bo tak najłatwiej stąd ich duży rozmiar.

Więc, 9 miesięcy czytania przed Wami :)

Poprzedni opis zakończyliśmy dnia 10 stycznia czyli dnia w którym złożyłem wypowiedzenie w poprzedniej firmie. Czas siedzenia w domu płynął przyjemnie bo spędzałem cały czas z ukochaną rodziną, która to dnia 7 lutego powiększyła się o zdrową i piękną córeczkę Marysię :)

Wolny czas poświęcałem oczywiście na poszukiwanie nowej pracy. Sprawdzałem praktycznie każde ogłoszenie o pracy dla kierowcy nie ograniczając się tylko do województwa pomorskiego czy też ogłoszeń prasowych i internetowych - obdzwaniałem znajomych kierowców, spedytorów czy firmy które, po prostu przyszły mi do głowy.

Okazało się, że początek roku to naprawdę ciężki okres na znalezienie pracy, bo te oferty które się pojawiały były po prostu nie warte jakiegokolwiek zainteresowania (np. 30gr za km z podstawą 800zł czy 6-8 tygodni na tydzień wolnego za 4500zł/mies). Dość dziwne, ale najlepsze (dwie) oferty pracy otrzymałem w odpowiedzi na ogłoszenie które sam zamieściłem na etransport.pl. Obydwie dotyczyły pracy/jazdy w Skandynawii - były dobre (3/1 za niezłe pieniądze) lecz nie idealne ale na bezrybiu i rak ryba. Z jednym z panów byłem już dość konkretnie ugadany, że po narodzinach córki spotkamy się na wiążące spotkanie i szybki wyjazd.

Kilka dni przed narodzinami Marii byłem u fryzjera gdzie dość nieoczekiwanie dostałem namiar na pewną firmę która podobno potrzebowała kierowcy na świeżo zakupione auto. Zadzwoniłem, przedstawiłem siebie (i swą wątpliwą karierę), usłyszałem bardzo rzeczowo i konkretnie co chciałem usłyszeć i poproszono mnie dodatkowo o przesłanie CV oraz chwilę cierpliwości. Po kilku godzinach oddzwoniono do mnie z informacją, że są mną zainteresowani jednakże lojalnie uprzedzają, że mają już jednego kandydata z którym prowadzili dość zaawansowane rozmowy już wcześniej i dlatego też chcą się z nami oboma spotkać by podjąć decyzję. Umówiłem się więc na telefon następnego dnia by dowiedzieć się kiedy miałoby to spotkanie nastąpić. Następnego dnia trochę się zdziwiłem gdy okazało się, że ów kandydat został przyjęty po spotkaniu które odbył dzień wcześniej wieczorem (najprawdopodobniej poinformowano go o rywalu więc wsiadł w auto i stawił się w siedzibie firmy by nie stracić okazji). Mówi się trudno i gdy już chciałem odkładać słuchawkę poinformowano mnie, że ów kierowca jedzie na próbę i jak się nie sprawdzi, wtedy się do mnie odezwą. Chyba nikt z nas w takie bajki nie wierzy, dlatego trochę rozczarowany zacząłem szukać dalej.
Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, jakiś tydzień później otrzymałem telefon z informacją, że tamten się nie sprawdził (przyłapano go na tym jak kradł paliwo) i mogę jechać w trasę.

Po trzech dniach na ogarnięcie i nacieszenie się córeńką pojechałem w trasę w nowej firmie.
Pojazdem który otrzymałem w użytkowanie jest MAN TGX 18.440 z 2008 roku z przebiegiem 450000km - odkupiony z niemieckiej wypożyczalni PEMA. W środku bardzo zadbany - wreszcie nie musiałem wprowadzając się do auta robić generalnego sprzątania łącznie z wyplenieniem zapachów poprzednich kierowców. Wszystko czyste, wyprane, zadbane.
Obrazek

Naczepy nie było na stałe gdyż firma działała do tej pory jako przewoźnik dla pewnej spedycji działającej na trasach Polska-Skandynawia-Polska (ukochana Norwegia) i to ona zapewniała naczepy - praktycznie co chwila inne (firany, chłodnie, burtówki).

Pierwszą naczepę (chłodnię), już załadowaną, podjąłem z bazy firmy koło Stargardu Szczecińskiego by udać się z nią do Świnoujścia skąd miałem się przeprawić do Szwecji. Po przeprawie pierwszy rozładunek w Angered k. Goteborga i kolejne w Oslo i Drammen. Po rozładunkach chwila oczekiwania na informacje o załadunku i powrót do Oslo by następnego dnia rano załadować świeżego łososia do Polski (Ustka). Na miejscu okazało się, że z tej samej spedycji oczekuje na rybę jeszcze dwóch kolegów. Po załadunku rano ruszyliśmy więc konwojem z trzech aut do Ystad. Po przeprawie w niedzielę dotarliśmy do Ustki.
Obrazek


W poniedziałek rano rozładunek, myjnia w Słupsku i jazda na załadunek do Poznania (Unilever). Na miejscu polecono mi stawić się na załadunek o ósmej rano następnego dnia, bo na firmie oczekiwać przez noc nie wolno. Zmuszony więc byłem cofnąć się kilka kilometrów na stację paliw.
Następnego dnia rano trochę się zdziwiłem gdy na bramie stwierdzono, że teraz też nie mogę wjechać, bo towar nie jest gotowy i mam przyjechać o 14:00 - w dupie mieli to, że czas pracy leci i marnuję jazdę kręcąc się w tę i nazad. O 14:00 z kolei stwierdzili łaskawie, że mogę wjechać ale ładować zaczną dopiero za około 4 godziny (sic!) Tu już nie było zdziwienia ale zaczynał się większy kaliber doznań. Koniec końców z firmy wyjechałem o godzinie 21:30 a co najgorsze musiałem jeszcze dojechać na bazę firmy pod Szczecin tego dnia. Zrobiłem więc stosowne wydruki, opisałem z tyłu całą sytuację i pojechałem.
W czasie oczekiwania na ów nieszczęsny załadunek, na mój facebook'owy apel o pomoc odpowiedział jeden ze starych znajomych z rodzinnego miasta, który obecnie zamieszkuje okolice Poznania. Kolega przyjechał po mnie pod firmę i udaliśmy się do sklepu RTV celem zakupu ładowarki samochodowej do mojego laptopa - sprawa załatwiona szybko i sprawnie - dobrze jest mieć takich znajomych. Okazało się jednak, że problem z ładowarką leży gdzie indziej bo nowa też nie ładowała mojego laptopa. Mówi się trudno. Jednak następnego dnia podłączyłem całość znów i ... wszystko działało jak należy łącznie z rzekomo uszkodzoną starą ładowarką - niepotrzebnie wydałem 100zł na nową, choć teraz mam ją na zapas.
W nocy dojechałem na stację paliw w pobliżu bazy naszej spedycji i tam miałem zdać innemu przewoźnikowi naczepę następnego dnia a samemu robić pauzę weekendową.
Po pauzie zjechałem autem na serwis MAN w Motańcu celem montażu Toll Collect'a. Auto zostawiłem tam na weekend a sam udałem się do Szczecina gdzie czekał mnie podstawowy kurs ADR i stosowny egzamin.

W niedzielny wieczór, będąc już po kursie podjąłem z bazy naczepę firanę załadowaną oknami z przeznaczeniem do Raufoss w Norwegii. Przeprawa jak zwykle ze Świnoujścia a następnego dnia 10 godzin jazdy do celu i, o dziwo, wieczorny rozładunek. Następnego dnia spodziewałem się szybkiej informacji o kolejnym załadunku a tu cisza. Informacja przyszła dopiero kolejnego dnia - załadowałem się blachą aluminiową w Holmestrand.



Po załadunku jazda na prom, ale tego dnia zabrakło około 1,5 godziny by dojechać do Trelleborga. Popłynąłem więc dopiero następnego dnia rano a po zjeździe na bazę zdałem naczepę kolejnemu przewoźnikowi w oczekiwaniu na to co dalej. Przed południem następnego dnia dostałem informację z numerem kolejnej naczepy, tym razem pustej firany, którą polecono mi załadować papierem w Kostrzynie nad Odrą. Po raz kolejny miałem okazję doświadczyć urody polskich dróg :P) Po załadunku miałem jechać do Świnoujścia i dalej do Norwegii, jednakże po drodze otrzymałem informację, że mam zmienić naczepy na bazie i zabrać inną. Tak też zrobiłem i pojechałem do Świnoujścia gdzie musiałem zrobić weekendową pauzę.

W niedzielny wieczór wjechałem na prom by się przeprawić do Szwecji. Rozładunek miałem tym razem w miejscowości Orebro. Po rozładunku, załadunek w Nassjo i znów zjazd na prom.
Po przeprawie, po raz kolejny zmiana naczep na bazie i tym razem krajówka - saletra do Bierunia. Po drodze w Polkowicach złapała mnie taka gwałtowna śnieżyca, że miałem spory problem z wyjazdem z parkingu po zrobieniu 45 minutowej pauzy - na szczęście obyło się bez łańcuchów. Myślę, że w ciągu tych 45 minut spadło tam spokojnie z 10cm śniegu. Pauza dobowa na Orlenie na Górze Św. Anny i rozładunek następnego dnia w Bieruniu. Po nim około dwie godziny oczekiwania i dyspozycja na pierwszy załadunek w Gorlicach. Po drodze jadąc z Nowego Sącza do Gorlic zaczął prószyć śnieżek a temperatura zbliżała się do zera i zaczęło się robić nieciekawie. Na szczęście obyło się bez niespodzianek. Na miejscu byłem tuż po 17:00 więc chwilę po tym jak wszyscy pracownicy, oprócz szefa, poszli do domu. Dlatego też na załadunek musiałem zaczekać do następnego dnia.
Rano polecono mi podstawić się pod prowizoryczną rampę zrobioną z betonowych płyt i czekać aż przyjedzie mój przedmiot załadunku - przyjedzie, bo okazała się nim zamiatarka uliczna. Wjazd nią na naczepę po "gównianej" i w dodatku zaśnieżonej rampie nie należał do rzeczy łatwych a co śmieszniejsze podczas którejś z kolejnych prób zabrakło w niej paliwa :)
Obrazek
Obrazek


Po około godzinie zmagań udało się wreszcie ją załadować. Po konkretnym zabezpieczeniu jej na naczepie, które było konieczne gdyż nie miała ona hamulców, mogłem ruszać na kolejny załadunek w okolice Kielc. Nie zdecydowałem się jechać drogą którą sugerowała mi nawigacja i pojechałem do Tarnowa przez Jasło i dalej już na Kielce.

Drugie miejsce załadunku do wieś pod Kielcami zwana Kajetanów - nawigacja nijak nie chciała odnaleźć wskazanego adresu, nikt z autochtonów nie wiedział gdzie znajduje się szukana przeze mnie firma. Po wjechaniu do wsi okazało się, że wjazd owszem jest ale nie ma gdzie zawrócić ciężarówką i trzeba wyjeżdżać polną drogą, tego dnia zaśnieżoną i oblodzoną - moje wyjątkowe szczęście jest już znane czy wśród moich znajomych czy nawet i na tym forum. To się nie mogło skończyć dobrze. Przy kolejnej próbie wjazdu w ową drogę koła naczepy zsunęły się do rowu w którym płynął strumyk.
Obrazek
Obrazek



Na nic się zdały wszelkie próby wyjazdu czy wyciągnięcia mnie przy pomocy czteroosiowej wywrotki Pana Zbyszka który mieszkał w pobliżu. Zmuszony byłem zawezwać dźwig który to złapał tył naczepy i postawił ją na właściwy tor a dalej już poszło.

Przez to wszystko spóźniłem się na załadunek ale nie było jeszcze za późno więc załadowano mnie bez problemu - dwoma paletami książek. Po załadunku pojawił się problem z wyjazdem z firmy - lód i ostro pod górkę - konieczna okazała się najpierw pomoc drugiego auta a później założenie łańcuchów na koła. Po tym wszystkim miałem już serdecznie dość tego dnia i chciałem by jak najszybciej się skończył ale jeszcze musiałem dojechać na kolejny załadunek do małej wsi koło Stąporkowa. Dojechałem na szczęście już bez żadnych komplikacji.

Następnego dnia rano znów miałem problem z ruszeniem z miejsca ale po posypaniu drogi popiołami z kotłowni jakoś się to udało. Załadowałem jakieś stalowe sita i ruszyłem w kierunku Szczecina przez Busko, Opoczno, Łódź (ciężka przeprawa), Bydgoszcz, Piłę.
Po zjechaniu na bazę odstawiłem naczepę i pożegnałem spedycję bez cienia żalu. Szefostwo poinformowało mnie w w tzw. międzyczasie, że nie są zadowoleni ze współpracy z nimi i rezygnują. Dlatego też wtedy gdy ja pojechałem do domu odpocząć, szef pojechał po nową naczepę konieczną do rozpoczęcia współpracy ze pewną spedycją ze Skandynawii.

Zaraz po zakupie naczepy nowa spedycja od razu załatwiła załadunek do Norwegii - pojechał jeszcze z nim szef a ja przejąłem zestaw dopiero z kolejnym ładunkiem z Norwegii do Niemiec i Szwajcarii. Trasa miała być krótka bo zbliżały się święta wielkanocne.

Pierwszy rozładunek to miejscowość Donauworth i fabryka firmy Eurocopter produkująca helikoptery. Na miejscu byłem wieczorem przez co nie bardzo miałem okazję spytać czy jestem we właściwym miejscu wjazdu, gdyż okazało się, że firma jest ogromna a bramy wjazdowe są cztery. Ustawiłem się więc na noc tak by nikomu nie zawadzać i móc spokojnie pauzować do rana.
Rankiem potwierdziły się moje obawy o to, że stoję nie przy tej bramie co potrzeba. Przy właściwej bramie kolejka pięciu aut w oczekiwaniu na załadunek - trochę zbyt gorliwa (jak na mój gust) procedura wjazdowa (przepustka, dowód, kamizelka, kask, buty) - tym bardziej, że rozładowywałem tu jedynie dwa pudła z jakimiś częściami, w dodatku na otwartym placu tuż za szlabanem. Nic to. Po rozładunku zdanie przepustki, odbiór dowodu, wpis do zeszytu, zdanie kamizelki i kasku, zmiana obuwia i kierunek Szwajcaria. Instrukcje miałem takie, że na granicy D-CH mam się zgłosić do spedycji Agility i tam zrobić odprawę. Okazało się to zadaniem wcale nie łatwym, gdyż takowa spedycja nie ma swojego biura na przejściu granicznym (sic!). Jednak zanim do tego doszedłem, zmarnowałem dwie godziny chodząc od biura do biura i próbując się bezskutecznie skontaktować z moim spedytorem. Dopiero pewien celnik z biura obsługi interesantów zasugerował mi, że powinienem przekroczyć granicę tak jakbym jechał tranzytem i jechać do Basel, gdzie ma swą siedzibę owa spedycja i tam szukać pomocy. Tak też zrobiłem, zaliczając jeszcze kontrolę Szwajcarskich celników - zestaw okazał się za wysoki o 15cm na siodle - ale polecono mi, puszczając przy tym oko, że jak będę wjeżdżał następnym razem by opuścić zestaw na poduszkach. Następnego dnia rano w siedzibie Agility - bo poprzednio byłem już za późno - dałem swoje dokumenty pewnej miłej Pani która w 10 minut odpowiednio je obrobiła i mogłem jechać na rozładunek.

Rozładowałem się w miejscowości Rothrist na dość małej ale było widać, że obrotnej firmie (rampy kolejowe, zrzutnie pod cysterny, rampy zwykłe). Bardzo ciekawe biuro gdzie pełno było różnego rodzaju makiet, zdjęć, zabytkowych maszyn a w poczekalni stół zrobiony z samochodowej felgi i kabina starej Scanii.
Obrazek
Obrazek
Obrazek



Po rozładunku wysłałem sms do spedycji z informacją o tym, że jestem gotów podjąć kolejny ładunek po czym wróciłem na autostradę by po zjechaniu na najbliższy parking oczekiwać na dyspozycje. Chwilę po stanięciu zadzwonił spedytor z zapytaniem o co mi chodzi? No jak to o co? Okazało się, że ten który mnie prowadził do Szwajcarii nie poinformował, odpowiednio wcześnie, tego który szuka stamtąd powrotów o tym, że tam ktoś w ogóle jest. Przez to wszystko mój powrót do domu na Wielkanoc stanął pod ogromnym znakiem zapytania. Po około dwóch godzinach przyszedł sms z adresem w Ochsenhausen w Niemczech - jakieś 350km od miejsca w którym byłem obecnie - załadunek całościowy lodówek w firmie Liebherr. Ucieszyłem się bo to niedaleko więc można byłoby dolecieć i nawet tego samego dnia się załadować i jechać w kierunku domu. Niestety termin załadunku to dopiero poświąteczny wtorek. Szefostwo próbowało jeszcze interweniować u Norwegów ale bez efektów. Wpadli jednak na pomysł, żeby zostawić auto pod firmą bo z Włoch jedzie nasze drugie auto które zabrałoby mnie nieznacznie zbaczając z trasy. Niestety i ten plan nie wypalił bo się okazało, że na ostatnim miejscu doładunku Włochom wszystko co na "N" wydało się jednakie przez co kolega mając już załadowaną prawie całą naczepę towarem na Norwegię został na koniec doładowany trzema paletami do... Niemiec - w dodatku z rozładunkiem po świętach. Dlatego też ani ja nie pojechałem do domu ani kolega i oboje spędziliśmy święta w autach.
Powiem szczerze, że poza brakiem bliskości rodziny nie specjalnie rozpaczałem spędzając te święta na parkingu. Pogoda była dość dobra, było bezpiecznie, była darmowa toaleta i tani prysznic a także towarzystwo kolegów z prawie całego wachlarza krajów byłego bloku wschodniego bo stałem ze Słowakiem (Mirko), Rosjaninem(Oleg), Ukraińcem(Jurij), Bułgarem(?) i Rumunem(?) :) Bułgar nie przyszedł do nas ani razu, Rumun (starszy gość) dużo spał, Mirko i Oleg głównie pili :) Jurij grzebał przy swojej Scanii (szwankowało mu webasto) a ja w trzy dni przeczytałem 500 stronicową książkę i kilka gazet, obejrzałem kilka filmów a także przypomniałem sobie trochę języka rosyjskiego w rozmowach z Jurijem ale i strzeliłem kilka piwek z tą wesołą częścią towarzystwa.

Po "świętach" załadunek, jeszcze chwila w oczekiwaniu na papiery i jazda w kierunku Rostocku.
Po drodze zgadując się smsowo okazało się, że z kolegą jadącym z Włoch jedziemy tą samą drogą oddaleni od siebie jedynie o kilka kilometrów. Zjechaliśmy się jednak dopiero pod Berlinem na pauzę dobową. Następnego dnia do Rostocku też dojechaliśmy razem by na miejscu dowiedzieć, się że płyniemy o tej samej porze ale różnymi promami. Spotkaliśmy się znów w Trelleborgu ale kolega był coś po tych świętach rozleniwiony i gdy po godzinie jazdy zdecydował się na pauzę musieliśmy się pożegnać :)
Rozładunek miałem w Drammen w porcie, po czym udałem się do Holmestrand by załadować blachę aluminiową z przeznaczeniem w Macon we Francji. Blacha nie była jeszcze gotowa dlatego też musiałem na nią zaczekać do dnia następnego.
Obrazek
Obrazek


Rankiem załadunek i jazda. Po drodze odbiór dokumentów w siedzibie spedycji w Sarpsborgu i na prom do Goteborga by popłynąć do Kiel.

Z Kiel jazda na południe, z pauzą dobową w Luxemburgu by stawić się w poniedziałek rano w Macon. Po rozładunku od razu otrzymałem dyspozycję załadunku w miejscowości Contres - 400km dojazdu. Tego dnia już nie było szans tam dotrzeć ale następnego już o 7:30 byłem pod rampą. Ładunkiem okazała się kukurydza w puszkach - 62 palety o łącznej wadze 25550kg - sporo. Na moje uwagi przy załadunku, powstałe w obawie o przeciążenie osi napędowej gdyż ładowano od początku po trzy palety wzdłuż i piętrowano kolejne trzy, odpowiedziano że inaczej się nie da bo pasów na ładunek założyć nie wolno - naczepa ma certyfikat XL i to ma wystarczyć. Wystarczyć może, ale oś będzie przeciążona jak nic. Okazało się, że zważyć się też nie ma gdzie więc po załadunku zrobiłem stosowny spis w CMR i nie bez obaw ruszyłem do miejsca przeznaczenia.
Mimo sporej wagi ładunku trasa przebiegała spokojnie bo i po drodze górek jak i kontroli żadnych. Jednakże na granicy szwedzko-norweskiej, po odprawie dokumentów załapałem się, o ironio, właśnie na kontrolę wagi pojazdu. Nie byłem specjalnie zdziwiony faktem, że oś napędowa jest przeciążona (o 1600kg). Spedycja jednak szybko sprawę załatwiła - przysłano ciągnik trzyosiowy który zabrał moją naczepę celem przeładowania, oraz osobę która podpisała stosowne dokumenty i zapłaciła mandat (3600NOK). Po przeładowaniu naczepy polegającym na przerzuceniu czterech palet z przodu na tył naczepy oraz wrzuceniu w przerwę i na wierzch pustych palet i zabezpieczeniu jej pasami ruszyłem do celu którym był magazyn dużej sieci norweskich marketów (Coop) w miejscowości Hamar).
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Chwilę po dojechaniu na miejsce zaparkowało obok mnie znajome białe Volvo - auto którym jeździłem z chłodnią w pewnej firmie z Gdyni - firmy a szczególnie jej szefowej nie wspominam miło ale do kierowców absolutnie nie jestem uprzedzony więc chwilę pogawędziłem z owym, bo był to człowiek który zatrudnił się na krótko przed moim zwolnieniem i mimo, iż rozmawialiśmy ze sobą kiedyś telefonicznie to nie mieliśmy okazji spotkać się twarzą w twarz. Zdziwiłem się, że tak długo wytrzymał w tej firmie bo okazało się, że w kwestii mówienia prawdy i terminowości wypłat nie zmieniło się w niej absolutnie nic. Powiedział mi jedynie, że ma swoje sposoby na odzyskiwanie należności a jeśli chodzi o robotę to nie jest tragicznie bo nie robią już tego osobiście gdyż przeszli pod LKW Walter. Jako ciekawostkę podał fakt, że pracuje w firmie od roku i jako jedyny jest stałym pracownikiem a na pozostałe dwa auta rotacja jest wprost niewyobrażalna - praktycznie co kółko na auto wsiada ktoś nowy - naliczył około 30 kierowców przez ten czas. Nie wiem jakie kolega ma metody na kłamczuchę Dorotkę ale 30 kierowców na dwa auta przez rok to liczba naprawdę imponująca :)

Rozładunek nastąpił dopiero następnego dnia, gdyż problem na granicy i przeładunek zajęły za dużo czasu potrzebnego na dojazd w godzinach pracy owego magazynu. Po nim udałem się do Szwecji celem załadunku papieru w papierni w Backhammar. Na miejscu wszystko poszło nadwyraz sprawnie i szybko dzięki ładującemu który pozwolił w trakcie załadunku od razu zakładać pasy - zakładanie pasów po załadunku jest dużo bardziej praco i czasochłonne. Następnie jazda do Goteborga na prom do Kiel a po nim zmiana (zmieniał mnie nowozatrudniony kolega) i zjazd do domu.

Po 10 dniach wolnego nastąpił kolejny wyjazd, tym razem we dwóch co mnie troszkę zaniepokoiło gdyż zamierzałem zabrać ze sobą rower - zdobyty z pewnym trudem klasyk w postaci modelu Wigry 3. Mamy paleciary a nie wozimy w nich palet więc aż się prosiło by wozić ze sobą rower.

Wyjazd z bazy późnym wieczorem by około 10 rano być w Neumunster bo moje auto przypływało promem do Kiel. Wszystko udało się sprawnie zapakować w szefa aucie i ruszyliśmy bez problemów. Na miejscu byliśmy sporo wcześniej bo około 7 rano więc niewygodnie bo na siedząco ale ułożyliśmy się spać.
Po przyjeździe mojego auta na miejsce zmiany, okazało się, że kolega nie posprzątał w aucie bo nie było czasu a o tym, że zjeżdża do domu dowiedział się w ostatniej chwili - tyle razy już to słyszałem i wciąż nie wierzę w takie wyjaśnienia i mam na nie jedną odpowiedź - wystarczy trzymać porządek przez cały czas :)
Porządek porządkiem ale okazało się także, że ładunek na naczepie jest niezabezpieczony (też nie było czasu???) i w dodatku trzy palety załadowane jako pierwsze mają być jako pierwsze rozładowane bo nie było czasu ich przełożyć na tył (sic!) Całe szczęście, że naczepa ma certfikat XL a towar to jakiś granulat na nisko ładowanych paletach.



Na pierwszym rozładunku w Norderstedt trochę kręcili nosem, że muszą najpierw ściągnąć część innego towaru by dobrać się do swojego ale rozładowali bez zbędnego ociągania a ja po nim musiałem jakoś zabezpieczyć pozostałą część ładunku bo miałem z nim jechać jeszcze 400km.
Obrazek
Obrazek


Kolejny rozładunek zaplanowany był w miejscowości Oldingshausen do wytwórni farb. Niestety nie udało mi się tam dotrzeć tam w godzinach urzędowania magazynu (do 15) więc zmuszony byłem poczekać do dnia następnego. Resztę dnia postanowiłem wykorzystać na posprzątanie po koledze :)

Rankiem szybko mnie rozładowano i po otrzymaniu kolejnego adresu udałem się do Bielefeld gdzie miałem załadować profile aluminiowe w firmie Schuco. Na miejscu byłem już przed 9 rano a okazało się, że załadunek odbędzie się dopiero po południu gdyż towar nie jest jeszcze gotowy a w ogóle to przeznaczony był do wysyłki dopiero następnego dnia. Około 16 zawołano mnie pod załadunek. Załadunek profili odbywał się na hali, górą przez dach a ładowano, aż trzy warstwy więc konieczna była moja ciągła asysta i odpowiednie zabezpieczenie - o dziwo na cały ładunek wystarczyło tylko 6 pasów a ładunek po sam dach ważył zaledwie 15 ton.
Obrazek


Po załadunku starałem się cisnąć jak najszybciej by zdążyć na prom z Travemunde o 22:00 - niestety przez korki w Hannowerze (jakieś 15km - omijałem landówką ale wydaje mi się, że pochłonęło to tyle samo czasu ile zajęłoby kulanie się normalną trasą) i Hamburgu do Trave dojechałem dokładnie o 22:08 czyli w momencie kiedy prom odbił od nabrzeża - zmuszony więc byłem popłynąć nocnym promem o 1:00 przez co nie zmieściłem się z pauzą dobową w cyklu 24-godzinnym na co zwróciła uwagę ITD która nawiedziła naszą firmę kilka tygodni później.
Zależało mi też na tym wcześniejszym rejsie bo następny dzień to był piątek i musiałem dotrzeć do miejsca przeznaczenia przed godziną 18:00 by być rozładowanym. Na szczęście miejscem rozładunku były magazyny spedycji pod którą jeździmy więc poczekano na mnie specjalnie do godziny 18:45 bo właśnie wtedy tam dotarłem.
Po rozładunku pauza do poniedziałku. W sobotnie popołudnie zaliczyłem pierwszą wyprawę z serii "Zwiedzamy Świat na Wigry 3" - objechałem sobie Sarpsborg dookoła - nie ukrywam, że zadanie nie było łatwe bo było dość chłodno, wiało a w dodatku Sarpsborg to górki i dolinki więc wieczorem przyjemne zmęczenie pozwoliło szybko zasnąć:)

W poniedziałek rano po wizycie w biurze dostałem dyspozycję załadunku w Sarpsborgu - w fabryce celulozy po drugiej stronie rzeki z rozładunkiem we Freiburgu w Niemczech.
Po załadunku dojazd na prom do Goteborga i rejs do Kiel.
Po zjeździe z promu kierunek południe Niemiec i drapanie się po górkach na A7. Tego dnia dojechałem do miejscowości Alsbach na A5 gdzie spędziłem noc i cały wtorek gdyż był to 1 maja i tego dni w Niemczech obowiązywał zakaz ruchu dla ciężarówek. Pogoda była już całkiem przyzwoita więc zrobiłem po raz kolejny użytek z "Wigrusa" i pojechałem pozwiedzać okolicę bo teren parkingu nie był ogrodzony a dochodziła do niego przez pole wybetonowana droga do sąsiedniej wsi. Jakiś wielkich atrakcji nie znalazłem, no poza bardzo starym żydowskim kirkutem, ale przyjemnie rozruszałem kości.
Obrazek



We wtorkowe popołudnie odwiedził mnie kolega Klimek swym czerwonym Actrosem którego zakazy nie obowiązują - poczta lotnicza a na pace jakiś granulat :)
Obrazek


Z Alsbach do Freiburga miałem jeszcze ponad dwie godziny jazdy a, że zakaz był tylko do 22:00 to postanowiłem jechać by następnego dnia po rozładunku mieć te dwie godziny w zanadrzu.
Następnego dnia rano dość sprawny rozładunek po którym zmuszony byłem poczekać kilka godzin na kolejne dyspozycje co wykorzystałem na zrobienie drobnych zakupów jadąc na nie, a jakże, moim Wigry 3 :) Dopiero około 14 otrzymałem adres załadunku - była to firma Wurth i miejscowość Willsbach. Na miejsce dotarłem o 18:40 więc co zrozumiałe po godzinach pracy.
Obrazek

Załadunek części do samochodów szybki i sprawny z samego rana po czym kolejny w Bad Margentheim - już nie tak szybko i sprawnie bo trochę utrudniony dojazd i jakieś dziwne urządzenie z jeszcze dziwniejszymi dokumentami. Na koniec miał być szybki i sprawny doładunek do pełna w Nurnberg. Na miejscu okazało się, że ani szybko ani sprawnie to nie będzie. Towaru jeszcze nie ma a będzie go tyle, że nie wiem jak to się uda załadować - na 4,5 metra ładunkowego miałem załadować 14 palet. Na towar czekałem około 6 godzin i kolejne 1,5 razem z ładującym przekładaliśmy, układaliśmy, dokładaliśmy żeby się to wszystko zmieściło. Po wszystkim miałem jedynie jeszcze 2 godziny czasu pracy więc z Nurnberg ujechałem około 120km w kierunku Berlina.

Następnego dnia dojazd do Rostocku i prom do Trelleborga. Po rejsie jazda w kierunku Oslo, odprawa w Svinesundzie na którą musiałem zaczekać bo była to niedziela więc Terminal Service pracuje od 11:00 a ja na granicy byłem o 8:00. Po odprawie zjazd na bazę naszej spedycji i pauza do poniedziałku.

W poniedziałek po wizycie w biurze okazało się, że mam to wszystko sam rozwieźć do odbiorców a pierwotny plan zakładał, że zrzucę to na magazynie i rozwiozą to małe auta. Nie ukrywam, że takie rozwiązanie nie jest dla mnie dobre bo rozwożenie towaru po Oslo to same minusy - dużo czasu, mało kilometrów, korki, remonty dróg itp, itd. Ale jak Pan każe to sługa musi.

Pierwszy rozładunek w Langhus i już ciśnienie skoczyło konkretnie bo po podstawieniu się pod rampę przez półtorej godziny nikt się nawet nie zainteresował moim autem - mimo dwukrotnej interwencji w biurze magazynu. Po tym czasie wreszcie pojawiła się pewna Pani która zaczęła rozładunek - dokładny aż do bólu - każdy kartonik sprawdzony, opisany i oklejony naklejką.

Kolejny rozładunek szybko bez obstrukcji a na trzecim się okazało, że firma pracuje do 15 a ja na miejscu byłem o 15:15 - pauza do następnego dnia. Wykorzystałem ją na spotkanie z Jeszkinem bo pauzowałem blisko jego miejsca zamieszkania w Oslo. Jako, że był on jeszcze w pracy zajechał do mnie swoim służbowym MANem po czym udaliśmy się do miejsca jego ostatniej zrzutki - nawet udało mi się trochę przy rozładunku pomóc za co Jeszkin odwdzięczył się smaczną jajówą u siebie w mieszkaniu.
Obrazek



Następnego dnia rozładunek połączony z miłą pogawędką na temat emigrantów i jazda na kolejne jak się okazało trzy. Nie będę się wdawał w szczegóły bo w sumie poszło dość sprawnie. Po wszystkim dostałem od razu adres załadunku - Karlstad w Szwecji załadunek papieru do Włoch. Szybko i sprawnie więc jazda.
Jako, że ładunek na Włochy a za dwa dni w Niemczech znów zakaz to z przejazdem przez Polskę i pauzą czyli prom z Ystad. Niestety tego dnia zabrakło już czasu by się do Ystad dokulać. Następnego dnia rano załapałem się na rejs o 9:30 i już o 17:00 byłem w kraju. Auto zostawało na serwisie MAN w Motańcu celem wymiany uszkodzeń po kolizji szefostwa ze znakiem a ja na cały czwartek do rodziców na działeczkę nad jeziorem gdzie przyjechała też moja żoneczka z dziećmi. Pogoda była piękna więc pauza wymarzona. W czwartek wieczorem wyjazd z serwisu i kierunek Włochy - okolice Turynu.
Na miejscu byłem w sobotę rano - pauza na dość wygodnym parkingu z darmowym prysznicem, pogoda ładna więc całkiem przyjemnie.

Obrazek
W poniedziałkowy ranek rozładunek w Piobesi i oczekiwanie na dalsze dyspozycje, które przyszły dość późno bo dopiero około 15:00 - Monasterolo Di Savigliano - słabo ale na szczęście udało się załadować - jednakże jedynie 3 miejsca paletowe - jakieś szafy czy sejfy plastikowe?. Co z resztą? Telefon spedytora milczał - po dodzwonieniu do dyżurnej dowiedziałem się, że jak nie odbiera to trzeba czekać do jutra. Godzina młoda, pogoda piękna więc Wigry 3 w ruch i przejażdżka po okolicy :)
Obrazek


Następnego dnia sms o 11:00 i kierunek Genova - trochę problemów ze znalezieniem firmy i dogadaniem się w biurze (jak zwykle nikt nie mówi po angielsku) i okazuje się, że towar owszem ale będzie następnego dnia około 14:00 - nie ukrywam, że irytują mnie takie akcje - czekać dobę na dwie nędzne palety - tak okazało się, że tylko dwie palety tu załaduję czyli to jeszcze nie koniec. Czas wolny więc znów Wigry 3 i jazda po okolicy i zakupy świeżego pieczywa.
Dojazd do Genui.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Następnego dnia te dwie palety (pesto i jakieś suchary) były na miejscu już o 10 rano - chyba panienki z biura widząc moje rozczarowanie z poprzedniego dnia zadziałały i przyspieszyły ten towar. Jak się później okazało owe nieszczęsne dwie palety były przyczyną jeszcze nie jednego problemu.
Kolejne doładunki w Parmie (sita stalowe), w Modenie(skrzynie biegów do silników w rafinerii) i San Cesario (HDS'y) i dojazd do Vipiteno by zrobić odprawę. Rankiem w Vipiteno dostałem informację, że szukany jest dla mnie jeszcze jeden doładunek w Niemczech - szybko oddzwoniłem z informacją, że już nie mam miejsca na naczepie - spedytor zdziwiony poprosił o zmierzenie wszystkiego co miałem załadowane - nie było to łatwe i nie uspokoiło jego podejrzliwości - okazało się później, że ostatni załadunek był zupełnie źle zadeklarowany - wysyłający podał, że jego towar zajmie 3,5m a zajmował ponad 6 - nie dało rady załadować tych 4 HDS w poprzek naczepy bo były za szerokie więc załadowano je wzdłuż a do tego do każdego z nich było jeszcze dołożone pudło z osprzętem które też potrzebowało miejsca. Nic to - jazda na północ. W piątkowy ranek gdy byłem już na berlińskim ringu zadzwonił telefon. Szef poinformował mnie, że w najbliższy poniedziałek w Norwegii jest święto i dzień wolny więc mam zadzwonić do spedytora prowadzącego i zmienić rezerwację promu z Rostocku na Świnoujście po czym zjechać do Szczecina, odstawić auto na parking i jechać do domu na weekend. Tym razem już rodzina nie mogła przyjechać w zachodniopomorskie więc ja pojechałem do Lęborka z kolejarzami :) W zasadzie nie były planowane te wypady do domu w tej trasie ale trzeba przyznać, że naprawdę się przydały :)

W niedzielne popołudnie już musiałem dotrzeć do Szczecina by móc równo o 22:00 ruszyć do Świnoujścia, gdyż nie miałem zarezerwowanego miejsca na promie na konkretną godzinę gdyż obłożenie było tak duże, ze załapałem się na listę oczekujących zwaną przez kierowców "wartenem" :) W Świnoujściu byłem tuż przed północą i szans na prom o północy już nie miałem żadnych a i na ten o 4 praktycznie nie było toteż polecono mi przyjść około 5 by móc się załapać na ten o 7 rano - przezornie przyszedłem też o 2 i w sumie bezproblemowo załapałem się na ten o 4.

W poniedziałek dojechałem do Sarpsborga i tam spędziłem nockę. Następnego dnia rano dostałem dyspozycję co, jak i w jakiej kolejności mam rozładować. Jako pierwsze zrzucałem te dwie nieszczęsne palety pesto z Genovy - pierwszy problem, że wskazana w CMR'ce ulica to polna droga a po dojeździe okazuje się, że to aleja czyli z ciasno nasadzonymi drzewami wzdłuż po obu stronach. Jakoś delikatnie i ostrożnie udaje się wjechać po czym drugi problem bo okazuje się, że firma to malusieńki sklepik w dodatku zamknięty tego dnia. Na szczęście pojawia się właściciel pobliskiego gościńca który dzwoni do właścicielki sklepiku - ta pojawia się po około 45 minutach - ja wykorzystuję ten czas na własnoręczny rozładunek tych dwóch palet będąc wręcz pewnym, że odbiorczyni nie będzie miała żadnego urządzenia do tego celu przeznaczonego. Po przyjeździe właścicielka sklepiku okazuje straszliwe wzburzenie tym, że jestem dziś, że sam rozładowałem towar na parkingu a nie przed drzwiami jej sklepiku (czyli 100m dalej ale w miejscu gdzie absolutnie nie wjechałbym autem ciężarowym a co dopiero 16metrowym zestawem). Pani łapie za telefon i gdzieś tam sobie wydzwania absolutnie nie przyjmując do wiadomości niczego co do niej mówię. Ja mam za przeproszeniem w doopie jej fochy więc po rozładowaniu daję jej do podpisu dokumenty i jadę dalej bo nie mam czasu wysłuchiwać jej [wycenzurowano] :)

Drugie miejsce rozładunku to Oslo - szybko i bezproblemowo. Trzecie miejsce to Frogner a czwarte to okolice Drammen i miejscowość Vale z malowniczą drogą dojazdową (czyli taką na której absolutnie nie chciałbym się znaleźć zimą :) Na miejscu okazuje się, że w firmie jestem dobrej tyle, że nie w tym jej oddziale który potrzebuje to co mam. Dostaję właściwy adres i jeszcze 80 kilometrów praktycznie z powrotem w kierunku Drammen muszę się cofnąć do miejscowości Vestfossen. Oczywiście było już na tyle późno, że firma już nie pracowała ale pojawił się jakiś jej pracownik z zapytaniem czy nie chcę być rozładowany jeszcze tego samego dnia - już nie chciałem bo zrobiłem zakończenie a czasu pracy też już nie miałem więc pauzowałbym i tak w tym miejscu.

Rankiem rozładunek połączony z obszerną dokumentacją fotograficzną - wspomniany problem z fałszywą deklaracją metrażu ładunku.
Obrazek
Obrazek
Obrazek



Po nim ostatnia zrzutka w Larviku i dwa załadunki w Porsgrunn i Sem - Szafy ze sterownikami do klimatyzacji na statku oraz jakiś system rur. Towar lekki bo zaledwie 2 tony i niepełna naczepa ale otrzymałem informację, że żadnych doładunków nie będzie bo towar pilnie potrzebny za dwa dni w Niemczech. Po załadunku zjazd do Sarpsborga po dokumenty a następnego dnia na prom z Trelleborga do Travemunde i w południe zrzutka w stoczni w Papenburgu.
Pojazd sztoczniowy.
Obrazek


Po rozładunku chwila przerwy i informacja o załadunku we Flensburgu - trochę daleko tak na pusto lecieć więc konsultacje szefostwa i pierwszy załadunek jednak parę kilometrów dalej w Dersum. Niby firma już nie pracowała ale znalazł się ktoś do załadowania i mogłem jechać dalej. Załadowano mi dwie małe paletki specjalnie robionych na zamówienie szyb do jachtu. Tego dnia ujechałem jeszcze jedynie do godziny 20:00 i pauza weekendowa.
Towarzystwo całkiem ciekawe, nie powiem - z jednej strony były opozycjonista z czasów buntu w Radomiu, z drugiej młodszy ode mnie bajkopisarz po trzech fakultetach na UP*, dwóch miłych kolesi z ciekawą wiedzą z zakresu historii i na deser pewien szczurek który po spożyciu C2H5OH nie wiedzieć czemu zmienił się w nażartego szalejem niedźwiedzia :)
Tak się chłopaki bawili w sobotni wieczór.
Obrazek



Po pauzie w poniedziałkowy ranek podjechałem do Flensburga na sporych rozmiarów złomowisko (Nord-Schrott) gdzie załadowałem 13 palet (25 ton) sprasowanego w półmetrowe bloczki aluminium przeznaczonego do ponownego przetopu w blachowni w Norwegii.
Obrazek


Po załadunku podjechałem jeszcze na najbliższy parking przy autostradzie prowadzącej do Danii i zacząłem pakowanie się bo był to dzień mojego zjazdu do domu. Około 13:00 przyjechał szef by mnie zmienić i po szybkim przepakowaniu do szefowej Mazdy pojechałem do domu.

W domu odpoczywałem równiutkie dwa tygodnie, a że pogoda przez ten czas była prawie idealna był to bardzo aktywny i ciekawy wypoczynek typowo letni. Aż szkoda było wyjeżdżać - choć tak jest bez wyjątku zawsze, bez względu na to co się w domu robiło :)

Wyjazd musiał nastąpić w poniedziałkowy wieczór tak by na rano zdążyć dojechać do Hamburga bo tam miała nastąpić zmiana. Jako, że miałem jechać tym razem sam to zdecydowałem się zrobić to z odpowiednio dużym zapasem czasowym. Dzień wyjazdu jest zawsze dniem spędzanym nadzwyczaj intensywnie przez co nie można liczyć na pokonanie trasy Lębork-Hamburg bez odpowiednio częstych przerw - i tak też było bo pierwsza pauza na drzemkę nastąpiła jeszcze zanim dotarłem do polsko-niemieckiej granicy, druga gdzieś pod Lubeką a trzecia już na miejscu zmiany bo dotarłem na miejsce już o 9:30 a skoczek dopiero o 11:00. Niemrawe dość przepakowanie, szybkie oględziny uszkodzonej naczepy (nie tylko mi się zdarzają pechowe akcje) po czym tankowanie auta i jazda na rozładunek do miejscowości Goslar. Na miejscu byłem dokładnie o 15:15. Na halach odbywały się jeszcze jakieś prace ale na rozładunek było już niestety za późno więc musiałem poczekać do następnego dnia - dobrze się złożyło bo mogłem się spokojnie rozpakować, ogarnąć auto po poprzedniku (nienawidzę tego) i zmienić uszkodzone klamry w plandece.
Obrazek

Następnego dnia rano wjechałem na rozładunek na teren firmy i musiałem poczekać prawie godzinę bo okazało się, że skoczek nie zrobił odprawy celnej w agencji w Kiel. Jakoś udało się dojść z dokumentami do ładu i zostałem rozładowany.
Mimo, że sporo widziałem przez otwarte bramy hal tak teraz jak i dzień wcześniej to nie mam pojęcia czym owa firma się zajmowała poza powiedzmy obróbką jakiś metali. Co ciekawsze już bladego pojęcia nie miałem co dla nich przywiozłem i po jaką cholerę im to - było to zdaje się 16 palet jakiś zardzewiałych blach ważących łącznie prawie 25 ton mimo, że na każdej z palet było ich zaledwie około 10 sztuk. Blachy owe były chyba z ołowiu i jakby z jakiś form które były wypalane w ogniu - patrz zdjęcia.
Obrazek
Obrazek



Po rozładunku od razu dostałem informacje o załadunku - firma Schuco w Bielefeld czyli profile aluminiowe. Nie ukrywam, że trochę się zdziwiłem bo byłem tam już i wiedziałem, że towar na Norwegię mają przygotowany zazwyczaj do załadunku na każdy piątek a była to dopiero środa. Po dojechaniu na miejsce moje obawy jak najbardziej się potwierdziły - w biurze polecono mi jechać na parking i czekać na załadunek bo najprawdopodobniej nastąpi on planowo czyli w piątek choć pracujący tam polak poinformował, że postarają się by był szybciej czyli w czwartek po południu.
Koleżka który hasał obok mnie po parkingu :)
Obrazek

Tak też się stało bo w czwartek dokładnie o 15:13 polecono mi przyjechać na halę na załadunek. Trochę niemrawo szedł bo ładował mnie dość leniwy dźwigowy który dodatkowo zrobił to dość kiepsko (nierówno rozmieszczony na naczepie i pomieszany gabarytowo przez co trudny w dobrym zabezpieczeniu pasami) w dodatku nie informując o tym, że już koniec - czekałem pół godziny z zakładaniem pasów bo myślałem, że to jeszcze nie koniec a jedynie przerwa bo zostało jeszcze miejsce i kilka paczek przeznaczonych na Norwegię na podłodze hali - okazało się, że nie dla mnie już.

Chciał, nie chciał musiałem płynąć promem z Kiel do Goteborga przez nieodprawione dokumenty mojego zmiennika. Agencja czynna była od 7:00 a, że mieści się ona w budynku terminala promowego linii Kiel-Oslo to nie miałem pewności czy będzie tam gdzieś przeczekać noc, więc stanąłem na pauzę na ostatnim możliwym parkingu przed Kiel a na odprawę podjechałem dopiero po niej a później na położony po przeciwnej stronie terminal linii Kiel-Goteborg. Jako, że prom wypływał dopiero o 18:45 to po śniadaniu wyciągnąłem mojego Wigry 3 i pojechałem sobie w miasto. W trakcie zwiedzania okazało się, że po głównym deptaku Kiel nie można jeździć na rowerze przez co moja wycieczka się trochę skróciła bo nie miałem specjalnie ochoty tego dnia na spacery.

Po przypłynięciu do Goteborga pojechałem spokojnie do Sarpsborga gdzie spędziłem resztę weekendu.
W poniedziałkowy ranek rozładowano mnie w magazynach naszej spedycji i od razu polecono jechać do miejscowości Amotfors w Szwecji na załadunek z przeznaczeniem do miejscowości Imphy we Francji.
Obrazek

Po załadunku zjazd do Goteborga na prom do Kiel i dalej jazda w kierunku Luxemburga. 9 godzin i 20 minut wystarcza mi żeby dotrzeć z Kiel do pierwszej stacji benzynowej za granicą niemiecką w Luxemburgu i tam zazwyczaj pauzuję.

Po pauzie dojazd na Aral Berchem, gdzie tankuję auto do pełna i ruszam na południe. Nawigacja pokazuje, że spory bo prawie 200 kilometrowy odcinek trasy będę musiał pokonać tzw. nacjonalką - norma w górę, czas kiepski ale do przodu. Na miejsce docieram dokładnie o 14:30 przez co możliwy jest od razu rozładunek ale rozładowywacz jakiś taki anemiczny i już z wyglądu irytujący w czym utwierdził żądając rozpięcia obu boków bo nie ma "przedłużacza" do wideł swojej sztaplarki.
Obrazek

Po rozładunku, poskładaniu desek i kłonic, pospinaniu plandek i porozwieszaniu pasów wyjeżdżam z firmy w poszukiwaniu jakiegoś miejsca na spokojne przeczekanie na dyspozycje załadunkowe. Znajduję takowe tuż obok sporego marketu który odwiedzam celem zakupu świeżego pieczywa. Po wyjściu z marketu mina mi rzednie gdy zauważam, że pękła mi plandeka. Jak pisałem wcześniej skoczek miał gdzieś z moją naczepą przygodę - nie wnikam gdzie i dlaczego bo sam miałem takich zdarzeń nie mało. W każdym razie powstałe w jej trakcie uszkodzenia to cztery klamry (które już wymieniłem na nowe) oraz przytarta w kilku miejscach plandeka. Przytarta ale nie rozerwana - po rozładunku spiąłem plandekę dość mocno a przy wyjeździe z firmy przejeżdżało się przez chodnik w dodatku pod kątem - najprawdopodobniej w tym miejscu naczepa się "bujnęła" na tyle mocno, że osłabione przetarcie zmieniło się w rozerwanie. Jakby tego jeszcze było mało podczas oględzin nastąpiło oberwanie chmury. Po wszystkim wróciłem do marketu zakupić jakąś taśmę która mógłbym w jakiś sposób zabezpieczyć tę dziurę. Po znalezieniu odpowiedniego miejsca na pauzę bo okazało się, że tego dnia nie mam już co liczyć na jakikolwiek załadunek, rozpocząłem procedurę naprawy uszkodzeń. Zadanie nie było łatwe bo plandeka pękła pionowo w dodatku od góry - udało się jednak zaparkować przy samym śmietniku który posłużył za drabinę. Procedura niestety musiała być powtarzana co trzy dni bo taśma klejąca (Scotch) to dla plandeki żadne zabezpieczenie (szczególnie zaś porwanej w taki sposób) a ona sama pod wpływem temperatury zmienia swoją kurczliwość przez co przyklejona idealnie w ciągu dnia jest następnego dnia rano cała pomarszczona ze szparami albo w ogóle wisi. Dopiero zrobienie specjalnych skobli z drutu stalowego które podpowiedział mi pewien kolega na parkingu przyniosło oczekiwany efekt.

Informacje o załadunku otrzymałem następnego dnia rano - miejscowość Riquewihr - szybki rzut okiem w mapę - znów kawał drogi nacjonalką i prawie 300km dojazdu. Na miejscu okazuje się, że ładunek jeszcze nie jest gotowy bo zepsuła się maszyna do naklejkowania butelek gdyż ładunkiem ma być wino - Riesling. Firma malusieńka, miejscowość niewiele większa za to jak wyjęta a folderu dla turystów - stara i położona wśród winnic - parkuję więc na placu dla autobusów wycieczkowych trochę obawiając się, że ktoś będzie chciał mnie stąd przegonić - wracając ze zwiedzania spotykam policjanta który swoim wyglądem przypomina tego angielskiego z serialu "Allo, allo". Więc "Dziń Dybry" informuje mnie, że jeśli mam załadunek w którejkolwiek z okolicznych winnic to mogę tu stać bez obaw.
Furorę robi łażący po parkingu Bociek :)
Obrazek

Następnego dnia około 9 rano przychodzi do mnie pracownik winnicy prosząc o druk CMR oraz informując, że naklejkownica dalej zepsuta więc zamiast 33 palet załadują mi tylko 20 - szybka konsultacja z Norwegami i okazuje się, że żadnych doładunków nie będzie bo zleceniodawca i tak płaci za całościowy ładunek więc zaczynamy załadunek. Trochę problemów nastręcza wyjaśnienie mówiącym jedynie po francusku ładowaczom jak ułożyć towar by nie przeciążył mi on osi - sprawa wydaje się beznadziejna ale kartka, długopis i rozrysowanie wszystkiego rozwiązuje sprawę.

Jako, że lubię wino to wyżebruję na odchodnym butelkę i ruszam do Norwegii. Jazda tradycyjnie przez Luxemburg i dalej do Kiel gdzie wypada mi pauza 24h. Liczę na to, że uda mi się pauzować na terminalu promowym ale niestety nie ma takiej opcji i zostaję z niego przegoniony. Ale zanim zdążam ruszyć podjeżdża do mnie bus obsługi portu i wpuszcza na teren portu gdzie mogę sobie spokojnie stać ile chcę. Bardzo dobrze się składa bo w Kiel trwa właśnie szereg imprez organizowanych z okazji "Kieler Woche" - są to regaty żaglowców, koncerty, wystawy, spotkania, pokazy różnych sportów, wszelkiego rodzaju uciechy w postaci wesołych miasteczek czy wreszcie targ na którym się wystawiają się państwa z całego świata w tym tak odległe jak Kamerun, Zimbabwe czy Australia. Są to głównie stoiska kulinarne serwujące najpopularniejsze dania kuchni narodowych ale także i sprzedawcy rękodzieła czy rzemiosła.

Obrazek
Jest i stoisko z Polski cieszące się dość sporym zainteresowaniem a serwują tam piwo Żywiec, bigos, białą kiełbasę i pierogi - jednak największym zainteresowaniem cieszy się stoisko Finlandii bo sprzedają na nim hamburgery z łosi i reniferów. Ogólnie ludzi wszędzie jest po prostu ogrom. Ja zaliczyłem ogólny rekonesans całości i wieczorny koncert lokalnych zespołów rockowych a miejsce gdzie parkowałem było tuż przy nabrzeżu więc miałem okazję podziwiać też sporą liczbę żaglowców.
Obrazek
Obrazek

W niedzielne popołudnie wjazd na prom i rejs do Goteborga.
Po zjechaniu z promu kierunek Vestby, Norwegia. Na rozładunku melduję się o 13:30 a od ładnej magazynierki dowiaduję się, że muszę dłużej poczekać na swoją kolej bo mają kilka naczep do rozładowania - robię chyba jednak dobre pierwsze wrażenie bo czekam zaledwie 15 minut na wolną rampę a po chwili opieszałości rozładowywacza za mój ładunek bierze się sama wspomniana kierowniczka :) Po wszystkim zjeżdżam do Sarpsborga na pauzę dobową bo załadunek mam następnego dnia we Fredrikstad czyli zaledwie 6km od naszej "bazy".

Następnego dnia o 7:00 melduję się pod rampą gdzie ładują mi 25 ton jakiegoś nawozu z przeznaczeniem do miejscowości Polinya w Hiszpanii. Po załadunku jeszcze tylko odbiór całości dokumentów w biurze naszej spedycji i kierunek Goteborg bo prom znów do Kiel.
Następnego dnia znów 9:20 na dotarcie do Luxemburga i pauza.

Kolejny dzień to poranne tankowanie i jazda na południe Europy. Potem jeszcze dwa dni jazdy i na trzeci rozładunkek w Polinya gdzie melduję się około 11:00. Po rozładunku jadę do Barcelony bo tam mam mieć jeszcze tego samego dnia załadunek (piątek po południu - dziwne). Na miejscu melduję się około 12:30 - nie zostaję wpuszczony na firmę bo właśnie trwa siesta dlatego też mam przyjechać dopiero o 15:00 co też czynię. Po zameldowaniu się w biurze czekam aż ktoś po mnie przyjdzie i zawoła mnie pod rampę.
Czekam.
Obrazek

Spotykam na placu Polaków z pewnej znanej na forum firmy z Legnicy, choć najbardziej znanego z niej kierowcy akurat wśród nich nie ma. Dowiaduję się od nich, że dość specyficzne panują tu zwyczaje bo pod załadunek wołają zazwyczaj dopiero między 19 a 21, ładują po kilka godzin po czym przychodzi ochrona która każe wyjeżdżać z terenu firmy - i tylko kierowca ma wiedzieć jak to zrobić w zgodzie z tachografem - ja nie mam do tego ani wiedzy ani przyrządów więc pozostało mi jedynie opisanie tej chorej procedury bo pod rampę zawołano mnie o 22:00 i ładowano do 5:00 rano po czym kazano wyjeżdżać. Co ciekawe ten co wygania to jedynie ochroniarz w dodatku nie chcący podbić jakąkolwiek pieczątką czy sygnaturą mojego wydruku z tacho.

Po wszystkim ruszamy w cztery auta ale dość szybko się rozdzielamy bo się okazuje, że jeden z kolegów ma jeszcze odebrać jakąś paczkę dla szefa a reszta chce na niego zaczekać - ja nie mam tego komfortu i muszę jechać jak najszybciej z powrotem na północ. Wakacyjna sobota to tragiczny czas na jazdę z/na południa Europy - korki praktycznie co 10-20km spowodowane nie wiadomo czym. Pauza 45h zastaje mnie na obwodnicy Lyon'u i rozpoczęta jest o 2 godziny za późno - znów wydruki i opisy. W trakcie tej właśnie pauzy następuje ta trwalsza naprawa plandeki za pomocą stalowych skobli. Czas pauzowania mija dość szybko bo w dość miłym towarzystwie trzech kolegów z Polski (Głogów, Śrem, Nakło i ja).

Po pauzie ruszam dalej i po dwóch dniach docieram do Travemunde skąd płynę do Trelleborga. Rozładunek mam w Szwecji w Helsingborgu. Po nim dostaję zlecenie by się cofnąć do miejscowości Vellinge gdzie ładuję całą naczepę jakimś sprzętem elektronicznym z przeznaczeniem do Oslo.

Na miejsce rozładunku docieram tuz przed 22:00 więc czekam na rozładunek do następnego dnia. Rankiem szybki rozładunek i szybkie zlecenie załadunku w Amotfors w Szwecji. Udaje mi się tam dotrzeć już o 13:00 więc spokojnie się ładuję i po załadunku kieruję się do Ystad bo ładunek jest przeznaczony do Włoch a szefostwo umówiło rzeczoznawcę w celu oględzin uszkodzeń naczepy by rozliczyć szkodę z AC. Czasu by dojechać tego samego dnia już brakuje więc pauzuję gdzieś w okolicach Halmstad a do Ystad docieram następnego dnia już o 7:45 więc mimo rezerwacji na godzinę 13:00 płynę porannym promem o 9:00. W Świnoujściu jestem o 17:00 a do Szczecina na miejsce zmiany docieram do 19:00 - tym razem zjeżdżam do rodziców więc z miejsca podmiany odbiera mnie ojciec a w domu rodziców czeka już na mnie żona i dzieci bo przyjechali do dziadków wcześniej.

Dwa tygodnie wolnego upłynęło jak zwykle za szybko ale co zrobić.
Tym razem wyjazd z szefem bo po przesiadce konieczna była konkretna jazda, ze względu na ładunek z przeznaczeniem do Hiszpanii. Po przepakowaniu od razu trzeba
Obrazek
Więc ogień na tłoki i kierunek południe Europy. Tego dnia udało się dojechać do okolic Nancy we Francji. Następny dzień to sobota a we Francji zakaz więc start o godzinie 19:00 i jazda jedynie do północy bo niedziela znów zakaz.

Na miejscu w hiszpańskiej Aiguaviva zameldowałem się w poniedziałek równo w południe. Szybki i sprawny rozładunek i dość nieprzyjemna sytuacja na koniec. Po rozładunku chciałem nabrać sobie do bańki wody. Nigdzie w zasięgu wzroku nie zauważyłem kranu więc poprosiłem tego który mnie rozładowywał o możliwość nabrania gdzieś wody a ten odmówił odwracając się na pięcie. Żeby odmówić człowiekowi wody, tym bardziej po rozładunku w temperaturze ponad 30 stopni - dość niemiłe tym bardziej że podczas rozładunku zaliczyłem glebę przechodząc z rolki na rolkę dość boleśnie się obijając.

Po wszystkim znalazłem na dzielnicy przemysłowej dogodne miejsce do oczekiwania na dalsze dyspozycje. Na przeciwko miejsca gdzie stanąłem mieściła się jakaś firma sprzątająca - podszedłem do niej w celu napełnienia wspomnianej bańki z wodą - tym razem zostałem obsłużony po królewsku wręcz - spytano najpierw czy chcę wody ciepłej czy zimnej po czym wzięto ode mnie bańkę, wypłukano ją przed nabraniem świeżej wody, napełniono i oddano z uśmiechem - równowaga w przyrodzie musi być:)
Około 15:00 otrzymałem informację o załadunku na następny dzień. Nie miałem już tego dnia zbyt dużo czasu jazdy więc podjechałem mniej więcej 70 km w kierunku miejscowości Vallbona gdzie miałem załadować pierwszą część ładunku powrotnego.

Następnego dnia około 8:15 pojawiłem się na załadunku po drodze lekko się pocąc bo dojazd do firmy był w ogóle nie oznaczony a w dodatku z zakazami dla ciężarówek. Jakoś jednak udało się dostać bez przygód. Na miejscu załadowano mi pół naczepy szafami do serwerów - po załadunku gdy wszedłem na naczepę zauważyłem, że trochę bez pomyślunku to wszystko zapakowano. Towar niezabezpieczalny bo delikatny a pozostawiane dziury pomiędzy kolejnymi szafami. Poprosiłem więc o paleciak by móc to jakoś z sensem poustawiać. Pracownik biura który przyszedł wręczyć mi dokumenty gdy zobaczył ten ładunek trochę się wkurzył i sam złapał za paleciak i wszystko dokładnie poustawiał.

Po tym załadunku pojechałem znów do Barcelony do firmy Salvat (w poprzedniej trasie też się tam ładowałem) na doładunek. Tak jak i poprzednim razem na zawołanie pod rampę czekałem do wieczora a po nim od razu wygoniono mnie za bramę. Na szczęście tym razem obyło się bez wydruków i opisów bo wyjazd z firmy zaliczyłem dokładnie na 5 minut przed końcem 15godzinnego czasu pracy. Najgorsza tego lata noc zdarzyła się właśnie wtedy - temperatura około 25 stopni więc szyby i szyberdach pootwierane a i tak gorąco, przelatujące co chwilę i przygotowujące się do lądowania samoloty przez co hałas a do tego na deser komary - tragedia nie spanie.

Następne dwa dni to 4,5h jazdy, pauza 45min, 4,5h jazdy, pauza 11h czyli typowa orka. Na trzeci dzień około południa zameldowałem się w Travemunde gdzie okazało się, że jeden z promów jest zepsuty i muszę czekać na kolejny do 22:00 - przy okazji udało się spotkać z Badysem który w międzyczasie akurat przypłynął do Travemunde. Jak zwykle miła pogawędka a Badys i Klimek są najczęściej spotykanymi przeze mnie forowiczami WC.

Następny dzień to dojazd jedynie do Helsingborga czyli zaledwie 90km od Trelleborga i pauza weekendowa bo rozładunek dopiero w poniedziałek.

W poniedziałek rano rozładunek i małe nieporozumienie ze spedytorem prowadzącym bo mówił mi, że mnie od razu w tej firmie doładuje i pojadę do Norwegii - okazało się, że miał na myśli, że coś mi znajdzie ale wcale nie w tej samej firmie gdzie był rozładunek. Poczekałem jakąś godzinę po czym kazał mi jechać w stronę Oslo. Ale po około 70km zawrócił mnie do Malmo bo coś tam znalazł jednak - na miejscu musiałem odczekać na załadunek ponad godzinę bo akurat nie było nikogo kto mógłby mnie załadować. Po wszystkim ruszyłem do Helsingborga gdzie miałem mieć kolejny doładunek - na miejscu konsternacja bo nikt nic o tym nie wie. Kilka telefonów i dalej czeski film - dopiero jak sobie mój spedytor pogadał ze Szwedem który odpowiadał za wysyłki sprawa się wyjaśniła. Po wszystkim jazda w stronę Oslo. Udało się tego dnia dotrzeć na granicę i odprawić po czym zjechać na bazę naszej spedycji.

Tego dnia również zdarzyła się dość dziwna rzecz - przestała działać klimatyzacja, za to ogrzewanie zblokowało się na 3 biegu wentylatora, nawiewem ustawionym na szybę przednią i temperaturą 26st. Dodatkowo także zwariowało sterowanie elektryczne szybami i szyberdachem - działało jak chciało, raz tylko opuszczało innym razem tylko podnosiło albo nie działało wcale albo działało normalnie ale tylko przez chwilę. Był to okres gdy nawet w Norwegii temperatury w ciągu dnia oscylowały w granicach 25-28 st więc chyba nie muszę mówić jak uciążliwa była jazda z nawiewem 26st bez możliwości opuszczenia szyb. Szukałem przyczyn ale okazałem się za krótki.

Następnego dnia rano najpierw podjechałem do serwisu MAN w Sarpsborgu bo liczyłem, że ta usterka to jakaś drobnostka - niestety mechanik nie wiedział o co chodzi więc bez podłączenia komputera nie mogło się obyć a na to nie miałem czasu a i okazało się, że kosztuje to cztery razy tyle co w Polsce (1000-1500NOK plus robocizna). Musiałem się więc trochę pomęczyć do najbliższego zjazdu do Polski lub Niemiec.

Po serwisie jeden rozładunek w Oslo i drugi w Langhus. Na tym drugim polecono mi czekać na dalsze dyspozycje - nie miałem nic przeciwko bo dostępny był tam darmowy prysznic, internet a nawet telewizor z polskimi programami. Spędziłem tam resztę dnia, noc i kawałek kolejnego bo dyspozycja do załadunku przyszła dopiero około południa. Załadunek papieru w szwedzkim Backhammar i rozładunek w Polsce koło Torunia.
Backhammar.
Obrazek

Tego jeszcze nie grali. Okazało się, że okres urlopowy we Francji, Włoszech czy Hiszpanii jest w pełni i jest spory problem z ładunkami w tamte rejony dlatego też trafiła się Polska - mnie tam wszystko jedno gdzie jadę, więc jedynie skonsultowałem się z szefostwem i jako, że było zielone światło to pojechałem.
Musiałem poczekać do rana bo byłem tam dość późno. Wieczorem zaparkowały obok mnie dwa zestawy z mojej byłej firmy a w niej starzy znajomi.
Obrazek

Po załadunku zjazd do Karlskrony i prom do Gdyni.

W Polsce byłem w piątek rano a, że szefostwo skontaktowało się z firmą dla której miałem ładunek i ustalono rozładunek w poniedziałek to weekend miałem w domu. Auto odstawiłem na serwis MAN w Gdańsku Szadółkach celem naprawy uszkodzonej klimatyzacji a sam pojechałem do domu.
Gdy auto zostawiałem w serwisie mechanicy koniecznie chcieli bym wypiął się z naczepy - nie chciałem tego robić bo miałem załadowane 25 ton papieru więc lepiej jak jest to oparte na ciągniku - uparli się, więc próbowałem ale, co znów dziwne, nie mogłem sobie z tym poradzić - wzięli się więc za to mechanicy z MAN'a - jak się później okazało też im się to nie udało a przy okazji narobili bałaganu który mógł się skończyć tragicznie.

W niedzielę wieczorem odebraliśmy z synem, bo zabrałem go ze sobą w dalszą część trasy, auto z serwisu i pojechaliśmy do miejscowości Janowo w powiecie Lipnowskim. Podczas ruszania poczułem, że ciągnik szarpnął naczepą ale uznałem to za efekt tych prób rozpięcia się.
Tego wieczoru dojechaliśmy do ostatniego MOP'u przed Toruniem i zaczęliśmy pauzę. Dla mojego syna to był pierwszy wyjazd ze mną więc było to dla niego takie przeżycie, że najpierw nie mógł zasnąć a obudził się już o 5:30 i zagadywał niewyspanego mnie :)

Na rozładunku byliśmy około 10:30 ale okazało się, że musimy chwilę poczekać po właściciela firmy nie ma (firma to duże słowo - dwa budyneczki w wiosce liczącej trzy domy). Po przyjeździe okazało się, że czekał na mnie w piątek - nie wiem więc z kim moje szefostwo ustaliło rozładunek w poniedziałek. Po rozładunku cofnęliśmy się do miejscowości Kikół i znaleźliśmy dobry parking z placem zabaw dla dzieci i blisko jeziora które okazało się dla nas zbawieniem bo czekaliśmy na informacje o załadunku do środy po południu. Poniedziałek popołudnie, cały wtorek i środę do popołudnia siedzieliśmy więc nad jeziorem kikolskim i zażywaliśmy kąpieli słonecznych i wodnych żeby się nie nudzić w aucie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek


W rzeczoną środę przyszedł adres załadunku ale dopiero na piątek. Jako, że jeden z kolegów z firmy zjeżdżał akurat na wolne do kraju i miał już od razu nagrany załadunek w Kartoszynie koło Wejherowa to szefostwo zdecydowało o tym, że odbierze mnie z Kikoła i zawiezie do Gdyni i na tydzień pojadę autem kolegi na jedno kółko do Norwegii i z powrotem. Z różnych względów nie uśmiechało mi się to za bardzo ale chciałem jeździć a nie stać w Kikole. pod wieczór przyjechał po nas szef który przywiózł nowego skoczka który został na moim aucie a my pojechaliśmy do Gdyni.

Autem na które miałem siąść był również MAN tylko że TGA z 2004 roku co dla mnie szczególnie ważne z analogowym tachografem - nigdy dotąd nie jeździłem autem z takim tacho.
Syn musiał jechać do domu bo nie ma jeszcze paszportu a do Norwegii jest on niestety niezbędny a ja następnego dnia załadowałem się plastikowymi rurami, odprawiłem się w Gdyni i popłynąłem do Karlskrony.

Po dotarciu do Szwecji jazda szła całkiem nieźle bo auto załadowane jedynie 3 tonami ładunku.
Tacho nie sprawiało jakiś dużych problemów, no może poza tym, że drugiego dnia źle włożyłem tarczę i zamiast zapisywać wszystkie czynności to pomieliła się ona i podarła. Wszystko musiałem więc opisać ręcznie.

Na miejscu rozładunku w Surnadal byłem w sobotę po południu i pauzowałem do poniedziałku.
W poniedziałek rano rozładunek i dyspozycja załadunku w pobliskim Orkanger ale dopiero następnego dnia.

Następnego dnia załadowałem się jakimś granulatem z przeznaczeniem do Węgier - nie ja miałem już z tym jechać ale okazało się, że rozładunek tego towaru możliwy będzie na Węgrzech dopiero za półtora tygodnia od dnia załadunku bo odbiorca ma jakąś przerwę technologiczną. Nie bardzo to się kalkuluje by auto stało tydzień w oczekiwaniu na rozładunek. Szefostwo szybko się skonsultowało ze spedycją i towar zrzuciłem w Sarpsborgu na jej magazynach i pojechałem na załadunek do szwedzkiego Backhammar z przeznaczeniem do Polski.
Załadunek.
Obrazek

Po załadunku jazda w kierunku Trelleborga i nocny prom do Świnoujścia na który ledwo zdążyłem mimo, że na miejscu byłem dobre 3 godziny wcześniej - spotkałem się z Klimkiem i tak się zagadaliśmy, że jak wjechałem na prom to za mną zamknęły się wszystkie śluzy i prom zaczął odbijać od nabrzeża.

Po przeprawie zjazd do Szczecina na dawną bazę PEKAES w Płoni bo był to czwartek 15 sierpnia czyli dzień wolny od pracy a co za tym idzie zakaz jazdy. Ładunek przewidziany do rozładunku na poniedziałek więc auto czekało już na swojego stałego kierowcę do niedzieli a ja do domu na wolne tym razem jedynie tygodniowe bo w trasie byłem 3 tygodnie.

Wszystkie foty - https://www.facebook.com/media/set/?set ... 421&type=1

Jutro wrzucę ostatnią trasę bo jeszcze nie skończony opis.
Kłaniam się :)
Obrazek

CD.
Kolejny wyjazd miał już być na 3 tygodnie bo szefostwo podjęło decyzję, że tak będzie najzdrowiej dla wszystkich. Do Auta jechałem z szefem i na szczęście jedynie do Szczecina bo tam miało na mnie czekać auto.
Na miejsce dojechaliśmy przed południem w piątek a zmiennik już czekał z wymienioną plandeką po rozerwaniu. Ciśnienia od początku nie było bo rozładunek dopiero w poniedziałek więc spokojnie się rozpakowałem i ruszyłem w kierunku Świnoujścia. Od razu przy ruszeniu odczułem silne szarpnięcie naczepą a także kolejne przy każdej zmianie biegu przy rozpędzaniu - szybki telefon do szefa i powrót do serwisu naczep.
Do pracy szybko zabrali się fachowcy a jeden z nich od razu stwierdził, że "luz jak squrwysyn" - jego sprawcą byli fachowcy z MAN w Gdańsku. Sprawa nie była łatwa bo nie można było wypiąć naczepy z siodła. Walka trwała prawie godzinę. Po wyczepieniu znalezienie przyczyny oporów, regulacja, spięcie i zestaw gotowy do jazdy.

Tankowanie i zjazd do Świnoujścia. W trakcie tankowania adblue w Świnoujściu spotkałem kolegę z innej firmy jeżdżącej pod tą samą spedycją co nasza więc miałem już kolegę do kajuty. Okazało się jednak, że nie ma dla mnie rezerwacji na prom - szybki telefon do spedycji i po kilku minutach odbierałem bilet. Prom miałem o 20:00 więc w Ystad byliśmy o 5 rano.

Pauzy nam wyszło w sam raz więc od razu pogoniliśmy w kierunku Oslo. Odprawa celna szybko i sprawnie więc już o 13:00 byliśmy w Sarpsborgu gdzie musieliśmy zaczekać do poniedziałku. Niedziela spokojna i mimo końcówki sierpnia bardzo pogodna i ciepła.

W poniedziałek jeden rozładunek na terminalu przeładunkowym naszej spedycji i drugi w miejscowości Lier k. Drammen po którym od razu dostałem adres załadunku w Karlstad w Szwecji. Na miejscu byłem po 18:00 więc załadunek następnego dnia.

Rankiem załadunek tyłem z rampy co zdarza mi się pierwszy raz w życiu. 24,5 tony papieru do Tarnowa. Prom do Polski z Karlskrony więc praktycznie cały czas jazda lokalnymi drogami przez co norma w górę co chwila :)

Gdynia przywitała nas bardzo gęstą mgłą która całkowicie zanikła ujeżdżając jakieś 300m Estakadą Kwiatkowskiego w kierunku Obwodnicy Trójmiasta. Nie mam doświadczenia w jeździe po naszym pięknym kraju ale wydaje mi się, że wynik tego dnia można uznać za bardzo dobry gdyż w 9:45 minut jazdy udało mi się pokonać odcinek z Gdyni do Wieliczki bo tam zatrzymałem się na pauzę. Wynik tym bardziej, jak dla mnie imponujący bo po drodze kwiatki typu odcinek Toruń-Włocławek z jazdą 50km/h, Łódź - czyli czerwone na każdym skrzyżowaniu :) i zakorkowana całkowicie bo w dwóch miejscach Częstochowa.

Następnego dnia rozładunek w bardzo przyjemnej atmosferze w firmie LogiPack w Tarnowie.
Obrazek

Po wszystkim dyspozycja załadunku w Kartoszynie k. Wejherowa. Szybki telefon czy aby nie pomyłka jakaś bo mam jechać całą Polskę z południa na północ na pusto??? Okazało się, że owszem - nie mam pytań więc jadę. Z powrotem zdecydowanie łatwiej bo lekko a i pory jakieś takie wyszły, że Częstochowa szybciej zleciała i Łódź też jakaś przychylniejsza była:) Z Częstochowy do Łodzi zabrałem autostopowicza - Słowaka, studenta szkoły filmowej który wybierał się samolotem z Łodzi do Leeds (UK) na festiwal filmów rysunkowych. Jazda upływała więc na pogawędce.
Pauza wypadła gdzieś przed Grudziądzem a tuż przed nią wjechałem w jakąś ogromną chmarę zielonych komarów które dokumentnie "uświniły" mi przednią szybę.
Obrazek

Następnego dnia załadunek w Kartoszynie rurami plastikowymi - dobry ładunek bo całe auto to max. 4 tony bez konieczności zakładania choćby jednego pasa. Po załadunku myjnia bo szyba cała pomazana i ogólnie się już autku należała. Po myjni odprawa dokumentów z agencji w Gdyni, tankowanie i wjazd na prom do Karlskrony.
Następny dzień to jazda i jazda i nic ciekawego. Pauza i to 24h wyszła w Elverum w Norwegii. Niedziela spokojna i pogodna więc poszedłem na grzyby przez co obiad przepyszny :)
Obrazek

Do celu ruszyłem w nocy z niedzieli na poniedziałek i na miejscu rozładunku w Surnadal byłem o 8 rano. Po sprawnym rozładunku zgłosiłem się do spedycji która poleciła mi jechać na załadunek do... Amotfors. 500km na pusto??? Zadzwoniłem jeszcze raz, że to trochę bez sensu bo w pobliskim Orkanger można załadować chemię i choćby do Sarpsborga ją zwieść. Szefostwo skonsultowało się ze spedycją i zapadła decyzja zgodna z moją sugestią tyle, że załadunek następnego dnia o 7:00.
Było to 2go września a w nocy temperatura 3st. a w dzień mimo bezchmurnego nieba jedynie 13st. - zima idzie.

Po porannym załadunku jazda do Sarpsborga i od razu rozładunek - czekali na mnie specjalnie na terminalu. Załadunek ten sam co wcześniej był umówiony a że czasu trochę zostało to pojechałem w kierunku Amotfors - pauza wyszła mi tuż przy granicy N-S w miejscowości Orje.
Następnego dnia załadunek w Amotfors i doładunek w Backhammar i jazda do Goteborga skąd popłynąłem do Kiel.

Z Kiel kierunek południe Europy bo rozładunki we Włoszech.
Pierwszy z nich w piątek koło Affi i pauza 45h w Desenzano Del Garda. W sobotę pogoda piękna więc wybraliśmy się we czterech nad jezioro. Miejscowość piękna, widoki jeszcze lepsze, woda ciepła (dla mnie za ciepła), plaża kamienista, lody przepyszne. Po powrocie do aut umówiliśmy się na następny dzień na powtórkę. Jednakże następnego dnia pogoda była kiepska a i ośmiokilometrowy spacer w sandałach dał mi się we znaki :)
Obrazek

Rozładunki w poniedziałek dwa. Jeden koło Piacenzy w Quattordio a drugi w Pianezza która to jest praktycznie dzielnicą Turynu. Po rozładunku zjazd na najbliższy parking na obwodnicy Turynu i oczekiwanie na dyspozycje załadunku. Przyszły owe dopiero we wtorek - Muzzano Szwajcaria. Pojechałem. Zajeżdżam na firmę a tu mi mówią, że gdybym przyjechał 15 minut wcześniej to by mnie załadowali a tak to trzeba czekać do rana... za bramą. Ulica wąska, parkingu dla dużych brak, toalety nie ma - zająłem 3/4 parkingu dla osobówek i mam w poważaniu.
Trasa do Muzzano.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Rankiem załadunek i zjazd na granicę. Okazało się, że się źle zrozumieliśmy ze spedytorem i musiałem z granicy iść na pieszo 3km celem odebrania dokumentów do odprawy celnej. Po wszystkim polecono mi jechać w kierunku Mediolanu, stanąć gdzieś jak najbliżej niego i czekać. Czekałem do... piątku.
Załadunki były dwa, w Mediolanie i Rho czyli w sumie też w Mediolanie. Paki, paczki, paczuszki czyli rozpiździel na naczepie po całości. Dwa załadunki oddalone od siebie o 30km zajęły mi... 13 godzin - Włochy :)
Pauza w Bolzano i kierunek północ. Z racji tego, że skończył mi się gaz w butli i potrzebowałem zrobić porządne zakupy poprosiłem o przejazd przez Polskę a dokładniej przez Świnoujście. Pauza weekendowa koło Lipska, zakupy w Polsce i mega problemowa wymiana butli - Polska potrafi zaskoczyć, szkoda, że zazwyczaj negatywnie.
Rozładunki w Norwegii miałem aż cztery. Trzy udało się obskoczyć jednego dnia. Na ostatni trafiłem wprawdzie tego samego dnia i nawet ustawiłem się pod rampą ale spędziłem pod nią całą noc bo rozładowano mnie dopiero rano.
Załadunek miałem w Sarpsborgu. Celuloza z przeznaczeniem do Freiburga na południu Niemiec.
Prom z Goteborga do Kiel i orka przez Kassel na południe oraz bardzo duże problemy ze znalezieniem miejsca parkingowego w okolicach Karlsruhe.
Rozładunek bezproblemowy i spokojny oraz błyskawiczna dyspozycja załadunku jeszcze tego samego dnia w miejscowości Willsbach. Następnego dnia dotarłem do Kiel gdzie musiałem się "wypauzować". Spacer po Kiel po raz kolejny zaliczony, falafel także a w niedzielę wjazd na prom.
Po przeprawie jazda do Oslo a tu niespodzianka bo się okazało, że miałem najpierw jechać do Drammen. Na załadunku nikt nic nie mówił, że planowany jest więcej niż jeden załadunek a wyszło, że są aż cztery. Towar tak załadowany, że Drammen musiało być pierwsze. Trudno. Zajeżdżam do Drammen a tam firma zamknięta i nikogo nie ma. Pauza. Rano obskoczyłem trasę Drammen-Hagan-Oslo-Holmestrand czyli wszystkie cztery rozładunki i załadunek w Holmestrand - 24 tony aluminium po czym doładnek w Sarpsborgu i dojazd na prom do Goteborga. Nie ukrywam, że byłem po tym dniu wykończony i na promie po kolacji po prostu padłem na twarz.
Następny dzień to tylko zjazd z promu, pakowanie i zjazd z szefem do domu. Trasa miała być trzytygodniowa a wyszła z różnych względów prawie pięciotygodniowa więc co najmniej dwa tygodnie co w domu.

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Ostatnio zmieniony 30 wrz 2013, 23:20 przez filippo, łącznie zmieniany 1 raz.

Post Wysłano: 30 wrz 2013, 17:58
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 18 cze 2011, 9:39
Posty: 246
Lokalizacja: Warszawa

Jest co czytać. Fajny opis.
Pozdrawiam.


Post Wysłano: 30 wrz 2013, 18:59
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 18 lip 2007, 22:15
Posty: 2820
GG: 772271
Lokalizacja: Pudzików Woj. Łódzkie

mam pytanie kierowca na norwegie tez obowiazkowo musi posiadac paszport bo ja mam tylko sam dowod osobisty i jeszcze nie mialem problemu aby tam wjechac wiec nie wiem czy to moje szczescie czy cos sie niedawno zmienilo w tej kwesti

_________________
Marianex podjedź no do przodu bo Grzeniu kiprował będzie


Post Wysłano: 30 wrz 2013, 22:38
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 29 sty 2007, 15:32
Posty: 129
GG: 8833137
Samochód: eRka
Lokalizacja: Wielgomłyny ERA

Ufffff przebrnąłem :D Świetny opis ;)


Post Wysłano: 30 wrz 2013, 23:26
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 gru 2007, 15:56
Posty: 842
GG: 7415311
Samochód: Mercedes Benz S124
Lokalizacja: Łobez!/Lębork

Cytuj:
mam pytanie kierowca na norwegie tez obowiazkowo musi posiadac paszport bo ja mam tylko sam dowod osobisty i jeszcze nie mialem problemu aby tam wjechac wiec nie wiem czy to moje szczescie czy cos sie niedawno zmienilo w tej kwesti
Niby nie trzeba bo Norwegia "jest w Schengen" ale w tekście chodziło o mojego syna dla którego paszport jest niezbędny w takich podróżach już przy rezerwacji biletu na prom.
Cytuj:
Ufffff przebrnąłem :D Świetny opis ;)
To wróć na chwilę jeszcze bo dołożyłem ostatni opis :)

_________________
Volvo FH13 500 2016; Volvo FH16 6x2 470 1998; LE "Royal"
Mercedes Benz S124 220TE 1993
ex: JELCZ XF 105 SSC 460 2008; MAN TGX 18.440 2008; Volvo FH16 540 4x2 2007; Volvo FH13 480 6x2 2007; Mercedes Benz Actros MPII 2007;


Post Wysłano: 30 wrz 2013, 23:41
Awatar użytkownika

Moderator

Offline

Offline

Moderator

Awatar użytkownika


Rejestracja: 12 lut 2007, 16:06
Posty: 2140
GG: 6845711
Samochód: prawo fotelowiec
Lokalizacja: Gryfino

Przeczytałem może z 1/4 opisu, a może nawet nie i powiem, że kozacko jest jak zawsze, zapowiada się ciekawa lektura do czytania w pracy :)

Miło by było czytać opisy częściej niż co 9 miesięcy, pozdrawiam Filipie :)

_________________
www.flickr.com/marekjastrzebski


Post Wysłano: 01 paź 2013, 8:48
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 29 sty 2007, 15:32
Posty: 129
GG: 8833137
Samochód: eRka
Lokalizacja: Wielgomłyny ERA

Cytuj:
To wróć na chwilę jeszcze bo dołożyłem ostatni opis :)
Wróciłem, przeczytałem i nadal twierdzę, że to kawał dobrej roboty ;) I tak jak Marecki mówi, przydałyby się częstsze opisy.


Post Wysłano: 01 paź 2013, 18:10
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 03 lis 2009, 18:59
Posty: 4071
GG: 1
Samochód: brak
Lokalizacja: Jawor

Jeżeli będziesz jeszcze raz w Salvacie i baaaardzo zależy Ci na tym aby nie wyjeżdżać z naczepą po załadunku tj. w tygodniu ok 22, a w sobotę rano, to najprostszym sposobem jest wypięcie naczepy tuż po podjeździe pod rampę i udanie się ciągnikiem poza bramę(najlepiej z tyłu; 2ga brama) bo tamta ulica jest niby parkingiem Salvata.
Żeby wszystko było cacy w języku angielskim wystarczy zakomunikować to w biurze u dyspozytorów.

Jeżeli ktoś mówi, że tak się nie da to, widocznie włada tylko językiem migowym. :wink:

_________________
1. forowicz Wagi Ciężkiej


Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Strona 26 z 40 [ Posty: 798 ] Przejdź na stronę Poprzednia 124 25 26 27 2840 Następna


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do: