MARZEC 2008 – Hiszpania
Z racji odległości czasowej i braku dokładnych notatek w kolejnym opisie nie pojawią się dokładne daty ani miejsca postoju. Wyjazd odbył się na początku marca.
Masa ładunku: ok. 21 500kg
Masa zestawu: ok. 36 500kg
W Hiszpanii nie miałem okazji być spory kawał czasu, dlatego też bardzo ucieszyłem się z tej trasy.
Załadowany odlewami zestaw czeka w Słubicach. Niedziela oznacza zakaz w Niemczech, ruszamy więc dopiero o 22:00. Chcąc zdążyć na czwartkowy rozładunek w A Corunie (miasto portowe na zachodnim wybrzeżu Hiszpanii) niestety dwie pierwsze noce trzeba „zarwać”.
Dojazd do przejścia i jego przekroczenie z racji sporej ilość samochodów trwa trochę ponad 30 min. Dalej jest coraz lepiej. Ruch niewielki, jazda do Ringu i dalej A2 w kierunku Zagłębia Ruhry przebiega sprawnie.
Na Resser Mark kupujemy winietę na Beneluks. W oczy rzucił się także transport używanych Actrosów z Pekaesu. Jak się później okazało jechało z nimi 5 lawet.
Poszło na tyle sprawnie, że na Venlo mamy jeszcze trochę czasu i wjeżdżamy do Holandii, tam o godzinie 7, na jednej ze stacji stajemy na długą pauzę.
Temperatura w dzień pozwala na komfortowy odpoczynek. W dalszą drogę ruszamy ok. godziny 17:00. Jedziemy przez Eindhoven, Antwerpię i kierujemy się na Lille. W Belgii uzupełniamy zapas oleju napędowego.
Nocą wjeżdżamy do Francji. Wszystko idzie zgodnie z założeniami, A1 jedziemy w kierunku Paryża, który w nocy sprawnie objeżdżamy tzw. „Małym Peryferykiem”. Dalej obieramy kierunek A10 na Tours i Bordeaux. Ok. 300km za stolicą kraju, o 2:00 w nocy wypada nam kolejny nocleg. Na parkingu ciasnota (kiedyś we Francji nie do pomyślenia…).
Start w dalszą drogę o godzinie 11:00. Od teraz wszystko wraca do normy i jedziemy już za dnia. Kierujemy się dalej A10 na Bordeaux. Pogoda w kratkę, raz słońce, raz deszcz, ale ogólnie jedzie się przyjemnie. Na obrzeżach Bordeaux robimy krótką pauzę. Pogoda akurat była ładna, więc można było trochę pospacerować i rozciągnąć kości. Taki stan rzeczy jednak nie utrzymuje się zbyt długo i kiedy mamy ruszać pojawia się intensywny opad… gradu, który później przechodzi w śnieg, a nastepnie rzęsisty deszcz! Pod wieczór docieramy do Irunu i wjeżdżamy do słonecznej Hiszpanii.
No, ale okazuje się, że słoneczna to ona jest tylko z nazwy… Jadąc górskimi serpentynami przez San Sebastian i dalej N-1 w kierunku na Vitorię cały czas towarzyszy nam deszcz. W końcu w Vitori stajemy na nocleg… Rano po odsłonięciu rolet ciężko stwierdzić czy jesteśmy w Hiszpanii czy Norwegii. Dlaczego? Odpowiedź na zdjęciach poniżej…
Dobrze, że temperatura jest dodatnia więc nie ma problemu z ruszeniem, drogi są w należytym porządku, ale w nocy widocznie takie nie były… Hiszpan przesadził z prędkością na łuku i potężny zestaw bezwładnie spoczął na lewym boku.
Niemal do samego Burgos pogoda nas nie rozpieszcza. Fakt faktem, że im dalej na zachód tym opady stają się coraz mniejsze. Nie ustępują jedynie liczne podjazdy.
Przed Burgos przychodzi pora na tankowanie.
Od wspomnianego już miasta na zachód tereny stają się bardziej równinne, ale jest to płaskowyż, gdyż droga w niewielu miejscach schodzi poniżej poziomu 500m nad poziomem morza. Zjechaliśmy z pierwszego etapu hiszpańskich gór i wróciło do nas słońce, jazda staje się o wiele przyjemniejsza. Kierujemy się na Leon. Krajobrazy osiągają typowo hiszpański poziom, tzn. soczyście pomarańczowy kolor glinianych gleb corocznie palonych słońcem, niska, krzaczasta roślinność i charakterystyczna zabudowa „biednej północy”. Częstym widokiem są nadgryzione zębem czasu gliniane chaty osadników kryte strzechą.
Przed Leon na horyzoncie pojawiają się góry, ale do nich mamy jeszcze trochę czasu. Póki co cały czas cieszymy oczy słońcem i widokiem niemal pustych, nowych autostrad. Od Leon w kierunku A Coruny biegnie niedawno zbudowana autostrada A6.
Przed Ponferradą stajemy na 45 min. pauzę. Na stacjach benzynowych upalnej Hiszpanii tradycją jest możliwość opłukania chłodną wodą szoferki i rozgrzanych hamulców swojej ciężarówki. Korzystamy z tego i my, chociaż w celach bardziej estetycznych.
Ruszamy dalej. Za Ponferradą zaczyna się kolejny górski etap. Tym razem podjazdy się znacznie dłuższe i zdecydowanie bardziej dające się we znaki. Ze szczytu jednego ze wzgórz na autostradę spogląda symbol Hiszpanii – „El Toro”.
Rozwiązania w postaci wiaduktów i tuneli znacznie ułatwiają jazdę trudnymi, górzystymi i krętymi autostradami. Wzdłuż A6 cały czas towarzyszy nam „natzionalka”. Swego czasu (jeszcze nie tak dawno) wszystkie ciężarówki musiały się nią poruszać. Jazda była naprawdę trudna i wymagająca sporych umiejętności, zwłaszcza podczas jazdy w pełni obciążonym zestawem. Długie, kręte podjazdy, niemniej karkołomne zjazdy i lawirowanie na granicy skarp, przy których nierzadko nie było barierek ochronnych oraz przejazd przez liczne miasteczka zawsze podnosiły tętno kierującego. Co tu dużo mówić – widoki na zdjęciach powiedzą wszystko.
„Dopiero od Lugo można było wziąć głęboki oddech i nieco rozluźnić mięśnie...”. Tak brzmiało zdanie taty kiedy wspominał dawne wyjazdy w te rejony Hiszpanii. Faktycznie, w Lugo schodzimy na mniej pagórkowaty teren. Pojawia się typowa, bujna, nadatlantycka roślinność o charakterystycznym, głębokim odcieniu zieleni.
W końcu wjeżdżamy do A Coruny. Miasto słynie z nietypowych przejść dla pieszych (kiedy wpiszecie w grafice w Google nazwę miasta to na 100% ukaże się Wam zdjęcie jednego z nich).
Dojazd do miejsca rozładunku prowadzi typowymi dla miast krajów południa uliczkami. Jazda nimi ma jednak swoje plusy – często można spotkać na nich takie okazy jak ten Pegaso serii B. Na terenie samej firmy miałem okazję przyjżeć się dobrze jeszcze starszemu modelowi, kultowemu „Cabezon”, które w latach 60’tych zakupił również nasz Pekaes. Terminowy wyładunek następnego dnia.
Po rozładunku kierujemy się do miejsca załadunku powrotnego. Następnego dnia (piątek) mamy ładować maty dachowe do kraju. Do Vitori jedziemy dokładnie tą samą trasą. Ciekawostką jest fakt, że od Burgos do A Coruny i z powrotem do Burgos nie spotkaliśmy ani jednego zestawu z Polski!
Załadunek odbywa się punktualnie, razem z nami ładuje jeszcze jedno polskie auto – XF z Mostostalu.
Masa ładunku: ok. 19 000kg
Masa zestawu: ok. 34 000kg
Przejazd do Irunu znowu odbywa się w padającym deszczu. Można zapomnieć o cieple znad Atlantyku. Tym razem przez kraj Basków jedziemy w dzień. Przed Iruenem tankujemy – Hiszpania ma stosunkowo niską cenę paliwa. Na zjazdach warto korzystać z Optibrake’a.
Od Irunu do Francji jedziemy dokładnie tą samą trasą. Tym razem Paryż podbijamy za dnia.
Na koniec dwa miłe akcenty – Lotnisko Orly i przetaczany nad autostradą samolot oraz słynny TGV.
W niedzielę robimy dobową pauzę w zachodnich Niemczech, a w poniedziałek meldujemy się w Słubicach.
Przebyta odległość: ok. 5700km
Średnie zuzycie paliwa: ok. 32l/100km