Cytuj:
Prawdę mówiąc, to dwa razy zabrali mi prawko za zbyt szybką jazdę, ale to było tak dawno, że nawet w rejestrach policyjnych już po tym nie ma śladu. (W moim stanie zabierają za przekroczenie limitu o 15 mil, czyli o 24 km/h). Dostałem nauczkę i oduczyłem się świrowania. System amerykański jest dość skuteczny i eliminuje wariatów, którzy nie potrafią zrozumieć, że limit szybkości to nie jest tylko delikatna sugestia, ale zakaz szybszej jazdy. Pozostaje albo nagięcie się do przepisów, albo poszukanie sobie innej pracy. Ja wybrałem to pierwsze.
Mój przedostatni mandat dostałem w 1992 roku, gdy jechałem do szpitala zobaczyć właśnie urodzonego synka. Córka, która wtedy miała dwa latka, była wcześniakiem i była w szpitalu osiem miesięcy, zanim mogła wyjść do domu. Teraz się urodził syn, także wcześniak, nic więc dziwnego, że miałem spory stress. Przerwałem trasę, przyjechałem do domu, wsiadłem w mojego Mustanga, który miał co najmniej 400 KM i bardzo tanie opony i chciałem szybko się dostać do szpitala. Pisnęło mi się trochę przy ruszaniu na światłach, a o 3 rano policja bywa nerwowa i dostałem mandat za niebezpieczną jazdę.  
Od tego czasu minęło niemal 15 lat i przejechałem w tym czasie niemal 4 miliony kilometrów. W ciągu tych czterech milionów kilometrów dostałem jeden mandat, za szybkość, bo się zagapiłem w górach i przeoczyłem fakt, że na zjeździe mi się autko troszkę za bardzo rozpędziło. Nie przeoczył jednak tego dzielny policjant schowany w krzakach. I o ile przyznam, że nie powinno się to zdarzyć (zbyt szybka jazda, a nie chowanie się policji po krzakach  ), to będę się bronił, że nie jestem piratem. Gdyby każdy kierowca łapał tylko jeden mandat co cztery miliony kilometrów, nasze drogi na pewno byłyby bezpieczniejsze. Choć, przyznaję, jeszcze lepiej nie mieć żadnego. Ale cóż, nigdy nie twierdziłem, że jestem perfekcyjny.  
|
i omal nie zabił, zmienił sie!! ( miał 7 wypadków, zaden nie był z jego winy i nie ma zadnego punktu karnego) 
Zaraz zobaczymy, czy znajdę te taśmy. 