wagaciezka.com - Forum transportu drogowego http://harnas.wagaciezka.com/ |
|
Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa http://harnas.wagaciezka.com/viewtopic.php?t=24283 |
Strona 29 z 40 |
Autor: | kuxi [ 30 lis 2013, 14:51 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Powiedz coś o tej nowej propozycji ze strony szefostwa |
Autor: | dies_nefastus [ 30 lis 2013, 15:52 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: Powiedz coś o tej nowej propozycji ze strony szefostwa
Ciąganie "wungla z gruby" Multicarem Filip, dobrze żeś mandatu za butlę nie wyjął. Poza tym najnowsza relacja bardzo mi bliska gdyż zahaczałeś o "moje rejony". Ja dosyć często obracam w okolicach Halle, A38, Zagłębia tudzież innych "sishajmów" |
Autor: | filippo [ 30 lis 2013, 18:30 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: Powiedz coś o tej nowej propozycji ze strony szefostwa
Nie ma to specjalnie sensu w tej chwili bo jeszcze nie wiadomo co z tego wyjedzie a jak wyjdzie to i tak o tym przeczytacie.Cytuj: Filip, dobrze żeś mandatu za butlę nie wyjął.
Już słyszałem o tym, że za to karzą. Ale masz na myśli tę kontrolę jak jechałem osobówką czy po tej akcji z wyprzedzaniem na zakazie? Choć w sumie w obu przypadkach butla była w aucie razem z palnikiem i żaden z nich nie zwrócił na to uwagi.
|
Autor: | Klimek99 [ 09 gru 2013, 21:02 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Mnie najbardziej zaciekawiła ta tajemnicza wizyta w Helsingborgu z początku relacji |
Autor: | andy the driver [ 10 gru 2013, 1:57 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Jak zwykle ciekawy opis, naczepa tego Walijczyka faktycznie ciekawie wygladala, nawet jak na ponad dwadziescia lat, firma w ktorej kiedys pracowalem uzywala to poczatku tego roku naczepy z 1972 fakt faktem po kilkunastu remontach kapitalnych i lekkim "tuningu" ale dawala rade |
Autor: | MAVERICK27 [ 18 gru 2013, 23:50 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Opis jak zwykle super. Andy Ty się lepiej weź za pokazanie tras Stobarta a nie tylko komentujesz Irlandia jest piękna |
Autor: | filippo [ 31 gru 2013, 21:00 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Co by nie zostawiać niezałatwionych spraw na nowy rok wrzucam kolejny i ostatni w tym roku opis. Krótki bo dwutygodniowy. Pobyt w domu upłynął mi tym razem wyjątkowo szybko bo na załatwianiu ogromnej liczby spraw koniecznych do załatwienia przez co ciężko było realnie odpocząć. Najgorsze jednak było to, że rozpoczynając przygotowania do następnego wyjazdu rozpocząłem także chyba jedną z gorszych rzeczy która mogła się w tym czasie przydarzyć a mianowicie chorobę. Osobiście tego co zaczęło mi dolegać nie nazywam "chorobą" bo nie jest to rak, zakaźny wirus czy stwardnienie rozsiane a najzwyklejsze w świecie przeziębienie. Co by jednak nie mówić, wtedy gdy ma się coś do zrobienia to uciążliwość ta potrafi bardzo uprzykrzyć życie przez co najmniej siedem dni (leczone czy nie leczone). Zacząłem więc równocześnie kurację i przygotowania do wyjazdu. Podwójne dawki leków trzymały mnie jako tako na nogach i pozwalały robić to co należy, w miarę sprawnie. Oczywiście nieoceniona w tym względzie była pomoc mojej kochanej małżonki która to zakupiła całą ich baterię i pomagała we wszystkich innych sprawach. Kolejna sprawa z tych uciążliwych to zbliżający się do Polski huragan Ksawery Podmiana miała nastąpić w piątek w Kiel gdzie miałem przejąć auto, zaokrętować się na promie do Szwecji, zjechać do Norwegii i czekać do poniedziałku na rozładunek - dobrze się złożyło, bo była przez to szansa wykorzystania takiego obrotu spraw celem wykurowania się. Zastanawiałem się czy przez ów huragan promy z Kiel w ogóle będą pływały ale po telefonie do Stena Line dowiedziałem się, że rejsy odbywają się według rozkładu. W firmie stawiłem się w piątek z rana po drodze mijając jednego z kolegów którego Ksawery zdmuchnął z drogi do rowu. Szybko przepakowałem się do auta szefa, odebrałem niezbędne dokumenty, pożegnałem z małżonką i ruszyłem w trasę do Kiel. Szef wręczając mi kluczyki oświadczył, że auto jest ogólnie sprawne ale ma problem z turbo po jego wymianie i na wyższych biegach bardzo słabo przyspiesza. Gdy już ruszyłem okazało się, że nie przyspiesza prawie wcale przez co każda chęć na to musiała się rozpocząć redukcją biegu i konkretnym wciśnięciem pedału gazu a i to nie zapewniało oczekiwanych efektów do których auto przyzwyczaiło. Wyprzedzanie było w tym wypadku dość ryzykowne i wymagało ode mnie przewidywania wielu scenariuszy. Niestety tak to jest jak auto jest ciągle w ruchu, zmienia co chwila kierowców a także służy szefowi do załatwiania masy innych spraw przez co robi niemałe przebiegi. Warunki jazdy tego dnia były całkiem nie najgorsze choć co chwilę inne. W Lęborku śnieg. Koło Słupska bardzo silny wiatr i padający deszcz ze śniegiem. Koło Koszalina wiatr i tylko deszcz. Obwodnica Nowogardu zasypana po kostki śniegiem (nie było przetargu na jej odśnieżanie???) a Szczecin słoneczny i suchy a jedynie wietrzny. Jednak to co spotkało mnie już po Niemieckiej stronie przekroczyło wszelkie moje oczekiwania. Na początku tak jak koło Szczecina spokojnie i słonecznie ale na horyzoncie pojawiły się chmury - chyba pierwszy raz w życiu takowe widziałem bo były prawie czarne. Wjechałem w nie w okolicy Neubrandenburga. To właśnie w nich siedział ten Ksawery i nie dość, że wiał z ogromną siłą to do tego walił piorunami i sypał ogromnymi ilościami gradu. Widoczność praktycznie zerowa a autostrada momentalnie pokryła się grubą na kilka centymetrów warstwą lodu. Wielu kierowców zjeżdżało na parkingi czy też chowało auta przed gradobiciem pod wiaduktami. Ja nie mogłem pozwolić sobie na taki komfort bo musiałem być najpóźniej o 18:00 w Kiel. Burza trochę mnie spowolniła ale na szczęście skończyła się gdzieś za Stralsundem i dalej już z Ksawerego pozostał tylko silny wiatr i deszcz ze śniegiem. Dalsza jazda szła więc prawie, że normalnie. Jeszcze tylko chwilę przed dojechaniem do celu podróży zrobiło się trochę niebezpiecznie bo zaczynał chwytać przymrozek co przy mokrej nawierzchni nie jest niczym zaskakującym. Na miejscu byłem około 17:30 a mój zmiennik był już w porcie za bramkami gdyż na naczepie załadowane były farby (ADR) przez co nie mógł stać z resztą aut. Musiałem więc najpierw iść do biura po zgodę na wjazd osobówką na teren portu. W biurze wiedzieli już o co chodzi bo kolega wyjaśnił zawczasu, więc nie było problemu. Przepakowywaliśmy się w locie gdyż ADR'y zazwyczaj są ładowane na prom jako pierwsze na najwyższy, otwarty pokład. Przez ten pośpiech mój zmiennik zostawił kilka swoich rzeczy w aucie. Jak się okazało, nie zdecydowano się postawić mnie na otwartym pokładzie a jedynie na tym "z przeciągiem" (jedynie ściany boczne, bez przednich i tylnych). Na promie zamierzałem jedynie zjeść kolację i położyć do łóżka by wyleżeć te paskudne przeziębienie jednak okazało się, że jest nas kilku polaków w dodatku konkretnych i sensownych więc pogadaliśmy sobie konkretnie zanim rozeszliśmy się do łóżek. Następnego dnia rano śniadanie, porcja "dragów", zjazd w promu i jazda do Sarpsborga. Na granicy szybko i sprawnie bo dokumenty czekały już gotowe. W Sarpsborgu udało się znaleźć konkretne miejsce na bazie i resztę soboty oraz całą niedzielę spędziłem pod ciepłym kocem, z auta wynurzając się jedynie celem załatwienia potrzeb fizjologicznych. Co ciekawe gdy oglądaliśmy na promie prognozę pogody, okolice Oslo zapowiadane były jako wolne od opadów z temperaturą około 4 stopni na plusie. Niedziela zadrwiła sobie z tych prognoz i zasypała śniegiem dość konkretnie bo na jakieś 10cm. W poniedziałkowy ranek po zdaniu dokumentów celnych w biurze ruszyłem na załadunek do którego miałem na szczęście zaledwie 6km do bazy. Na szczęście bo śnieg wciąż padał. Na naczepie 23 tony farb więc wyjazd z placu, dojazd na rozładunek i wjazd na firmę mimo, że pod górkę okazał się bezproblemowy. Oczywiście gorzej było z powrotem na pusto ale na szczęście też poszło bezproblemowo. Załadunek w magazynie naszej spedycji - zużyte anody z akumulatorów przemysłowych, które miałem zawieźć do recyklingu w niemieckiej firmie w Goslar - dziesięć palet po 2200kg każda. Załadunek sprawny mimo, że sztaplarkowy musiał walczyć z materią bo ładował anody z zaśnieżonego placu. Z każdej z palet musiałem zmieść grubą warstwę śniegu który wciąż gęsto padał. Mimo moich usilnych starań na naczepie miałem go jednak pełno. Po załadunku odebrałem z biura dokumenty i ruszyłem do Goteborga. Po drodze szefostwo poleciło mi spotkać się z innym kierowcą z naszej firmy, jadącym z Trelleborga, celem zgrania danych z jego tachografu i karty kierowcy. Spotkaliśmy się w Udevalli , zrobiłem co miałem zrobić, chwilę pogadaliśmy i jazda dalej. Na promie kolacja i do łóżka bo choróbsko dalej nie odpuszczało. Po zjeździe z promu wizyta w spedycji Nor-Trail po drugiej stronie portowego kanału i odprawa u niemieckich celników. Okazało się, że jeden z dokumentów w który mnie w Norwegii wyposażono stracił dwa dni wcześniej ważność i nie mogę na jego podstawie wwieźć na teren Niemiec ładunku który mam. Powrót do spedycji, kilka telefonów i jakoś udało się coś zachachmęcić bo celnik podbił to co miał do podbicia, jedynie bez wpisywania daty W Goslar byłem chwilę przed 16:00 ale szans na rozładunek już nie było bo załatwiane są jedynie do godziny 15:00 - byłem tu już kiedyś więc wiedziałem jako to jest. Jako, że zacząłem się nareszcie czuć lepiej pozwoliłem sobie na przygotowanie naczepy do rozładunku zaraz po zaparkowaniu na terenie firmy. Jako można było przewidzieć, cały śnieg który miałem na naczepie rozpuścił się(pewnie już na promie) przez co była ona cała mokra. Zostawiłem więc na noc otwarte drzwi żeby wilgoć mogła odparować a pasy przeschnąć. Nie otworzyłem jednak dachu przez co, to co odparowało osiadło na dachu i tam zostało bo w nocy chwycił lekko przymrozek. Równiutko o 7:00 wjechałem na firmę celem rozładunku. Jako, że nie wszyscy pracownicy zdążyli się zejść do pracy musiałem chwilę odczekać. Teren owej firmy gdzie następuje załadunek jest dość wąski i wjazd w jej głąb musi się kończyć, celem wyjazdu, cofaniem i nawrotką w dość ciasnym miejscu pośród gotowych wyrobów które owa firma produkuje. Tym razem jednak kierownik był na tyle miły, że zdecydował się otworzyć starą bramą którą jak tłumaczył zabroniono im otwierać bym mógł wyjechać prosto bez nawrotów na pobliską drogę - ktoś mówił, że nie ma miłych Niemców? Goslar Po wyjeździe z firmy stanąłem na pobliskiej dzielnicy marketów, zakupiłem świeżutkie i ciepłe pieczywo w pobliskim sklepie a jedząc śniadanie otrzymałem dyspozycje do kolejnego załadunku - całościówka z oddalonego o ok. 150km od Goslar, Malsfeld. Po drodze minąłem się z dawno niewidzianym kolegą Paździem który to w tych okolicach Niemiec zarabia na dostatnie życie. Mieliśmy się spotkać dzień wcześniej ale moja firma w przeciwieństwie do jego nie płaci za postoje na płatnych parkingach więc jedynie się pozdrowiliśmy i pojechaliśmy każdy w swoją stronę. W Malsfeld byłem chwilę po 11:00, odebrałem z biura dokumenty potrzebne do załadunku, otworzyłem drzwi od naczepy i ustawiłem się pod rampę. Chwilę po tym zostałem poproszony do rampy przez ładującego, który zadał mi pytanie czy mam uszkodzony dach bo cała podłoga naczepy jest mokra (spadło na nią to co wyparowało i przymarzło poprzedniej nocy). Wyjaśniłem w czym rzecz i dalej poszło już sprawnie. Załadowano mi 60 palet strzykawek, welflonów i innego asortymentu medycznego. Po załadunku ruszyłem do razu na północ. Z obliczeń wyszło, że zdążyć do Kiel nie mam już najmniejszych szans, tym bardziej, że po drodze czeka mnie jeszcze tankowanie. Poprosiłem więc mojego spedytora prowadzącego o rezerwację z Travemnunde na 22:00. Niestety okazało się, że na tę godzinę nie ma już żadnych miejsc toteż musiałem popłynąć o 2:30. Trasa przebiegała dość sprawnie poza jednym spowolnieniem w okolicy Rhuden (miał tu być objazd ze względu na zamknięty odcinek autostrady o czym informował mnie Paździu) a okazało się, że autostrada otwarta a jedynie zwężka na której samym początku zepsuła się jedna z ciężarówek która spowodowała tym faktem prawie 5km korek. W Travemunde byłem już około 20:00 i liczyłem, że może jeszcze jakimś cudem uda mi się załapać na prom o 22:00 - nie udało się. Tak na marginesie. Co raz bardziej irytujące staje się to co się dzieje na terminalu w Travemunde za każdym razem gdy tam jestem. Nie wiem czy mam wyjątkowego pecha czy stało się to normą ale ów terminal za każdym razem gdy tam jestem jest dokumentnie zapchany autami - co najgorsze w większości przypadków samymi ciągnikami oczekującymi najprawdopodobniej na naczepy które dla nich mają przypłynąć (DHL, Schenker, LKW Walter, Aktiv Cargo, Bring, DSV, Ewals, Vos, Heisterkamp itd, itp). Ja rozumiem, że taka specyfika transportu ale kwestie tego parkowania czy zajmowania jednym ciągnikiem całej "rajki" dla zestawu muszą zostać w jakiś sposób rozwiązane, gdyż w moim odczuciu niedopuszczalne jest, żeby za każdym razem jeździć pięć razy w kółko celem znalezienia nawet nie wolnego miejsca a jedynie jakiegoś skrawka na moment potrzebny by pójść do biura po bilet. Po 22:00 odebrałem bilet i mogłem wreszcie wjechać za bramki - ustawiłem się w odpowiednim rzędzie i położyłem spać. Około 2 obudziły mnie odpalane silniki aut stojących obok ale na swoją kolej do wjazdu musiałem jeszcze sporo poczekać - nie wiem czym to było spowodowane ale prom odpłynął z Travemunde z ponad godzinnym opóźnieniem bo dopiero około 3:40. Na szczęście w Trelleborgu był o czasie. Pauza na terminalu wyszła 4:20 a do tego na promie 7:20 więc po zjechaniu na ląd od razu ogień na tłoki w kierunku Oslo. Po drodze jedyne warte odnotowania to to, że po poniedziałkowych obfitych opadach śniegu nie było nawet najmniejszego śladu. W Sarpsborgu zameldowałem się chwilę po 18:00 bo na granicy wolno szło w biurze agencji celnej. Następnego dnia rankiem zdałem w biurze te dokumenty które tego wymagały i ruszyłem na rozładunek do oddalonego o 100km od Sarpsborga, Lier. W magazynie firmy Bring okazało się, że w chwili obecnej nie ma miejsca na ładunek który im przywiozłem więc muszę czekać. Po dwóch godzinach, które wykorzystałem na zjedzenie śniadania, poszedłem ponownie do biura. Kierownik bardzo przeprosił za to, że nikt się mną nie zajął przez ten czas i polecił czym prędzej podstawić się pod rampę. Gdy to uczyniłem przydzielony mi pracownik magazynu spytał czy umiem obsługiwać elektryczny wózek - oznajmiłem, że owszem więc poproszono mnie bym się sam rozładował - przyznam, że lubię to czasem robić (nawet ręcznym wózkiem byle paleta nie miała 600kg jak się to zdarzało gdy jeździłem z chłodnią Po rozładunku szybko zameldowałem się w spedycji, że jestem gotów na kolejny załadunek. Niestety okazało się, że tego dnia już na pewno nic dla mnie nie będzie i mam czekać do poniedziałku. Polecono jedynie udać się do oddalonego od Lier o 40km Holmestrand bo tam w poniedziałek załadować mam aluminium z przeznaczeniem do Szwajcarii. Przyznam, że taki obrót spraw nie za bardzo był mi w smak, gdyż tego dnia "wyjechałem" zaledwie półtorej godziny a w weekend wystarczyłaby mi pauza 24 godzinna. Choróbsko sobie poszło więc byłem gotów do pracy a tu miałem stać dwa i pół dnia. Weekend spędziłem więc w Holmestrand, na parkingu przy marinie i przeprawie promowej na pobliską wyspę na której wytwarza się gips. Czas upłynął na czytaniu tego co Mikołaj zostawił mi pod poduszką 6 grudnia a mianowicie książki o kolejnych przygodach Wiedźmina - "Sezon Burz" Andrzeja Sapkowskiego . Literatura wciągnięta nosem, więc polecam. Ciekawe były także obserwacje norweskiej aury i jej niesamowitej zmienności. Najpierw deszcz który zamienił się w gęsty śnieg którego "napadało" jakieś 10cm po czym zaczął się on topić i zanim zdążył powiedzmy do połowy to znów chwycił mróz i wszystko to uczynił nierównym lodowiskiem - cały proces trwał zaledwie kilka godzin. Niedziela to już nuda bo jedynie deszcz, deszcz, deszcz a w nocy przymrozek. Liczyłem na to, że w poniedziałkowy ranek oczekiwanie na numery referencyjne załadunku przyjdą sms'em chwilę po ósmej rano czyli zaraz gdy spedytor przyjdzie do pracy. Niestety musiałem poczekać na nie do godziny 11:00 o której firma Hydro Aluminium zaczyna godzinną przerwę śniadaniową. Wjechałem wprawdzie na jej teren i halę załadunkową ale dopiero w południe zaczęło się coś na niej dziać. Załadowałem 7 palet z blachą o łącznej wadze 24670kg. Po załadunku ruszyłem w kierunku Horten i dalej promem do Moss. W Sarpsborgu odebrałem dokumenty celne i ruszyłem na granicę i dalej do Goteborga. Czasu nie było za wiele a jakieś 20km przed Goteborgiem jeden korek który w porę zauważyłem i ominąłem ale kilka kilometrów dalej wjechałem w następny którego już ominąć się nie dało (dwóch panów z motorówką zgubiło ją niechcący na lewym pasie autostrady. W porcie zameldowałem się na 20 minut przed odpłynięciem promu i okazało się, że nie byłem jedynym który na ten prom się spieszył i w owych korkach ugrzązł. Na promie kąpiel, kolacja, Discovery Channel i spać. Do Kiel prom przypłynął punktualnie a cała trasa na południe w kierunku Szwajcarii przebiegała nadzwyczaj sprawnie więc tego dnia udało się w 9 godzin przejechać 730km i dojechać gdzieś między Frankfurt a Karlsruhe. Następnego dnia na granicy niemiecko-szwajcarskiej byłem przed 10:00. W Basel odprawiłem ładunek i ruszyłem na rozładunek do Forel - pogodą piękna choć chłodno ale jazda bezstresowa. W Forel byłem tuż przed 13:00 i musiałem chwilę odczekać na swoją kolej bo przede mną były dwa auta oczekujące na załadunek. Spokojnie więc zacząłem przygotowywać naczepę i ładunek do rozładunku. Wychodzi na to, że rozładunki mają w tej firmie priorytet bo dość szybko znalazł się drugi sztaplarkowy który szybko i sprawnie mnie rozładował poza kolejnością. W czasie rozładunku wysłałem do spedycji informację o tym, że jestem gotów podjąć kolejny ładunek. Trochę się zdziwiłem gdy otrzymałem informację zwrotną od spedytora odpowiadającego za import z Włoch który to polecił mi jechać na załadunek w okolice Mediolanu. W pierwszej chwili myślałem, że to pomyłka bo spodziewałem się załadunków w Szwajcarii bądź Niemczech a po sprawdzeniu w nawigacji wyszło mi, że jestem od Mediolanu ponad 350 kilometrów. Poza tym wszystkim święta za pasem a załadunki we Włoszech w tej spedycji odbywają się zawsze "z bólem dupy". Zadzwoniłem więc do mojego szefostwa z prośbą o konsultację. Okazało się, że istotnie mam jechać do Włoch. Pan każe sługa musi, mimo, że ma obawy. Trasa do Włoch malownicza i można by rzec historyczna bo najbliższa droga z Forel do Mediolanu prowadziła przez przełęcz św. Gotarda. Byłem pusty, warunki do jazdy wręcz idealne więc poszło gładko ale nie chcę myśleć co by było gdyby przyszło mi jechać przy opadach śniegu. Jeszcze przed przełęczą trafiłem przed sobą dwa załadowane holenderskie auta za którymi musiałem grzecznie jechać narzucanym przez nich tempem. Jazdy nie miałem tego dnia już za wiele więc udało nie udało mi się dojechać do miejsca załadunku a jedynie jakieś 100km przed nim zmuszony byłem zjechać na Autogrill'a. Załadunki we Włoszech muszę podsumować ogólnie bo nie ma absolutnie sensu pisać o każdym z osobna tym bardziej, że było ich aż 9 a właściwie 8 (San Giorgio Milanese, Grassobio, Ponte Zanano, Berzo Inferiore, Suzzara, Lonigo, Villaverla, San Zeno, Cornedo). Każdy z nich był na swój sposób uciążliwy bo wszystkie firmy zlokalizowane z dala od autostrad (a czas gonił bo w piątek zakaz ruchu od 16:00) albo dojazd był kiepski (góry, doliny gdzie norma zamiast spadać to rosła) albo wjazd na firmę uciążliwy (konieczny wjazd z wąskiej ulicy pod rampę żeby załadować 60kg karton) albo dokumenty nie gotowe, albo sztaplarkowy który skończył korespondencyjnie kurs jazdy wózkiem widłowym, albo trafiłem akurat na przerwę w pracy. 8% w górę Wyjazd z firmy. Jednak szczytem wszystkiego był ostatni dziewiąty załadunek w Cornedo. Zacznę od tego, że ósmy załadunek to miejscowość oddalona od autostrady w kierunku domu o jakieś 70km (wjazd na nią w Trento) a ostatni załadunek to 70km w przeciwnym kierunku w dodatku ostatnie 10km to górki z serpentynami i zakrętami 90st. Przyjeżdżam na miejsce około 16:00 a tam się okazuje, że firma która zleciła załadunek około południa przysłała maila z informacją, żeby załadować ten towar innej norweskiej firmie a ta odebrała go jakieś 1,5 godziny przed moim przyjazdem - notabene na pobliskim parkingu widziałem auto tej firmy. Chyba nie muszę mówić jakie emocje towarzyszyły mi w tej chwili. Jeszcze nie wiem czyja to wina i kto dał pospolicie mówiąc "dupy" ale się dowiem (choć nie wiem po co mi ta wiedza). O tej porze tego dnia nie było już szans na jakikolwiek inny załadunek tym bardziej że ten miał być już do pełna. Polecono mi więc jechać w kierunku domu. Jechać to ja mogłem ale jedynie jakieś 20km do najbliższej autostrady prowadzącej w kierunku Vicenzy bo od 16:00 do 22:00 obowiązywał już zakaz ruchu dla ciężarówek. Jako, że przed dojazdem nie znalazłem żadnego miejsca by zaparkować wjechałem jeszcze na autostradę i dojechałem do najbliższego parkingu gdzie spędziłem noc. Zanim to jednak zrobiłem zgłosiłem się do spedytora który odpowiada za import z Niemiec z nadzieją, że może on będzie coś miał do doładowania po drodze. Mimo później pory przysłał odpowiedź z adresem załadunku. Następnego dnia ruszyłem już o 3 w nocy, o siódmej byłem na Vipiteno celem odprawy celnej ładunku. Jadąc na miejsce ostatniego załadunku łudziłem się nadzieją, że może się uda załadować tego dnia (sobota) i nie trzeba będzie czekać do poniedziałku. Trasa przebiegała dość spokojnie z tym, że dosłownie na styk udało mi się przelecieć Austrię bo od 10:00 zaczynał się zakaz ruchu a praktycznie od granicy austriacko-niemieckiej do miejsca załadunku czyli miejscowości Simbach am Inn jechać musiałem "bundeską" w kierunku Passau. Bundeska nie sprawiała problemów ale tego dnia panowała na niej gęsta mgła z widocznością max. 40 metrów. W Simbach zameldowałem się równiutko o 13:00. Teren firmy pusty, jedynie pod biurem zaparkowana nowa "beemka siódemka". Zadzwoniłem do drzwi magazynu z resztkami nadziei i drzwi otworzył mi właściciel "beemki" i jak się okazało całej firmy który to oznajmił, że nie ma problemu i mogę się załadować bo towar i dokumenty są gotowe. Szybko wrzuciłem na naczepę siedem palet, podpisałem dokumenty, podziękowałem i ruszyłem w kierunku domu. Nareszcie. Tego dnia udało mi się dojechać jeszcze kawałek za Regensburg na A93 i tam musiałem odstać 24 godzinną pauzę i zakaz weekendowy. Pierwszy chyba raz jechałem A93 i stwierdzam, że jest kiepsko oznaczona. Jechałem i szukałem parkingu aż się kończył czas . Stanąłem na 24 h na "dzikusie" a gdy ruszyłem okazało się, że na najbliższym zjeździe rasthof po jednej stronie a po drugiej centrum handlowe a znaków żadnych. Ruszyłem w niedzielę o 22:00 czyli z chwilą końca zakazu. W Szczecinie byłem o 7:30 rano. Zajechałem na myjnię, odprowadziłem auto na serwis a że w międzyczasie przyjechał po mnie szef to pojechaliśmy do domu na święta. Kolejny wyjazd 1 stycznia, prom już zarezerwowany. Reszta zdjęć (wybaczcie jakość niektórych z nich): https://www.facebook.com/media/set/?set ... 421&type=1 Najlepszego w Nowym Roku. |
Autor: | andy the driver [ 01 sty 2014, 4:12 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Opis jak zwykle super male pytanko tylko mam, kolega potrafi sie porozumiec po niemiecku, czy tylko po angielsku? pytam z czystej ciekawosci.. I oczywiscie rowniez wszystkiego najlepszego w nowym roku! |
Autor: | filippo [ 01 sty 2014, 12:13 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: Opis jak zwykle super male pytanko tylko mam, kolega potrafi sie porozumiec po niemiecku, czy tylko po angielsku? pytam z czystej ciekawosci..
Coś tam potrafię ale Goethe'go w oryginale nie czytuję
I oczywiscie rowniez wszystkiego najlepszego w nowym roku! |
Autor: | LKV Tomek [ 02 sty 2014, 20:41 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Widoczki ładne tam masz naprawdę,życzę Ci spokojnej pracy w nowym roku i czekam na kolejny opis |
Autor: | Pazdz [ 02 sty 2014, 21:26 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
W Goslar Landstraße (Harlingerode)? Recylex bądź Electrorecycling? Z tym, że druga opcja trochę nie pasuje, bo tam do godziny 20 można rozładowywać. Następnym razem te 7,5 EUR założę i jeszcze postawię piwo. |
Autor: | filippo [ 04 sty 2014, 11:13 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: W Goslar Landstraße (Harlingerode)? Recylex bądź Electrorecycling? Z tym, że druga opcja trochę nie pasuje, bo tam do godziny 20 można rozładowywać.
Nie rób dziada ze mnie GPS mam od niedawna ale na pewno skorzystam Następnym razem te 7,5 EUR założę i jeszcze postawię piwo. JL Goslar, Im Schleeke 108. PS: Dzięki wszystkim za życzenia. Wzajemnie. |
Autor: | Bociekk [ 04 sty 2014, 21:11 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Bardzo ciekawe relacje kolego Mnie bardzo spodobała się przepiękna 143 z Grecji w konfiguracji 2+3 Pozdrawiam, czekam na dalsze opisy |
Autor: | filippo [ 29 sty 2014, 1:06 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Święta i Sylwester w domu a cały okres pomiędzy świętowaniem wykorzystany nadzwyczaj intensywnie. Wyjazd w kolejną trasę to noworoczne popołudnie w które wyjechałem z szefem do Szczecina gdzie przed świętami zostawiłem zestaw w jednym z warsztatów. Dojechaliśmy do niego około godziny 18:00 i musieliśmy chwilę poczekać na właściciela który miał przybyć celem wydania nam aut, bo stało tu także drugie z aut mojej firmy. W okresie międzyświątecznym w "moim" aucie wymieniono tarcze hamulcowe z klockami i wszystkie oleje (w silniku, skrzyni i tylnym moście) a dodatkowo auto dostało nowe kołpaki na przednią oś. Po załatwieniu formalności i przepakowaniu się do aut ruszyliśmy w dwa auta w kierunku Świnoujścia bo stamtąd mieliśmy płynąć do Szwecji. Na miejscu byliśmy dość późno bo około 30 minut przed odpłynięciem promu do Ystad ale z racji tego, że szefostwo potwierdzało kilkukrotnie, że na pewno dojedziemy nie było problemu z miejscem na promie. Niestety zabrakło czasu na zatankowanie się polskim paliwem przed wyjazdem z kraju. Z promu w Ystad zjechaliśmy o 6:30 bezpośrednio na parking celem dokończenia pauzy czyli wskoczyliśmy do łóżek by dospać jeszcze 3 godzinki. Z Ystad wyjechaliśmy chwilę po 10:00 i już o 18:00 byliśmy w Sarpsborgu na placu naszej spedycji. Na granicy nie było żadnych kolejek ani jakichkolwiek problemów z odprawą ładunków. następnego dnia rano w biurze odebraliśmy dyspozycje rozładunkowe - ja rozładowałem w magazynie naszej spedycji siedem z dziewięciu moich ładunków a kolega jeden z trzech po czym rozjechaliśmy się celem rozładowania tych pozostałych. Pierwszy z nich to miejscowość Ostfold Berg czyli zaledwie 19km od Sarpsborga w kierunku granicy ze Szwecją. Na miejscu rozładowano mnie szybko i bez najmniejszego problemu. Ostatni rozładunek to miejscowość Askim - 60 km jazdy które zajęło mi prawie 1,5 godziny przez to, że droga dojazdowa była kręta i dość wąska a sama firma ukryta na końcu miejscowości za sporą dzielnicą domków jednorodzinnych (ograniczenie prędkości do 30km/h i co kilkanaście metrów progi zwalniające) Po rozładunkach niemalże od razu dostałem dyspozycję załadunku - papier ze Szwedzkiego Backhammar do Polski... Zdziwienie dość spore bo ładunki do Polski zdarzają się na moje auto niezwykle rzadko (odkąd jeżdżę pod tą spedycją byłby to dopiero trzeci raz). W Backhammar zameldowałem się przed 15:00. W biurze spedycji firmy Nordic Paper poinformowano mnie, że jestem za późno i nie mogą mnie załadować - była 15:00 a firma pracuje do 16:00. Z wcześniejszych wizyt w tej papierni wiem, że załadunek całej naczepy trwa zazwyczaj od 15 do maksymalnie 45 minut dlatego byłem dość zdziwiony tą informacją. Zdziwienie potęgował jeszcze fakt, że wszyscy czterej ładowacze byli aktualnie zajęci jedynie trzymaniem rąk w kieszeniach (czyli zapewne graniem w "bilard" jak mawiał mój nauczyciel fizyki z LO). Zadzwoniłem więc od razu do spedytora który zlecił mi ten załadunek bo przecież doskonale wiedział o której godzinie mogę tu być. Po kilkunastu minutach poinformowano mnie, że ładunku do Polski nie da rady załadować bo jestem za późno ale można za to załadować naczepę ładunkiem na Włochy - naprawdę nie wiem o co chodzi, że na Włochy można było a na Polskę nie. Załadowany wyjechałem z firmy chwilę po godzinie 16:00 i ruszyłem od razu w kierunku Trelleborga skąd miałem popłynąć do Rostocku i dalej jechać na południe Europy. Tego dnia czasu wystarczyło mi na dojechanie do miejscowości Markaryd przy E4, gdzie znalazłem dobry parking przy jednej ze stacji benzynowych. W Trelleborgu następnego dnia rankiem zameldowałem się o godzinie 8:00 i od razu zostałem dość niemile zaskoczony gdyż okazało się, że nikt nie zarezerwował mi miejsca na promie. Co jeszcze gorsze, ten który miał to zrobić nie odbierał swego telefonu. Zadzwoniłem więc do tego ze spedytorów którego byłem pewny, że odbierze ode mnie telefon. Gunnar, bo tak ma na imię ów odbierający, był dość zdziwiony moim telefonem ale bez wahania zdecydował się mi pomóc. W ciągu dosłownie pięciu minut miałem zarezerwowane miejsce na promie, niestety do Travemunde gdyż okazało się, że do Rostocku tego dnia miejsca są jedynie w późny wieczór a z racji przypadającego w niedzielę zakazu na terenie Niemiec skutecznie uniemożliwiłoby mi to dotarcie do Włoch w dogodnym terminie. Po dopłynięciu do Travemunde tego dnia dojechałem jeszcze na pierwszą stację benzynową za Berlinem na autostradzie A9. Początkowy plan był taki by spędzić tam pauzę 24-godzinną ale z racji poniedziałkowego zakazu jazdy w Austrii było to bez sensu. Ruszyłem stamtąd więc w poniedziałkowy ranek z planem dojechania tego dnia jak najbliżej granicy niemiecko-austriackiej. Im bliżej byłem owej granicy tym bardziej okazywało się, że nie byłem jedynym który tak zaplanował - już 60km przed granicą parkingi w stronę Austrii były pełne a ten graniczny czyli Inntal był w ogóle zablokowany i wjazdu nań strzegła austriacka Polizei. Zmuszony więc byłem zastosować pewien manewr a mianowicie wjazd do Austrii, dojazd do pierwszego zjazdu, nawrotka w kierunku Niemiec i pauza na parkingu po przeciwnej stronie znów w Niemczech. Okazało się, że i w tym planie nie byłem sam bo w tym samym czasie zrobiło to ze mną czterech innych polaków - na szczęście parking ów był praktycznie pusty gdy nań zajechaliśmy. Następnego dnia start równo o 5:00 i od razu tankowanie w Kufstein'ie gdzie zrobiła się spora kolejka pod dystrybutory. Na miejscu rozładunku czyli w miejscowości Bosisio Parini zjawiłem się tuż przed 14:00. Teren firmy dość mały przez co by móc zawrócić po rozładunku część jej pracowników zmuszona była poprzestawiać swoje prywatne auta. Po rozładunku ja z kolei zmuszony byłem wrócić bliżej Mediolanu gdyż nie znalazłem nigdzie bezpiecznego miejsca by zaparkować i czekać na kolejny ładunek. Stanąłem dopiero po zjechaniu na A9 w kierunku Como z mediolańskiego "tangenziale". Dyspozycja kolejnego załadunku przyszła dopiero około południa następnego dnia. Była to miejscowość Paderno Franciocorta do której Auto Mapa zaprowadziła mnie w chyba jeden z najbardziej kretyńskich sposobów jakich mogła - całe szczęście obyło się bez zbędnych przygód. Załadunek miał być całościowy - linia do produkcji plastikowych osłonek na kable. Załadowano mi na naczepę dwie maszyny i jedną paletę z osprzętem i poinformowano, że resztę linii muszę doładować w innej firmie w miejscowości o ciekawe brzmiącej nazwie - BUJA. Nie ma problemu. Pytam więc jak daleko do tego Buja? Jakieś 300km (sic!). No to już jest jednak lekki problem bo była godzina 14:00, więc już raczej nie da rady tego doładować tego samego dnia. Mówi się trudno. Buja okazała się być oddaloną od Paderno o prawie 350km (okolice Udine). Najgorsze jednak było to, że spedytor (nowy na tym terenie bo stary się zwolnił bądź zwolniono go)poinformował mnie, że odprawa celna dla tego ładunku ma być zrobiona w Vipiteno... Sensu w tym żadnego skoro jestem jakieś 80km od granicy z Austrią (Villach) by jechać z powrotem przez Włochy jakieś 500km tylko po to by się odprawić w Vipiteno. Zadzwoniłem więc by poinformować o tym łebskim pomyśle szefostwo. W Buja byłem o 19:30 i chwilę musiałem pokrążyć po dzielnicy przemysłowej zanim znalazłem właściwą firmę (przejeżdżałem obok niej dwa razy ale było dość mgliście na na jej siedzibie znajdowało się jedynie jej logo składające się dwóch literek F - Friuli Filiere?). Pauza do rana. Następnego dnia o 8:00 wpuszczono mnie na teren firmy i rozpoczęto załadunek. Poszło dość szybko ale musiałem trochę poskakać z pasami by wszystko się dobrze na naczepie trzymało - maszyny niby lekkie ale pasy mogłem zakładać jedynie w wyznaczone miejsca. Do momentu otrzymania dokumentów ładunku nie miałem jeszcze informacji co z tą odprawą na Vipiteno. Zadzwoniłem więc tego kto mógł mi w tej kwestii pomóc bo miałem już pewność, że mój spedytor prowadzący "nie ogarnia tematu". Nie było gotowego rozwiązania ale w ciągu 5 minut dostałem adres najbliższego biura Sintexu w miejscowości Pontebba oddalonej od Buja o zaledwie 30km w dodatku w kierunku Austrii - jak się chce to wszystko można. Odprawa w Pontebba trwała prawie 1,5 godziny bo jak to we Włoszech ploty i kawa są zawsze ważniejsze niż praca. Tego dnia udało się dojechać jakieś 100km za Norymbergę. Trochę problemów z zaparkowaniem i wydłużony czas jazdy ale bezpieczne miejsce na pauzę. Następnego dnia dojazd do Kiel bez najmniejszych problemów i prom do Goteborga. Sobota rano zjazd z promu i jazda w kierunku Oslo. Na granicy jedynie zarejestrowanie "T2" i zjazd do Sarpsborga na 45-godzinną pauzę. Na placu sporo znajomych więc pogawędki, wymiany filmów itp, itd. W poniedziałek rano wizyta w biurze celem zdania dokumentów celnych i decyzja o tym, że towar ma być dostarczony bezpośrednio do odbiorcy czyli firmy PipeLife Norge w Surnadal. Jako, że od kilku dni zanosiło się na to, że w Norwegii zima wreszcie się rozpocznie, nie byłem tym faktem specjalnie zachwycony ale i płakać też nie było powodów. Ruszyłem więc w kierunku Surnadal. Jechało się raz lepiej, raz gorzej bo miejscami asfalt gładki a miejscami pokryty lodem czy świeżym śniegiem. ładunek niewielki bo zaledwie 7 ton. Ciekawostka to temperatura. Sarpsborg -12, Oslo -8, Elverum -14, Alvdal -27, Berkak -15, Surnadal -8. Zaczęło się nieźle. Ale miejscami było gorzej. Całość pokonałem w niecałe 9 godzin co ze względu na panujące warunki należy uznać za dobry wynik. Pod firmą spotkałem znajomego który również jeździ pod tą samą spedycją tyle, że jest on właścicielem małej firmy i kierowcą jednego z trzech aut które posiada. Następnego dnia rankiem dość szybko i sprawnie rozładowano mi naczepę po czym udałem się do oddalonego o 70km Orkanger celem załadowania 24t jakiegoś granulatu z przeznaczeniem na Węgry, choć ja miałem to dostarczyć jedynie do magazynu naszej spedycji. Na miejscu okazało się, że kolega spotkany dzień wcześniej również się tu ładuje, dogadałem się z nim, że poczeka na mnie i pojedziemy razem bo zawsze to raźniej a i przy tej pogodzie w razie czego pomoc będzie niezbędna. Załadowano nas szybko i sprawnie a po dokładnym zabezpieczeniu ładunków ruszyliśmy w kierunku Oslo. Tym razem temperatury nie były już tak niskie za to praktycznie na całym odcinku "dopadało" śniegu przez co jazda musiała być zdecydowanie bardziej ostrożna niż dzień wcześniej. Tym razem dojazd do Sarpsborga zajął mi prawie dokładnie 10 godzin. Na terminalu spokój i cisza. Pauza do rana. Rankiem już o 7:00 rozładunek na magazynie i pierwsze rozczarowanie bo informowano mnie, że czeka już na mnie gotowy załadunek do Szwajcarii. Najpierw się okazało, że nikt nic o tym nie wie, później, że jest jego tylko cząstka (4kartony o łącznej wadze 10kg) a później, że w ogóle mam tego ładunku nie podejmować (decyzja szefostwa). Przez prawie 4 godziny trwały dość żywe dyskusje na linii szef-spedycja by ostatecznie jednak podjąć ów wcześniej zlecany ładunek. Tyle, że minęły 4 godziny a ów miał nastąpić w miejscowości Porsgrunn oddalonej od Sarpsborga o 130km. Ruszyłem więc czym prędzej w jego kierunku. Od rana tego dnia padał śnieg przez co jazda nie była specjalnie komfortowa. Dość szybko udało się przeprawić promem z Moss do Horten i dojechać na załadunek do firmy Yara w Porsgrunn. Na miejscu ważenie, formalności BHP i mapa z dojazdem pod załadunek. Ten dość szybki i sprawny - 20 "bigbagów" (24 tony) jakiegoś proszku dodawanego do produkcji betonu. Po zabezpieczeniu ładunku i otrzepania się ze śniegu (padał non stop) ruszyłem z powrotem do Sarpsborga gdzie miałem spędzić noc (nie było już szans na to by zdążyć na prom Goteborga do Kiel) i spotkać się szefem który tego dnia przyjechać miał innym autem naszej firmy i dostarczyć mi kilka produktów (olej silnikowy na dolewkę, płyn do spryskiwaczy itp.). Chwilę po wyjechaniu na autostradę zadzwonił mój spedytor prowadzący z zapytaniem na którą godzinę dziś zarezerwować mi prom z Trelleborga. Nie trzeba było specjalnych obliczeń by wiedzieć, że tego dnia nie ma absolutnie żadnej szansy na to by mógł tam dojechać, poprosiłem więc o rezerwację na następny dzień. Po kilku minutach otrzymałem informację, że zarezerwowano mi prom z Larviku do Hirsthals żebym mógł szybciej dotrzeć do celu. Nie rozumiałem specjalnie sensu takiego manewru ale skoro tak sobie życzą to niech tak będzie. Promem na tej linii jeszcze nie płynąłem więc czemu nie popłynąć ten pierwszy raz. Płynąłem za to kiedyś z Kristiansand do Hirsthals i okazało się, że tak operator, sam prom jak i czas podróży są identyczne czyli Color Line, łódka zwana SpeedBoat i zaledwie 4godzinny rejs. Na promie się wykąpałem, zjadłem i nadrobiłem zaległości internetowe. Po zjechaniu zgłosiłem u celników swój ładunek i położyłem się spać, gdyż była już godzina 22:00 a jak pisałem wcześniej rozpocząłem pracę tego dnia o 7:00. Spedytor który załatwiał ten prom liczył chyba na to, że po zjechaniu z promu będę w stanie jeszcze dalej jechać - szkoda, że nie pomyślał lub choćby zapytał. Następne dwa dni to jazda, jazda i jeszcze raz jazda z pauzami co do minuty zgodnymi z przepisami i nie przedłużanymi ani o jedną więcej bo każda z minut była cenna. Jak to jednak zwykle bywa, gdy się człowiek stara coś musi pójść nie tak żeby cały ten wysiłek poszedł na marne. Na granicy niemiecko-szwajcarskiej okazało się, że szwajcarskim celnikom nie podobają się oba z moich dokumentów T1. Celnicy szwajcarscy wydają się być wyjątkowo chamskimi i prostackimi osobnikami w dodatku mówiącymi tak brzydkim niemieckim, że naprawdę ciężko jest mi ich zrozumieć a niemożliwe jest to absolutnie gdy nawet nie chcą niczego tłumaczyć a jedynie zachowują się jak jacyś skretyniali furiaci. Faktycznie owe T1 zawierały błędy ale naprawdę nie mające jakiegoś szczególnego wpływu na ich treść (jeden miał tak jakby doklejony kod MRN a drugi błędnie wpisaną miejscowość odprawy celnej bo zamiast samego Basel stało Weil am Rhein/Basel). Chodziłem więc od Ajfasza do Kajfasza celem wyjaśnienia tego co mam zrobić by móc granicę spokojnie przekroczyć ale żaden ze służbistów nie potrafił mi tego wytłumaczyć. Gdy w końcu dotarło do nich to co ja mam w tej sprawie do powiedzenia zostałem wpuszczony do Szwajcarii z takimi dokumentami jak miałem (oczywiście z wielką łachą i nieskrywaną pretensją). Zmarnowałem przez to prawie 1,5 godziny a naprawdę nie wiem o co była cała awantura. Pierwszą część ładunku zostawiłem w Basel czyli tam gdzie miałem zrobić pierwszą z odpraw celnych po czym udałem się do pobliskiego Pratteln gdzie miałem odprawić tę większą część ładunku. Po owej odprawie ruszyłem od razu do celu tej trasy czyli miejscowości Kirchberg... jednak do niej nie dojechałem bo zabrakło mi około 15 minut jazdy. Zmuszony więc byłem spędzić weekend na parkingu przy autostradzie, oddalonym od celu o zaledwie 20 kilometrów. Parking ów pozwalał na dostęp do internetu ale niestety nie posiadał prysznica dla kierowców ale co zrobić jak ruszyć nigdzie nie można. W poniedziałek dojazd do firmy i rozładunek. Trochę dziwnie bo trzeba było najpierw wjechać do takiego jakby garażu (bo stało tam zaparkowane jedno auto i naczepa) w którym była rampa a żeby to zrobić bez szkody "na mieniu" musiałem opuścić auto i naczepę na poduszkach. Rozładunek szybki i bezproblemowy. Adres pierwszego załadunku otrzymałem już w piątek więc od razu wiedziałem co mam robić dalej. W miejscowości Saignleiger zjawiłem się równo o 10:00. Okazało się, że firma w której się ładuję to malutki browar produkujący kilkanaście rodzajów piwa - wszystkie one to specjalnie warzone, niepasteryzowane i niefiltrowane specjalności. Co ciekawe firma owa prowadzi także pub który nie jest od części produkcyjnej w żaden sposób oddzielony - siedząc przy stoliku i pijąc piwo patrzeć można na proces jego powstawania. Załadowałem tu sześć palet specjalnego piwa w butelkach 0,75l (podobnych do tych od szampana) dla Norweskiego Stowarzyszenia Entuzjastów Piwa. Pracownicy browaru okazali się nadzwyczaj miłymi kolesiami i pozwolili mi skorzystać z prysznica na zapleczu pubu a gdy wychodziłem obdarowali mnie skrzyneczką ich wyrobów Po tym załadunku musiałem się udać do Basel celem odebrania dokumentów celnych dla owego piwa. Po załatwieniu wszystkich formalności ruszyłem w kierunku granicy Weil Am Rhein. Jakoś nie mam szczęścia ostatnio do szwajcarskich celników więc i tym razem nie obyło się bez szczegółowej kontroli (zjazd na plac kontrolny, otwieranie kartonów, zdjęcia, dokumenty itd.) Zasadniczo strata czasu i nic więcej a celniczce najbardziej zależało by dowiedzieć się z czego owo piwo jest zrobione (sic!) Kolejny załadunek to miejscowość Merdingen gdzie załadowałem jedną paletę na której zamontowano jakieś urządzenie o bliżej mi nie znanym przeznaczeniu. Dalej była miejcowość Ringsheim gdzie załadowałem kilka palet jakiś rur i kolanek. Ostatnie miejsce tego dnia to Raumbach-Baumbach gdzie na załadunek musiałem poczekać do rana. Trochę propagandy. Rankiem szybko i sprawnie załadowałem jedną skrzynię z bliżej nieokreślonym urządzeniem po czym udałem się na kolejne miejsce załadunku którym była miejscowość Dillingen. Załadowano mi tam cztery palety granulatu specjalistycznej emalii do wyrobu biżuterii czy innych ozdób. Ostatni załadunek to miejscowość Ennepetal gdzie załadowano mi prawie sześć ton różnych elementów rusztowań budowlanych. Załadunek ten wykonano rzutem na taśmę bo gdy przyjechałem na miejsce pracownicy właśnie szykowali się na fajrant. Dlatego też załadowano mnie w ekspresowym tempie. Jako, że nie byłem w stanie zdążyć na żaden wcześniejszy prom zmuszony byłem popłynąć dopiero o 2:30 z Travemunde do Trelleborga - nie wiem czy to już jakaś reguła ale po raz kolejny prom ten odpływa z ponad godzinnym opóźnieniem. Do Trelleborga dopłynęliśmy również z opóźnieniem ale zaledwie trzydziestominutowym. Po drodze do Sarpsborga musiałem zajechać do Stromstad celem odebrania dokumentów celnych od jednego z ładunków. Na granicy miałem mały problem, gdyż brakowało mi jednego dokumentu eksportowego ale po skontaktowaniu się ze spedytorem szybko sprawa została załatwiona. W Sarpsborgu byłem chwilę po godzinie 19:00. Następnego dnia rano wizyta w biurze i decyzja o tym bym rozładował trzy ładunki z sześciu bo bez sensu byłoby jechać specjalnie do Oslo z trzema paletami bo pozostałe rozładunki to Rygge, Vinterbro i Vestby czyli wszystko przed stolicą. Rozładunki poszły dość szybko i sprawnie i już o 11:00 byłe gotów by podjąć kolejny ładunek - liczyłem na to, że szybko się coś znajdzie bo spedytor został przeze mnie poinformowany odpowiednio wcześnie. Niestety na informacje o załadunku przyszło mi czekać aż do godziny 14:00 - jedna paleta do załadowania w Vestby czyli tam gdzie oczekiwałem. Jako, że od rana padał śnieg to podjazd pod rampę "na pusto" okazał się niemożliwy. Na szczęście okazało się że owa paleta jest na tyle lekka że wziąłem ją na plecy i sam zaniosłem na naczepę. Kolejny adres załadunku to miejscowość Eidsvoll Werk - czyli jakieś 70km na północ od Oslo - bez sensu ale co zrobić. Miałem tam ładować jakieś dziwne maszyny ale okazało się, że do załadunku nie są one jeszcze gotowe. Zjechałem więc na pobliski parking w oczekiwaniu na kolejny dzień. Po drodze widziałem gdzie się owa firma znajduje i byłem pełen obaw co do tego czy uda mi się tam bez przygód dotrzeć. Nie udało... Następnego dnia rankiem około 8:30 otrzymałem wiadomość o tym że mogę się udać na miejsce bo maszyny są gotowe. Droga w którą wjechałem była po prostu zasypana śniegiem. Na terenie firmy nie było możliwości zawrócenia przez co musiałem wjechać nań tyłem. Niestety po wyłamaniu naczepy auto zaczęło się ślizgać i utknęło. Różne próby nie przynosiły efektów. Dopiero założenie łańcuchów pozwoliło na wyjazd z feralnego miejsca i swobodny wjazd na teren firmy. Po dokładnym ustawieniu auta do załadunku i przygotowaniu naczepy specjalnie wynajęty człowiek rozpoczął załadunek. Szybko okazało się, że nie ma możliwości załadowania owych maszyn gdyż są one za szerokie. W samą naczepę udałoby się je wpasować ale nie ma możliwości załadowania ich przez dach gdyż listwy dachowe skutecznie to uniemożliwiają. Może gdyby dysponować sztaplarką udałoby się je włożyć bokiem ale ani sztaplarki ani możliwości załadowania tej większej (nie miała nóg a w środku była pusta). Koniec końców pojechałem stamtąd bez ładunku. Nie ukrywam, że byłem mocno zirytowany całą sytuacją gdyż liczyłem dzień wcześniej na szybki załadunek, prom i zjazd do domu bo to już koniec trzeciego tygodnia a nie kręcenie się jak g**** w przeręblu bez jakiegokolwiek sensu. Kolejny adres załadunku to Drammen i 14 ton jakiś metalowych sztab. Ciężkie cholerstwo ale przynajmniej udało się wyjechać z firmy bez problemu a było mocno pod górkę i z zakrętem. Po załadunku na prom z Horten do Moss i doładunek w Sarpsborgu, odbiór dokumentów w biurze i jazda na południe do Ystad. Na granicy okazało się , że odprawa ładunków ustawiona jest w Niemczech w Kiel więc ze zjazdu do kraju nici i trzeba płynąć z Goteborga. Już u celników wyszło, że znów czegoś tam brakuje przy karnecie ATA i by to wyjaśnić spędziłem na granicy 4 godziny. Przez to zabrakło mi 20 minut na dojazd do Goteborga. W sobotę dojazd do portu i oczekiwanie na prom. Po zjeździe z promu w niedzielę odprawa po drugiej stronie kanału portowego i zjazd na najbliższy parking na A21. Wieczorem przyjechał mój nowy zmiennik. Wieczorem, bo był na kursie na ADR i dlatego też przyjechał swoim prywatnym autem. Przekazałem mu wszystko co niezbędne z informacji i po przepakowaniu ruszyłem w stronę domu. Trasa przebiegała spokojnie do momentu, aż auto kolegi się zepsuło jakieś 40km przed granicą z Polską. Nie będę się wdawał w szczegóły ale konieczne było wezwanie lawety, zjazd do Szczecina na warsztat a sama usterka okazała się bardzo poważną i koniec końców w domu byłem dopiero w poniedziałek wieczorem. Statystyka. Pozostałe zdjęcia: https://www.facebook.com/media/set/?set ... 421&type=1 |
Autor: | Żwirek [ 29 sty 2014, 1:34 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Jak człowiek ma się uczyć jak tu lektura obowiązkowa jeszcze wyskakuje Fajnie poczytać przejawiające się gdzieś w tekście nazwy miejscowości w których się już było. Możesz napisać czy ogarnięcie całej tej procedury celnej to raczej ciężka sprawa, czy temat do przekazania przy dwóch piwach? Pozdrawiam! |
Autor: | Robertus [ 29 sty 2014, 13:10 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Jak zawsze świetnie napisane i zilustrowane! Czekam na nastepny z niecierpliwością |
Autor: | Marecki [ 29 sty 2014, 13:21 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Idealna lektura na nudny dzień w pracy. Wszystko jak zawsze ciekawie opisane. Znany mi bardzo prom z Larvika, nie było żadnych Schmitowców tam ? |
Autor: | Kwiatula [ 29 sty 2014, 13:25 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Elegancko się to czyta, luźno i bez spinania. Tylko trochę mało fotek. Czekam właśnie na doładunek, przeklinając sam fakt doładowywania, ale u Ciebie to doładunków Ci dostatek. Pozdro |
Autor: | Luka [ 29 sty 2014, 14:28 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Będziesz udostępniał więcej zdjęć z tej trasy? Swoją drogą - jak oceniasz MANa w porównaniu do samochodów, którymi poprzednio jeździłeś? |
Autor: | filippo [ 29 sty 2014, 17:35 ] |
Tytuł: | Re: Opisy Tras - filippo, ex Jan Sawa |
Cytuj: Jak człowiek ma się uczyć jak tu lektura obowiązkowa jeszcze wyskakuje Fajnie poczytać przejawiające się gdzieś w tekście nazwy miejscowości w których się już było. Możesz napisać czy ogarnięcie całej tej procedury celnej to raczej ciężka sprawa, czy temat do przekazania przy dwóch piwach? Pozdrawiam!
Procedury są dość proste tyle, że szczególnie jeśli chodzi o Szwajcarię to w przypadku jakiś problemów celnicy zazwyczaj zachowują się w moim odczuciu jak chamy, buce, buraki, prostaki i gnoje (choć wiadomo nie wszyscy) bo jak im się coś nie podoba to każą zawracać i mają w dupie jakiekolwiek wyjaśnianie, tłumaczenie czy pomoc. Wyjazd i rób co chcesz, żebym Cię wpuścił - taka postawa mniej więcej. W Norwegii z kolei jeśli jest problem to wynikający zazwyczaj z błędów popełnionych gdzieś po drodze w biurach więc jedyne co mogę zrobić to wykonać telefon do kogoś kto za dany ładunek odpowiada i niech on robi wszystko bym spędził na granicy jak najmniej czasu. Jeśli zaś chodzi o celników to raczej wytłumaczą dokładnie w czym problem i jak znaleźć rozwiązanie.Cytuj: Będziesz udostępniał więcej zdjęć z tej trasy?
Dorzuciłem na koniec link do całego albumu ze zdjęciami. Tu wrzucam te najciekawsze czy takie które przydają się do treści opisu. Swoją drogą - jak oceniasz MANa w porównaniu do samochodów, którymi poprzednio jeździłeś? Co do drugiego pytania. Jestem zwolennikiem teorii, że nie ma ciężarówki idealnej i MAN też ideałem nie jest ale nie mogę narzekać bo jest stosunkowo wygodny, funkcjonalny, niebrzydki, dobrze się prowadzi, mało pali więc do takiej pracy jest wdzięcznym autem o czym świadczy fakt, że najpoważniejszym jego brakiem jest brak AUX'a w fabrycznym radio Cytuj: Elegancko się to czyta, luźno i bez spinania. Tylko trochę mało fotek.
Odkąd mi za nie płacą, przestałem narzekać
Czekam właśnie na doładunek, przeklinając sam fakt doładowywania, ale u Ciebie to doładunków Ci dostatek. Pozdro |
Strona 29 z 40 | Strefa czasowa UTC+02:00 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Limited https://www.phpbb.com/ |