No to zaczynamy !
Kryniczno - Maków Maz. - Grodzisk Maz. - Warszawa ul. Karczunkowska - Swarzędz ul. Rabowicka - Poznań ul. Wichrowa ( Urząd Celny ) - Kryniczno
Środa 20.07.2011
Kryniczno - Łąck k. Płocka
Przejechane : 309 km
Rano wczas ojciec zjechał do domu , ruszył z granicy więc zeszło mu prawie dwie godziny . Zaczęliśmy planować którędy jechać , jak najlepiej i czy na Wrocławiu otwarta jest na Długołękę obwodnica . Planów było dużo , godziny mijały i w końcu postanowiliśmy ruszyć o 14 przez Wrocław . Już rzeczy spakowane , mamy ruszać i się rozpadało , no cóż pechowo się zaczęło . Mieliśmy 7 godzin jazdy ,więc planowaliśmy dolecieć pod Płock ,albo i dalej . Wjechaliśmy na DK 94 , w końcu zlikwidowali te słupki , bo z podporządkowanej nie dało rady z naczepą wywinąć . Lało niemiłosiernie , tato się rozgrzewał , jeśli można to tak nazwać i na razie spokojnie do Wrocławia . W Leśnicy się korkowało jak to zawsze o tej porze , a za Leśnicą już objazdem Jeleniogórską i do przodu . Ciasno tam , dziury na wysepkach ogromne ,ale innej drogi nie ma . Minęliśmy stadion , tam też rozkopane , ciasno na zwężkach . W końcu wylecieliśmy na Milenijny i na Poznań . Do AOW korek , my jeszcze łaskawi puszczaliśmy tych co wjeżdżali z boku ,ale jeden cwaniak nawet się nie rozglądał liczył ,że go wpuścimy i prawie urwał o naszą naczepę lustro . Wlecieliśmy na AOW i do Długołęki , trzeba przyznać kawał dobrej roboty . Jedyne co nas dziwiło to światła na jednym skrzyżowań , gdzie dłużej trzymało zielone na podporządkowanej niż u nas . Wylecieliśmy za Długołękę i już ciśniemy ostro . Przez Wrocław zeszło nam 1.5 h więc trzeba to nadrobić . Kawałek pojechaliśmy 8mką i potem pod wiadukt w Oleśnicy i na Ostrów Wlkp. Padało dalej , ja chciałem poczytać Angorę ,ale nie na tej trasie , za dużo uskoków , dziur itp. Szło dobrze , do taty zadzwonił szef obczaić sytuację , ale ja musiałem z nim gadać , bo rzekomo 'starszy' nie ma czasu . Szef dopiero doszedł do tego ,że jedziemy jak karetka obok nas przeleciała . W Lesie do Ostrowa pełno ludzi z jagodami itp ,mieliśmy stanąć kupić słoik ,ale za bardzo padało . W Ostrowie zaczęło się przejaśniać , na CB odezwali się pierwsi "nadgorliwi'' , bo im osobówki ruch tamują . Ja w tym czasie dałem cynk Gonzowi ,że będę leciał przez Ceków ,ale ten w robocie więc lipa . Wylecieliśmy na Kalisz , w Kaliszu już zrobiona obwodnica i w końcu przez Skalmierzyce nie trzeba jechać . W Kaliszu poszło szybko , zrobiliśmy sobie z volvem 400tką mały wyścig ze świateł , chociaż ten miał mniej przełożeń został w tyle , ale nie wiadomo ile miał ton . Przelecieliśmy przez Ceków , szukałem domu Patryka ,ale tylko szkołę zobaczyłem . Ozwał się i wtedy mój żołądek ,ale nie chciałem lodówki wysuwać , dopiero na pauzie - postanowił tato . Ściszyliśmy radio , bo już uszy nam pękały od eskowej łupanki . Szło dobrze , nadrabialiśmy stracony we Wrocławiu czas . Przelecieliśmy A2 i dolecieliśmy do dwójki w Kościelcu . Zaczęliśmy się oglądać za paliwem , oczywiście 200L - Obiad gratis . Zjechaliśmy w Kole na wylocie na jedną stację ,ale bon na obiad do wykorzystania w restauracji jadąc na Konin , więc nie zastanawiamy się i lecimy dalej , paliwa jeszcze mamy , po za tym cena tutaj troszkę duża i DKVki nie było . Nie ujechaliśmy długo , jakieś 30 km i musieliśmy zrobić 45tkę , wypadło to nam na ciasnej stacji w Chodowie , nie było gdzie zaparkować więc stanęliśmy tak po niemiecku i liczyliśmy ,że nikt nie będzie chciał tędy przejechać . Zjedliśmy po dwa naleśniki , sprawdziliśmy jak ładunek , ja jeszcze wbiłem na Orlen po Hot Doga i tak zleciało 45 minut .
Nie zastanawiając się długo ruszyliśmy dalej , nie najedzeni ,ale cóż . Wlecieliśmy z powrotem na drogę , spodobał mi się manewr bodajże Litwina wyjeżdżającego z parkingu , który sobie przejechał po wysepce na drugą stronę , no tak , jakiś pomysł jest . Cb radio wyłączyliśmy , bo nie było o czym słuchać , a inspekcji czy coś nie mieliśmy się co bać . Ruch ogólnie ku mojemu zaskoczeniu był bardzo mały , luźno , nie było nawet czemu zdjęć robić . Wlecieliśmy do Kutna , szczerze mówiąc pierwszy raz tu byłem więc byłem bardziej zafascynowany nowo poznanym terenem niż robieniem zdjęć . Kutno oblecieliśmy obwodnicą , za Kutnem jeszcze jedna stacja gdzie obiad gratis i DKV była , no ale co do czego na dystrybutorze po 15 minut czekania przeczytaliśmy : DKV nieczynne , no szlak by to ! . Zostało 25 minut jazdy ,więc planowaliśmy postój za Gostyninem w Łącku . Oczywiście parking pusty , razem z nami wjechał kierowca innego dafa , ustawiliśmy się jak trzeba i zabraliśmy się za szykowanie jedzenia . Nie chciało nam się szykować jakiś przysmaków więc wypadło na zupki chińskie i herbatę do tego . Zjedliśmy , ja umyłem naczynia ojciec poszedł na stację kupić coś do czytania dla siebie . Po 22 zasłoniliśmy firanki , ja jeszcze pałętałem się po parkingu . W końcu gdy ostatnia koleżanka poszła spać , wróciłem do kabiny i również zasnąłem .
Czwartek 21.07.2011
Przejechane : 307 km
Łąck-Maków Maz.-Grodzisk Maz. -Warszawa Karczunkowska
Rano pobudka , budzik nastawiony na 5:30 , o 6 planowaliśmy ruszyć . Zostało nam 130 km więc 2 godziny liczyliśmy na dojazd do Makowa . Ja gdy wstałem ogarnąłem bajzel w kabinie , ojciec poszedł na stację się umyć , a mi zostało umyć się z bańki koło samochodu , bo nie było czasu już , tak nagle się czas skurczył. Ruszyliśmy , do Płocka nie daleko i na rondzie zamiast pierwsza w prawo pojechaliśmy w miasto . Nie opłacało się zawracać więc przez most 10 ton bodajże i przez Wisłę . Z Płocka mieliśmy jechać na Płońsk ,ale postanowiliśmy ,że z powrotem się tędy bujniemy na Grodzisk już . Wylecieliśmy z miasta i pech 3 autosany przed nami , z dwoma się uporaliśmy za jednym razem ,ale trzeci już nie dawał za wygraną , po za tym trzymało nas te 19.5 tony . W końcu za Drobinem zjechał na przystanek i uff możemy przyśpieszyć . W Glinojecku transparent informujący o imprezie romów , tato lubi te klimaty ,ale nie tym razem , robota czeka . Przed Ciechanowem trafił nam się jeszcze jeden Autosan i niestety wyprzedzić go było o tyle ciężko ,że ojciec rozmawiał przez telefon . W Ciechanowie byliśmy po 7 , poszło nawet szybko . Do taty znowu dzwonił szef , pytał co i jak , czy zdążymy dzisiaj rozładować Warszawę , bo załadunek o ładunku na Szwajcarię już coś wiadomo .Na wylocie zjechaliśmy zatankować , bon na obiad był więc wlaliśmy 250 litrów . Poszedłem do restauracji ,ale zamknięta .. Po chwili namysłu doszliśmy do wniosku ,że jednak pojedziemy na powrocie przez Płońsk , bo na to samo wychodzi i nawet szybciej . Ruszyliśmy po chwili dalej , zaraz na Cb wiadomość ,że nie mamy lewego światła z przodu , ojciec pomyślał ,że to bezpiecznik i postanowiliśmy wymienić na Oetkerze . W lesie przed Makowem leżało pełno drzew powalonych , jakaś krowa przy drodze stała , też jej na łańcuch drzewo spadło , bidula . Wpadliśmy do Makowa , tam znowu kierowca ,że brak nam światła ,ojciec trochę z ironią odpowiedział i już się chcieli gryźć . Podjeżdżając pod bramę ojciec chciał mój paszport ,bo inaczej mnie nie wpuszczą , taka procedura , no ale jednak ugadał i bez dokumentu wjechałem , bo oczywiście zapomniałem . Na zakładzie rozładunek 8 palet , otworzyliśmy drzwi i zaraz magazynier zaczął zrzutkę , my za ten czas wymieniliśmy bezpiecznik ,ale to nic nie dało , rozładował , odebraliśmy papiery więc ruszyliśmy do Grodziska .
Zrzuciliśmy jakieś 5.5 tony , więc było lżej . Wrzuciliśmy w nawigację ulicę w Grodzisku , trasę alternatywną i jedziemy z powrotem . Przed nami ruszyły 3 nowe FH , ruskie nimi jechali , więc szybko zostaliśmy w tyle , po za tym krowa którą mijaliśmy jadąc do Makowa wtargnęła na drogę i musieliśmy trochę zwolnić . W Gołyminie zacząłem szukać żarówek , bo postanowiliśmy wymienić , w sumie ojciec postanowił gdy ja będę zajadał . Wróciliśmy do Ciechanowa , ja szybko poszedłem po obiad , którego nie było więc wziąłem śniadanie ( Gołąbki , ziemniaki surówka ) trzeba przyznać pyszne . Tato w tym czasie wymienił żarówkę i po 20 minutowej pauzie ruszyliśmy dalej . Do Płońska czyściutko więc prawie cały czas na odcięciu . W Płońsku objazd którego nie zauważyliśmy , zawijka na kolejnym rondzie i powrót . Co do czego i tak pojechaliśmy przez 10 ton za nauką jazdy . W końcu już gdy droga zwęrzyła się na maksa tato podjął się wyprzedzić , ale baba która się uczyła usilnie trzymała się środka i dopiero dobiła do boku ,gdy tyłem naczepy wjechaliśmy jej na auto , a my sami jechaliśmy już ostro poboczem . Tymi wertepami dolecieliśmy do 10tki i potem na 7tkę gdzie dał o sobie znać Villatol .Piknął dwa razy ,więc ciśniemy . Pechowo złapały nas na dwóch światłach czerwone , więc co chwilę hamowanko ,ale potem już tempomat i do Nowego Dworu Maz. na odcięciu , na światłach lewy pas i tylko startujących braliśmy . W Kazuniu zjechaliśmy z 7mki na Błonie . Po chwili zonk , 10 ton i jakieś zezwolenia mogą wjeżdżać , do tego po 5 km usłyszeliśmy ,że policja stoi w Lesznie . Zjechaliśmy więc zrobić 30minutówkę licząc ,że się zwiną . Ci jednak stali , nam pauza minęła więc ruszyliśmy . Przejechaliśmy koło nich , Ci patrzyli się na nas jak nie wiadomo na kogo , już chcieli za nami ruszać ,ale zobaczyli chyba szwabską blachę w naczepie więc odpuścili , bo oni po niemiecku sprechać nie potrafią . Dolecieliśmy do Błoń , liczyliśmy ,że prędko na krótki odcinek 2jki nie wjedziemy ,ale akurat trafiliśmy i szybko w Błoniach na Grodzisk .Tu już nam droga znana , w Grodzisku jadąc do Rabena kierowcy zaciekawieni pytali gdzie się porywamy , na wiadukcie 10 ton , za wiaduktem kamera i misiaki , ojciec zaspokoił ich ciekawość skręcając do Rabena . Na zakładzie pustki ,więc liczyliśmy na szybko rozładunek , jednak nic mylnego , trafiliśmy na przerwę . Po przerwie koło 14 zrzucili , i tak musieli całe auto zrzucić , bo jedna paleta do Grodziska była na samym przodzie ... tak załadowali , ale dzięki temu zostały się nam palety .
Po 15 ruszyliśmy z Rabena , gdzieś tak. Spedytor ze Szwajcarii zadzwonił jak nam idzie i przysłał smsem załadunek już na jutro . Był to Swarzędz , awizacja na 6tą rano . Wszystko zależało czy rozładują nas w Warszawie , gdzie robią do 17 tej , szlachta !Do 8 semki dolecieliśmy w Urzucie , znów trafiliśmy na zielone i szybko w stronę Warszawy . Ruch od Warszawy potężny , no cóż godziny szczytu , tato błagał tylko ,aby nas to nie spotkało . Za Nadarzynem odbiliśmy na Piaseczno ,ale tam niestety trafił się nam niedzielny kierowca . Minęliśmy sławną Magdalenkę i całe te mafijne domostwa , nawigacja przed Piasecznem kazała nam skręcić w 5 ton , no niby o 10 km krócej ,ale jednak dostać mandat to nie było by miło . W Piasecznie światła totalna pomyłka , tyle co się ojciec nawkur*** to jego , ale w końcu przelecieliśmy to i wpadliśmy do Warszawy , była 16:20 , wiem bo się spieszyliśmy , i kolejne udane światła . Zielone z obu stron i weź tu przejedź na drugą stronę , tyle co za sygnalizację aut przejechało tyle zdąrzyło , a reszta czekać ! . Rozładunek w firmie SIKA , Chemia Budowlana , wjechaliśmy na zakład , ojciec szybko pobiegł zanieść papiery i tam zła wiadomość , magazynier chciał rozładować ,a tu Szwajcarzy dni tygodnia źle policzyli chyba i awizację rozładunku na 9 rano w piątek . Wtedy już było wiadomo ,że weekend w Poznaniu spędzamy . Jeszcze nasz spedytor Radek próbował coś robić , no ale nie dało rady , pogodzeni z losem zrobiliśmy sobie jajecznicę na boczku , potem ja trochę porozmawiałem , następnie zimny prysznic i tak czytając ostatnie strony 'ANGORY' usypiałem na siedzeniu , było koło 23 . Nie zdążyłem wejść na łóżko jak się rano okazało .
22.07.2011
Przejechane : 320 km
Karczunkowska - Swarzędz
Piątek rano , pobudka przed 8 , wcześniej nie było sensu . Wstałem i poszedłem się rozprostować , spałem jakoś nieźle zgięty . Zjedliśmy śniadanie , tzn ja zjadłem , 2 kromki chleba , bo nie jesteśmy z rana przyzwyczajeni coś większego szykować . Równo o 8:30 przyszedł do nas magazynier kazał się przestawić , ku mojej uciesze miałem okazję się wykazać , lecz co to cofnąć do tyłu i wjechać między 2 samochody ... No nic trudno następnym razem - pomyślałem . Wrzucili ręcznego na pakę , ja przewoziłem palety na koniec naczepy , a ojciec wypisywał dokumenty , zeszło się trochę ,bo wwozili to od razu na magazyn ,no ale po 40 minutach auto zrzucone , drzwi zamknięty - można ruszać . Przez godzinę 3 telefony od spedytora , w tym jeden z nowiną ,że może uda się odprawę zrobić bez nas , ojciec w to wątpił ,ale może jednak . Ruszyliśmy , do 7 masakryczny korek , tam straciliśmy na 500 metrach 30 minut , potem do 8mki to samo . Ojciec już wątpił ,że dzisiaj do Swarzędza w takim tempie dolecimy . Na 8mce skup palet , jeszcze przed naszym zamierzonym zjazdem z głównej , tam sprzedaliśmy i był bar z boku więc zjedliśmy flaki . Wyrysowało pauzę 17 minut ,więc elegancko - ruszamy dalej . Na pace pusto więc szliśmy jak burza , zjazd z 8mki w Mszczonowie i na Żyrardów . Nasze nie włączanie Cb przyniosło efekt , w Żyrardowie śmiertelny wypadek i korek . Policja potem kierowała na Skierniewice , no trudno zmiana trasy . Jeszcze przed nami policja jechała więc przepisowo . Droga bardzo dobra , mogłem w spokoju kupioną angorę czytać . Ojciec coś tam gawędził z wywrotkarzami którzy gnali przed nami . W Skierniewicach jakieś objazdy itp , nawet nie sądziłem ,że tutaj tak rozbudowane jest , ostatnio 3 lata temu tędy się jechało . 4 pasy i w ogóle elegancko szło , nie ma lipy chciało się rzec .Ze Skierniewic do Łowicza spokojnie , w Łowiczu za Maluchem się puściliśmy ,aż musiałem pstryknąć zdj , bo to już rzadkość . W Głownie gościu z parkingu wyjeżdżał , nagle złapały mu hamulce , jakim cudem to nie wiem i zerwał nieco opony i ojca słowa " Patrz , patrz kuwa jak się normę podnosi " . I w końcu Stryków , w Głownie oczywiście światła które tworzyły korki ,ale w końcu jest A2 upragniona ! . W ciągu 2.5 h przez te Piaseczno , Żyrardów itp przelecieliśmy ledwo 103 km ,a średnia prędkość to 40.3 km/h . Wpadliśmy na bramki , Via Toll pyknął więc szybko ruszamy dalej , tempomat na 89 i do Swarzędza , po 30 km średnia prędkość wzrosła do 45 już . Ja wysunąłem lodówkę ,zrobiłem po kanapce , potem zabrałem się za dalsze wywiady , recenzje w Angorze . Tak mi czas zszedł do pauzy na MOP Kuny . Stał tam handlarz , więc poszliśmy po ziemniaki na weekend , do tego jabłka się wzięło . 45 minut szybko minęło a my ruszyliśmy chwilę przed gościem z którym urządziliśmy sobie pogawędkę na temat płac . Jeszcze gdzieś za Koninem gdy już trzeba było ręcznie opłacać ,za 34 km jazdy autostradą do Wrześni policzyli nam 60 coś zł ,ale ojciec nie chciał się kłócić bo kasę spedycja za opłaty zwraca . Dolecieliśmy do Wrześni , pogoda się spierdzieliła , zaczęło padać , wiać i w ogóle . W takim klimacie dolecieliśmy do Swarzędza jadąc za scanią z paletami , tak dla zabawy raz my go wyprzedzaliśmy , raz on nas ,ale w końcu chyba się wkurzył i poszedł pełne 90 dych przez światła i zostaliśmy w tyle . W Swarzędzu już samym do Rabowickiej nie daleko , Zyzuh dalej nie dawał znaku życia więc odpuściłem . Wjechaliśmy na zakład , dostaliśmy instrukcję postępowania . Telefon od spedytora ,że niby celne są zrobione ,ale szef zmiany kazał czekać mówiąc " Jak się kur** ma awizację na 6tą to się o tej przyjeżdża , teraz stójcie ,póki wszystkich nie załadujemy " . Na szczęście mało aut było , w jednym dzieciak , nie wiem 10 lat może , wybiegł z auta na magazyn i po chwili z ojcem wrócił , nieźle wkur((( bo nie wolno z auta wyłazić , bynajmniej dziec itp . Po chwili wpadła do nas piękna pani ochroniarz poinformować ,że nie mogę opuszczać auta . Po 1.5 czekania podjechaliśmy , była 18 , przed nami jedno auta ,ale nas zaczęli ładować pierwszyc ( :O ) Zeszło i tak do 21:30 , bo 66 palet herbaty załadować to jednak trzeba , a Ci na dodatek porozpierdzielali to po magazynie całym . Załadowani założyliśmy plombę i chcieli zacząć przed skończeniem zmiany ładować drugie auta ,ale się okazało ,że plandeka dziurawa i co dalej to nie wiem bo pojechaliśmy na stację .
Sobota 23.07.2011
Przejechane : 26 km
Swarzędz-Poznań ul. Wichrowa URZĄD CELNY
Rano wstaliśmy przed 8 , wiało zimno i w ogóle , a ja bluzę miałem mokrą , jak zakładałem plombę . Poszliśmy do Lidla zrobić zakupy na weekend , zrobiło się za 70 dych zapasów i ruszyliśmy na celny , bo tutaj stać i coś gotować to lipa . Do Celnego kierunek na Pniewy , nie spieszyliśmy się , bo czasu sporo mamy , a weekendówka na pewno wyjdzie . Po drodze objazd , zeszło się na nim trochę , bo znów przejechaliśmy go i zwrot za torami kolejowymi . Wpadliśmy na celny , a tam nowina ,że na weekend 24 zł za dobę płatne , szybki telefon do szefa czy zwróci spedycja i wjechaliśmy , ustawiliśmy się z tyłu w trzecim rzędzie pod lampami . Przestało padać więc decyzją nieco sporną poszliśmy na miasto . Ojca bolał ząb od czwartku więc szukaliśmy stomatologa , trochę też zobaczyłem ciekawych miejsc . Dentysty nie znaleźliśmy ,a że Ibupromy , Apapy na ojca za słabe kupiliśmy AMOL i ojciec tam się bawił w zalewania zęba po powrocie do auta . Po chwili ustaliliśmy ,że trzeba kupić koperek i ,że ja muszę iść , znowu 4 km dreptania , no ale cóż mus to mus . Kupiłem koperek , ziemniaki na niedzielę i bodajże masło . Wróciłem do kabiny i zaczęła się nuda , telewizorka nie wzięliśmy więc 2 dni przy gazetach . Ja co chwilę wychodziłem to jakieś zdjęcia to coś i tak zleciało do wieczora , obmyłem się z bańki w kabinie , bo na celnym prysznicu nie ma i po północy poszedłem spać .
Niedziela 23.07.2011
Przejechane : ---
Pobudka przed 9tą , ja leżałem jeszcze do 10tej ,ale trzeba było wstać . Podzwoniłem po Maksach czy nie mają czasu na spota ,ale ten za daleko ma na Celny i lipa . Wybraliśmy się przed obiadem na giełdę do Baranowa , ale akurat się zwijali więc lipa . Wróciliśmy przez Baranowo , ojciec kupił piwo , ja AutoŚwiat i fantę i powrót do auta . Wróciliśmy i szykowaliśmy obiad , na niedzielę coś ekstra więc jakaś tam część kurczaka wędzona , ziemniaczki i surówka standard . Po obiedzie siesta do wieczora . Już się nie ruszaliśmy , ja co chwilę latałem do toalety , bo lekka niestrawność , a ojciec czytał książkę . Dzwoniliśmy do domu trochę pogadać , to szef zadzwonił co i jak , to znowu chata dzwoniła i tak się przewijało . Ja łaziłem po parkingu usiłując robić zdjęcia ,ale nie miałem ochoty nawet , lenistwo totalne . Od Rafała dostałem do Mańka numer , napisałem ,ale ten na wsi siedział , o 20 wrócił więc jak coś rano w poniedziałek można pomyśleć , odpowiedział. Pod wieczór to już jechałem na czekoladzie z automatu z podwójnym cukrem , posmakowało mi , przeczytałem już odkładany na koniec reportaż o politykach , który jak się okazało nie był straszny , wyczyściłem po raz hmm 4 w ten dzień kabinę i przed 23 biorąc znów kąpiel z bańki zmieniwszy ciuchy poszedłem spać .
Poniedziałek 24.07.2011
Przejechane : 207 km
Wichrowa-Dom
W końcu poniedziałek , zanim wstałem i się ogarnąłem na parkingu igły nie można było wsadzić , miejsca pełne . Poszedłem do toalety , ojciec też już się ogarnął i poszedł dać papiery , powiedzieli mu ,że na 12-13 powinny być , bo Angole o 9 przychodzą do pracy , więc na nasz czas to cholerna 10ta. O 10 już było 49 h pauzy , także ładnie ładnie , tacie się to podobało . Ja znów zabrałem się za sprzątanie , bo co tu robić , pisałem do Mańka ,ale ten pobalował pewnie i odpisał koło 12 dopiero , gdzie już jak wtedy myślałem było za późno . Oddanie dokumentów się przekładało to z 13 na 14 , a potem na 15 . Ojciec w końcu sam poszedł po papiery ,ale jeszcze celnik musi zobaczyć plombę celną , no i zeszło się do 15:40 . Ale w końcu ruszamy po 55 h pauzy . Do domu 210 km wg nawigacji więc pędzimy , bo w domu robota jeszcze czekała . W Poznaniu korkowało się dosyć , policja co pare skrzyżowań widziana , więc pasy zapięte . Wylecieliśmy po godzinie z miasta na 5tkę w Komornikach i w stronę Kościana , tam opisywać co nie ma . Po prostu szczęście , w stronę Poznania traktor co chwilę i korki ,a w naszą stronę nic . Jednak trafił nam się taki kierowca bardzo przepisowy , gdzie w wiosce równe 50 ,a za wioską na tyle szybko ,że nie dało rady go wyprzedzić . W końcu między dwoma nieodległymi wioskami go wyprzedziliśmy i już do Leszna szło jak miało iść . Krótki postój przed Lesznem na toaletę , kolejny telefon od Szefa gdzie jesteśmy itp , potem od spedytora na kiedy do Szwajcarii ojciec doleci i ten jego zawód gdy usłyszał ,że i tak odprawa w środę , bo we wtorek na noc doleci . W Lesznie na zwężce wpuścił nas o zgrozo miły Warszawiak ( :O ) . Za Lesznem niecodzienny widok , Maluszek wyprzedzał Mercedesa C! Jednak byłem za daleko aby to uchwycić . Przed Rawiczem myśleliśmy czy by nie polecieć przez Wołów ,ale jednak zostało na Wrocławiu , bo akurat mieliśmy w planie o 19 wjechać do miasta . Za Rawiczem kierowca z bodajże ABETU ,który swoją jazdą 50km/h na godzinę przez 2 km zrobił spory korek , CB też wyłączył bo wiedział ,że inni kierowcy będą go biczowali , dosłowanie ! . Reakcje kierowców były masakryczne " Jak Ty ch*** jedziesz " , " Zjeżdżaj z drogi bo nam się kuwa spieszy " itp . Potem to już Trzebnica i podjazd pod górę , poszło nieźle 80 dych na górze na 8 z połówką , chociaż na pace nie dużo bo 16 ton . A na górze piękny widok miasta i najwyższa wieża we Wrocławiu która jest ciągle w budowie . Wpadliśmy do Wrocławia , ojciec już dzwonił do domu ,aby matka szykowała obiad , my ustalaliśmy ile pauzy robić czy 11tkę czy 9tkę , ale zostało na 9tce , bo na 11 to za późno ruszyć . Wrocław bez korków , poszło szybko , 15 minut i już na wylocie na Środę Śląską , tam to już Błonie , Juszczyn i skręt na chatę . Ja międzyczasie pakowałem rzeczy , a ojciec bujał się po tych dziurach . 3 km jazdy dziurami i w końcu w domu ! Wypakowałem rzeczy , spakowałem ojcu na 2 tygodnie żarcia i tak to się skończyła moja podróż . [
KONIEC ;]
To była moja pierwsza trasa w te wakacje
|