No cóż, trzeba zacząć wszystko od nowa... Stare opisy zniknęły i już się nie pojawią, ale temat obecny będzie zawierał relacje z kursów jakie będę odbywał lub odbyłem w ostatnim czasie.
Dość pustego gadania - przejdźmy to faktów...
...TRASA I - PL - F - PL, czyli korkociąg, czyli korek zjawiskiem społecznym jest...
Wtorek, godzina 6:15 autobus PKS relacji Wrocław - Słubice odjeżdża z peronu na "głównym", w środku oczywiście ja. W Słubicach jestem po 11, szofer zatrzymuje się na moją prośbę koło bazy PEKAES, tutaj jestem umówiony z tatą, zjawia się za 15 minut.
Upał...
Na bazie jak to na bazie, pełno znajomych, robota papierkowa, serwis (zepsuty zawór od regulacji rampowej w tymczasowej naczepie), obiad, kąpiel, itd.
Z bazy mamy ok. 5km do przejścia w Świecku, ruszamy z samego rana. Ostatni rzut oka na bazę i pobliskie sklepy dla truckerów.
Kolejka porusza się szybko, nie ma problemów z wjazdem do kolejki - to nie to co kiedyś.
Taki znak powinien znaleźć się po stronie wjazdowej do kraju
Jakby ktoś nie zauważył dokąd zajechał
Kilka zdjęć z przejścia.
Po chwili mkniemy już niemiecką "autobahn" (A12) w kerunku "ringu", czyli obwodnicy Berlina - aż do niego obowiązuje zakaz wyprzedzania dla samochodów cięzarowych. W kolejce kolega z firmy, których na całej trasie mijaliśmy mnóstwo. Kolejka na wjazd była spora, ale poruszała się dość sprawnie.
Pomimo wspomnianego zakazu Delta idzie lewym, zachowanie szoferów z chłodni było co najmniej chamskie - nie chcieli wpuścić ślązaka na prawy pas - zrobiliśmy to my.
Dawny terminal po niemieckiej stronie - dziś stoją tam praktycznie sami wschodniacy.
Słońce "od pleców", któż nie lubi takiego widoku?
Kilka zdjęć z dojazdu do obwodnicy stolicy Niemiec - elektrowni wiatrowych nie brakuje u naszych zachodnich sąsiadów.
Wjazd na "Berlinerring" - wreszcie koniec zakazu wyprzedzania, więc wszyscy zaczeli wyprzedzać wolniejsze pojazdy, które spowalniały jazdę na odcinku Frankfurt Oder - Ring.
Oczywiście w Niemczech nie może zabraknąć zwężek... Dostają potężny zastrzyk gotówki przez wprowadzenie opłat autostradowych więc remontują drogi.
Pan z VW bardzo psuł jazdę... a 2-wu metrowym lewym pasem chyba bał się jechać.
Wreszcie szeroko i szybko. Kierunek - Hannover.
Niemiecki sport narodowy to... robienie korków na autostradach, a najlepszą do tego okazją jest przejście z 3 na 2 pasy - musiało się tak skończyć - trening czyni mistrza
Cwaniactwo w wykonaniu Niemki - awaryjny to też pas... Jak w Rosji...
Wspomniana prędzej przyczyna "stau'u".
Po 4,5 godzinach pierwsza przerwa. Stanęliśmy na parkingu przy A2, zjedliśmy śniadanie aż tu nagle... zajeżdża BAG (skrót od Bundes Autobahn Gestapo - odpowiednik naszego ITD) a za nim ściagniete do kontroli z autostrady holenderskie Volvo. Kontrola była rutynowa, tzn. dokumenty, tacho i stan techniczny. Po wszystkim panowie odjechali nie interesując się pozostałymi pojazdami.
Żółty jest przyjazny dla środowiska
Ostatnie spojrzenie na parking i po 45 minutach jesteśmy już na trasie.
Odcinek Hannover - Bielefeld oznacza górki. Mamy załadowane 24 tony, ale 480 DXi należy do żwawych silników i nie stanowi to dla niego większego problemu.
Oczywiście z holownikiem Druzgały jadącym komuś na pomoc nie mogliśmy się równać
Dojeżdżamy do Porta Westfallica - znowu zakaz i znowu korek.
Poszło jednak dość sprawnie, przyczyna - oczywiście zwężka - 4% zjazd.
Teraz znowu pod górę - MPII z 500konnym V8 pod maską... hmmm... Czyżby 480 > 500?
Jeden z ostatnich podjazdów. Za chwilę znowu będziemy na płaskim terenie. Ostatni z podjazdów pod Bielefeldem przyniósł mi prawdziwą niespodziankę. Z początku myślałem, że to znany przeglądającym LKW-infos.eu Mack Vision, jednak gdy go dogoniliśmy moje zaskoczenie sięgnęło zenitu - Freightliner Coronado.
Na ostatniej pompie na A2 kupujemy belgijską winietę na jedną dobę - czwartek. Wjeżdżamy w Zagłębie Ruhry. Kierujemy się do A44 na Aachen.
Uroczy Citroen 2CV i kominy dawnych zakładów Krupp'a.
Po 9 godzinach jazdy długa pauza. Stajemy w Ruraue, ok. 30km przed Aachen. Fajna miejscówka w cieniu drzewka, lekki wiaterek i ok. 24 st. C - idealnie.
W czwartek z rana po porannej toalecie i kawie ruszamy w kierynku granicy Niemiecko - Belgijskiej w Eynatten.
Obieramy kierunek Liege - Paris.
Ok. 30 km za granicą zjeżdżamy na tankowanie w miasteczku Herve - wielu kierowców lubi tą stacją pomimo tego, że trzeba zjechać z autostrady do miasta.
Kiedy staliśmy już pod dystrubutorami i napelnialismy obytki naszych zbiorników, podjechał znajomie wyglądający DAF - tato Konrada-18 z naszego forum. Serdecznie pozdrawiam! Po zatankowaniu odstawiliśmy auto na parking, a sami poszliśmy zapłacić (DKV oczywiście) i wypić kawę.
W Herve jest mnóstwo salonów samochodowych, chyba każda marka ma tam swój punkt sprzedaży, jest i mały ukłon w stronę Hioba.
Znów na A15 w kierunku Paryża. Typowy widok w Belgii - restauracja "wisząca" nad autostradą.
Dość długi zjazd, a następnie podjazd przed Liege - ze szczytu piękna panorama. Do 2012 mamy czas żeby i u nas powstały takie drogi
Port lotniczy w Liege i panorama typowej flamanckiej wioseczki.
Ciekawe brzmienie fonetyczne
Sporo przed południem docieramy do Francji, jak do tej pory wszystko przebiega w jak najlepszym porządku. Granica w Valenciennes i wjazd na dawny terminal.
Tutaj oznaczenie autostrady zmienia się na A2, ale kierunek nadal ten sam - Paryż. Na A2 mijam się ze Scanią R z Pawlexu, czyżby Marcinp1985? Niestety nie odzywał się na CB
Bramki - bierzemy ticket i ruszamy dalej.
Z A2 wpadamy na A1 i tutaj też czeka nas pierwsza regulaminowa przerwa - stacja co prawda w przebudowie, ale parking jest. A1 w kierunku stolicy - jesteśmy coraz bliżej.
We Francji wypadki też są, ale tam to nie powód do natychmiastowo powstających kilometrowych "zatwardzeń" jak w Niemczech. Szofer prawdopodobnie przysnął i "poszedł" na barierki.
Wakacje coraz bliżej, turystyka oddycha pełną piersią i pojawiają się turyści - pasjonaci, tak jak ten Anglik kultowym VW "ogórkiem"
Kolejne bramki - tym razem trzeba zapłacić. Wręczamy wcześniej pobrany ticket i kartę płatniczą.
Rozładunek mamy w podparyskim Goussanvielle, więc opuszczamy główną autostradę i kierujemy się do miejsca przeznaczenia nadal trzymając kierunek "Paris". Po lewej lotnisko im. De Goule'a.
Obrazy z pięknej francuskiej prowincji. Czasami marzy się człowiekowi usiąść w kawiarence przy drodze, zamówić lampkę najlepszego Bojolaus i napawać się widokiem i otwartością tamtejszych ludzi, a jeśli gdzieś zza rogu wyłoniłby się zakurzony Citoren DS to już wogóle mistrzostwo świata. Niestety, czas nagli...
Koło południa docieramy wreszcie do magazynów w Goussanvielle. Nasz pomocny GPS wskazuje je bezbłędnie. Pani o wdzięczym imieniu Marija prosi abyśmy podstawili się pod rampę nr 19. Ciężko nie posłuchać kiedy prosi kobieta i po chwili Magnum dopycha tymczasowego Wieltona pod rampę rozładunkową.
Niedaleko jest duże lotnisko, więc samoloty pojawiają się na niebie częściej niż MPK we Wrocławiu.
Podczas gdy stoimy pod rampą na satelitę przychodzi z Warszawy zlecenie powrotne. Załadunek w piątek w nadmorskim porcie Le Havre. Mamy jeszcze trochę czasu jazdy, więc bez zwłoki jedziemy na północ. Są godziny szczytu, więc cięzko uniknąć przymusowych postojów, zwłaszcza w takiej aglomeracji jak Paryż.
Jak Francja to PSA.
"Dużą obwodnicą" Paryża kierujemy się na północ. Musimy dobić do A13, kierunek Rouen, Le Havre. Wszystko idzie dość wolno, ale bez nerwów - wszystko koją widoki urokliwych uliczek.
Wreszcie wpadamy na A13 i kolejne bramki.
DXi fotogeniczny zawsze!
Okolice Le Havre to praktycznie same rafinerie, więc chyba domyślacie się, że na zleceniu widnieje 18,5 tony oleju silnikowego w beczkach.
Płatny most przed Le Havre, piękne widoki.
Zjazd z mostu i bramki - opłatę trzeba ujścić - 6,10 Eur.
Dojeżdżamy do miasta. Pejzaże ciekawe, podobnie jak rozwiązania infrastruktury drogowej. Wszędzie kominy i zbiorniki rafinerii, barki, kontenery i zestawy w stylu B-train służące do ich holowania.
Pod magazynami okazuję się, że tak jak myśleliśmy nie jesteśmy sami - stały jeszcze 3 nasze auta. 2 z nich załadowały jeszcze w czwartek, my musieliśmy czekać do piątku, ale było sympatycznie.
Z rana podstawiliśmy się pod załadunek, nas załadowali o 9:30, a kolega musiał jeszcze poczekać, niestety. Czas gonił, bo na zachodzie długi weekend - trzeba było szybko wracać do kraju, dlatego też obraliśmy kierunek Rouen i dalej w kierunku granicy z Belgią. Trasa przebiegała podobnie jak w tamtą stronę.
Kto mówi, że Francja jest "płaskim" krajem ten się myli, jest pagórkowata, i ciężkich podjazdów i karkołomnych zjazdów Ci tam dostatek. Mały korek przed bramkami - do tej pory nie wiem czym spowodowany.
Francja to nie tylko kraj sera, samochodów, wieży Eifla, idt. ale też superszybkich pociągów - tutaj co prawda nie TGV, ale też szybki. Dalej deszczownia do nawadniania upraw.
"Ślimak" prowadzi nas znowu na A1, z którą trzeba się po raz kolejny rozstać na rzecz A2. Tankować nie ma potrzeby - do Polski mamy zapas, ale winietę autostradową na Belgię trzeba kupić. Valenciennes od drugiej strony i kolejna panorama belgijskiej wioseczki.
Trasa ta sama, więc widoki te same, ale "odwrócone" - port lotniczy w Liege, magazyn TNT i 747 należący do tegoż samego operatora logistycznego.
W Liege korek, na szczescie wszystko szybko się rozładowuje i możemy nabierać prędkości do pokonania tego bystrego podjazdu. Tym razem mamy nieco lżej, więc redukcja o pół biegu wystarcza.
Wpadamy do Niemiec, kraju "staumacherów". Rozpoczynający się długi weekend, niedzielni kierowcy i turyści i masy zagranicznych wozów, których kierowcy starają się zdążyć przed zakazami do domów powodują, że na A44 dochodzi do strasznego, śmiertelnego wypadku. Żadnych szczegółów nie znamy, bo autostrada jest całkowicie zamknięta. Na 45 minut przystajemy na Ruraue po czym postanawiamy ruszać dalej w korku i na pierwszym zjeździe zawrócić i pojechać w A4 na Koln i do A1 na Dortmund, po czym wyjechać znowu na A2.
W korku tracimy ok. godziny, ale potem szybko wpadamy w Zagłębie Ruhry. Mijamy stadzion w Dortmundzie. W pewnych miejscach, przy robotach drogowych robiło się gęsto, ale wszystko na szczęście jechało.
Udaje nam się dotrzeć do Rhynnern, gdzie zajmujemy miejsce i idziemy spać. W nocy lało, ale to dobrze - jest ciepło, więc deszcz nie zaszkodzi. Rano standard - toaleta, kawa i dalej na trasę.
Ujechaliśmy może 10km i co zobaczyliśmy? Oczywiście...
Pan Saabem chyba za bardzo się spieszył, może brakło wyobraźni, może umiejętności? W każdym bądź razie skończyło się efektownym obrotem i barierkami.
Przed Porta Westfallica znowu korek - zaczyna nas trafiać, chyba za bardzo chcemy dojechać do domu na obowiązkową według nowych przepisów 45 godzinną pauzę wypadającą co 2 tygodnie. Ale co zrobić? Trzeba podciągać powolutku do przodu. Nie dość, że zwężenie na 2 pasy, to jeszcze na podjeździe zepsuł się Opel ciągnący przyczepę z końmi - złośliwość losu...
Uff, wreszcie się przebijamy, po drodze jeszcze jeden krótki stau, ale jakoś idzie. Buńczuczny Rosjanin chciał pozbawić nas prawego lusterka po tym, jak został skarcony klaksonem za to, że próbował nam zajechać drogę podczas wyprzedzania. Nie dość, ze nie miał racji to jeszcze bardzo nieprzyjaźnie gestykulował i odgrażał się w naszą stronę... Zdjęcie dało mu trochę do myślenia. TransClean z trującymi materiałami.
Dawna granica RFN - NRD - swego czasu brama do lepszego świata, na której wielu zostało pozbawionych zycia przez bezlitosny system.
Przed Berlinem znowu korek. Dziś w stolicy mecz, więc takie widoki nie dziwią nikogo.
Z "ringu" odbijamy na A13, potem na A15 w kierunku Cottbus i dalej Forst. Blisko, coraz bliżej... W końcu dojeżdżamy do przejścia w Olszynie - deszcz, zero kolejki i... upał
Zaraz za przejściem na BP dolewamy paliwa, idziemy na obiad. W tym czasie mija 45 minut przerwy.
Jesteśmy w Polsce... to widać, ale tylko Krzyżowej, tam zaczyna się nowy pas autostrady, wiodący nas aż do Wrocławia - zjeżdżamy na Bielanach i jedziemy do domu. W poniedziałek w nocy ruszamy na rozładunek pod Warszawę, a później? Się okaże...
PS. Szczególne pozdrowienia dla ABC - oni wiedzą - TYM WIĘKSZYM