Zachęcony w tym temacie:
viewtopic.php?f=43&t=19519 , że komuś podobają się takie opowieści z życia wzięte, w miarę przypominania sobie będę tu wrzucać różne prawdziwe zdarzenia.
Jakiś czas temu zachciało sie spróbować międzynarodówki, na początek
delikatnie - Słowacja. Portki pełne ze strachu a okazało się, że to zajebiście
wielka Jelenia Góra a ludzie mówią dziwną gwarą i są niezwykle sympatyczni - po
prostu bajeczka. Tydzień później na głębszą wodę - Dania. Na początek ekscytacja
- 1200km przed sobą, ciekawe czy da się z tymi ludźmi wogóle dogadać itp. We
Wrocku bach na autostradę, granica z Niemcami i dalej prosta autostrada, po
godzinie dalej autostrada, beton, i tak do krótkiej pauzy beton. 45 minut
odpoczynku i dalej beton, beton, beton, ocipieć można, zbliża się długa pauza,
na parking przy autostradzie 9 godzin snu, pobudka i znowu beton, beton,
beton.... Przynajmniej wiadomo dlaczego tak dużo jest Chińczyków - ktoś musi
wyważać tą ilość betonu wylanego w Dojcze na autostrady, żeby kręcąca się Ziemia
nie wypadła z orbity. W końcu Dania. Udało się rozładować dość szybko trzy
punkty mimo, że ichniejszy język nie pozwala nawet na chwilę zrozumieć o co im
chodzi. Niektórzy pomagali sobie niemieckim ale to też czarna magia, na
szczęście gdzieniegdzie znali angielski.
Po rozładunkach 11 godzin pauzy i o 1,30 w nocy trzeba wracać (ło boziu jak ten
beton przetrwać!!). Droga nie idealna ale prawie, do tego fajnie kręta, ładunek
powrotny to pszczoły luzem tak więc silnik do odcięcia i bajeczka. 300 metrów
przed autostradą silnik stop. Dookoła tylko łąki i krowy, kabina w górę, niby
wszystko jest ok a nie pali. Ciemno totalnie, na gps do domu 1027km, nic się nie
wymysli trzeba iść spać. Rano pobudka, kabina w górę 8 godzin próby uruchomienia
i nic. Serwis przyjechał na drugi dzień pod wieczór, choć pani z centrum
serwisowego zapewniała co chwilę, że już jedzie. Robili do 2 w nocy, wkońcu
spakowali manatki i co udało się ich zrozumieć to, że nie potrafią na drodze
naprawić trzeba holować. Holownik przyjechał półtora dnia później w niedzielę.
Cztery dni na drodze. Picie się kończyło, bateria w telefonie padała a z braku
prysznica samopoczucie gorzej niż złe.
Holownik zaholował pod serwis i odjechał. Zrobiło się szarawo, co ciekawe w Dani
przez całą noc nie było tak do końca ciemno, udało się znaleźć kran z wężem przy
myjni samochodowej. Siódme niebo! Szybko ciuszki precz i mimo, że woda lodowata
a pogoda w danii zdojona na maksa szybki prysznic i spać. Rano przyszli
serwisanci i do południa naprawiali auto i wkońcu można było wyjechać do domu.
Jeszcze tylko dwa dni betonu i wkońcu ukochana Polska.
p.s. Szefostwo nie zostawiło mnie na lodzie a trzeciego dnia przyjechali do Danii.