Podbijam temat, zamiast zakładać nowy, gdyż warty jest dyskusji.
Sytuacje, do których dochodzi przy zwężeniach do jednego pasa ruchu, których w Polsce nie brakuje doskonale uwypuklają chamstwo i prostactwo naszych rodaków.
Przykro to mówić, ale sytuacje, jakie napotykam ostatnio niemal codziennie dotyczą głównie kierowców "tirów" i pomimo, że staram się zawsze stać po drugiej stronie barykady, tracę do wielu szacunek. Bo wielu pasuje idealnie do stereotypu kierowcy - buraka.
Tak się składa, że poruszam się drogami DK1 (Tychy-Bielsko) i S1 (Bielsko-Cieszyn), na których to jest teraz sporo zwężeń.
W czym problem?
Ano w tym. Podróżujemy drogą ekspresową z prędkością 120 km/h, nagle wyłania się nam stau na lewym pasie, czasem więcej niż kilometr przed zwężeniem i nie ma w tym krzty przesady. Prawy pas jest absolutnie wolny.
Jako narodowy cwaniak, morderca i [wycenzurowano] kontynuuję jazdę prawym, pustym pasem. Nagle dochodzi kolejny element układanki, pojawia się trzeci pas (rozbiegówka dla pojazdów wjeżdżających na drogę ekspresową). Co robią zawodowi kierowcy "tirów"? Nie wykorzystują swojej drogi rozbiegowej (dobre pareset metrów), ale od razu dumnie wbijają się do stau, blokując prawy pas, tak aby nikt się nie przecisnął i czekając na wbicie się na lewy.
Co nimi kieruje? Czy są aż tak uczciwi, że nie chcą wykorzystać nawet swojej rozbiegówki aby przemieścić się w kierunku zwężenia? Takie zachowanie powoduje wielki korek na wjeździe na ów drogę, daleko wysuwający się na drogę, z której kierowcy zjeżdżają.
Co robi cwaniak jak ja, przeklinany na CB? Omija tałatajstwo pasem rozbiegowym (tu już z pewnego punktu widzenia jest przesada z mojej strony) i jadę przed siebie, grzecznie czekając aż ktoś mnie wpuści.
W międzyczasie omijając kolejne pojazdy prawym pasem, panowie dogadują się na CB i dochodzi do gwoździa programu. Pan kierowca tylko czeka, aż się zbliżę i gwałtownie wyjeżdża mi na prawy pas, uniknięcie zdarzenia zależy od mojego chwilowego refleksu.
Ta sytuacja była dość złożona, posłużę się przykładem typowych zwężek. Kiedy klasycznie kontynuuję jazdę swoim pasem omijając "sprawców zamieszania" zdarzają się też kierowcy dużych znacznie bardziej "cywilizowani", oni nie są oczywiście burakami, nie spowodują zagrożenia, dumnie kierują ruchem, bo są przecież lepsi. Uprzednio wcześniej obserwując lusterka i nasłuchując CB zjeżdżają na oś jezdni, jadąc dwoma pasami, tak aby mieć pewność, że nikt się nie przeciśnie.
Czy ktokolwiek może mieć wątpliwości dlaczego właśnie ta grupa kierowców jest tak przeklinana? Dlaczego 8/10 takich zachowań to domena ów kierowców?
Dlaczego to właśnie oni się tak zachowują, rzekomo ci świetnie znający pojęcie zamka błyskawicznego, rzekomo poruszając się po całej Europie, gdzie w niektórych przypadkach stosowanie tej zasady jest wręcz wymagane przepisami?
Mam nadzieję, że rozwinie się ciekawa dyskusja.
Temat jest bardzo złożony i odpowiedź na pytanie dlaczego u nas tworzą się tak absurdalnie długie korki przed zwężkami jest wyjątkowo trudne.
Na dowód, że moje słowa nie są wyolbrzymione, mogę przytoczyć komiczną, acz typową sytuację, kiedy to pojazd przed nami, poruszający się z dużą prękością, widząc ów kilometrowy korek na lewym pasie, jest gotowy zrobić wszystko, aby stanąć ostatni w kolejce i zdążyć zmienić pas, nawet jeśli oznacza to bardzo gwałtowne hamowanie.
Bo po co będzie potem jak polecę dalej? Zlinczują mnie, nie wpuszczą.
"Niewpuszczanie" to kolejny problem, według mnie jednak nie jest skutecznym kontrargumentem, dlatego, że sprawna próba zmiany pasa, szczególnie przy wykorzystaniu jakiejś luki nie jest problemem, a ewentualne oczekiwanie na normalnego kierowcę, który wpuści i tak jest 10x krótsze niż stanie w "peletonie".