Poniedziałek.
Witajcie! Udało się w te wakacje pojechać do Francji. Z każdym rokiem coraz ciężej. Kiedyś tylko wrzucało się torbę i jechało, teraz to już nie to, choćbym nawet chciał... W poniedziałek wstaliśmy o 5. Wiadomo, jak to przed drogą. Prysznic, kawa, śniadanie. Spakowaliśmy kilka słoików z jedzeniem, jeden chleb w razie czego. Resztę dokupimy przed granicą. Zanim w drogę to jeszcze kilka rzeczy wokół domu, aby wszystko zostało jak powinno. Auto już się grzało. Tata zajął się papierkowymi sprawami, później nawigacją - ja za to pierdołami, takimi jak światła czy inne obrysówki. Wycofaliśmy się spod domu, wszystko gotowe. Cel? W 4,5 godziny jazdy znaleźć się w Niepołomicach. Powolne rozpędzanie z rana, to lubię. Silnik powoli się rozkręca, wszystko się budzi - to jest ten klimat. Na obwodnicę, później na DK50 w stronę Mszczonowa. Pierw Wiskitki, później obwodnica Żyrardowa i tak przebiliśmy się do Mszczonowa. Tam zmiana na 'ósemkę', czyli S8 w kierunku Wrocławia. Wszystko szło jak trzeba, spokojnie 85 na tempomacie. Na 'jedynce' również spokój. Kilka światełek, większy ruch. Już dobijały się głosy z naprzeciwka o zakorkowanej Częstochowie. Wśród nich znaleźli się również przewodnicy, a my za nimi 'przed serwisem CB w prawo' objechaliśmy bokiem Często(korkujące się miasto)chowe. Dalej już przebitka do autostrady, korek na bramkach i na Kraków. Udało się. Dojechaliśmy do Niepołomic. Warunki do ładowania niełatwe. Wszędzie żwir, możnaby rzec - jak we Francji. Tylko najpierw trzeba mieć co załadować! I tak oto spędziliśmy 3 godziny czekając na samochody, następne dwie na ładowanie i tak zostało nam 4,5 godziny pracy, a za razem jazdy. Załadunek poszedł dosyć sprawnie. Zawsze to trzy ręce do pracy, bo jedna do nagrywania . Szybko na Kąty Wrocławskie. Zmęczeni, wysmażeni po 5 godzinach w upale. Wykończeni zjedliśmy kolację w barze i spać. Akurat pierwsza noc była okej. 22 godzina, to temperatura w miarę.
Światła na 'jedynce' | Objazd korka w Częstochowie | Kolejka do bramek
Światła w Krakowie | Załadunek ostatniego auta | Gotowi do jazdy
Wtorek.
Ruszamy o 6. rano. Szybkie śniadanie, kawa, herbata. Szybkie uzgodnienie, narada konwoju. Może dwa auta to nie konwój, ale zawsze coś. Dzisiaj na Schnaittach, jak się uda! Znów powoli na autostradę. Dumnie jechaliśmy za Wiolettą, bohaterką programu 'Konwój' z TVN. W Legnicy zmiana trasy na DK3/S3. Przebitka przez Legnicę, Lubin, gdzie swoją drogą mają świetne graffiti. 'Trójka' szła bardzo dobrze. Ruchu nie było, ale jak ktoś się trafił to szaleńcy z czerownych Magnumek na lewy - i po problemie. Pierwsza pauza w Torzymiu. Pierw zakupy w sklepie, później na Shella. Domowa szczawiówka na obiad, tankowanie i dalej jazda. Kolega zrobił zakupy na Boczowie. My dokupiliśmy tylko chleb i jakieś tam 'łakocie' na drogę. Świecko. Niemcy. Deutschland. I popędziliśmy dumnie przez autobany, jako sąsiedzi aktualnych mistrzów świata. Zawsze coś! Wśród licznych flag niemieckich i przydrożnych parkowek. Również liczne 'bausztele'. 45 minut pauzy zrobiliśmy na Hermsdorfer. Tradycyjnie jak na postoju sprawdziłem pasy i inne tam. Ojciec pewien swojej roboty robił tylko jedzenie. Pognaliśmy dalej. Wśród górek przez miasta, miasteczka. Frankenwald, Hirschberg, Berg, Münchberg, Bayreuth i Nürnberg - przed którą stanęliśmy na pauze. Świetnie zaparkowany gabaryt + nasze długie zestawy. Trzeba się wcofywać w rajkę. Zaparkowani. Spać. Tylko jak? Słońce ogrzewa, a my jak kurczaki w piekarniku. Z czasem dało radę zasnąć. Tak więc - dobranoc.
S3, wyprzedzamy wolniejszych | Pauza na Torzymiu | Pauza na Torzymiu II
Berliner Ring | A9 za Hermsdorfer | Rasthof Frankenwald
Zakończenie dnia przed Norymbergą
Środa.
Ruszamy nad ranem. Szczerze? Na szóstce mi się przysnęło. 9 godzin pauzy i człowiek 'wypoczęty', przecież spał 9 godzin - polska myśl spedytorska! Na szczęscie nie ja jeszcze prowadzę. Na razie bacznie przyglądam się na ten zawód z prawego fotela. Pierwsza pauza na A5. Szybko zgłodnieli. Kawa, śniadanie i dalej. Wszystko szło jak trzeba. Stanęliśmy się zatankować. Dobrą czekoladę tam mają, mimo że z automatu. Niedaleko do Miluzy. Wkroczyliśmy do Francji. Wszystko szło dobrze... Do czasu. Słychać tylko na CB 'Ku*wa! Mirek, coś mi się pali na przyczepie'. Od razu na refugę. Okazało się to, na szczęście, tylko odkręconym kołem. Więc szybko za klucz, rurke i do roboty. Potrwało to 40 minut. Pojechaliśmy dalej. Nam już daleko nie zostało. Zjechaliśmy na Besançon i kawałek do serwisu. Kolega rozładunek miał w Irunie, więc kawał drogi jeszcze. Sam rozładunek nawet szybko. Jak na rozładunek lawety, po czym znów załadunek jednego auta. Szybko zdaliśmy. Nie przyglądali się jakoś specjalnie. Nie było bardzo do czego. Wszystko bez zarzutów, nic nie zarysowane/pękniete. 147km do następnego miejsca. Dwie godziny jazdy, więc na spokojnie da radę odjechać jeszcze na parking. Ale pierw rozładunek. Châtenoy-le-Royal obok Chalon-sur-Saône. Szybko poszło. Nawigacja doprowadziła pod samą bramę. Szybki rozładunek i na parking. Aire de Service de Beaune-Merceuil. Gigantyczny parking. Jednak jedyny cień był gdzieś na uboczu, bez latarni. Po ostatniej kradzieży paliwa trasę wstecz wybraliśmy rajki. Na koniec dnia obiadokolacja. Steki z polędwicy, gotowane ziemniaki. Prawie jak w domu! Ba, przecież byliśmy w domu, tym innym. Czasami nawet pierwszym...
A5, kolega w żywiole | 'Daj mi jeszcze kawę i telefon, i tak mogę jechać' | Tankowanie maszyn
Po tankowaniu ruszamy dalej | Francja, węzeł z A35 | Przejazd przez Belfort
Górki w okolicach Écot | Górki w okolicach Écot II | Pierwsza zrzutka - Besançon
Zaczynamy rozładunek | Zaczynamy rozładunek II | Wszystko wiadomo
Czwartek.
Wracamy. Dzisiaj ujechać jak najwięcej. Na pewno się uda... Ta... Od początku. Ruszyliśmy z parkingu. La direction des Mulhouse et le Rhin! Załadunek niedaleko od granicy, po stronie niemieckiej. Krótka pauza na granicy. Około 7 dojechaliśmy do Kippenheim. Ojciec poszedł po dokumenty. Wjechaliśmy, ale jednak coś tam nie pasowało. Ojciec pojechał zaparkować, odebrałem zaraz dokumenty i po samochody. Szukamy i szukamy. Wreszcie są. Trzy z upragnionym napisem 'Pologne'. Rozłożenie lawety to najmniejszy problem. Muszę sobie kiedyś zmierzyć czas. Zaczynamy. Pierwsza idzie mega, więc trzeba trochę popatrzeć. Nie pierwszy raz Iveco, więc reszta już na pamięć. Ostrożnie z nagrywaniem. Zakazu nie widziałem, ale po co się komuś narażać. To są Niemcy. 1:30 pauzy pokazuje tachograf. Załadunek skończony. Dobry czas. Na spokojnie możemy jechać. Jak już pisałem - jak najbliżej kraju. Ta. Tu korek, tam korek. Tu 2, tam 8 kilometrów. Słońce dobrze przygrzewało. Na A6 zrobiliśmy 45 minut pauzy. Posililiśmy się leczo zabranym z domu, licząc na to że jakoś się wszystko rozładuje. Korek zrobił się jeszcze większy, ale do zwężki już niedaleko. To co że nic się nie dzieje, nikt nic nie robi. Zwężka do jednego pasa i gigantyczny korek - ot co 'niemiaszki' potrafią. Jedziemy już do końca bez przerwy. Oczywiście na 10 godzin, bo potrzeba nam dojechać jak najbliżej. Plany były na Rasthof Fläming, jednak zabrakło tej godziny z korka. Dolecieliśmy na Köckern. Temperatura w kabinie 38*C i rośnie. Słońce na szczęście już zachodziło. Spotkaliśmy również kolegę z firmy. Nie wiem jak udało mu się zasnąć. Kończył pauze i zaraz leciał. Na domiar złego obok pracował kombajn. Cały parking zakurzony. Przejżałem sobie jeszcze Polskiego Trakera oraz Angorę. W końcu udało się zasnąć.
Radio do śniadania/kolacji | Wschód słońca na niemieckiej A5 | 10 do celu
Prawie u celu | Spacer po dokumenty | Ściana płaczu na A9
Dzikusy, wszędzie dzikusy | Dreieck Bayreuth/Kulmbach | Lewym, lewym uporczywie
Znowu Frankenwald | Pauza - Rasthof Köckern | Pauza - Rasthof Köckern II
Piątek.
Wstałem, złożyłem łóżka, rolety w górę i zapłon. Na tachografie 7:30 pauzy. Co? Ale jak to? Wstaliśmy godzinę za wcześnie. No zdarza się. Na dworze chłodno, wręcz idealnie. Zjedliśmy, później tata zajął się biurokracją, a ja umyłem zęby, ogarnąłem nieco w kabinie i umyłem lustra. Zrobiłem jeszcze obchód auta i zleciało. Robiło się coraz jaśniej, a my byliśmy coraz bliżej granicy. Na Berliner Ringu spotkaliśmy mocno zaspanego kierowce. Miotało nim po wszystkich pasach. Wyprzedziliśmy go jak zjechał na węzeł, jednak nigdzie nie zjechał. Na 'dwunastce' szło 83/85. Czyli dobre tempo. Słońce zaczęło dawać się we znaki. W końcu Świecko. Polska! Na granicy czysto, do Torzymia również. Stanęliśmy na Shellu zatankować. W przechylonym Iveco otworzyła się klapa z przodu. Na szczęście wyszła nad samochód i nie spotkała się na żadnym skręcie. Dalej w kierunku autostrady i na S3 do Szczecina. Pusto, więc spokojnie się jechało. W Szczecinie również wszystko szybko poszło i dojechaliśmy do Motańca. W Iveco obok Netto rozładowaliśmy jedno auto, wypiliśmy kawę i szybko do domu. Jechaliśmy DK10 przez mieściny, nieścięte gałęzie. To zła droga. Nie z samochodami. W Sadkach przed Nakłem ktoś nawet nas fotografował. Niestety nie mam pojęcia kto. Jeszcze przed Bydgoszczą stanęliśmy do baru na obiad. Radio, telewizja, wszędzie tylko o jednym. Zestrzelenie, zestrzelenie! Ja tradycyjnie pieczeń z frytkami. No bo co innego? Mógłbym już zrobić spore zestawienie, jednak w Lutolu najlepsza. Bydgoszcz, Toruń i na A1. Zjechaliśmy w Kutnie i dalej już 'starą dwójką' do Sochaczewa. No nie tak do Sochaczewa. Do Kampinosu, na bazę. Na rozładunek w Warszawie i Lublinie już nie pojadę. Zostawiliśmy auto, spakowałem swoje rzeczy. W tym czasie po nas przyjechali i do domu. I to już koniec tej trasy. Czekanie na ładunki w pełnym słońcu, przerwy na sen bez snu, wleczenie się po wioskach za mistrzami prostej i autostrad. Taka to praca...
A12, wschód słońca | A12, wschód słońca II | Tankowanie na Torzymiu
Po ulewie w okolicach Kutna
Wielkie Bóg zapłać tym którzy przeczytali moje głupoty. Tych, którzy obejrzeli same zdjęcia również pozdrawiam. Nie jestem pewien co do filmu. Znów Francja, znów ta sama trasa. Nie warto, chyba. Jeszcze nad tym pomyślę. Miłej nocy życzę.
|