Jako, że miałem za dużo czasu dzisiaj w ramach odpoczynku od pracy przed komputerem (Hehehehe) postanowiłem zrobić porzadek w starych zdjęciach i powrzucać na youtuba filmiki z czasów, kiedy byłem młody, piękny, szczupły i jeździłem ciężarówką dla firmy Hebrides Haulage z siedzibą w Stornoway na wyspie Lewis. Niektóre filmiki już tam były, ale dzisiaj dorzuciłem ze 40.
(Przyznam szczerze, że troche mnie zainspirowały te blogi niektórych kolegow, które mozna zobaczyć w innym wątku. Moje filmiki żadnymi blogami nie są, na jednym bodajże coś tam mówię do widza, ale myślę że przez egzotykę tak pięknych okolicznosci przyrody jak i specyfiki pracy na takim odludziu mogą niektórych zainteresować.)
Do moich obowiązków należało jeżdżenie dookoła komina z bazy w Glasgow przez dwa dni w tygodniu, a pozostałe trzy to była wyprawa na ciąg połączonych groblami wysp Berneray - North Uist - Benbecula - South Uist - Eriskay (oraz kilka mniejszych). Zazwyczaj wyjeżdzałem w środę rano jadąc wzdłuż Loch Lomond, przez Glencoe, Fort William, Spean Bridge, Kyle of Lochalsh i Skye Bridge, Portree do Uig, gdzie wieczornym promem przeprawiałem się do Lochmaddy. Tam cały czwartek spędzałem na rozwożeniu towarów po wyspach (przy czym mniejsze paczki przejmował ode mnie tambylec z Iveco Daily) i w piątek o świcie wracałem promem z Lochboisdale na South Uist do Oban (co zajmowało od 5 do 7 godzin) a następnie wracałem (około 3 godziny jazdy) do Glasgow.
Moja typowa trasa wyglądała więc tak:
http://goo.gl/maps/wuAoa
Czasami kiedy było luźniej udawało się wyrobić na popołudniowy prom czwartkowy z Lochmaddy do Uig i do Glasgow wracałem w piątkowy ranek (ze spaniem po drodze).
Ciężarówki na tą trasę były dwie, oba DAFy CF, jeden 18 tonowe pudełko o długości 7,5 metra, drugi 26 tonowy o długości 10 metrów. Kabiny sypialne na dachu ze względu na to, że za promy płaci się i od masy, i od metra bieżącego pojazdu
Auta były wysokie na ok. 4.2 metra, więc w takim kurniku potrafiło bujać. Pamiętam raz podczas sztormu kiedy musiałem zostać na wyspach o dzień dłużej bo nie pływały promy tak dawało do pieca, że dostałem choroby morskiej (na wyspach praktycznie nie ma drzew ani wysokich budynków, żeby się za nie schować) że wziąłem śpiwór i poszedłem spać na terminal portowy (będący de facto małą chatką na nabrzeżu).
Popracowałem tam pół roku, po czym zwolniłem się, bo dostałem ofertę jazdy po całej Europie, gdzie po miesiącu mi podziękowali, bo stwierdzili, że Rumuńscy podwykonawcy wyjdą taniej i zostałem na lodzie, ale to inna historia.
Praca była ciężka, mnóstwo pracy fizycznej (auto miało winde, ale mało gdzie mieli asfalt, więc bujanie palet na paleciaku odpadało), pieniądze małe, ale szef złoty człowiek, który płacił tyle co mógł (to bardzo trudny rynek, wozi się tam wszystko, bo nikt tam nie jeździ, ponieważ promy są piekielnie drogie a ładunki zwykle ma się tylko w jedną stronę, bo stamtąd przywozi się praktycznie tylko ryby i małże, a na to potrzeba chłodni). Więc w praktyce jechało się na wyspy załadowanym po sufit (dosłownie: na dół szły palety i maszyny rolnicze, na to meble, na to większe paczki, na to mniejsze - i trzeba potem było od tyłu to wyładowywać w odpowiedniej kolejności, bo jakby się odpięło firankę to by się wszystko po prostu wysypało) a wracało na pusto. Człowiek młody był i głupi, to dymał tym sprzętem non stop na kagańcu
Specyfika pracy była wspaniała - na całej tej grupie wysp żyje niecałe 2000 osób, to juz po kilku tygodniach praktycznie znało się wszystkich ważnych ludzi (jak sklepikarzy, szefa elektrowni przypływowej, warsztat samochodowy itd). Klimat - niesamowity. Na przykład każdy kto kiedyś płynął promem z Dover wie, jaka tam jest masakra. Tutaj przyjeżdżałem sobie wieczorkiem, gdzie lokalny dziadek klozetowy czekał na mnie z zamknięciem toalety, żebym mógł wziąć prysznic. Parkowałem ciężarowkę w porcie i szedłem spać. Rano prom odpływał o 7:30, o 7:10 stukanie do drzwi mnie budziło, o 7:20 podchodził pan z obsługi terminalu portowego z kubeczkiem kawy i biletem w ręku a wjeżdżając na prom 5 minut później oddawałem mu kubeczek z podziękowaniami.
Nie było też problemu aby wziąć ze sobą moją ówczesną dziewczynę czy jakichś przyjaciół w trasę, więc parę ludzi (wliczając w to autostopowiczów) ze mną się tam zabrało. Kolejną zaletą było to, że zasięg sieci komorkowej wtedy był tam tylko w niektórych miejscach, więc umiejętnie parkując miało się spokój od szefa
Generalnie bardzo miło wspominam te czasy, pomimo że robota była piekielnie ciężka.
Spoiler alert:
Wśród filmików znajdziecie: Owce, mnie w rowie, więcej owiec, jazdę 18 tonówką po atlantyckiej plaży w świetle zachodzącego słońca, jeszcze więcej owiec, oswojonego baranka, owce, mijanki na single carriage way, owce, sarny, jagniątka, owce oraz owce. W rolach drugoplanowych występują owce. A także autobus Autosan który aż tam udało się wyeksportować. Jeśli chodzi o same filmiki, to Oskary mi nie grożą, ale idę o zakład, że drugiego Polaka z takimi doświadczeniami nie znajdziecie, więc na bezrybiu i rak ryba
Więc jeśli ktoś z Was także ma za dużo czasu, to zapraszam, ułożyłem je wszystkie w playlistę:
http://www.youtube.com/watch?v=yyrw3MnK ... _-ZFbEbq0R
Życzę miłego oglądania