WŁOCHY
Przedstawiam Wam trasę, jaką odbyłem w ubiegłym roku do Włoch. Trasa trwała równy tydzień (19.08.2006-26.08.2006).
Piątek 19.08
Wyjechaliśmy z domu o 22. Za około 3,5 godziny byliśmy w Cieszynie. Krótka pauza i rura dalej. Było ciemno, więc nie robiłem za dużo fotek. Niestety nie wytrzymałem i musiałem położyć się spać.
Sobota 20.08
Obudziłem się to już było widno i dojeżdżaliśmy do granicy Czechy-Austria. Fotki poniżej. Na granicy kolejna pauza. Zrobiliśmy sobie śniadanko, kawka, herbatka. Po ok. godzinie czas ruszać dalej. Piękne widoki, świetna pogoda aż chciało się jechać. Czas mijał nam bardzo szybko. Od kolegów z firmy jadących do Polski dowiedzieliśmy się, że przed nami jadą jeszcze 3 auta od nas. Za 3,5 godz. stanęliśmy na kolejną pauze. Tam spotkaliśmy się z nimi. Dojechaliśmy razem do Arnolda, była godz 14:30 więc nie było sensu jechać dalej. O godz 24 wszyscy ruszyliśmy dalej, ale każdy w inną stronę.
Niedziela 21.08
Nie ustawialiśmy budzika, bo jak wiadomo, cały dzień stoimy. Zrobiliśmy śniadanko, posprzątaliśmy w Scanii, potem poczytaliśmy gazetki i poszliśmy spać. Obudziłem się cały spocony, upał 30 st, (ahh jak by się przydała klima postojowa). Ugotowaliśmy obiad. Potem poszliśmy na pogawędkę do chłopaków z firmy Łoziński. Później kolacja i spać. Dzień się ciągnął bardzo długo.
Poniedziałek 22.08
Dzień przywitał nas obfitymi opadami deszczu i burzą. Wstaliśmy przed 8. Poszliśmy się umyć, zjedliśmy śniadanko i w drogę. Przed nami jeszcze 100 km do rozładunku. Na szczęście burza przeszła a w jej miejsce powstała na niebie kolorowa tęcza. Około godz 11 byliśmy na rozładunku za Padovą. Na parkingu przed firmą 3 zestawy z Miratrans, czekali na zlecenie. A my mięliśmy awizację na godz 16. Tata zaniósł papiery od razu z myślą, że rozładują nas wcześniej. Jakiś koleś powiedział, że musimy czekać. Więc stanęliśmy w cieniu, wyjąłem gazówke i zrobiłem kawkę. Gdy usiedliśmy jakiś facet zaczął krzyczeć żeby podjeżdżać. I tak około 12 byliśmy rozładowani. Więc telefon do firmy po adres załadunku. Włosi mięli „madziare” do 13 więc nikogo nie było w biurze, a chcieliśmy odebrać fax z miejscem załadunku. Odziwo był to ładunek na Polske do Wałbrzycha, ale za to 5 miejsc załadunku. Heh. Więc szybko gnamy na 1 załadunek do Monselic. Ładunek ważył 20 kg.
Zrobiliśmy obiad, przy okazji wyrysowała nam się pauza. Po południu ruszyliśmy w stronę 2 załadunku, ale nie było się co spieszyć, bo wiedzieliśmy, że nas już dzisiaj nie załadują. Po drodze zatrzymała nas pieprzona policja „Carabinierii”. Zaraz stanęliśmy na parkingu, kolacja i spać. A tak ładnie zaczął się dzień. Niestety zakończył się w zmienionych nastrojach. Ale przynajmniej natrafiłem na kierowcę, który wiózł czołg
:D
Wtorek 23.08
Cholerny budzik zadzwonił więc trzeba wstawać. Rano zimno, mgła, dlatego jeszcze bardziej nie chciało się wstawać. Poszliśmy na stację się umyć, załatwić wszystkie sprawy fizjologiczne, zaraz śniadanko, bodajże jeśli dobrze pamiętam była to jajecznica i w drogę. Na drugim załadunku byliśmy zaraz. Małe miasteczko San Dona di Piave. Mała firemka, żadnych aut, więc szybko się podstawiliśmy. Wzięliśmy CMR i heja dalej. Na 3 załadunku załadowali nas w południe w miejscowości Cessalto. Dzień układał nam się dobrze, była szansa że zdążymy jeszcze dzisiaj z 4. I tak się stało. Po południu załadowali nas i gnaliśmy na 5 załadunek, który był w Słowenii, w miejscowości Idrija. Droga fatalna. Jechaliśmy w górach, ciemno, z jednej strony góry a z drugiej przepaść. I w dodatku kręta droga, gdzie prędkość maksymalna wynosiła 50 km/h. Dojechaliśmy tam na 22 kolacja, mycie i kimonko.
Środa 24.08
Pobudka o 7, tradycyjnie wyciągamy gazówke i robimy śniadanie. Raz, dwa zjedliśmy, ja pozmywałem i jedziemy do firmy. Za 5 minut byliśmy na miejscu. Były jakieś problemy z załadunkiem, ale w końcu się udało i wyjechaliśmy. Z kompletem ładunków jedziemy już do kraju. Oczywiście w międzyczasie herbatka, ciasteczka, poźniej obiadek. Jedziemy, jedziemy mijamy kolegów z firmy jadących na Italie. Jeszcze korek pod Wiedniem, i w ten sposób straciliśmy trochę czasu. I tak w porze wieczornej stanęliśmy na granicy Austria-Czechy. Zrobiliśmy kolacje, umyliśmy się pochodziliśmy po sklepach i poszliśmy spać. Niestety bateria mi się już wyczerpała i fotek więcej nie robiłem.
Czwartek 25.08
Wczesnym rankiem wstaliśmy, te same zabiegi jak w każdy dzień, czyli mycie, toaleta, śniadanie i w droge. Za 4 godziny byliśmy już na granicy w Kudowie. Następnie obieramy kierunek Wałbrzych. Na miejscu byliśmy jakoś krótko po 13. Rozładunek trwał dość długo, ale jakoś się udało. W międzyczasie zadzwonił dyspozytor, aby na jutro rano być na załadunku w Trzemesznie koło Poznania. Więc na spokojnie jechaliśmy w to miejsce. Za jakiś czas zaczęło nam burczeć w brzuchach i stanęliśmy w przydrożnym barze na obiad. Za jakąś godzinkę ruszyliśmy w stronę Poznania. Niestety mnie już zmuliło i musiałem położyć się spać. Tata poszedł się wykąpać a ja już nie miałem siły.
Piątek 26.08
Obudziłem się coś koło 7, rozsuwam firanki, a tam cały plac samochodów. Obok nas stały 2 auta od nas z firmy, którzy też czekali na załadunek. Mięliśmy awizacje na 7, ale wiadomo, że nigdy co do minuty nie będzie. Załadowali nas o 11. Ładunek do Włoch. Wyjeżdżając z firmy pogadaliśmy jeszcze z kilkoma kolegami, którzy tez czekali. Jeszcze jakimś cudem, aparat mi się włączył i zrobiłem 2 zdjęcia. Następnie rura do domu. O godzinie 14 byliśmy już w naszej miejscowości. Ja się wypakowałem z samochodu, i tak się skończyła tygodniowa wycieczka do gorącej Italii. A tata wyjechał z domu o 22, tak samo jak ze mną tydzień wcześniej.
I taki mały bonusik, zapomniałem go wrzucić
KLIK!