Strona 1 z 1 [ Posty: 9 ]
Autor
Wiadomość
Post Wysłano: 26 sie 2007, 21:54
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 09 sty 2006, 20:12
Posty: 46
GG: 4224041
Samochód: Alfa Romeo
Lokalizacja: Wrocław

Ładunek 20 ton- pianka budowlana i narzędzia z Polski do Węgier. Wjechałem na autostradę, bo trzeba było jechać na przejście w Cieszynie. Jadąc autostradą nie dojechałem do Opola i w CB było słychać- "Czarna Magnumeczka nie masz oczka z prawej strony", stwierdziłem, że trzeba tę lampę trzepnąć i się to zrobi na postoju, bo skoro cała lampa zgasła to to nie jest problem z żarówką. Dojechałem na A4 do zwęzenia na lewy pas. Cwaniaków nie brakowało, w końcu kierowcy blokowali wszystkie pasy na autostradzie, jednak znaleźli się i tacy co szli awaryjnym i wpychali się gdzieś z przodu. Zjechałem na Bielsko Białą, a potem na Cieszyn. Tam na ostatnim Orlenie w Polsce kreśliłem pauze. Otworzyłem reflektor- okazało się, że przewody zasilające reflektor rozłączyły się, a nie posiadałem końcówek i trzeba było kombinować, żeby światła ponownie się zaświeciły. Problemy z oświetleniem były również z tyłu- tylna lewa lampa w ogóle stwierdziła że nie zaświeci i koniec. Wszystkie przewody w niej były przegnite. Nie mówię już o szybko uciekającym powietrzu gdzieś z okolic skrzyni biegów. Na stacji benzynowej kupiłem żarówki do świateł postojowych i H4 pod 24 volt. Szukałem również noża, ale niestety nie znalazłem i z hotelu obok dali mi plastikowe, nabrałem wody na stacji a potem pojechałem w stronę granicy. Na granicy polski celnik zobaczył że jest paszport i powiedział- "reflektor się panu otworzył". Zjechałem na bok, wziąłem śrubokręt, ale śruba trzymająca reflektor wypadła. Trzeba było skombinować drugą, w końcu po 5 minutach szukania wsadziłem śrubę z łbem sześciokątnym i jechałem w stronę czeskiego celnika- ten raczej czytał gazetę czy tam książke więc nie był zainteresowany niczym i wjechałem do Czech.
W Czechach obrałem kierunek na słowacką Ziline. W jednym miejscu jest ruch wahadłowy i straciłem coś koło 15 minut. Po zwężeniu jest łuk w prawo a tam na poboczu stało rozwalone litewskie Iveco. W samych Czechach byłem może z godzinę, na kanale 28 było tłoczno- sporo Polaków jeździ tymi drogami, nawet w osobówkach. Wjeżdżałem do Słowacji, oczywiście Słowacy musieli się pochwalić, że mają granicę i tkwiłem tam jak baran 20 minut bo szlaban był zamknięty. W końcu po otworzeniu samochody jakoś jechały do przodu i wjechałem do Słowacji. Nakleiłem jednodniową winietkę na szybę i rura. Byłem w tym kraju pierwszy raz i pierwsze co się rzuca w oczy to górki. Wzniesień się nie bałem- Magnum którym jechałem miało przełożenie mostu pod duże koła, a zamontowane były małe- w ten sposób przy 85 wykorzystałem pełny zakres obrotowy, ale moc była spora. Znowu spadki były dla mnie conajmniej stresujące- hamulec działał z opóźnieniem...więc wyjadacze wiedzący że najpierw hamuje naczepa a potem ciągnik już się domyślają że nie miałem hamulców w naczepie i często korzystałem z dodatkowego hamulca naczepowego. Hamulec silnikowy to ten najbardziej prymitywny i najmniej skuteczny- klapa na wylocie spalin. Przyzwyczajony do VEBa czy też innych systemów jak retarder zupełnie nie odczuwałem hamowania po jego uruchomieniu, więc trzeba było gwałtownie hamować biegami co przy 20 tonach ładunku było średnio skuteczne. W Zilinie walnęłem się w nawigacji, z atlasu który miałem wynikało że droga 18ka kieruje się tylko w strone miasta Martin i przeoczyłem zjazd na Poprad. Zaczęłem podejrzewać, że coś jest nie tak jak wyszscy pytali się o drogę na Bratysławę. W końcu zjechałem na pierwszym zjeździe i otworzyłem 3 mapy. Okazalo się że 18ka prowadzi do Bratysławy jak i na Poprad i 18 km za Ziliną musiałem nawrócić. Jak znalazłem się na tej drodze która mnie interesowała to stwierdziłem że Słowacy też mają coś z ułana. Wyprzedzali na łukach, na liniach ciągłych, ścinali zakręty i jechali z wysokimi prędkościami. Droga malowniczo położona wzdłuż rzeki Vah- z jednej i drugiej strony góry porośniete drzewami. Dojechałem do Martin i stamtąd zjechałem na Ziar n.Chronom. Ta droga podniosła mi ciśnienie, najpierw jedzie się po betonie- takim jak był na autostradzie A4 przed remontem. Oczywiście ruch wahadłowy, ale trafiłem na zielone. Dojeżdżając do miasta Turcek zaczęły się serpentyny, najgorsze byly te w dół. Często korzystałem z dodatkowego hamowania naczepą. W Turcku kreśliłem 30 minutową pauzę i po odsikaniu się przy naczepie i sprawdzeniu temperatury opon wisadłem do auta i pojechałem dalej. Tam za Turckiem w kierunku Ziara już w ogóle jest hardcore. Ostre zjazdy po krętej serpentynie bez dodaktowego hamulca silnikowego jest conajmniej nie fajne. Osiągnełem prędkość koło 90km/h na zjeździe- przedemną jechał chłopak z Equusa a za mną jakiś MAN TGA na czeskich blachach, ale za sterem siedział Polak. Wjechałem na dwupasmówkę w kierunku Zvolena. Było już dość ciemno, MAN na czeskich blachac mnie wyprzedzał i kierowca krzyknął na CB że nie mam świateł na tylnej lewej lampie w ciągniku. Potem zniknął gdzieś tam i jechałem cały czas za Equusem, ale przed samym zjazdem na Sahy facet zjechał na stację. Droga na Sahy była lżejsza. Chociaż wyprzedzających na łukach nie brakowało. Raz mnie wyprzedziła ciężarówka- pełny zestaw i przyhamowałem i mrygnęłem żeby facet się schował, bo to co zrobił to było szaleństwo. Na CB powiedział - dzięki, nie wiedziałem, że ten łuk będzie tak ostry. Spytałem się go gdzie mogę kupic węgierską winietę za kartę i dowiedziałem się że przed Sahami jest fajny parking- płatny niestety. Zapłaciłem za niego 15 zł-można płacić w złotówkach. Nad ranem po wypicu kawy i "policzeniu kół" pojechałem na granicę. Srtaciłem znowu czas w kolejce. Stałem z 20 minut, celnik węgierski wziął paszport, dokładnie go sprawdził co już dla mnie było dziwne i spytał się "co powozisz?" Jak zaczęłem po polsku tłumaczyc- pianka uszczelniająca to puścił mnie dalej. Byłem zadowolony jednak na krótko- nagle znalazłem się na wadze osiowej....a wiedziałem że jestem źle załadowany bo choinkowo się jechało. I stałio się....tona 200 za dużo na jednej osi w naczepie. Celink zabrał papiery i musiałem odwiedzić kantor, żeby kupić eura. Tak więc Magyaroszag przywitały mnie w bardzo stosowny sposób jak w starych demoludach. Po wjeździe do Węgier zjechałem na pierwszą stację żeby kupić winietę. Na stacji stała reprezentacja Serbii w czymś tam- kobiety w dresach z napisem Srbjia. W autokarze wisiał proporczyk polski, ale nie wiem czy to były siatkarki, czy piłkarki ręczne czy co... Na stacji kupiłem plan Budapesztu i dwie dobowe winiety. Nakleiłem jedną na szybę i pojechałem dalej w kierunku na Retsag. I znowu nie było mi do śmiechu- w kierunku na Vac były jeszcze gorsze sperpentyny w dół jak dzień wcześniej na Słowacji.....i nagle...czuje że nie ma hamowania... a raczej, że jest słabsze jak wczoraj, za hamulec naczepowy.... zaczął się włączać jak zamknęłem dzwignie do końca i to bardzo słabo- ostro hamowałem biegami, wskazówka weszła na czerwoną strefę obrotomierza i dohamowywałem ciągnikiem. Ostry zjazd i zakręty w dół i w jednym momencie przypomniał mi się autokar co się rozwalił pod Grenoble. W ciągniku w końcu zagotowały sie hamulce i zostało same ostre hamowanie silnikiem i szczątkowa skuteczność dodaktowego hamulca naczepowego. Udało mi się jakoś zjechać, ale do dzisiaj nie wiem jak to zrobiłem. Stanęłem na Shellu zaraz kolo Vac- zgasiłem silnik i nagle słysze głośne- SSSSSSSSSS. Chwilę patrze w lusterko i nagle mówię- Kur*** przewód. Wszedłem za kabinę nastawiam dłoń zeby wyczuć podmuch sprężonego powietrza- złóty przewód przepalił się na kolektorze wydechowym który nie miał osłony.... Od razu zaczęłem szukać szybko złączki- oczywiście miałem wszystkie tylko nie ten rozmiar który by mnie interesował. Poszedłem do aut stojących na parkingu- najwięcej stało aut z Rico. Dostałem to co mnei interesowało pogadałem z kierowcami i poszedłem robić samochód. Wlazłem za kabinę przecięłem przewód i założyłem szybkozłączke. Napompowałem potem powietrza nadusiłem hamulce kilka razy i jechałem dalej.
W Budapeszcie oczywiście zamieszanie. Nowe objazdy, masa znaków- a ja szukałem wjazdu na korut hungaria(obwodnica centrum)- gdy do niej dojechałem zauważyłem że Polaków jest na niej więcej niż aut innej narodowości(może wpływ na to miało to że to było krótko przed GP Węgier). Na wysokosci dzielnicy Ferencvaros zjechałem w stronę M5 na ulice Gyali i Nagykorosi. . Stamtąd miałem zjechać na ulicę która prowadziła w kierunku Dunaju. Niestety przeoczyłem zjazd i zawracałem na rondzie koło Tesco. W końcu zjechałem z Gyali na Hatar ut aż do skrzyżowania z Gubacsi. Tam znalazłem firmę Fischer-rzecz jasna wjazd do niej był iście ciasny jeszcze rosło coś w rodzaju cyprysów przy bramie- zaliczyłem je lusterkiem ale to elastyczne drzewo więc strat nie było. Na placu zrobiłem oberka i przy wjeździe przed magazyn był spory uskok- myślałem ze go przejde, ale....bum! i nagle z 10km/h zatrzymało mnie do 0. Nogi rozporowe w naczepie oparły się o uskok- więc musiałem podnieść siodło na poduszkach i powoli jechać do przodu. Pod bramą otworzyłem z tyłu drzwi i na planie Budapesztu szukałem następnego miejsca zrzutu. Nagle słysze trąbienie z wózka widłowego- podchodze do magazynierów i po Polsku pytam- o chuj ci chodzi?- Facet pokazuje mi paleciaka- ale stwierdziłem że jestem kierowcą a nie niewolnikiem więc grałem w człona rzucając wyrazami angielskimi- gdy pokazywał palcem na auto - mówiłem trailer, gdy pokazywał bardziej- mówiłem - load, gdy już był czerwony ze złości i nagminnie pokazywał paleciaka to ja dalej grałem z nim i w końcu powiedziałem- load is complete. Facet sie wkurzył i w końcu poszedł po kierownika, a kierownik mi wypalił z tekstem, że mam tyrać przy paleciaku- powiedziałem, że nie- bo gdy ładunek z palety przewróci się na mnie, to nie dostane odszkodowania za obrażenia których doznam- ja jestem kierowcą a wg. konwencji CMR ja mam za zadanie udostępnić ładunek. Oczywiście zrobiła się z tego potężna amba, bo magazynierzy unieśli się honorem i stwierdzili że nie będą tyrać. Ja się uparłem i stwierdziłem że ściąganie ładunku to jest zadanie magazynierów- mnie za to nie płacą. Stałem 2 godziny przez co zablokowałem przejazd pod magazynem. W końcu przyszedł BHPowiec(prawdopodobnie) i zaczął mnie opieprzać że nie wykonuje swych obowiązków. Ja jednak miałem go głęboko gdzieś, po godzinie zaczęłem czuć że coś się dzieje na naczepie...za paleciaka wziął się sam kierownik. Po zrzuceniu części ładunków i odbiorze CMR magazynier mi powiedział- że to koniec naszej współpracy- po angielsku- ja na to odparłem, że to nie jest mój problem. Pojechałem na Gyromoi ut. Tam miałem drugie miejsce w firmie Madal-Bal. Ale oznakowanie ulic jest bardzo nielogiczne. Moim miejscem było 85-91. Wjeżdzam na Gyromoi a tam pełno numerów tyle że zaraz koło 84 było 120...jade dalej....75....dalej....150- zawracam i nie mogę znaleźć samej firmy. W końcu zaczęłem pytać ludzi- wchodzę do BOSCHa- tam przy biurku siedzi ładna madziarka, ale nie potrafiła ani angielskiego ani niemieckiego, więc próbowałem się dogadac- Głośno i wyraźnie- wg niej jechałem w złym kierunku. Wsiadłem w auto i jadę tam gdzie mi wskazała. Jednak przekraczam skrzyżowanie z Sibrik Miklos jadę w kierunku stacji Jet, a tam koło 88 jest....56.... numery.....mnie rozwaliły. Stanęłem koło faceta który czyścił płot- w przeciwieństwie do pani z biura koleś mówił po niemiecku i się dowiedziałem, że mój poprzedni kierunek jednak był dobry. Wjechałem na JET nawracałem i jechałem z powrotem na lotnisko w końcu za Boschem była jakaś mała firma a tam na portierni stało kilka osób. Jeden z tej grupy jakby czuł w powietrzu że coś będę chciał- dogadałem się z nim po angielsku i okazało się że Madal Bal jest o 2 km dalej w kierunku lotniska i jest po stronie prawej. Wjechałem na Madalbal- zrzuciłem ładunek- a spedytor nie miał niestety ładunku powrotnego. Stanęłem na Gyromoi koło jakiegoś opuszczonego budynku. Zdrzemnęłem się tam chwilę, potem oglądałem ruch i samochody na Węgrzech- dominują Suzuki Swift i inne japońskie auta. A autobusy?? Stare Ikarusy dalej są tu w modzie. Po 2 godzinach pojechałem za stację Jet na ulicę Szacsvay. Tam był jakiś zakład monitorowany a w jego okolicach słychać było perkusję. Miałem muzykę za darmo...przede mną- jakieś 10 metrów ode mnie zebrała się węgierska młodzież- zupełnie inaczej się bawią jak polska- było cicho, stała masa samochodów osobowych i niczym nie byli zrażeni, że blisko stoi ktoś obcy. Wieczorem umyłem się pierwszy raz od kilku dni (urok tej roboty) i poszedłem spać. Rano obudziłem się z potęznym bólem głowy. Stałem do 15ej, gdy spedytor skapitulował z szukaniem ładunku z Węgier kazał mi wracać do Polski. Jechałem tą samą drogą którą jechałem do Budapesztu, z czym w drodze powrotnej wydawała się mniej zawiła. Gdy byłem na Słowacji ból głowy ustał i ogólnie wszystko było super gdyby nie to, że.... minęłem Ziline a w radyjku było słychać: "Czarna Magnumka na gdańskich numerach nie masz lewego oczka". Zjechałem do zatoczki i bałem się podejść do reflektora, bo...czułem w kościach, że to nie żarówka się spaliła. Otworzyłem reflektor z małymi trudnościami a tam...popalone końcówki przewodów. Jakoś to zarobiłem podłaczyłem i wszystko grało jednak z zamknięciem reflektora mialem problem bo ramka była skrzywiona i męczyłem sięz nim koło 5 minut. Potem wjechałem na Czechy, gdzie wszystko było ok i w końcu do Polski. W Pawłowicach koło Katowic kreśliłem pełną 11- jest tam stacja blisko nie określonej stacji gdzie porządny obiad zjadłem w granicach 15zł- de volai, frytki i surówka. Oprócz tego bezpłatna i czysta ubikacja co rzadko się zdarza. Następnego dnia miałem do zwiezienia wodę z Kęt do Kątów Wrocławskich. Po drodze mijałem korek w stronę Krakowa na autostradzie A4 spowodowany dość paskudnym wypadkiem. Do samego Wrocławia problemów nie miałem.


Tytuł:
Post Wysłano: 26 sie 2007, 22:43

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 26 gru 2006, 23:27
Posty: 16
Lokalizacja: Tychy

Swietny opis i trasa, szkoda ze niema fotek zadnych, ale i tak mi sie podoba. :D


Tytuł:
Post Wysłano: 26 sie 2007, 23:05
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 10 mar 2007, 15:04
Posty: 153
GG: 539082
Lokalizacja: Słupsk

Ten opis traski powinien stanowić przykład dla innych :!: Fajna trasa jednak niektóre przygody bliskie tragedii :!: :evil: Wielka szkoda że nie ma zdjęć ale ogólnie jest super i oczywiście czekam na kolejne recenzję :!: :wink: :mrgreen:

_________________
Trypek1990


Tytuł:
Post Wysłano: 26 sie 2007, 23:07

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 06 maja 2007, 19:39
Posty: 23
GG: 6714121
Lokalizacja: Ślesin/Konin

Trasa ciekawa bardzo mi sie podoba :wink:


Tytuł:
Post Wysłano: 27 sie 2007, 10:16

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 17 maja 2007, 22:25
Posty: 213

trypek1990, taa no co mial hamowac biegami na zawijasach i jeszcze fotki robic? :D

Opis fajny niezle przygody :)


Tytuł:
Post Wysłano: 27 sie 2007, 17:02

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 27 sie 2007, 14:18
Posty: 2

Bardzo ciekawie opisałeś traske...... bardzo szkoda ze nie ma fotek


Tytuł:
Post Wysłano: 27 sie 2007, 17:16

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 19 kwie 2006, 20:12
Posty: 621
GG: 8765643
Lokalizacja: Lublin

No kolego trzeba przyznac ze miales przygody w tej trasie. Nie dosc ze popalily Ci sie "swieczki" to jeszcze brak hamowania. Szczescie ze udalo Ci sie z tego wyjsc. Swiadczy to chyba o Twoich umiejetnosciach. Trase opisales dosc szczegolowo i naprawde bardzo milo sie czytalo. Szkoda ze nia ma zdjec ale nie ma sie co dziwic bo napewno nie mialbys czasu ich robic. Chetnie przeczytam nastepna recenzje a mam nadzieje ze takowa sie pojawi. Pozdrawiam i szerokosci. Mam nadzieje ze nastepne kilometry nie beda tak stresujace.

_________________
"... gdy w przyszłości wnuk przy kominku zapyta mnie: Dziadku, a co Ty w życiu robiłeś??? Odpowiem, że to, co najbardziej kochałem - JEŹDZIŁEM ..."


Tytuł:
Post Wysłano: 28 sie 2007, 21:14

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 14 maja 2006, 21:31
Posty: 18
Lokalizacja: ...:::Choszczno:::...

Niezła trasa:P No a i przygód co nie miara:) Napewno nie szybko zapomnisz te kilka dni spedzone w PL i poludniowej Europie;p Twoj opis naprawde mnie wciagnał. Szkoda tylko ze nie ma zandych fotek. PoZdro;)


Tytuł:
Post Wysłano: 20 wrz 2007, 7:08

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 18 kwie 2007, 10:45
Posty: 1

Sie,

no u Madziara temat z ładowaniem i rozładowaniem naczepy przez kierowcę, oczywiście innej nacji niż Węgier to stały temat, mi też ostatnio przywiózł paleciaka sam podjechał widlakiem i mówi ja będę dowoził, a ty ustawiaj.A ja mu na to odwal się, ja jestem kierowcą nie magazynierem. Też było trochę draki tak ze 40min. i finał podobny też przyjechał kierownik i sam ładował.


Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Strona 1 z 1 [ Posty: 9 ]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do: