wagaciezka.com - Forum transportu drogowego http://harnas.wagaciezka.com/ |
|
Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa http://harnas.wagaciezka.com/viewtopic.php?t=24283 |
Strona 28 z 40 |
Autor: | Marecki [ 03 lis 2013, 11:48 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Orientacje żeś zmienił ? |
Autor: | PrzemoBTC [ 03 lis 2013, 12:18 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Mówicie o tym zakazie, co był 31 października i 1 listopada? |
Autor: | Daniel_Vos [ 03 lis 2013, 12:22 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: Orientacje żeś zmienił ?
Nie zmienił, zawsze taką miał I jak tam Filip, inwestowałeś w jakieś dywaniki i pokrowce czy na razie odpuściłeś? |
Autor: | Edler [ 03 lis 2013, 13:15 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Twoje relacje to juz osobny dział powinny mieć dostałem relacje z tych silnych wiatrów to podobno był hardkor aleod na z firmy nikt nie ucierpiał, całe sczęscie. Straty u nas to pozrywane paski ktore mocuja plandeke dachu do poprzeczek, szt. 12 |
Autor: | dies_nefastus [ 03 lis 2013, 16:27 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: Mówicie o tym zakazie, co był 31 października i 1 listopada?
Si senior
|
Autor: | Luka [ 03 lis 2013, 17:59 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Moim zdaniem, lepszy opis niż 2 poprzednie. Chyba głównie dlatego, że bardziej szczegółowy, bo pisany na bieżąco. Pozdrawiam |
Autor: | szmitz [ 03 lis 2013, 21:56 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Genialny opis zawsze tworzysz kolego Szerokości i powodzenia w nowym m-c. |
Autor: | filippo [ 03 lis 2013, 22:43 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: Cytuj: Orientacje żeś zmienił ?
Nie zmienił, zawsze taką miał I jak tam Filip, inwestowałeś w jakieś dywaniki i pokrowce czy na razie odpuściłeś? Cytuj: Nie, nie, ogólnie zdjęć aut z firmy.
Nie posiadam. Poza tym oba pozostałe idą na sprzedaż bo przechodzimy w całości na TGX'y więc jak te nowe będą to coś wrzucę przy okazji.
|
Autor: | Yari [ 04 lis 2013, 15:29 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Możesz pokazać, albo podać jakiś link jak wygląda ten adapter? |
Autor: | filippo [ 04 lis 2013, 17:37 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: Możesz pokazać, albo podać jakiś link jak wygląda ten adapter?
Kupiłem ten - klikCzekam jutro na listonosza. |
Autor: | PrzemoBTC [ 05 lis 2013, 11:50 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: Cytuj: Mówicie o tym zakazie, co był 31 października i 1 listopada?
Si senior |
Autor: | dies_nefastus [ 06 lis 2013, 0:02 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj:
Robiłem krótką pauzę na Zweidorferze koło 19. Słyszałeś o akcji "pół dupy Maszońskiego na drodze"? Ładny tam cyrk był, żeby wyjechać.
Sory Filip za Ot, ale odpiszę tu @Przemo, ja nie pchałem się na pompę w stronę kraju, bo tam nawet chińczyk z wciągniętym brzuchem by nie przeszedł. Zawróciłem na 53 zjeździe i ustawiłem się po przeciwnej stronie. Tam miejsca było do wyboru. Nadłożyłem z 10km, ale nie pociłem się na myśl "Gdzie i jak zaparkować". O Maszońskim nie słyszałem. No ale żeby nei robić OT. @Filip pamiętam jak pytałeś mnie o AUX w tym patefonie. Nie wiedziałem, że na rynku są takie adaptery. Szkoda, że nie wiedziałem o tym jak jeździłem TGXem, bym zaoszczędził na płytach CD, które nagrywałem. Ciekawe rozwiązanie. Masz pomysł jak wyprowadzić kabel na zewnątrz bez zbytniego niszczenia plastików na kokpicie? W TGA nie ma problemu przebić się przez jakąś zaślepkę lub kieszeń DIN, ale w TGX jest chyba trudniej... |
Autor: | filippo [ 06 lis 2013, 12:16 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: No ale żeby nei robić OT.
No jak? Byłem przekonany, że to Ty mi podesłałeś link do tematu na forum w którym ktoś właśnie wrzucił link do Bartexu. Jeszcze dokładnie nie wiem jak to zrobię bo nie mam go i nie wiem jak wygląda. Wstępnie myślałem, żeby go trochę stuningować tzn: tam gdzieś pod kokpitem podłączyć do niego kabel na którego końcu będzie wejście jack (takie z gwintem żeby zamontować je w którejś zaślepce pod panelem od klimatyzacji) i tylko to wystawić na zewnątrz i podłączać mp3.@Filip pamiętam jak pytałeś mnie o AUX w tym patefonie. Nie wiedziałem, że na rynku są takie adaptery. Szkoda, że nie wiedziałem o tym jak jeździłem TGXem, bym zaoszczędził na płytach CD, które nagrywałem. Ciekawe rozwiązanie. Masz pomysł jak wyprowadzić kabel na zewnątrz bez zbytniego niszczenia plastików na kokpicie? W TGA nie ma problemu przebić się przez jakąś zaślepkę lub kieszeń DIN, ale w TGX jest chyba trudniej... Z płytami to męka jest bo co chwila trzeba zmieniać i po kilkunastu odtworzeniach (a bardziej od składowania) zaczynają się ciachać, przerywać itd. dlatego kupowałem te transmitery ale to jest niestety mega dziadostwo a w takich Włoszech nie da rady słuchać bo tam praktycznie wszystkie częstotliwości zajmują śpiewające eunuchy. Mam w cholerę muzyki na kompie a przy tym można nawet jego podłączyć w czasie jazdy. Poza tym wszystkim przyda się to do oglądania filmów na pauzach. Jak go zrobię jak należy to pokażę efekt, no i oczywiście napiszę jak to w ogóle działa. |
Autor: | Pazdz [ 06 lis 2013, 13:33 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
g****, a nie tiry macie. To już nawet w mojej ogórzastej Premiumce są Bluetooth, AUX i USB. |
Autor: | filippo [ 06 lis 2013, 20:30 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: g****, a nie tiry macie. To już nawet w mojej ogórzastej Premiumce są Bluetooth, AUX i USB.
No od Ciebie lepiej to ma chyba tylko Iwonka a Karol na bank ma w Jelczu Auxa i USB.
|
Autor: | SIOJU [ 07 lis 2013, 22:55 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Na tym zdjęciu Neoplana radio jest takie jak TGA. Rozumiem, że w TGA też będzie chodziło? |
Autor: | filippo [ 09 lis 2013, 18:47 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: Na tym zdjęciu Neoplana radio jest takie jak TGA. Rozumiem, że w TGA też będzie chodziło?
Zadzwoń i się upewnij bo 150zl na ulicynie leży. Mamy w firmie TGA z 2004r i na 100% nie bedzie pasowało bo ma starą deskę rozdzielczą.Wyjechałem w trasę w środę w nocy a listonosz przyniósł paczkę w czwartek rano:-( |
Autor: | filippo [ 27 lis 2013, 21:27 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Adapter nie działa z moim radiem. Producent polecił kontakt z serwisem MAN w celu uzyskania informacji o tym jak odblokować w radiu funkcję wejścia audio albo zakup radia 2DIN (najtańsze za 699zł) - poczucie humoru ma. Jestem na promie a jutro podmiana i zjazd do domu. Opis gotowy ale dopiero jak będę w domu to wrzucę razem ze zdjęciami. Stay Tuned |
Autor: | filippo [ 30 lis 2013, 10:26 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Kolejny wyjazd nastąpił, z przyczyn ode mnie niezależnych trochę wcześniej niż było przewidziane, przez co nie zdążyłem się nacieszyć "wolnością". Ale taka specyfika pracy i niewiele na to można poradzić. Do auta na podmianę miałem jechać sam przez co musiałem dobrze wszystko rozplanować, żeby rozłożyć odpowiednio siły i mieć ich wystarczająco dużo na jazdę po zmianie. W firmie stawiłem się wieczorem, zabrałem z biura wszystko co niezbędne, przepakowałem się do osobówki i ruszyłem spokojnie do Kilonii w Niemczech. Pierwszy przystanek i drzemka to okolice Goleniowa a potem krótki przystanek na granicy celem zakupu dewiz i wjazd do Niemiec. Na samej granicy tradycyjnie na poboczu patrol niemieckich celników, którzy to tym razem postanowili sprawdzić czymże to tak obładowane jest auto które prowadzę bo ruszyli za mną, gdy ich minąłem. Dogonili, wyprzedzili i wyświetlili "bitte folgen". Po zatrzymaniu na pierwszym zjeździe poprosili od dokumenty moje i auta, spytali dokąd jadę, zajrzeli do bagażnika po czym jeden z nich stwierdził, że pewnie jestem kierowcą ciężarówki a gdy potwierdziłem przyznał, że poznał po butli gazowej z palnikiem:) Na chwilę wrócili do swego auta pewnie celem sprawdzenia czy nie figuruję w ich statystykach, po czym oddali dokumenty i pozwolili jechać dalej. Kolejny przystanek na drzemkę to okolice Stralsundu a po niej już finał w Kilonii. Na miejscu musiałem jeszcze chwilę poczekać na szefa (bo on jeździł autem przez ten tydzień) bo na prom wjeżdżał jako pierwszy więc siłą rzeczy zjeżdżał jako jeden z ostatnich. Gdy na niego czekałem podeszła do mnie Pani z obsługi portu pytając dlaczego tu stoję i na co czekam - gdy już zaspokoiłem jej ciekawość czy też służbowy obowiązek poinformowała mnie, że musimy podmianę przeprowadzić najszybciej jak się da. Robiliśmy je tu nie raz i nigdy nie stanowiło to najmniejszego problemu. Pani owa była chyba nowa, bo pływam z/do Kiel bardzo często a widziałem ją po raz pierwszy, przez co chyba lekko nadgorliwa. Przepakowaliśmy się naprawdę bez zbędnego ociągania a ona odwiedziła nas jeszcze dwukrotnie. Po wstępnym ułożeniu rzeczy ruszyłem celem zrobienia odprawy celnej na terminalu po przeciwnej stronie portowej zatoki. Dokumenty w spedycji otrzymałem natychmiast po przyjściu bo czekały już gotowe ale wizyta u niemieckich celników trochę się przedłużyła gdyż trafiłem akurat na świeżaka którego szkolił doświadczony kolega. Nauka trwała prawie 10 minut ale przebiegła bezproblemowo. Po wszystkim mogłem ruszać na pierwszy rozładunek z dwóch zaplanowanych. Miał on nastąpić w miejscowości Hettestedt w Niemczech. Trasa przebiegała stosunkowo bezproblemowo choć zdarzały się chwilowe spowolnienia (krzyżówka A7 z A2 i kilka krótkich na A2). W Hettested zameldowałem się równiutko o 18:00, więc łatwo się domyślić, ze rozładunek tego dnia nie był już możliwy. Łudziłem się jednak, ale portier szybko rozwiał moje nadzieje. Co ciekawe gdy zajechałem pod wskazany adres nigdzie nie znalazłem śladu po nazwie firmy dla której miałem ładunek. Zakład, jak się okazało to spora blachownia która nazywała się MKM ale na swoim terenie miała właśnie firmę której szukałem. Kolejna ciekawostka to taka, że na parkingu z czekających na załadunek około 15 aut większość była z Polski. Pobudka o 6 rano i najpierw wjazd na wagę, wypisanie przepustki, mapa i szukanie po zakładzie. Gdy już firmę znalazłem okazało się, że jest to duża profesjonalna ślusarnia (firma zajmująca się wszelkiego rodzaju obróbką twardych metali). Mimo, że miałem ich towar załadowany z tyłu naczepy musiałem rozpiąć bok gdyż inaczej nie dałoby się go rozładować - były to dwa spore tłoki z jakiegoś siłownika, prasy czy silnika które w owej firmie miały zostać zregenerowane. Po rozładunku chwila pogawędki z miłym szefem firmy i jazda dalej do oddalonego od Hettestedt o 50km Halle. Dojazd bezproblemowy mimo dwóch objazdów po drodze. Nigdy jeszcze nie byłem w Halle mimo, że dziesiątki razy przejeżdżałem niedaleko A14 czy A9 i powiem szczerze, że miasto zrobiło na mnie dość pozytywne wrażenie. Dawniej leżało na terenie komunistycznych Niemiec (DDR) co było ewidentnie widać wjeżdżając od strony Lutherstadt, bo przedmieścia to po prostu setki bloków z wielkiej płyty które znamy praktycznie z każdego miasta w Polsce. Gdy zaś wjechało się do miasta zobaczyłem naprawdę ładne budynki secesyjne i starsze, kamienice, domki czy wręcz gmachy pośród których zdążyły powyrastać już także nowoczesne budowle. Warto się przyjrzeć historii tego miasta. Rozładunek szybki i bezproblemowy w firmie produkującej profesjonalne farby drukarskie i inne (przywiozłem dla nich dwutlenek tytanu) po czym szybka informacja o całościowym załadunku w miejscowości Wolfhagen k. Kassel z zastrzeżeniem, że ładunek musi być koniecznie o godzinie 7:00 w poniedziałek w Sarpsborgu. Szybko przeliczyłem wszystkie składowe łącznie z tą, że dobrze byłoby zrobić przed rozładunkiem 24 godzinną pauzę i wyszło, że powinienem dać radę. Ruszyłem w kierunku Kassel drogą A38 którą, też jeszcze w życiu nie jechałem. Na miejscu byłem około godziny 13:00 i od razu przystąpiono do załadunku - 15500kg aluminiowych profili ładowanych przez dach. Załadunek trwał dość długo bo wymagał sporej precyzji a także transportowania z dwóch hal. Po wszystkim dokładnie wszystko pospinałem pasami i ruszyłem na północ. Nie było już szans żebym zdążył na prom z Kilonii więc poprosiłem o rezerwację z Travemunde na godzinę 22:00, z opcją na 1:00. Niestety gdzieś się chyba pomyliłem w swoich rachunkach a i jazda A7 nie szła bezproblemowo bo okazało się, że jednak zabraknie mi czasu by do Travemunde w ogóle dojechać tego dnia (zabrakło ok 20 minut). W związku z powyższym w Travemunde zameldowałem się w sobotni ranek około 7:30 i miałem popłynąć do Trelleborga o godzinie 10:00. Tak też się stało. Na terminalu o tej porze był taki kocioł, że musiałem go objechać trzy razy dookoła zanim znalazłem jakieś miejsce żeby stanąć choć na chwilę by skoczyć tylko po bilet. Słabo mi się uśmiechają rejsy w ciągu dnia bo później trzeba w nocy jechać, ale co zrobić jak nic innego się nie da zrobić. Na prom wjechałem dość szybko bo nie było nań zbyt dużo aut. Po śniadaniu prysznic i na kojo, żeby przygotować organizm na nocną jazdę - co okazało się później naprawdę zbawienne. Rejs przebiegał zupełnie normalnie. Planowe przybicie do portu w Trellborgu to godzina 19:00, więc na spokojnie około 17:45 zszedłem na obiado-kolację po czym wróciłem do kabiny, żeby się spakować a przed 19:00 czekałem już na sygnał do zejścia na pokład samochodowy. Poczekałem na to zejście jeszcze prawie 5 godzin. Okazało się, że w Trelleborgu panują tego dnia dość specyficzne warunki atmosferyczne, uniemożliwiające bezpieczne wejście do portu, przez co pływaliśmy w kółko przez cztery godziny zanim pogoda się lekko uspokoiła i zwolniło się miejsce po innym promie. Tydzień wcześniej jeden z promów TTLine wbił się w nabrzeże a inny zerwał z cum i uderzył w zaparkowany obok więc byli chyba ostrożni i nie mogli pozwolić sobie na kolejne straty. Z promu zjechałem tuż po północy. Po drodze zatrzymałem się na chwilę w Helsingborgu Na granicy w Svinesund'zie byłem tuż przed 8 rano. Dokumenty były gotowe, kolejek żadnych więc szybko wszystko poszło - ale za szybko być nie może więc latareczka w ruch, czerwone światło i kontrola celna włącznie z rentgenem. Trochę śmieszna sytuacja bo jakiś czas temu kontrolował mnie ten sam celnik więc gdy tym razem mnie zobaczył wywiązała się taka oto rozmowa: Celnik: Oo to znowu Ty. Ja: No właśnie. C: Przypomnij mi czy pamiętam Cię z dobrej strony czy nie? J: Mam nadzieję, że tylko z dobrej. Po wdrapaniu się po schodkach do auta powiedział jeszcze: C: O tak, pamiętam tę czystą kabinę. Nie ukrywam, że połechtał tym moje ego. Nie dziwię się jego reakcji bo bardziej niż pewne jest, że meliny na kółkach widuje zdecydowanie częściej. Dalej to już tradycyjne pytania o wódkę i papierosy więc pokazałem % które miałem, prześwietlili mi auto i pojechałem dalej. Na terminalu naszej spedycji poranny niedzielny spokój i nawet udało się znaleźć miejsce do zaparkowania. Zjadłem śniadanie i cóż dalej począć z tak pięknie rozpoczętym dniem - położyłem się spać i spałem do 16:00 Później dobry film, dobre jedzenie i znów spać. Rankiem szybki rozładunek na terminalu i od razu dyspozycja pierwszego załadunku w pobliskim Fredrikstad (7ldm dwutlenku tytanu) z przeznaczeniem do Niemiec i powrót na doładunek na terminal. Załadunek szybko i sprawnie - nie spinałem go, bo nie wiedziałem jeszcze co będę doładowywał a pewny byłem, że będę miał czas na zabezpieczenie w Sarpsborgu. Nie myliłem się, bo część towaru który miałem dostać była jeszcze gdzieś w drodze. Gotowy do drogi byłem po około 4 godzinach oczekiwania i doładowaniu trzech różnych ładunków (szminki o smaku coli, flaków do kiełbas i dwóch drewnianych skrzyń z nieznaną mi zawartością. Cały ładunek przeznaczony do Niemiec ale aż pięć miejsc rozładunku. Po wszystkim jazda na prom. W Goteborgu byłem około 17:00 i zaraz po odebraniu biletu i wjechaniu na terminal wjechałem również na prom. Pogoda na morzu cały czas niespokojna przez co prom do Kiel przypłynął z prawie dwugodzinnym opóźnieniem. Po zjechaniu z promu znów wizyta po drugiej stronie kanału portowego celem odprawy dokumentów. Pierwszy rozładunek to miejscowość Langenfeld k. Dusseldorfu gdzie zajechałem równiutko o 22:00 bo nie był to specjalnie dobry dzień jeśli chodzi o jazdę gdyż co chwila natykałem się na jakieś problemy. Najpierw spory korek przez zamkniętą całkowicie A1 na odcinku Bremen-Gross Ippener z powodu jakiegoś wypadku a także korek na początkowym odcinku zastępczego objazdu a później co chwila zmulone Zagłębie Ruhry. Dość dziwne miejsce rozładunku bo niby jakaś hurtownia kosmetyków ale na cmr adres innej firmy. Zaparkowałem auto na ulicy obok i położyłem się spać. Następnego dnia wstałem przed siódmą i poszedłem się rozejrzeć za firmą - obszedłem cały teren podanego adresu i dopiero wracając do auta zauważyłem na drzwiach malutką tabliczkę z nazwą odbiorcy. Znalezione ale wygląda, że od 7:00 to na pewno nikt tu nie pracuje. Poszedłem więc pod drugi adres podany w dokumentach bo okazało się, że jest to tylko jakieś 500 metrów dalej. Tam też niestety nikogo o tej porze nie zastałem. Wróciłem więc do auta i spokojnie zjadłem śniadanie. Po nim poszedłem jeszcze raz pod pierwszy adres gdzie, na szczęście, zastałem już pracujących w niej ludzi. Polecono wjechać na podwóreczko tyłem i dość sprawnie rozładowano sześć przeznaczonych dla nich palet. Następny rozładunek to skrzyneczka 50x50x20cm o wadze 15kg przeznaczona do miejscowości Frankenberg gdzie dojazd to spory odcinek "landówką". Następny rozładunek tego dnia to te 7ldm dwutlenku tytanu w miejscowość Niedernhausen k. Mannheim. Na miejscu byłem równiutko o 15:00 - na bramie wskazano mi kierunek na miejsce rozładunku. Gdy już zaparkowałem zadzwonił do mnie mój spedytor prowadzący z zapytaniem o to kiedy będę tam gdzie właśnie przyjechałem bo oczekują tego towaru Nikogo w pobliżu nie było więc poszedłem szukać jakiegoś chętnego do rozładowania mnie. Znalazłem jakieś biuro i zblazowanego wąsacza który od progu oświadczył, że jestem za późno bo magazyn pracuje tylko do 14:00 (choć firma ogólnie do 16:00). Ja odpowiedziałem jedynie, że nie jestem za późno czym go pospolicie [wycenzurowano] więc od razu złapał za telefon i zaczął się komuś na mnie skarżyć, że bezczelnie twierdzę, że się nie spóźniłem. Po telefonie spedycji miałem pełną świadomość, że choćby się wąsacz zesrał to i tak będzie mnie musiał rozładować Chyba się faktycznie z żalu zesrał bo przysłał jakiegoś młodszego, żeby mnie rozładował - poszło mu szybko i sprawnie ale na koniec nie odpuścił sobie by po raz kolejny powiedzieć, że następnym razem muszę być do 14:00 - uśmiechnąłem się tylko ironicznie bo to nie ja kazałem im mnie rozładowywać a ich szefowie. Co ciekawe cmr'kę otrzymałem z powrotem nie tylko podpisaną w wymaganym miejscu ale całą ostemplowaną czerwoną pieczątką mówiącą o tym, że magazyn pracuje do godziny 14:00. Po tych fochach ruszyłem na przedostatni rozładunek do Aglasterhausen k. Sinsheim gdzie miałem rozładować flaki do kiełbas. Na miejscu byłem o 18:00 i w biurze zastałem samego szefa firmy który oznajmił, że oczywiście już dziś nie ma szans na rozładunek ale wskazał mi miejsce do zaparkowania i poinformował o której mam się zjawić rano. Zaparkowałem auto i poszedłem sobie na małe zakupy do pobliskiego marketu. Następnego dnia rano rozładunek w trakcie którego okazało się, że w firmie owej pracują polki w dodatku pochodzące z miejscowości oddalonej od mojego rodzinnego Łobza zaledwie o jakieś 40km. Po krótkiej pogawędce jazda na ostatni rozładunek do malutkiej miejscowości Wiggensbach k. Memmingen. Po drodze, niejako na własne życzenie wkopałem się w kontrolę Polizei. Jechałem dość spokojnie, aż tu nagle zwężka bo rowy sprzątali, a jak się skończyła to przede mną lora z nowymi Audi, wspina się pod górę jadąc 40km/h, to ja ją ciach, bo leciałem 80km/h (tyle w zwężce można było). Wyprzedzam a tu przed lawetą jedzie bus Polizei i ma wyświetlone "Bitte Folgen" i w oddali widzę zakaz wyprzedzania, więc wjechałem przed nich i jadę już spokojnie za kolejnym maruderem. Polizei wyprzedza mnie i już dla mnie "Bitte Folgen" mruga na tylnej szybie Mercedesa Vito. Ściągnęli więc nas obu (lorę też) na parking a tam cały komitet powitalny - inne policmajstry i BAG i celnicy i na nawet strażacy się pojawili później. Najpierw oczywiście gadka o wyprzedzaniu a potem kontrola wszystkich dokumentów, ładunku i sczytanie laptopem mojego tachografu. Po analizie polizmajster wraca a oddając dokumenty i mówi, że tacho w porządku i następnym razem lepiej patrzeć na znaki a w sumie to oni faktycznie bardzo wolno jechali z tą lorą i nikt poza nimi nie widział, że ich "łyknąłem" z rozpędu więc mogę jechać i "gute fahrt" - nie ma to jak uniknąć mandatu Dalej już jakoś tak lekko spokojniej. Niedaleko celu bo jakieś 20km przed, Auto Mapa się nie popisała i choć wybrała drogę bez ograniczeń dla ciężarówek to nie chciałbym za nic znaleźć się na jednym z wybranych odcinków zimą. Rozładunek przez jakiegoś dziwnie sflaczałego magazyniera który nic nie wiedział (co za ładunek, po co, gdzie postawić, kto ma papiery podpisać a nawet czy może mnie wpuścić do toalety (sic!) Dzień wcześniej wiedziałem, że mam już umówiony załadunek w miejscowości Donauworth więc od razu po rozładunku ostatniego miejsca tam właśnie ruszyłem. Na miejscu byłem o 17:00 i jak nie trudno się domyślić o tej porze o załadunku można było jedynie pomarzyć. Miejsca do zaparkowania nie było ale zaraz obok znajdowała się spora betoniarnia gdzie udało mi się zaparkować w miejscu w którym na pewno nikomu nie będę przeszkadzał - poszedłem oczywiście spytać do biura czy mogę tu zostać na noc - szef betoniarni zgodził się bez problemu. Rankiem okazało się, że do załadunku ustawił się ktoś przede mną - Niemiec który na pewno był tu już wcześniej i wiedział gdzie trzeba się do załadunku stanąć by być pierwszym - piach mu w tryby. Załadunek w Donauworth: Po załadunku od razu jazda na północ. Już wieczorem poprzedniego dnia sprawdziłem sobie odległości do portów z których mógłbym ewentualnie popłynąć w piątek do Szwecji - Kilonia odpadła od razu bo nie byłbym w stanie zdążyć na 18:45, Travemunde odpadło bo było najdalej a biorąc pod uwagę piątkowe popołudnie i konieczność jazdy przez prawie zawsze zakorkowane Zagłębie Ruhry, A1 w okolicy Bremen i dalej do Hamburga była nikła szansa by tam dojechać nawet w 10 godzin. Został więc Rostock czyli z Donauworth "bundeską" dwójką do Norymbergi i dalej prościutko na północ przez Berlin. Udało się pięknie, z w porę ominiętym korkiem na skrzyżowaniu A6 i A9. W nieco ponad 9 godzin zdążyłem na prom o 23:00. Zjazd z promu o 6 rano więc zawijka na terminal i dokręcenie pauzy. Po pauzie wystartowałem około 10:00 i już o 17:15 zacząłem pauzę weekendową w Sarpsborgu. Czekał już na mnie nowozatrudniony kolega z firmy któremu sporo różnych rzeczy musiałem wytłumaczyć i wyjaśnić. Niedziela spokojna i senna choć pogoda wyjątkowo piękna jak na tę porę roku w Norwegii bo bezchmurne niebo i prawie 15st. ciepła - co ciekawe w Niemczech miejscami były 2st i popadywał śnieg. W poniedziałek musiałem zaprowadzić auto do serwisu naszej spedycji celem montażu lokalizatora GPS, po czym pojechałem na rozładunek. Niestety w firmie zastałem tylko budowlańców stawiających jakąś halę ale nie robili przeszkód i pozwolili wjechać i zostać na noc. Rano lało jak z cebra przez co plac po kostki w błocie - firma dopiero co postawiła swoją siedzibę i jeszcze nie skończyła inwestycji. Trochę problemów miałem z podstawieniem się pod prowizoryczną rampę po której miały być wyciągnięte z mojej naczepy owe przyczepki z agregatami. Problem polegał na tym, że cały błotisty plac zastawiony był różnego rodzaju sprzętem budowlanym (zagęszczarki, małe walce, glebogryzarki agregaty itp) przez co utrudnione było manewrowanie a dodatkowo przez padający (choć to zbyt delikatne słowo bo cały czas po prostu lało) deszcz mało widziałem w lusterkach. Pracownicy firmy stali sobie na hali i przez szybki drzwi obserwowali co robię ale żaden z nich nie pomyślał, żeby wyjść i choć trochę pomóc. Na szczęście zlitował się nade mną jeden z budowlańców - jak się okazało polak, który stanął z tyłu i pokazał w którą stronę manewrować by stanąć równo do prowizorycznej rampy. Oni mi nie pomogli więc i ja po rozpięciu pasów nawet palcem nie ruszyłem by pomóc w rozładunku. Po wszystkim ruszyłem od razu na kolejny załadunek do oddalonego o około 100km Holmestrand gdzie czekały na mnie 23 tony aluminiowej blachy z przeznaczeniem do Szwajcarii. Na miejscu byłem dość szybko bo o dziwo przejazd przez Oslo w kierunku Drammen przebiegł bez zbędnych przestojów mimo wczesnej pory dnia. W Holmestrand musiałem chwilę zaczekać na załadunek bo przyjechałem dokładnie w momencie gdy firma zaczęła przerwę śniadaniową. Tuż po niej wjechałem na firmę i jeszcze chwilę oczekiwałem na wjazd na halę załadunkową - czas ten wykorzystałem na przygotowanie naczepy czyli rozpięcie boków, zdjęcie desek i pozamiatanie podłogi. Załadowano mi siedem palet z których każda ważyła ponad 3tony przez co na każdą z nich założyć musiałem po dwa pasy a jako, że pierwsza z nich została wsadzona około metra od ściany to na nią założyłem aż cztery pasy. Nie ukrywam, że czynność ta do łatwych i przyjemnych nie należy bo na owej hali załadunkowej panują dość kiepskie warunki - jest ciepło, jeżdżą po niej co najmniej dwie duże sztaplarki spalinowe a przy zamkniętych drzwiach i braku przewiewu naprawdę ciężko jest oddychać a do tego wszystkiego ładować należy oczywiście w odpowiednim uniformie - długa bluza a najlepiej kurtka, kamizelka odblaskowa, długie spodnie, buty ochronne i kask - wszystko to sprawiło, że po załadunku byłem spocony jak kot a delikatnie zmęczony bo musiałem się spieszyć. Po wszystkim od razu ogień na tłoki w kierunku Horten na prom do Moss a potem do Sarpsborga po dokumenty celne, dalej na granicę i do Goteborga na prom do Kiel. Ładunek ciężki więc rozpęd niczym lokomotywa, w Horten kolejka do promu na 45 minut czekania, w biurze papiery nie gotowe, na granicy brak miejsc do parkowania i kolejka do celników - wszystko to sprawiło, że na prom w Goteborga zdążyłem naprawdę w ostatniej chwili. Prom planowo odbija o 18:45. Nastawę prom/kolej w tachografie ustawiłem dokładnie o 18:40 ale najważniejsze, że zdążyłem. Prom przybił tym razem bez opóźnień, żadnych odpraw w Kiel nie musiałem robić więc od razu wyjazd na autostradę i kierunek południe. Jako, że ładunek ciężki więc trasa nie przez Kassel a z Hamburga na Dortmund, dalej do Frankfurtu i dopiero na Szwajcarię. Tego dnia udało się dojechać w okolice Darmstadt - nie szło jakoś specjalnie źle ale za dobrze też nie bo złapałem dwa korki - jeden na krzyżówce A1 z A45 (po prostu duże natężenie ruchu) i zablokowana na około 20 minut A45 przez wypadek. Następnego dnia ruszyłem około tuż przed siódmą rano. Do granicy dojechałem około 10:45 - spory korek ale ja na szczęście miałem dokument T1 na ładunek więc bez kolejki na bramki tranzytowe. W Basel chwilowy postój celem odprawienia owej T1 i o 14:00 zameldowałem się na rozładunku w miejscowości Forel k. Lozanny - oficjalnie obalam mit o tym, że "aluminium nie pomalujesz" bo przywiozłem je właśnie do firmy która w tej czynności się specjalizuje - tnie na mniejsze kawałki, maluje i robi z nich np. żaluzje. Załadunek szybki i bezproblemowy bo towar był oczekiwany. Przede mną stał w oczekiwaniu na załadunek kolega z okolic Poznania który gdy zobaczył, że mną się zajęto szybciej przyszedł pogadać. Okazało się, że dzień wcześniej zaliczył jakąś stłuczkę w okolicy Bern i spędził prawie 24h na policyjnym parkingu gdzie składał wyjaśnienia jego okoliczności. Dość nieciekawa opowieść - nie zazdroszczę. Będąc na odprawie w Basel otrzymałem od razu dyspozycję dwóch kolejnych załadunków, gdzie oczywiście udałem się zaraz po rozładowaniu aluminium. Pierwsze miejsce to fabryka folii przemysłowych i budowlanych itp, w miejscowości Dudingen oddalonej od Forel o zaledwie 70km. Mimo, że gdy tam dojechałem było tuż przed 16:00 dało mi się zastać w magazynie ludzi chętnych do tego by mnie załadować - na szczęście były to tylko cztery palety. Następny załadunek to miejscowość Thun czyli kolejne 70km dalej - niestety tam nie zastałem już nikogo kto byłby w stanie mnie załadować. W drodze dojazdowej byłem świadkiem kolizji. Wjeżdżając na rondo oczywiście obserwuję co się wkoło niego dzieje czego na pewno nie zrobiła jedna z kierujących dojeżdżając do niego przez co dość konkretnie wjechała w tył auta które przepuszczało mnie na rondzie - co zrobić. Następnego dnia już o 7:30 byłem w drodze do Basel gdzie miałem odprawić swój ładunek. Po odprawie na granicę i do oddalonej od niej o 18km miejscowości Lorrach na kolejny, trzeci już załadunek. Na miejscu dwóch miłych jegomości którzy szybko i sprawnie załadowali mnie jakąś chemią w workach. Kolejny załadunek to miejscowość Schwaikheim i jedna paleta części do tunningu Porsche Piątek popołudnie to w Niemczech koszmar jeśli chodzi o jazdę jakimikolwiek strategicznymi połączeniami głównych autostrad, obwodnic dużych miast czy choćby przelotówek - wszędzie mniejsze i większe korki. Korek w Karlsruhe, korek w Ludwigsburgu, korek na landówce przed Schwaikheim, korek na powrocie na autostradę, korek koło Wilsbach, korek koło Heilbronu, korek koło Sinsheim. Przyczyna korka w Karlsruhe: Ilebyś pod maską nie miał korka nie przelecisz W pewnym momencie zmuszony byłem stanąć na poboczu celem zrobienia pauzy - wybrałem, mimo wszystko, dość dogodne miejsce bo szerokie pobocze pomiędzy zjazdem z autostrady a wyjazdem na nią - po około 30 minutach postoju przyjechał patrol Polizei i w dość ostrych słowach przepędził mnie stamtąd. Zagrożenie było minimalne z mojej strony a ruchu nie wstrzymywałem absolutnie wcale ale co zrobić. Nic na władze nie poradzę. Czas przekroczony o osiem minut bo szczęśliwie korek zelżał i udało się znaleźć miejsce na którymś z kolejnych parkingów. Przez te przestoje nie udało się dojechać na ostatnie miejsce załadunku czyli Frankfurt. Dojechałem jedynie jakieś 60km od celu. Następnego dnia rano miałem być ładowany równiutko o 8:00 więc ruszyłem z parkingu chwilę po 7:00. Adres podany w dyspozycji wskazywał na miasto ale zostałem o tym uprzedzony bo sam to sprawdziłem. Niestety nawigacja nie pokazała, że podany adres to kilkudziesięciopiętrowy wieżowiec prawie w centrum Frankfurtu - okazało się, że zamawiający transport jako adres załadunku podał siedzibę frankfurckiego centrum wystawowego i nie był to jedyny problem z tym załadunkiem. Zaparkowałem pod owym wieżowcem, włączyłem światła awaryjne i poszedłem szukać igły w stogu siana. Nie byłem także w swych poszukiwaniach sam bo przede mną stał już zestaw pewnej walijskiej firmy którego kierowca też był na poszukiwaniach. Jakieś 300 metrów od auta znalazłem wejście na targi dla obsługi - bardzo miły starszy Pan z recepcji wyjaśnił gdzie dokładnie powinienem jechać by móc załadować to po co przyjechałem - dał mi mapę ale, że była nie dość dobra to dostałem do niej jeszcze osobiste wytyczne. Po powrocie do auta zawrotka na najbliższym skrzyżowaniu (walijczyk szybko za mną) i jazda wg. itinerera od recepcjonisty Fota z Dubaju jak to stwierdził jeden z kolegów:) Na bramie wjazdowej wskazano mi halę numer 3 - odnalazłem ją bez zbędnych problemów ale w owej hali żywej duszy więc telefon do spedytora. Ten odpowiedział jedynie, że spróbuje się skontaktować z osobą która zlecała załadunek - po chwili dostaję sms z numerem jego telefonu - niestety nikt się nie zgłasza a po rozmowie z napotkanym ochroniarzem udaję się do tzw. Messe Cargo. Tam okazuje się, że jest jakiś ładunek przeznaczony na Norwegię i firma zlecająca się zgadza, tyle, że podane miałem że mam zabrać jedną paczkę o wymiarach 2mx1,1 a paczek jest aż pięć i każda innych wymiarów. Gdzie tu zmieścić jeszcze pięć paczek? Po którejś próbie kontaktu zgłasza się zlecający informując, że jest w drodze do mnie. Po przybyciu owego zlecającego, którym okazał się naprawdę konkretnie skacowany anglik, zostaję poinformowany, że muszę zabrać wszystkie paczki albo żadnej. Zasadniczo nie mam tyle miejsca na naczepie ale część ładunku jest dość niska więc może uda się jakoś upchnąć. Anglik zaraz gdzieś znika a ja czekam na swoją kolej bo pierwszy do załadunku jest ów walijski kierowca którego ładunek znaleziono bez zbędnych ceregieli. Kolega z Walii okazuje się całkiem w porządku gościem więc pomagam mu trochę w zabezpieczaniu jego ładunku przy okazji rozmawiając. Ciekawą naczepę ciąga ów, podobno ponad dwudziestoletnią. Udaje się jakoś załadować wszystko co było dla mnie przeznaczone więc ruszam na północ. Jestem już pewny, że nie zdążę na prom z Kiel do Goteborga więc proszę spedytora o zmianę na Travemunde-Trelleborg. W Travemunde jestem o 19:30, odbieram bilet i czekam na wjazd. Po wjechaniu szybka kolacja, upragniony prysznic i do łóżka. Pobudka zrywa mnie z głębokiego snu ale daję sobie jeszcze chwilę przez co śniadanie jem już w aucie. Okazuje się, że przybiliśmy nie do tego nabrzeża które było zaplanowane, przez co nie ma możliwości zjechania z górnego pokładu po portowej rampie i musimy wszyscy cofać i zjeżdżać rampą wewnętrzną promu na niższy pokład i dopiero na ląd. Na granicy norweskiej melduję się o 14:30 i niestety znów mam problem z przekroczeniem granicy z ładunkiem który jedzie na karnecie ATA - nie wiem w czym jest rzecz ale celnicy wymyślają ciągle jakieś bzdury a sama procedura wydaje się nadzwyczaj prosta. Problem jest na tyle poważny, że mimo niedzielnego popołudnia na granicę zmuszony jest przyjechać mój spedytor prowadzący. Czekam na niego około 1,5 godziny po czym razem idziemy do celników celem wyjaśnienia w czym jest problem - trafiamy na innego niż ten który obsługiwał mnie wcześniej a ten nie widzi specjalnych przeszkód choć na pewno wyjaśnienia spedytora są pomocne. Po wszystkim zjeżdżam na bazę spedycji i pauza 24h. Pauza kończyła mi się około godziny 17:30 więc bez sensu było ruszać bo i tak nie było szans tego dnia na jakikolwiek rozładunek dlatego też ruszyłem dopiero we wtorek o 6 rano. Około 7:25 dojeżdżam pod pierwszy adres którym jest siedziba spedycji która zleciła mi załadunki w Szwajcarii - musiałem ją odwiedzić gdyż mój spedytor nie wiedział czy mam zawieźć ładunek bezpośrednio do odbiorców czy może zostawić w ich magazynach. Pierwszy problem to taki, że biuro znajdowało się na wzniesieniu a podjazd to cieniutka warstwa śniegu a pod nim lód - przodem udało się podjechać ale nawrota pod rampami i próba zaparkowania skończyła się tym, że zjechałem na dół i ponownie wjechałem przodem i tak już zostałem póki nie zwolniło się miejsce pod rampą by móc nawrócić bez konieczności cofania pod górkę. Drugi problem to taki, że spedycja pracuje dopiero od 8:00 a póki się spedytorzy nie zejdą/zjadą to i tak nie ma co do biura iść przed 8:20. Krótka pauza więc w oczekiwaniu na "biurowych". Gdy już przyszli i wzięli się do pracy okazuje się, że oba ładunki bezpośrednio do odbiorców. Pierwszy rozładunek to jeden z kilkunastu w Oslo oddziałów Bring'a - akurat ten zlokalizowany w porcie. Dojazd tragiczny bo około 10km jechałem półtorej godziny - poranny ruch na dojazdówkach do Oslo bywa irytujący - współczuję mieszkańcom. Szybko i sprawnie choć ładunek (ten z centrum wystawowego we Frankfurcie) rozłożony na innych ładunkach po całej naczepie. Drugi rozładunek (chemia z Lorrach) to centrum Oslo (to dystrybucyjne) bo dzielnica Alnabru. Musiałem chwilę zaczekać na swoją kolej ale na szczęście niespecjalnie długo. Dalej jazda do oddalonego od centrum Oslo, o około 20km, Skjetten gdzie rozładowałem 4 palety folii przemysłowej i jazda na ostatni rozładunek (kabin prysznicowych) do Drammen. Po drodze wysłałem informację do spedytora odpowiedzialnego za ładunki z Norwegii o tym kiedy będę gotowy do następnego załadunku. Po rozładowaniu się w Drammen, posprzątaniu naczepy otrzymałem dane do trzech załadunków (dwa do Szwajcarii i jeden do Niemiec). SMS zawierał informację, że załadunki planowane na dzień następny ale mogę próbować jeszcze dziś. Pierwszy z nich to kopalnia kruszyw w Fjerdingby gdzie miałem załadować trzy big-bag'i jakiegoś żwiru (mielonej skały). Mimo usytuowania na końcu świata trafiłem do niej bez problemu i udało mi się załadować mimo tego, że większość pracowników szykowała się już do domu (przyjechałem tam o 15:45). Pozostałe dwa załadunki miałem mieć w Sarpsborgu więc wróciłem na noc na bazę naszej spedycji po drodze zaliczając popołudniowy korek na wylotówce z Oslo. Rano podjechałem na pierwszy załadunek do celulozowni gdzie wrzucono mi jedną paletę jakiegoś proszku który powstaje przy okazji produkcji celulozy. Kolejny załadunek to firma która sąsiaduje z naszą spedycją i dość ciekawy ładunek którym okazały się zużyte części do aut marki Opel - silniki, skrzynie biegów, rozruszniki, elementy układów napędowych. Po załadunku wróciłem na plac naszej spedycji i zdałem wszystkie dokumenty załadunkowe w biurze. Po odbiór gotowych dokumentów celnych i innych polecono mi przyjść po godzinie 12:00 - okazało się, że mój spedytor prowadzący się rozchorował i nie ma go dziś w pracy więc moim ładunkiem musi zająć się sam szef działu eksportu który ma rano zawsze sporo na głowie. Wykorzystałem czas oczekiwania na konkretne śniadanie i dokładne sprzątanie auta celem przygotowania dla zmiennika. Po 12 odebrałem dokumenty i ruszyłem do Goteborga na prom do Kiel. Środa okazała się bardzo spokojna bo będąc w porcie o 16:30 wjeżdżałem na prom jako drugi. Na promie kolacja, deser, nadrobienie zaległości internetowych i spanie. Rano szybki zjazd z promu, podmiana i start do domu. Jazda szła nadzwyczaj dobrze bo trasę Kilonia-Słupsk pokonałem w 6 godzin. Zdanie dokumentów i auta oraz ciekawa, nowa propozycja szefostwa. A dalej już tylko do rodziny. Podsumowanie statystyczne. Reszta (niewielka) zdjęć na twarzoksiążce - fejsbunio PS: Mała prośba - nie prowadzę Fanpage'a na Facebook'u a jest to jedynie mój prywatny profil który wykorzystuję do darmowego hostingu zdjęć, więc bardzo proszę o nie wysyłanie mi zaproszeń jeśli Was fizycznie nie znam. To co jest dla Was ważne jako osoby czytające moje wywody, macie na profilu udostępnione a reszta jest zarezerwowana dla moich faktycznych znajomych. Dziękuję. |
Autor: | DamianFH [ 30 lis 2013, 11:53 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
W końcu Przeczytałem od deski do deski i już nie mogę doczekać się kolejne . Powodzenia! |
Strona 28 z 40 | Strefa czasowa UTC+02:00 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Limited https://www.phpbb.com/ |