Witam.
Nadszedł czas, by zaprezentować tegoroczne trasy. Na początek pierwsza trasa. W niedalekiej przyszłości będą jeszcze dwie.
Krzepice-> Wieruszów-> Rennerod (D)-> Neuwied (D)-> Chełm Śląski-> Krzepice
Wtorek 13.07.2010
W upalny, urodzinowy dzień, spakowany czekam na Tatę, który pod domem zjawia się o 14:40. Pakujemy rzeczy do auta i o 14:50 opuszczamy Krzepice i jedziemy ładować się do Wieruszowa. Na załadunek jesteśmy umówieni na 16:30. W międzyczasie Tata mówi mi, że mamy załadunek powrotny na czwartek do Chełma Śląskiego. Do Wielunia ruch względny. Następnie kierujemy się na Wrocław, tam już samochodów trochę więcej i małe wioseczki powodują, że już nie jedzie się tak płynne jak DK43. W Wieruszowie zjawiamy się o 16:25, po 5 minutach spędzonych u magazyniera podstawiamy się pod rampę, z której to dopiero odjeżdżamy o 20:40. Z 16t mebli wyjeżdżamy z Helvetii, uderzając na granicę. Pogoda trochę się zmieniła, bo przelotnie pokropiło, pogrzmiało, i na szczęście się lekko ochłodziło. Przed Oleśnicą mijamy Yacę stojącego na CPN`ie. Przez Wrocek przejeżdżamy w miarę sprawnie, troszkę rozkopany, ale pora już wieczorna, więc i koreczków brak. Przy wylocie na autostradę, na którą to się udajemy mijamy się z Czakiem. Na A4 spokojnie, mijamy 3 gabaryty w przeciwnym kierunku. Nic po za tym ciekawego, jak to na autostradzie o tej porze nic się nie wydarzyło.
Środa 14.07.2010
O 00:20 stajemy na Żarskiej Wsi. Jemy kolację i idziemy spać.
Wstajemy parę minut przed 9, zażywamy trochę higieny i w dźwiękach Polskiego radia szykujemy śniadanie, po którym to gotujemy wodę na kawę. Idziemy na stację za toaletą, robimy małe zakupy. Po powrocie do auta dopijamy kawę, odpalamy maszynę i o 10:05 wyjeżdżamy z Bp. Po krótkiej chwili jesteśmy już na granicy, przez którą to przejeżdżamy bez najmniejszego spowolnienia. I pomyśleć, że jeszcze niedawno stało się tu w kolejkach, po kilkanaście godzin. W kraju naszych zachodnich sąsiadów ruch spory, do tego roboty drogowe, które powodują zwężki, na których to musi się koniecznie znaleźć jakiś zawalidroga, który pojedzie jeszcze wolniej niż znaki mówią, a gdy tylko skończy się zwężka i zamierza się go wyprzedzić, to wciska gaz w podłogę, że nie idzie go dojść. Kiedy to trochę luźniej się zrobiło, wjeżdżamy w kolejną zwężkę, na której trochę więcej czasu tracimy z racji tego, iż to Jena, a co za tym idzie góreczki. Nam one nie przeszkadzały, ale innym tak. W końcu Renia dobrze ciągnie. Po 4,5h jazdy zjeżdżamy na Horselgau, na którym to szykujemy obiad i piejmy kawkę. Dzień bardzo upalny, na parkingu od asfaltu ciepło wali niemiłosiernie. Z boku nas stoi Litwin Mercedesem Vario, który to śpi na siedzeniach z otwartymi drzwiami, a na ławce obok siedzi jego dziewczyna/ żona, czytając gazetę, a jednocześnie pilnując Vario. Szczerze mówiąc współczuje stać takiemu kierowcy w taki skwar, cóż taka praca. 15:10 więc czas na to, by odpalać maszyny i ruszać dalej. Po ujechaniu kilometra stajemy w 2km korku. W którym to tocząc się pomału dojeżdżamy, w końcu do przyczyny owego koreczka. Powodem jest awaria ciężarówki, na zwężce. Tuż za ową ciężarówką droga idzie już bez większych problemów. Jak to w większości na 4`Ce przeważają tereny górzyste. Nas to niestety nie rusza, jednak niektórzy mają tu co robić z biegami. Następnie zjeżdżamy z autostrady, kierując się na Limburg. Na landówce jak to przeważnie bywa, mijamy kilka wiosek. Po godzinie jazdy ową landówką przyjeżdżamy na parking pod firmę, na którą to Tata idzie się zameldować i tak jak się spodziewaliśmy (Tata już tu kiedyś był) portier mówi, że rozładunek jutro rano. Tata dostał takie podobne urządzenie do telefonu z którego to jutro rano dostaniemy cynk, żeby wjeżdżać. Po przyjściu do auta otwieramy browara, po którym to idziemy spać.
Czwartek 15.07.2010
Pobudka o 5:30, szykujemy małe śniadanie, pijemy herbatę. Po małym ogarnięciu kabiny czekamy na sygnał, który to otrzymujemy o 6:05. Szybki wjazd i zarazem szybki wyjazd, bo już o 6:35 jesteśmy za bramą. Z adresem wbitym w nawigację jedziemy pod załadunek. 30 minut jazdy landówką i wbijamy na autostradę, uderzając w kierunku Koblenz, a dokładniej do Neuwied. Po 2h jazdy jesteśmy pod biurem, w którym to mamy mały problem, ponieważ w biurze mówią, że to nie ta firma, do której mieliśmy przyjechać. Co dziwne okazuje się, że ładunek do Chełma Śląskiego jest. W międzyczasie przyjeżdża kierowca z innej firmy, na załadunek w to samo miejsce co my. Chłopak z Premium` ki ma ten sam problem co my. Kilka telefonów do biura, biuro do spedycji i tak prawie po 3h głupiego czekania, czyli o 11:15 przyjeżdża pod nas wózkowy, który mówi, żeby jechać za nim. Szybko palimy maszyny razem z kolegą i jedziemy za wózkowym. Dodam, że plac na, którym znajdowało się biuro, należał do firmy Becker. Tak po około 2km przejechanych po ogromnym placu podjeżdżamy pod wskazaną halę, na której znajdował się nasz towar, a była nim linia produkcyjna do produkcji okien. Ustawieni zabieramy się za przygotowywanie naczepy do załadunku, dobrze bo tylko jeden bok. Sam załadunek w miarę sprawnie poszedł, kawałek odjechaliśmy, by kolega mógł podjechać i się ładować, później poszliśmy spinać towar, jednak pospinanie tych elementów zajęło trochę więcej czasu, niż sam załadunek. Razem z drugim kierowcą o 13:55 podjeżdżamy pod biuro po papiery. Podczas gdy my się ładowaliśmy, pod biuro przyjechało trzech Polaków (dwóch z jednej firmy BC Trans z Żor, a trzeci z Wrocławia, z firmy mi nieznanej). Papiery wypisane, więc można startować i tak o 14:30 wyjeżdżamy z Neuwied. Kolega z Premium` ki niestety nie pojechał razem z nami, ponieważ on gdzieś tam landówkami miał jechać. Z 14t gnamy w kierunku Polski. Droga w naszym kierunku idzie świetnie, co innego w przeciwnym kierunku, z powodu zwężki utworzył się 3km korek. Troszkę górek, parę zwężek, na jednej z nich małe spowolnienie i jedziemy dalej. Po 4,5h stajemy na 45min. Szykujemy kolację, załatwiamy potrzeby fizjologiczne, myjemy garnki i ruszamy dalej. Godzina jazdy, bo tylko tyle nam zostało szybko mija i tak o 21:10 stajemy na długą przerwę. Na parkingu jak to o tej porze zazwyczaj bywa miejsce ciężko znaleźć. Po przebiegnięciu parkingu za miejscem, przyklejamy się wzdłuż rajek. Zasuwamy rolety, ścielimy łóżko i idziemy w kimono.
Piątek 16.07.2010
Pobudka o 5:20, załatwiamy sprawy związane z higieną, jemy skromne śniadanko, popijajmy herbatką, wkładamy tacho i 6:10 starujemy. Słońce ostro świeci, przez co zdjęcia trochę kijowe, no ale cóż siła wyższa. Dzień zapowiada się upalny. Po drodze mijamy nowe Volvo od Vaex`a, w międzyczasie wyprzedza nas chłopak z okolic Krzepic. Czym bliżej granicy tym więcej rodaków na drodze w przeciwnym kierunku widać. Na granicy mijamy dwa wozy policyjne, ale spokojnie bez żadnej kontroli przejeżdżamy przez granicę. Pomału się ociepla, to sobie uruchamiamy Klimę i tak sobie pełną parą gnamy na Śląsk. Kierownik budowy, na którą to jedziemy, kilka razy dzwonił dopytując czy zdążymy dojechać do 14. Ciężko było mu jednoznacznie odpowiedzieć, ponieważ nie wiedzieliśmy jak nam pójdzie przez Katowice, na starej 15`stce. Jak na razie droga idzie świetnie, więc gdyby szło tak samo do Bierunia to spokojnie powinniśmy dojechać, lecz nigdy nie wiadomo co to na drodze się może wydarzyć. Przed Wrocławiem stajemy na Bp na 45min pauzy, wtedy parzymy kawę i sprzątamy auto w środku. O godzinie 11 wyjeżdżamy z parkingu. Na 219km mijamy zjazd na Opole, którędy to normalnie zjeżdżamy w kierunku domu. Przejeżdżamy węzeł Sośnica, gdy mamy już niedaleko do Chełma, po raz kolejny dostajemy telefon od kierownika z zapytaniem jak daleko nam do celu i czy zdążymy do 14. Wtedy jesteśmy już pewnie, że będziemy gdzieś tak około 13:45. Zjeżdżamy na Bieruń i tak na miejscu jesteśmy o 13:50. Wjazd na budowę strasznie ciasny, ale jakoś dajemy radę i po chwili ustawiamy się pod halą gotowi do rozładunku. Na dworze po wyjściu z auta normalne tropiki, skwar niesamowity. Po przygotowaniu naczepki do rozładunku, z człowieka się leje. Wózkowy szybko zabiera się za rozładunek, bo o 15 kończy robotę. Rozładowani, z papierami zdanymi wyjeżdżamy o 14:50. Gdy wyjeżdżaliśmy nad Częstochową ciemne chmury zasłoniły niebo, i po niedługim czasie zaczęło lekko grzmieć. Przed Sosnowcem troszkę pokropiło, lecz za chwilę znowu się wypogodziło. W Siewierzu zwalniamy tempo jazdy i pomału toczymy się w koreczku. Jak to przeważnie bywa w korkach, na CB aż wrzało od rozmów. Po krótkiej chwili słyszymy, że coś jedzie na sygnale, tuż za chwilę mija nas policyjna, bordowa Vectra i ściąga na pobocze starszą siostrę, Vectre. Dalej bijąc się w ogromnym korku, Tata dostrzega, że termometr powietrza pokazuje temperaturę 44C, wiadomo że tyle raczej nie było, ale coś koło 40C to na pewno. Gdy my jeszcze przez chwilę stoimy w korku w stronę Warszawy, korek zaczyna się tworzyć również i w przeciwnym kierunku. W Poczesnej odbijamy na Blachownie, z racji tego, żeby nie stać w kolejnym korku w Częstochowie. Niby nie odbiliśmy na jakąś super drogę, ale zawsze to się jedzie, trochę wolniej, ale jedzie. Tak sobie pomykając ku domu, jedziemy przez miejscowości użytkowników Wagi Ciężkiej. Najpierw mijamy miejscowość Kapsia- Aleksandrię, po chwili jesteśmy w miejscowości Harrego- Wręczycy Wielkiej. Dojeżdżamy do ronda w Kłobucku, co za tym idzie, wjeżdżamy na DK43. Wracając jeszcze do użytkowników naszego forum, pamiętam, że w Kłobucku też mieszka jakiś user. Piątek popołudniu na krajówce ruch mały, pogoda do jazdy wspaniała, choć patrząc na moje prawo niebo się trochę zachmurzyło. Dzwonię do Mamy, żeby przyjechała po nas na zakład, bo po chwili wpadamy na obwodnicę Krzepic, kierując się na centrum. Jak to w mieście bywa, kilka manewrów po uliczkach i jesteśmy na ostatniej prostej do firmy. Na firmę przyjeżdżamy o 17:20. Pakujemy manatki do osobówki, zasuwamy rolety i jedziemy do domu.
Myślę, że Wam się spodobało
Zapraszam do komentowania
|