Witam! Zapraszam w podróż - krótką w porównaniu do wojaży niektórych kolegów z forum, ale zawsze.
Pewny i zaplanowany od dłuższego czasu wyjazd rozpoczął się ok. 18:50 w poniedziałek 24.08.
Mercedes z niepełnym zbiornikiem paliwa, ładunkiem, który w papierach ważył 1090kg (w rzeczywistości było ok. 1.3t), oraz jedzonkiem w lodówce, był gotowy do drogi. Naszym miejscem docelowym było niewielkie miasteczko w środkowych Węgrzech - Jaszbereny.
Z gotowym planem postojów i długiej pauzy na spanie ruszyliśmy spod firmy, od razu kierując się w stronę Drogi Krajowej nr.5.
Widoki z okolic Komornik na A2 oraz na DK5:
Pogoda dopisywała, ruch wcale nie był duży, a jedynym czynnikiem, który spowalniał jazdę, były roboty drogowe na wielu odcinkach "5".
DK5:
Pierwszy postój, jak zawsze podczas naszych wyjazdów na południe Europy, zrobiliśmy na dawnym już PREEMie przed Rawiczem, gdzie wypiliśmy po kawie, kupiliśmy gazetę branżową, oraz przeczytaliśmy co piszą w innych.
Gdy wyjeżdżaliśmy ze stacji było parę minut po 21.
Wrocław przywitał nas o godz. 22.15 remontami i działającą jeszcze sygnalizacją świetlną. Tam też mieliśmy zaplanowane tankowanie "do pełna". Nie minęło wiele czasu i już zjeżdżaliśmy na A4. Obyło się bez utrudnień, a pogoda jak dobra była, tak dobra została, dzięki czemu 30min. po północy zjeżdżaliśmy na Orlen za Katowicami by się przespać. Przed snem padły słowa które podbudowały morale załogi - "ŻADNEGO BUDZIKA!"
Tak zakończyliśmy pierwszy dzień pracy.
25.08 Drugi dzień.
Jedno oko otworzyłem ok. 6 - świtało, spojrzałem w dół, wujek jeszcze spał. Trochę poleżałem, i tym sposobem zdrzemnąłem się do 7:50. Wujek już zwijał "bałagan" po spaniu. Poszliśmy się umyć i ogolić, zrobiliśmy kawę, zjedliśmy śniadanie, a gdy już ruszaliśmy z parkingu była godzina 9:30.
Widoki z A4 (co ciekawe, ta "mgła" na niektórych zdjęciach, to były tak nisko płynące chmury, a nie normalne "mleko z wilgoci"):
Według naszych wyliczeń późnym popołudniem mieliśmy być na miejscu rozładunku, pod firmą.
Na razie jednak trzeba było wyjechać z Polski - kierunek Chyżne. Z autostrady zjeżdżaliśmy na "zakopiankę" E77.
Ostatnie kilometry w Polsce:
Od tej pory trasa wiodła prawie cały czas pod górę. Do granicy PL-SK zostało jakieś 100km z małym hakiem. Gdy dochodziła 11:30 tankowaliśmy ostatni raz w Polsce, by nie musieć dolewać za granicą. O 11.45 wjeżdżaliśmy na Słowację.
Widoki zza granicy PL-SK w Chyżnem:
Malownicze krajobrazy górskie wzdłuż drogi 77 to niewątpliwie zasługa dość wysokich w tym rejonie Karpat. Droga E77 prowadzi aż do Budapesztu, jednak my odbijaliśmy w mieście Zvolen, kawałek na południe za Bańską Bystricą.
W w.w mieście zjeżdżaliśmy na trasę E571, która przechodząc później w E58 prowadzi nas do przejścia granicznego SK-H.
Przejeżdżając granicę ok. 15:50 kierowaliśmy się drogą nr.21 na Salgótarjan, stamtąd już niecałe 90km do celu. Mijając miasteczko Batonyterenye jechaliśmy dalej "21ką", która doprowadziła nas do autostrady M3 wiodącej z Budapesztu aż pod granicę z Rumunią. Nam jednak granica węgiersko-rumuńska nie była do niczego potrzebna, bo już po 3km zjeżdżaliśmy na lokalną drogę prawadzącą do celu - firmy Szatmari w mieście Jaszbereny. Na miejscu byliśmy ok. 17. Nadszedł więc czas na pauzę z prawdziwego zdarzenia. Rozładunek dopiero rano, więc mieliśmy 16h do zagospodarowania. Zimne piwko i orzeszki, lektura kilku pism branżowych, no i upragnione spanie.
Staliśmy na Shelli jakieś 100m od firmy:
Nie obyło się bez "niespodzianek". Ok. godz. 22 termometr pokazywał 26stopni, co wcale nie było przesadzone..., a na dodatek 30min, później obsługa stacji postanowiła skosić trawę wokół obiektu
Sprinter trochę pochodził, klimka ochłodziła kabinę, facecik przestał kosić trawę i po 23 poszliśmy spać. Na termometrze było już 22stopnie...
26.08 Dzień trzeci.
Wstaliśmy ok. 8, sporządziliśmy śniadanie, wysprzątaliśmy samochód, no i pojechaliśmy na rozładunek:
Przy wyjeździe umyliśmy rączki, no i podjechał polak z Omegi Pilzno - nie mógł znaleźć adresu, wklepaliśmy w GPS'a, ale też nie znalazł, okazało się, że miał jakiś błąd w nazwie ulicy...
Zdjęcia z powrotu:
No i ostatnie ujęcie z całej trasy. Ostatni parking na A4 przed zjazdem do Wrocławia.
Z parkingiem wiąże się też pewna historia. Mianowicie jedziemy autostradą, zapadł zmrok, i coś mi nie pasowało w strudze światła - mówię wujkowi, że nie mamy prawego oka. Poddaliśmy tą tezę w wątpliwość, ale zjeżdżając na kawkę wujek mówi - "sprawdzamy te światła, bo jakby nie było to raz że, źle, a dwa, że wstyd tak jeździć
" I rzeczywiście miałem wcześniej rację, nie mieliśmy prawego światełka.
Gdy zabraliśmy się za wymianę podjechał mobilek niebieskim TGA, wychyla się ładna, miła pani w galowym stroju (zapewne studentka, albo inna kelnerka), i pyta czy nie jedziemy do Poznania. Odpowiedź zabrzmiała owszem jedziemy, ale jakby chciała się zabrać, to siebie nie polecamy, bo byłoby jednak trochę ciasno w 3 osoby w sprinterze. Prośba na CB o transport poskutkowała no i tak dzięki radyjku dziewczyna znalazła transport do Poznania, jak odjeżdżaliśmy z parkingu, zapytałem, czy jeszcze czeka, to ją weźmiemy, ale już jej nie było. Zapewne gnała z jakimś mobilem w stronę P-ń...
To by było na tyle. Następne recenzje zapewne w ferie, no i pewnie ostatnie, bo w przyszłe wakacje już trasy także na lewym fotelu.
Pozdrawiam!